|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Ateizm i Ateologia » Filozofia ateizmu
Ateizm semiotyczny Autor tekstu: Mateusz Banasik
W niniejszym
artykule opowiem pokrótce czym jest ateizm semiotyczny. Uważam, że z wielu prób
przeciwstawienia się poglądom teistycznym, argumentacja oparta na zanegowaniu
wartości poznawczej słów religii jest najbardziej uczciwa intelektualnie, a przy tym z miejsca usuwa bezpłodne polemiki z wierzącymi, którzy z uporem
maniaka potrafią imputować ateuszowi, iż ten „wierzy w nieistnienie
boga". Pomijając tę korzyść praktyczną, analiza języka teistycznego to
rekonstrukcja u źródeł motywacji, przekonań i sposobu myślenia osób, które
uważają, iż jest na tym świecie pewna siła, która determinuje nasze życie, a której powinniśmy bezwzględnie zawierzyć. „Granice mego języka są
granicami mego świata" mawiał Wittgenstein. Zgodnie z tą myślą, nie
muszę szukać przedmiotu teistycznego kultu — wystarczy, że wykażę, iż
sami wierzący nie wiedzą, o co im tak naprawdę chodzi.
Nie należy
absolutnie traktować tej refleksji jako „całościowej wykładni" poglądów
ateusza semiotycznego. Zadanie, jakie przed sobą postawiłem, ma tylko zarysować
główne założenia tego nurtu i prostą ich obronę. Na ten temat napisano już
wiele grubych tomów, a dyskurs wciąż trwa.
Czym jest
ateizm semiotyczny? Najprościej rzecz ujmując jest to pogląd, który przez
analizę języka religijnego, a w szczególności pojęcia „bóg" stwierdza,
że jest ono pozbawione sensu, a zatem żaden z wierzących nie rozumie, do
czego tak naprawdę składa swoje modły. Taka teza, jeśli okazałoby się, że
nie da się jej sfalsyfikować, ma bardzo doniosłe konsekwencje. Bowiem w takiej sytuacji przekonania religijne ludzi na całym świecie okazałyby się
pseudoprzekonaniami. Wszelkie treści religijne okazują się być tylko pustą
recytacją; co więcej, logiczną konsekwencją tezy semiotyków jest upadek
moralności zbudowanej na religii — wierni myślą, że mają wzorzec postępowania
etycznego przekazanego im przez absolut, podczas gdy jedynie posiłkują się
dyskursem filozoficznym myśli świeckiej. Okaże się, że religijne
napomnienia moralne to tylko gesty i ceremoniał bez żadnej głębszej
intelektualnej refleksji.
Na jakiej
podstawie ateista semiotyczny uważa, iż zdania religii pozbawione są sensu?
Otóż nie dają się one pogodzić z tzw. wymogiem Hume’a. Brzmi on następująco:
„Słowo ma znaczenie poznawcze wtedy i tylko wtedy, gdy odnosi się, bezpośrednio
lub pośrednio, do doświadczenia. Rozumiemy je, gdy potrafimy go użyć w zdaniu rozstrzygalnym przez doświadczenie."
Jak widzimy, nie sposób
odnieść wyrazu „bóg" do doświadczenia, ani w sposób bezpośredni ani pośredni.
Weźmy bowiem jeden z wielu opisów tej tajemniczej istoty, sformułowany przez
Sobór Watykański I :
„Święty, katolicki, apostolski, rzymski Kościół wierzy i wyznaje, że
jeden jest Bóg prawdziwy i żywy Stwórca i Pan nieba i ziemi, Wszechmogący
Wieczny, Niezmierzony, Nieograniczony, Nieskończony pod względem umysłu, woli i wszelkiej doskonałości. O tym Bogu będącym jedyną pojedynczą, całkowicie
niezmierzoną i niezłożoną substancją duchową należy głosić, że jest różny
od świata w samej rzeczy i w swej istocie, i że jest najszczęśliwszy i niewypowiedzianie wyniesiony ponad to wszystko, co oprócz Niego istnieje i może
być pojęte".
Autorzy tego opisu wskazując, iż ten byt jest "różny
od świata w samej rzeczy i w swej istocie" jasno dają do zrozumienia iż
jest to byt nadnaturalny, transcendentny i jako taki nie może być określony w doświadczeniu. A ponieważ wymóg Hume’a stawia wyraźne kryterium logicznej
sensowności słów, więc bazując na nim musimy odmówić wyrazowi „bóg"
jakiejkolwiek wartości poznawczej — nie masz w doświadczeniu desygnatu
(odpowiednika) wyrazu „bóg".
Takie
stawianie sprawy może spotkać się z oczywistym zarzutem — dlaczego tylko
tym kryterium oceniana jest sensowność słów? Czy nie istnieją
pozaempiryczne przesłanki pozwalające na przyznaniu słowu „bóg" wartości
poznawczej? Istnieje przecież wiele wyrażeń sensownych, choć kryteria
rozstrzygania ich kontekstów zdaniowych są nieempiryczne.
Jednakże w całej
dotychczasowej religijnej biblioteczce ludzkości nie znajdziemy dwóch
jednakowych kryteriów pozwalających rozstrzygnąć nasz spór! Począwszy od
wielości religii istniejących na ziemi, skończywszy na niezliczonej ilości
filozoficznych koncepcji boga — każdy z tych opisów jest inny, jak dotąd
nie udało się wypracować jednego, zbieżnego stanowiska. Ponadto nie mamy żadnego
wzorca, z którym moglibyśmy skonfrontować nasze aprioryczne rozważania. Można
zaryzykować stwierdzenie, że tylu bogów ilu ludzi stąpa po tej ziemi. W tym
położeniu nie sposób mówić o kryterium — nie mamy żadnej instancji
rozjemczej, która mogłaby okazać poprawność lub fałszywość naszych rozważań.
Dlatego też spokojnie możemy orzec, że jak dotąd jedyną metodą pozwalającą
jednoznacznie ocenić czy mówimy z sensem czy nie, jest ścisłe zastosowanie
wymogu Hume’a — odnoszenie naszych słów do doświadczenia.
Oczywiście,
wymóg Hume’a jest tylko hipotezą, nie da się jej jednoznacznie potwierdzić.
Przede wszystkim z tego powodu, iż wyrażeń językowych jest nieskończenie
wiele i może się tak zdarzyć, że jednak do niektórych z nich nasz wymóg
nie ma zastosowania. Można więc spokojnie utrzymywać, że istnieją pewne
sensowne językowe wyrażenia, które nie spełniają wymogu Hume’a mimo, iż
na dzień dzisiejszy nie potrafimy takich wyrażeń podać. Jednakże hipotezę
tę możemy postarać się uwiarygodnić, tj. poddać ją testom, które miałyby
na celu sfalsyfikowanie jej. Tak też właśnie postępują obrońcy sensowności
słów religii — ścierają wymóg Hume’a z innymi poglądami, które mu
przeczą bądź zmieniają w znaczący sposób jego rozumienie.
Jednym z najczęściej
przytaczanych argumentów na obronę pozaempirycznego kryterium sensowności
wyrażeń jest doktryna dwóch pni poznania. Od początku dziejów filozofii,
zawsze istniało rozróżnienie na poznanie a posteriori, a więc założenie,
iż całą nasza wiedza bierze się z doświadczenia, jak również poznanie a
priori, a więc przed doświadczeniem — wiedza człowieka jest już w jego
umyśle od czasu narodzin. Jeśli więc okaże się, iż rzeczywiście człowiek
poznaje na oba sposoby, to wymóg Hume’a zostaje poważnie ograniczony -
zawsze można powiedzieć, iż bóg to byt aprioryczny, a więc słowo określające
ten byt jak najbardziej ma sens. Zdają się być na to przekonujące argumenty — przecież właśnie matematyka to omawianie czystego abstraktu, gdzie nie ma
ani grosza słów wziętych z doświadczenia.
Przyjrzyjmy się
jednak koncepcjom wiedzy apriorycznej. Część filozofów uważa, iż poznanie
to nie jest sensu stricte odbieranie rzeczywistości. Tę formę ludzkiej działalności
traktują oni jako skupiska tautologii czy za zespoły instrukcji wskazujących,
jaką formę mogą przybierać znaki pochodne, gdy już mamy jakieś znaki
pierwotne oraz jakieś reguły przekształcania znaków. W tym ujęciu, dowód
twierdzenia matematycznego to wskazanie łańcucha prowadzącego od aksjomatów,
ewentualnie twierdzeń już udowodnionych, dzięki dopuszczalnym w matematyce
formom przekształceń, do formuły, która nam łatwo przyszła do głowy. W takim ujęciu wymóg Hume’a pozostaje niezagrożony. Mamy bowiem wiedzę
aprioryczną zbudowaną ze znaków bez pokrycia w doświadczeniu, jednakże
wiedza ta dotyczy tylko składni niemych znaków, a dokładniej: żebyśmy mogli w ogóle powiedzieć, że coś ma odniesienie do doświadczenia, musimy mieć język w którym chcemy to wyrazić.
Inna grupa
filozofów twierdzi, że aby móc „uprawiać matematykę" potrzeba mieć
intuicję, jakieś przeżycia. Trzeba bowiem „wyczuć" np. liczbę naturalną,
żeby później utworzyć jej pojęcie, itd. Jednakże mamy tu do czynienia z doświadczeniem
wzbogaconym o zmysły inne niż wzrok, słuch, dotyk, itd., a mianowicie
wzbogaconym o intuicję. Mamy tu więc doświadczenie szerzej rozumiane. Nie może
ono jednak wprowadzić do naszego języka słowa „bóg" (a zarazem go
usensownić), ponieważ intuicjonistyczna koncepcja matematyki posługuje się
tylko niesensualnymi źródłami doświadczenia a nie nieempirycznymi.
Przeciwnik
wymogu Hume’a może też powoływać się na kłopotliwość znalezienia
kryteriów samego poznania empirycznego. Argumentuje się, że nie wiadomo, jaka
jest formuła sprawdzalności zdania empirycznego czy jego sensowności. Zauważmy
jednak, że jest to argument nie tyle przeciwko empiryzmowi sensu stricte, ale
przeciwko samej nauce. Wszelkie jej perypetie wskazywane przez jej przeciwników
mają pokazać, że nie jest ona sama w sobie doskonała, ale jest ułomna, a na
swej drodze do poznania napotyka rozliczne trudności. W szczególnym przypadku
byłby to argument pozwalający odrzucić wszelkie warunki sensowności słowa
odnoszące się do doświadczenia — tylko wtedy, gdyby malkontent wskazał
lepszy sposób zdobywania wiedzy o świecie. A takiego sposobu nie ma. Zwłaszcza,
że nauka nie deklaruje się jako „wszystkowiedząca" — wręcz przeciwnie,
przecież wiedza nasza jest skończona, a niewiedza — nieskończona, jak mawiał
Popper. Nie odrzucamy medycyny, choć ta nie zdefiniowała zadowalająco ani
zdrowia ani choroby. Nie odrzucamy, dlatego, że wciąż szukamy ulepszeń, a nade wszystko — bo nie mamy dla niej alternatywy.
Kolejną próbą
ominięcia wymogu Hume’a jest argument z doświadczenia religijnego. Ponieważ
jak napisałem we wstępie, nie zamierzam wchodzić tu w szczegóły, powiem
tylko, iż nie wiadomo czym miałoby być doświadczenie religijne. Jeśli
bowiem jakiś szczególnych uczuć miałby nam dostarczać pozarozumowy,
nieempiryczny byt, to musimy wcześniej wiedzieć, czym bądź kim ten byt jest.
Tego jednak nie wiemy, skoro byt ten jest nieprzedstawialny w doświadczeniu, w wyobrażeniach ani w pojęciach. Ciąży więc na takiej argumentacji błąd
logiczny ignotum per ignotum — nieznane przez nieznane.
Sposobów na
pozorne uchylenie bądź zniesienie wymogów Hume’a jest jeszcze kilka, ale
nie będziemy w tym miejscu nad nimi dumać — powyżej przytoczyłem te najważniejsze.
Warto dodać, że nawet usuwając na tę chwilę wymóg Hume’a, nie sposób
nie zauważyć, że metody opisywania bytu zwanego bogiem zawierają określenia,
które same w sobie są sprzeczne i nie mają określonego sensu. Mowa tu m. in. o „wszechprzymiotnikach", za pomocą których tak często opisuje się
przymioty absolutu. Wszechmoc upada w konfrontacji ze znanym od wieków
paradoksem kamienia (czy bóg może stworzyć kamień tak ciężki, że
niepotrafiłby go podnieść). Niektórzy tłumaczą to w ten sposób, iż
owszem, bóg może stworzyć absolutnie wszystko poza tym, co jest sprzeczne z logiką. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że tak rozumiana wszechmoc kłóci
się z intuicyjnym rozumieniem tego pojęcia. Takie stanowisko jest wyłącznie
arbitralne, i wcale nie musimy się na nie zgadzać.
Wniosek z naszych mini-rozważań jest taki: zdania religii nie są sensowne, są jedynie
obrazami, recytacjami bez żadnej treści. Teiści znajdują się w stanie
„mistyfikacji semantycznej", posługując się określeniem Bohdana Chwedeńczuka.
Następstwem tejże, bardzo ważnym dla ateusza jest fakt, iż w tym przypadku
do pojęcia „boga" wcale nie musi się odnosić, nie musi uzasadniać,
dlaczego w boga nie wierzy. Ta kwestia dla niego nie istnieje, może tylko po
kolei zbijać wszelkie próby teisty podania jakiejkolwiek sensownej definicji
boga.
Można
zastanawiać się tylko, dlaczego pomimo wielokrotnych prób demistyfikacji
wierzeń religijnych, wciąż tak liczne jest grono osób, które wciąż uważa
je za niosące pewne „wyższe" treści. Cóż, racjonalność logiczna
pewnych przekonań nie jest jedynym kryterium skłaniającym nas do ich
podzielania. Często towarzyszą nam motywacje pragmatyczne, jeśli uznajemy, że
wierzymy, bo daje nam to radość i nadzieję. I takie rozumienie zjawiska
religijności jest jak najbardziej w porządku — dlaczego jednak wierzący
oburzają się, gdy mówimy, iż wiara jest irracjonalna? Czyżby samo
chciejstwo istnienia boga podświadomie uważali za niewystarczające?
Bohdan Chwedeńczuk Przekonania religijne wyd. Aletheia, Warszawa,
2000r.
Artykuł opublikowany
na łamach Ateista.pl 14.02.2005 (ak)
« Filozofia ateizmu (Publikacja: 02-02-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5717 |
|