Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.451.689 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jest broń straszniejsza niż oszczerstwo: to prawda.
« Felietony i eseje  
Dlaczego seks sprawia przyjemność? Oczyma rozmnażającego się bezpłciowo kosmity [1]
Autor tekstu:

W jednym ze swoich filmów Woody Allen, słynny amerykański komik, w następujący sposób scharakteryzował zawartość naszej czaszki: "Brain, my second favourite organ" (Mózg, mój drugi ulubiony narząd). Stwierdzenie to, jeżeli odnieść je do statystycznego osobnika Homo sapiens na kuli ziemskiej, jest grubo przesadzone. Ale nie dlatego, że organy płciowe w szczególności, a sfera erotyki w ogólności, nie plasują się na pierwszej pozycji, lecz ponieważ mózg (z całą jego filozofią) jest zdecydowanie wyprzedzany jeszcze przynajmniej przez układ pokarmowy i związane z nim rozkosze kulinarne. Tak czy owak, seks niewątpliwie bije na głowę wszystkie inne przyjemności, jakie przeciętnemu obywatelowi naszej planety może dostarczyć natura pospołu z kulturą. Jeżeli ludzie (generalnie rzecz biorąc) rzeczywiście tak bardzo przedkładają uciechy płynące z okolic półkul dolnych nad perły intelektu będące produktem chlubnie pofałdowanych półkul górnych (w końcu, w stosunku do małp, człowiek może szczycić się niepomiernym rozwojem obu par półkul), to narzuca się pytanie, czy ludzkość rzeczywiście osiągnęła już etap Homo sapiens , czy też dla większości społeczeństwa wciąż jeszcze bardziej zasadna wydaje się nazwa Homo erectus .

Skąd bierze się tak wyróżniona rola seksu w życiu człowieka? Patrząc na rzecz z zewnątrz, seks jest czynnością niezmiernie wyczerpującą, niehigieniczną, ryzykowną, kosztowną, a nawet dosyć śmieszną. Jest on wyczerpujący, ponieważ wymaga wiele czasu i wysiłków na zdobycie partnera, nie mówiąc już o kosztach energetycznych samego aktu płciowego. Jest niehigieniczny, gdyż grozi zarażeniem się AIDS, bardziej konwencjonalną kiłą czy rzeżączką, lub też mniej znaną chlamydią. Ryzykowny, bo rodzi niebezpieczeństwo niechcianej ciąży. Kosztowny, albowiem pochłania nakłady pieniężne na zwiększenie atrakcyjności własnej osoby i obdarowanie drugiej (żeby nie wspominać już o seksie płatnym). Wreszcie, śmieszność u zewnętrznego obserwatora może budzić fakt, że dwoje (czasem więcej), skądinąd rozumnych osobników odmiennej (czasem jednakiej) płci na chwilę tą swoją rozumność odkłada na bok, aby oddać się czynności będącej prostą pochodną zwierzęcego instynktu zachowania gatunku.

Oczywiście, cywilizacja ogranicza jak może pewne niedogodności seksu. W szczególności, instytucja małżeństwa usuwa konieczność poszukiwania partnera i ustawicznego zabiegania o jego wdzięki, obniżając przez to ponoszone koszty, a także ogranicza prawdopodobieństwo zarażenia się AIDS czy chorobą weneryczną (temu ostatniemu sprzyja także używanie prezerwatyw). Środki antykoncepcyjne oraz możliwość aborcji przeciwdziałają niepożądanej ciąży. Odpowiedni system konwencji kulturowych pomaga przymknąć oko na niehigieniczne i wstydliwe aspekty seksu. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że seks uprawiany jest przede wszystkim dlatego, że sprawia on przyjemność. Gdyby był czynnością uciążliwą, jak, na przykład, piłowanie drewna, nie praktykowaliby go nawet najbardziej kochający się ludzie, chyba że w celu prokreacji.

To właśnie, co u człowieka wydaje się być groteskowe, w świecie zwierząt jest zjawiskiem normalnym. Zwierzęta bowiem łączą się tylko w celu wydania potomstwa. Homo sapiens jest niemalże jedynym gatunkiem na kuli ziemskiej, u którego kopulacja nie musi służyć (i najczęściej nie służy) prokreacji (pewien wyjątek stanowi tutaj nasz najbliższy krewny – szympans, a w szczególności szympans karłowaty: bonobo). Co więc stanowi tego przyczynę, lub, innymi słowy, dlaczego seks sam w sobie (nie jako środek do ekspansji genów) sprawia ludziom przyjemność?

Człowiek jest też wyjątkiem wśród zwierząt pod innym względem. Żaden inny organizm nie posiada psychiki, a przynajmniej psychiki w stopniu rozwoju porównywalnym do człowieka. Zwierzę nie zastanawia się, czy coś zrobić, czy nie: robi po prostu to, co nakazuje mu instynkt (lub, ściślej, ukształtowana ewolucyjnie oś nagrody/kary w mózgu). Człowiek, inaczej, jako istota świadoma ma możliwość wyboru, nie będzie się więc wysilał na realizację czynności nieprzyjemnej mu, lub chociażby tylko obojętnej. Trudno też, szczególnie u ludów pierwotnych, liczyć na ich poświęcenie dla przetrwania gatunku i rozpowszechnienia swych genów. Tym bardziej, że zdarzają się ludy nieświadome związku przyczynowego pomiędzy kopulacją i poczęciem; wierzą one, że kobieta zachodzi w ciążę poprzez przejście w pobliżu totemu plemienia, seks zaś uprawiają dla przyjemności. Ewolucja była więc wystarczająco mądra, aby nie zdawać się na roztropność czy poczucie obowiązku człowieka. Mając do wyboru metodę kija lub marchewki, zdecydowała się na tę drugą — "podłączyła" nerwy biegnące od narządów płciowych do "ośrodka nagrody" w mózgu. Dzięki temu ludzie jaskiniowi mnożyli się wystarczająco szybko, aby uzupełnić ubytki populacji powstałe na skutek śmierci jej członków w paszczach i pazurach drapieżników, z powodu rozmaitych chorób, złych warunków pogodowych, albo w utarczkach z inną populacją.

Jednakże, w momencie pojawienia się świadomości, przyjemność stała się zjawiskiem psychicznym, a nie tylko neurofizjologicznym systemem nagrody za zachowania sprzyjające przeżyciu i wydaniu potomstwa. Kwestia dążenia do jej osiągnięcia przestała więc w dużej mierze podlegać doborowi naturalnemu, a zatem ewolucji biologicznej realizującej li tylko interes "samolubnych" genów, stając się w zamian przedmiotem zainteresowania ludzkiej "wolnej woli", czy też świadomego własnej egzystencji ego , funkcjonującego na niejako wyższym niż biologiczny poziomie rzeczywistości. Człowiek pierwotny, "ocknąwszy się" z psychicznego niebytu, spostrzegł z radosnym zdziwieniem, że natura obdarzyła go bezpłatną zabawką w postaci seksu, którą można rozkoszować się do woli. Z punktu widzenia biologicznego, pobudzanie "systemu nagrody" w mózgu nie dające jakichkolwiek ewolucyjnie wymiernych korzyści, więcej, związane z (wymienionymi wyżej) kosztami i ryzykiem, jest całkowicie pozbawione sensu. (Dla porządku dodam, iż socjobiologia przypisuje często seksowi rolę „spoiwa społecznego”. Ale, po pierwsze, jest to możliwe jedynie dlatego, że seks sprawia przyjemność, a po drugie – z pewnością nie dotyczy to współczesnych promiskuitycznych kultur po „rewolucji seksualnej”.) Człowiek jednakże jest już istotą nie tylko biologiczną, ale także psychiczną, a psychika, realizując swoje własne, autonomiczne potrzeby, na sprawę seksu zapatruje się całkowicie odmiennie, niż biologia. Dla psychiki przyjemność jest tym, czym dla biologii przeżywalność, im więcej zatem przyjemności, tym lepiej, i niech się schowa biologiczna celowość. W tym sensie, seks stał się u ludzi po prostu jeszcze jednym sposobem silnego pobudzania "ośrodka przyjemności" w mózgu, obok narkotyków i alkoholu (dodatkowo, seks nie pozostawia po sobie kaca, chyba że moralnego). Seks, tak jak wspomniane używki, pomaga w oderwaniu się od trudnego często i przerażającego świata rzeczywistego. Warto zauważyć, iż to właśnie chrześcijańska kultura Zachodu, jedyna, której udało się w miarę skutecznie zneutralizować "odurzające" skutki seksu (religia zastąpiła, czasowo zresztą tylko, erotykę w roli "opium narodu") i przez to skierować ludzką aktywność na inne tory, w tym eksplorację otaczającej rzeczywistości, odniosła sukces cywilizacyjny w postaci rewolucji naukowo-technicznej (można by to nazwać, jeśli ktoś chce, freudyzmem kulturowym, jako że eksploracja świata to "uwznioślenie" zbiorowego libido ). Tak czy owak, średniowiecze jakiś czas temu już się skończyło i sfera erotyki ponownie znalazła się w centrum uwagi.

Seks, dla jakichkolwiek powodów nie byłby uprawiany, często w końcu prowadzi także do prokreacji. U ludzi pierwotnych zaledwie wystarczało to na pokrycie strat w liczebności populacji na skutek wojen i chorób. Wyszliśmy już jednak z jaskiń i staliśmy się gatunkiem cywilizowanym. I wtedy seks stał się problemem. Postęp w nauce, technice, medycynie oraz zwiększenie skuteczności rokowań pokojowych, a szczególnie eksport tych innowacji do zasadniczo nieprzygotowanych ludów "pierwotnych", doprowadziły do znacznego obniżenia śmiertelności populacji ludzkiej. Jednakże jej potencjał rozrodczy pozostał bez zmian. To właśnie jest przyczyną wielkiej eksplozji demograficznej, szczególnie w krajach trzeciego świata, grożącej tym, iż w całkiem niedalekiej przyszłości ludzie zjedzą ostatnie źdźbło trawy i kawałek kory na naszej planecie, a ich zagęszczenie przekroczy jednego osobnika na metr kwadratowy. Co ciekawe, wiele czynników oficjalnych ciągle beztrosko nawołuje do niczym nieskrępowanej, radosnej twórczości rozrodczej. Najwyraźniej ziemskiej cywilizacji nadal brakuje nieco wyobraźni.

Całkiem osobna sprawa to miejsce sfery erotycznej w kulturze. Seks, jak każda rzecz bezpośrednio związana z człowiekiem, musiał zostać jakoś przez kulturę zasymilowany. Pod tym względem drogi rozmaitych kultur różniły się drastycznie. W starożytnych Indiach seks stał się przedmiotem kultu i sztuki, natomiast chrześcijaństwo zepchnęło go w otchłań grzechu. W XX i XXI wieku cywilizacja Zachodu wydostaje się dość gwałtownie z mroków średniowiecza w ramach tak zwanej rewolucji seksualnej. Jest to rzeczywiście rewolucja, rzucanie się z jednej skrajności w drugą, a nie spokojna zmiana poglądów: ludzkość przypomina w niej nieco tłum zgłodniałych barbarzyńców rzucających się na suto zastawiony stół i brudnymi rękami pożerających wykwintne potrawy. Widać to chociażby po zalewie pism i filmów pornograficznych, kwitnącej prostytucji, lub też dosyć powszechnie realizowanej zasadzie "każdy z każdym". Nie jest to bynajmniej "grzeszne", lecz nieco żałosne u gatunku, który sam siebie określa przymiotnikiem "sapiens".

Natura (poprzez ewolucję) spłatała kulturze wielkiego psikusa w postaci seksu, z którym ta ostatnia nie bardzo wie, jak sobie poradzić. Widać to najlepiej w kwestii moralności. Seks, z powodu swej wyróżnionej pozycji w życiu człowieka, domagał się bezwzględnie od społeczeństwa kodyfikacji w obrębie jakichś norm. Kultura jednak, ustanowiwszy normy etyczne w sferze erotyki, ukazuje całą swą arbitralność (żeby nie powiedzieć: śmieszność) w konfrontacji z Naturą. Ta ostatnia jest z natury amoralna. Najbardziej drastyczny ze znanych mi przykładów dotyczy sposobu rozmnażania się pewnego gatunku pajęczaka. Młode osobniki, samiec i kilkanaście samic, wylęgają się z jaj w ciele swojej matki. Odżywiają się one, zjadając ją od środka. Po pewnym czasie samiec, nie opuszczając martwego już zewłoku swej rodzicielki, kopuluje z każdą ze swych sióstr i wkrótce umiera. W końcu młode samice wydostają się z ciała matki tylko po to, aby za parę miesięcy zostać zjedzonymi przez swoje własne potomstwo. Z punktu widzenia moralności ludzkiej mamy tu do czynienia z kanibalizmem, kazirodztwem, pedofilią, deprawacją, czy wręcz gwałtem na nieletnich, masochizmem, a rzecz cała zatrąca jeszcze o nekrofilię i sutenerstwo (wszak matka czyni ze swego ciała alkowę dla własnego potomstwa). Należy się obawiać, iż mieszkańcy Sodomy mieli nieco mniej inwencji od Natury. Ów zgrzyt na linii natura — kultura wynika z faktu, że poziom kulturowy, podobnie jak poziom psychiczny, wszedł w posiadanie swoich własnych, arbitralnych celów i praw, nieobecnych na poziomie biologicznym. Przyjemność czerpana z seksu nie prowadzącego do poczęcia oraz rozmaite strategie jej "kanalizacji" w poszczególnych kulturach w najlepszy sposób unaoczniają fiasko skrajnie pojmowanej socjobiologii.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Rytuały życia codziennego
Rytuał kultury masowej, czyli deifikacja idoli

 Zobacz komentarze (11)..   


« Felietony i eseje   (Publikacja: 26-01-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6323 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365