|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Tematy różnorodne tego widoku już nie ma [1] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Piszę wiersze-fotografie. I są jak zdjęcia uchwyconym w kadr fragmentem świata. Czasami nieostrym, czasami pełnym kontrastu, czasami kolorowym, czasem czarno-białym, bywa, że poruszonym, bo drgnęła mi ręka, bywa — sztucznym portretem, sztywnym, pozowanym, bo taki był mój zamysł. I, jak to fotografie, mogą się podobać… albo i nie! Wszystkie są dla dojrzałego czytelnika, skojarzenia są czasami trudne, odległe, dwuznaczne, są to po prostu obrazy dla oczu ludzi dorosłych. Zbyt niezrozumiałe dla dziecka, nieprzyzwoite dla młodzieży. Miejsce, data i linki są dodatkową informacją.
moje CVnie pamiętam dnia moich narodzin
ktoś powiedział mi kiedyś
że przyszłam na świat
stąd wnioskuję
że jestem wędrowcem
bagaż doświadczeń
gdy zbyt ciężki w drodze
zostawiam gdziekolwiek
biorę tylko jedną perłę w podróż
jak ten głupiec błazen clown der Narr
wystarczy mi kij tobołek
a do towarzystwa mam
wiernego z wielkim nosem i merdającym ogonem
psa
*niedaleko Sztokholmu, 16 czerwca 2008, skrót wiersza z 6 marca 2002*
Dla***
Napisałam panu wiersz...
Pan się śmieje?
Jak wtedy,
naprzeciw Imperii,
najgroźniejszej włoskiej kurtyzany.
(gołe piersi -
cesarz w jednej -
papież w drugiej dłoni)
Pies? Tak, on też był z nami...
wiatr tarmosił liście,
jezioro cicho mruczało a w platanach
wróble harcowały...
*Konstancja, 2 października 1998, na pamiątkę uroczego spaceru po Konstancji z****
krzywa przestrzeń
jest takie miasto nad rzeką
spętaną nastoma mostami
gdzie domy tańczą
czas zawisł w katedrze
schodami łamie się przestrzeń
kręcą się tam dwie ulice
dla ułatwienia nazwane tak samo
(ludzie wiedzą która gdzie)
umówiliśmy się na jednej
nie spotkali na drugiej
wszystkiemu winna ta kurwa przestrzeń
*Praga w listopadzie 1999*
Degustacja win
Win białych nie ma!
Są jak ślubne welony
wleczone przez pobielałe głowy
pełne wyblakłych marzeń o zdradzie.
Tym czerwieńsze są czerwone! W głębokich mrokach dojrzewające,
pod światło rzucają rubinowe błyski.
Z wyrafinowanych zapachów
układają się w niezwykłe bukiety.
Lista win jest długa.
Bogaty asortyment smaków. O milczeniu mówi etykieta.
Jestem Winna! Pij!
Nie, nie pij!
Smakuj!
*Zurich, 25 maja 2000, po spacerze ulicami Zurichu z Markiem Kondratem, znawcą win...*
czereśnia
czereśnia rosła blisko cmentarza
cmentarz ginął w lesie
las pokrywał wzgórze
na cmentarzu leżeli wyłącznie mężczyźni
do wojny dożyli najpiękniejszych lat
zaskoczyła ich tajemnica śmierci
więc na tej czereśni na skraju wsi Zakliczyn
siedziała moja młoda ciotka i rwała czerwone kuleczki
czasami pstryknęła pestką w stronę grobów
lądowały między równo wbitymi krzyżami a rozbuchanym zielskiem
na takim nasieniu rosną piękne owoce
śmiała się ustami pełnymi krwawej miazgi
powietrze drżało od brzęczenia owadów
z zadartą głową wchłaniałam zapach popołudnia i słowa o dziwnym znaczeniu
pokrzywy pachniały cierpko
dziś korzenie czereśniowych drzew ciotki
splatają się z kośćmi młodych mężczyzn z dawno pogrzebanej wojny
*Zurich, w czerwcu 2000*
Recenzja
W dniu, w którym przyszłość zawisła
pod znakiem zapytania:
golfsztrom rozpuścić ma się wkrótce w słodkich lodach Grenlandii
(już teraz śnieg przysypał
pół północnej Italii,
kolorowa Wenecja stanęła cała w bieli),
w ten dzień, który mieszkańców Seattle
powitał trzęsieniem ziemi, a Polska miała wygrać mecz ze Szwajcarami,
w ten dzień (dokładniej — w środę),
wybrałam się do kina:
"The Road Home", film chiński,
akcja za czasów Mao,
ona — prosta dziewczyna
on — uczony mężczyzna
ona — usta jak wiśnie
on — wiejski nauczyciel
czterdzieści lat ze sobą
na tle brzóz, a z nich wszystko,
szkoła i domy, i płoty wokół domów, i studnia, i chińskie koromysła,
nic nie wiedziałam o Chinach:
Marco Polo? proch? perły?
szlak jedwabny? porcelana? makaron?
chiński mur,
ponoć widoczny z Księżyca? i kilka znaków pisma
stawianych w pocie czoła?
A teraz ta dziwna miłość
wierna do końca życia.
*Zurich, 2 marca 2001*
kłótnia
falbanka mojego rękawa
utonęła w smaku al pesto
jedwab natychmiast wessał
zielony zapach bazylii
w odpowiedzi trąciłeś świeczkę
wosk ożył zanim zastygł w niepewną wróżbę na przyszłość
dokładnie w tej samej chwili w chaos wdarło się prawo
materia wpadła na materię
fala zderzyła się z falą
i cały kosmos zadrżał i odtąd układa się nadal
jak jeszcze nigdy nie było
*Zurich, 8 marca 2001*
tego widoku już nie ma
tego widoku już nie ma
jest nic jest powietrze
nikt już stamtąd nie patrzy na ziemię
nikomu widok nie zapiera dechu
a pamiętasz jak nam było radośnie tam w niebie
"you don't want to be down
when you are up"
Statua Wolności pozdrawiała z dołu
starożytni stawiali piramidy ze skały
zaklinali wieczność a my dla przyszłości
te dwie wieże ze szkła i metali
lekkie jak bańki mydlane
nieważkie jak dmuchawce
błyszczące i kruche
jak bombki na święta
tego widoku już nie ma
jak nie ma biblioteki w Aleksandrii
nieodpornej na boski ogień
jak nie ma przerwanych losów
w imieniu Allaha
jest żal jest zdziwienie
po nas zostanie nic
smutek i powietrze
*Świat, 11 września 2001*
pocztówka z Annapolis
wiewiórki buszują w liściach
wzniecając rdzawy kurz
w Annapolis tym rankiem
jesień więc Indian summer
słońce wśród starych róż
rozbłyska ciężkim złotem
uliczki grzeczne i słodkie
wzdłuż barwnych płotów i drzwi
mężczyźni z klasy wojennej
ćwiczą codzienny jogging w powietrzu drży deo gucci i zdrowy testosteron
na falach Chesapeake Bay
kładzie się długi cień
*Świat, 11 września 2001*
poezja na liściach kasztanowca
na liściach kasztanowca spisana
bywała zazwyczaj
poezja życia od wiosny do wiosny
nie wiadomo skąd ta zaraza
zżera liście na swój chory kolor
może z Francji mówią a może skądinąd
liście umierają wcześniej
zabierając z sobą
wspomnienie śpiewu ptaków i letnich spotkań na ławkach
i nowe zupełnie nowe słowa w słowniku na krakowskich Plantach
dżihad oraz fatwa
pisane z prawej strony w lewo
na liściach kasztanowca mogła
być poezja aż do teraz a jest jakaś inna prawda
*Kraków, 15 października 2001*
lotniska
i pomyśleć
kochałam lotniska
i to superczyste zuryskie i moskiewskie jak wyrzutnia kosmiczna z babuszkami w chustach
żegnającymi wyloty do nieba
niewyobrażalnie złą kawą
kto wie może ostatnią
bo powroty mniej pewne
niż niedźwiedzie
na ulicach
i wielkie paryskie z całkiem prawdziwymi
zajączkami w trawie
strugającymi marchewkę
na zdumionych oczach
pasażerów w szybkach
także i te jak przygoda z fantastycznych wypraw
Verne’a albo Wellsa
na samym czubku
maleńkiej wyspy Tortola
lub Saint Nicolas
a "Strach przed lataniem"
był tylko wymysłem
amerykańskiej writer
i pomyśleć
kocham nadal
*lot Kraków-Bruksela-Wenecja, 15 listopada 2001*
nowe opisanie świata
tramwajem, pociągiem, autem,
autem, samolotem, statkiem i oto miasto
gdzie orient i okcydent
stykały się złotem, wanilią, jedwabiem a trzech bogów prześcigało handlem
(choć mógł być tylko jeden
wtedy dwóch bywało diabłem)
wystarczy mała podróż w czasie i pogadać można z Marco w języku, którym mówił Dante
(Marco podróżował końmi,
na wielbłądzie, statkiem,
słoniem, osłem, na piechotę, znów na statku)
w starych weneckich zwierciadłach
majaczą duchy w czapkach i turbanach w zielonkawych lustrach zacieki i głębie
statkiem, samolotem, samolotem,
pociągiem, tramwajem i oto jestem z powrotem
w telewizji wojna okcydent kontra orient
satelitą, kablem, satelitą, światłem,
to bogowie grają o kolejną stawkę
(zostanie tylko jeden,
dwóch zabiorą diabli)
*Wenecja/Kraków w listopadzie 2001*
dzień miłosierdzia
mucha mocuje się z szybą. natrętne brzęczenie.
dla niej przezroczystość nie może być nieprzenikalna.
brak barw to powietrze. do latania.
głośne bezradne brzęczenie. niezrozumienie.
mucha. lato. niedziela. byłoby leniwie.
błonia blisko. ponad dwa i pół miliona wiernych.
mówi się wiernych. są tam dla jednego człowieka.
może dla jednego boga. tego dokładnie nikt nie wie.
dane niepoliczalne. ma być miłosierdzie.
jest gorąco. jest parno. jest pragnienie.
są długie kolejki do przenośnych toalet.
rzędem niebieskie klatki na jedną osobę.
każdy szybko wychodzi nie oglądając się za siebie.
ruch przywrócenia ubrania na wygodne miejsce.
ulice wokół błoń. i most na rudawie.
nieustanny ruch. jest przechodzenie
jednych w jedną drugich w drugą stronę.
wzmagający się ruch im dalej od centrum wydarzenia.
im bliżej tym większy bezruch. wszyscy wpatrzeni w jedną stronę. patrzą. słuchają. mówią te same słowa. lub śpiewają.
lub klaszczą. lub skandują. cieszą się. to pewne.
radosne uniesienie. wiruje powietrze. upalnie.
wierny z peryskopem wypatruje środka.
słońce praży. zapobiegliwi wierni mają parasole.
chudy wierny z chusteczką do nosa na głowie.
w domu. otwarte okna. mucha poleciała w przestrzeń.
ulga. cisza. pusta ulica pełna pustych samochodów.
nigdy tu tyle nie było. i takiej ciszy. mucha odleciała.
pies sąsiadów nie szczeka. żar. daleki sygnał karetki pogotowia.
ten dzień dyszy miłosierdziem. nie ma czym oddychać.
*Kraków, 19 sierpnia 2002, wizyta Jana Pawła II w Krakowie, mieszkam obok Błoń*
1 2 Dalej..
« Tematy różnorodne (Publikacja: 25-06-2008 Ostatnia zmiana: 26-06-2008)
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5941 |
|