Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.834 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita
Artur Patek, Jan Rydel, Janusz J. Węc (red.) - Najnowsza Historia Świata tom 4 1995-2007
Julio VALDEÓN BARUQUE, Manuel TUŃÓN DE LARA, Antonio DOMINGUEZ ORTIZ - Historia Hiszpanii

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
[K]ażdy, kto robi coś rozsądnego - ponosi odpowiedzialność. Większość ludzi usiłuje w ogóle nic nie robić...
 Religie i sekty » Islam » Krytyka religii

Obyczaje muzułmanów - ramadan w Algierii [1]
Autor tekstu:

Kilka fragmentów wyjętych z mojej książki „Muzułmanie, islam i ja. Wspomnienia kooperanta z Algierii 1986-1990".

Drugi dzień mojej pracy w Annabie (wschodnia Algieria). Przedstawiciel Centrozapu pan P. zawozi mnie i geodetę Witka do firmy Realsider (nazwa urobiona od Przedsiębiorstwa Realizacji Budowy Huty w Annabie). Ponieważ budowę huty już dawno zakończono, przedsiębiorstwo się usamodzielniło i zajmuje się głównie budową osiedli mieszkaniowych w Annabie i okolicy. Jedziemy do Dyrekcji Generalnej. Jest pierwszy dzień ramadanu (oni nazywają to „karem") . Nie wolno palić ani jeść przy Arabach.

Pan P. ma nas komuś tam przedstawić. Siedzimy godzinę w samochodzie, ale ze spotkania nic nie wychodzi. Z czasem przekonałem się, że w Algierii nigdy ustalone terminy spotkań nie były przestrzegane. Postanawiamy pojechać do Departamentu, w którym mam pracować. Wjeżdżamy na plac do mojej firmy transportowo-sprzętowej. I w tym momencie mój dobry humor pryska, a mina ogromnie się wydłuża. Samochody osobowe, ciężarowe, koparki, spychacze, ładowarki, kompresory, dźwigi i inny sprzęt — marki, których na oczy nie widziałem. Nazwy francuskie, japońskie, włoskie i niemieckie — nie będę cytował....

Dzień trzeci. Do pracy zabrałem bagietkę posmarowaną masłem, dwa jajka na twardo, dwa pomidory i litrową butlę gazusa (woda gazowana lekko słodzona). Potem, było to moje, codzienne aż do znudzenia, drugie śniadanie w pracy. W okresie „karemu" jedliśmy swoje śniadania w szatni, gdy Arabowie o godz. 13-tej szli na modły.

Dostaję zadanie testowe. Wymiana głowicy w kompresorze napędzanym silnikiem Diesla — mercedesem. Silnik czterocylindrowy, rzędowy z pompo-wtryskiwaczami. W kraju i Energopolu nie było jeszcze tak nowoczesnego silnika. Nie znałem go, ale dość szybko rozpracowałem. Raźno wziąłem się do pracy. Dwóch pomocników po godzinie gdzieś przepadło. Na hali też nie było widać mechaników. Zyga pracował sam przy koparce Poclain.

Odkręcam śruby i wściekam się. Pobiegłem do kierownika hali. Trafiłem na brygadzistę Khaleda. Potężne chłopisko, czarna grzywa, czarne brwi jak u chrabąszcza, waga około 110 kg, wzrost 185 cm. Swoim wyglądem i posturą wzbudza grozę. Pewnie potomek Turków. Zapytałem o pomocnika Benali. Powiedziałem, że już trzeci dzień z rzędu uciekają mi pomocnicy. Khaled odpowiedział: poczekaj zaraz to załatwię. Zdjął węża ze ściany, odkręcił kurek i zaczął lać wodą po deskach przykrywających kanał. Wyskoczyło z niego kilku przemoczonych mechaników. Brygadzista zarykiwał się ze śmiechu. Znalazł się też mój pomocnik.

W pewnym momencie podszedł do mnie kancelista Lemi i zagaił: Michel - zapalisz? Mówię — chętnie, ale jest „karem" i musimy schować się w szatni. Pieprzę te zwyczaje, odpowiedział. Zapaliliśmy za maszyną, hala i tak była pusta. Kto chciał, mógł zobaczyć smugę dymku papierosowego ulatującego w kierunku otwartej bramy. (Lemi był Kabylem, wśród których nie wszyscy są muzułmanami).

Fragment listu nr 2, Annaba 23.5.1986.

Tydzień, który minął, był dla mnie bardzo pracowity. Dostałem do roboty wymianę silnika (V8) w potężnej ładowarce Harvester. Ponieważ Arabowie, jak Ci już o tym pisałem, są w ciągu dnia bardzo osłabieni (ramadan), całą robotę praktycznie wykonywałem zupełnie sam, bez pomocnika. Ale to nieważne. Przez ostatnie dwa dni wyciągałem ten silnik z maszyny, w tempie — jak określają to Arabowie — „doucement" (franc. powoli). To słowo się u nich stale powtarza. I chyba mają rację — bo przy tak wysokich temperaturach nie można pozwolić sobie na zbyt energiczne ruchy. Temperatura dochodzi do 33 stopni, nie wiem ile w słońcu. Ręką nie można dotknąć blachy w maszynie stojącej na słońcu — można się oparzyć, co mi się też zdarzyło....

Fragment listu nr 3, Annaba, 30.5.1986.

Wieczorem po 19. pojechałem z Grzesiem do miasta. Nadal ramadan. Muzułmanom wolno jeść dopiero po zachodzie słońca. Telewizja i radio codziennie podają dokładną godzinę z minutami, od której i do której można już jeść. Dzisiaj wypada na godzinę 19.43 do 3.14. Codziennie później o jedną minutę. A więc jutro w Annabie o 19.44, pojutrze o 19.45 itd. Do odpowiednio 3.14, 3.15, 3.16. W Algierze później o jakieś 15 minut, a w Oranie to prawie o pół godziny. Gazety i telewizja podają tabele z czasem „karemu" dla wszystkich ważniejszych miejscowości w Algierii. Grzesiek jechał na zakupy części radiowych i telewizyjnych, a mnie chciał pokazać Annabę w noc ramadanową, gdy już wolno jeść. Jeszcze kilka minut przed 19.43 główna aleja w mieście — le Cours de la Revolution — pusta. Biegały po niej tylko dzieci. Im wolno jeść. W oknach i na balkonach ludzie. Z chwilą, gdy punktualnie o 19.43 muezzin rozpoczął swój śpiew ludzie znikli z balkonów i okien. Pewnie rzucili się do stołów i papierosów. Wielkie żarcie. W tym też momencie fundnęliśmy sobie z Grzesiem po małej czarnej i papierosku. Rozkosz. W ciągu pół godziny le Cours zrobił się strasznie zatłoczony. Kawiarenki i sklepiki pękały w szwach. Spacerowałem z Grzesiem po różnych bocznych uliczkach i zakamarkach miasta. Mnóstwo kafejek i sklepików. Jak w Paryżu, wszystkie frontowe ściany budynków na parterze to sklepiki, kramiki, restauracyjki i kawiarenki. Paryż, tylko że w dużo gorszym wydaniu. Ponieważ Grzesiu mówi dużo i szybko swoją mieszanką kabylsko-arabsko-francuską i jest brunetem, Arabowie biorą go za Kabyla. Około 21. na głównym deptaku tysiące ludzi. A jeszcze dojeżdżają tajary (arab. samochód) — osobowe, autobusy i furgony- wszystko co w całym wilajacie (województwo) może się jeszcze jako tako przemieszczać. Obok luksusowych samochodów (mercedesy, renault, peugeuot, toyota, mazda) stare trzydziestoletnie rzęchy. Auta z lat 1955-60. To jeszcze jakoś jeździ. Niestety jednego citroena, chyba z 54 roku, rodzina musiała dopchać do centrum. Tutaj, jak się okazuje samochody są długowieczne, bo nie korodują. Arabowie jeżdżą bardzo źle, nieodpowiedzialnie, pchają się na trzeciego, nie sygnalizują zmiany pasa ruchu, Widziałem też faceta, który linię ciągłą wziął między koła i tak jechał autostradą — pewnie myślał, że tak ma być, na moje uwagi migowe, odpowiadał odpowiednim ruchem dłoni „u żbik" (o co ci chodzi), jeszcze klepał się przy tym wymownie w czoło, myśląc brzydko o mnie. Samochody, te starsze, z pewnością niesprawne, fatalne hamulce, źle ustawione światła. Niestety są też trupy. Wczoraj byłem świadkiem zderzenia dwóch samochodów i motoroweru. Razem trzy trupy. A było sucho! Strach pomyśleć co by było przy gołoledzi, jak to bywa w Polsce. Totalna, publiczna kasacja całego tego feraju (franc. złom).

Ludzie zjeżdżali z różnych okolic. Ubrani odświętnie, domyci i ostrzyżeni. Ubrania niby czyste, ale jakieś dziadowskie, niedopasowane i niedoprasowane. Na deptaku rżnęły dwie orkiestry wzmocnione „aparaturą co ma tysiąc wat". Śpiewy arabskie. Przed kafejkami, na chodnikach mnóstwo krzeseł. Mężczyźni żywo rozmawiają, ze szklaneczek popijali małymi łyczkami kawę i kopcili papierochy. Zauważyłem jednego osobnika pod wpływem narkotyków. Mnóstwo śmieci, papierów, worki plastikowe ze śmieciami wystawione przed sklepikami. Koty i dzieci. Wrzaski i brud. Kilka małżeństw ubranych po europejsku. Całe kohorty rodzin arabskich. Kobiety w czerni, w chustach, z białymi dzierganymi serwetkami na twarzy, poniżej oczu, nad nosem i ustami. I po co ta maskarada — pomyślałem. Razem wrażenie bardzo dużego odpustu w bardzo dużej wsi.

Fragment listu nr 4, Annaba, 8.6.1986.

Wracam do nieśmiertelnego tematu ramadanu. W pracy wypytywałem robotnika, jak to wygląda u niego w rodzinie. On około 30 lat, dziecko 3 lata. Żona kupiona za 30.000 DA (ale jak mówią specjaliści żon się nie kupuje, ale daje wiano — ja nie widzę różnicy). Ceny od 30 do 70 tys. dinarów plus dopłata dla rodziców dziewczyny, około 10 do 15 tys. dinarów. A na przykład cena samochodu klasy fiat 125p lub porównywalne renault 9: cena państwowa 30 tys. DA (ale nie kupisz, bo brak), a na czarnym rynku 80 do 100 tys. DA. Ramadan: mój robotnik o nazwisku Ben Couche — zaczyna jedzenie wieczorem o 19.43, je bardzo szybko, prawie równocześnie zapala pierwszego papierosa, dalej je, ogląda telewizję, dalej je i pali jednocześnie. Po jedzeniu (a je kuskus), kawa, ciasto i dalej pali. Podczas jedzenia często usypia z papierosem w ręce. Twierdzi on, że do godziny 24. wypala paczkę papierosów. Potem drzemie. Przed świtem modlitwa dwie godziny. Do pracy przychodzi raczej zmęczony. Źle to widzę. Jest to durne i niedorzeczne.

Fragment listu nr 44, Algier, 12.6.1987.

.....Byłem dziś z Jurkiem nad morzem. Plaża zapełniona ludźmi po horyzont. Tłumy. Było fajnie. Dwa razy chlupnąłem do wody. Kolor morza seledynowy. Wracając narwałem z czyjegoś żywopłotu wiązkę ślicznych niebieskich kwiatów. Nie znam nazwy. Kształt dzwoneczków, kolor fiołkowy z białymi pręcikami. Wstawiłem do wazonu, który kupiłem po drodze. Chouette (ślicznie). Jutro też na cały dzień idziemy z Jurkiem na plażę. Dzisiaj poczytam sobie jeszcze życiorys Mahometa. Nie będą mnie muzułmanie molestowali już więcej głupimi pytaniami i opowieściami. Niech się któryś tylko wychyli, to zmiotę go z ziemi i skompromituję......

P.S. Byłem w Annabie. A było to tak. Ramadan w tym roku miał się skończyć 28. lub 29. maja. Dlaczego lub? Bo panowie duchowni, w białych turbanach, powiedzieli w telewizji, że skończy się ramadan, jeśli oni po zachodzie słońca, 28. maja zobaczą sierp księżyca. Coś mi się wydaje, że fazy księżyca to się oblicza, niekoniecznie ogląda. Taką mają głupią tradycję. (Nie raz miałem w Polsce kalendarz z wydrukowanymi na każdy dzień fazami księżyca oraz podanymi co do minuty wschodem i zachodem księżyca. Nic z tego nie rozumiałem). Jakaś kolejna głupota w tej religii. Może pamiętasz Oluniu, jak w ubiegłym roku w Annabie, muzułmanie mieli ten sam kłopot i nie potrafili określić końca ramadanu. Nieuleczalni. W dwudziestym wieku, gdy ludzie chodzą po księżycu, gdy statki kosmiczne łączą się w przestrzeni okołoziemskiej z dokładnością do jednego milimetra, uczeni muzułmańscy nie umieją określić końca karemu. Zgaduj-zgadula i kompromitacja. A mnie tłumaczą wyższość islamu nad innymi religiami! Zależało mi na tym, by ramadan przedłużył się jeszcze o jeden dzień, bo wtedy oprócz czwartku i piątku miałbym jeszcze wolną pracującą sobotę. Zawsze na zakończenie ramadanu jest wolny dodatkowy dzień. No więc „uczeni mężowie muzułmańscy" nie wiedzieli, czy będzie koniec, czy nie ich karemu.

Od trzech miesięcy w Annabie, u Mariana, leżały jeszcze moje rzeczy, Zbyszek z Centrozapu chciał wyczyścić magazynek z części do malucha, bo definitywnie zjeżdżał do Kraju — dla mnie gratka niesamowita, warta największych poświęceń.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Obyczaje muzułmanów
Małpa wzgardzona

 Zobacz komentarze (5)..   


« Krytyka religii   (Publikacja: 14-09-2007 Ostatnia zmiana: 18-12-2010)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Michał Christian
Publicysta, autor książki "Muzułmanie, islam i ja" (2007)

 Liczba tekstów na portalu: 5  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Opowieści polskiej położnej pracującej w Algierii
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5556 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365