|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Lęk [2] Autor tekstu: Bartosz Jastrzębski
Jest tu wszak jeszcze jedna kwestia, na którą należy zwrócić uwagę, bo pokazuje ona ambiwalentny stosunek człowieka do tego, co w lęku się anonsuje. Jak powiada autor Melancholii: „Nastawienie uczuciowe do śmierci u człowieka nie jest jednoznaczne; człowiek boi się śmierci, ale też śmierć go pociąga. Pociąga go nadzieja uwolnienia się od wysiłku życia, nadzieja pełnego złączenia ze światem otaczającym, zatracenia swej indywidualności; ludzi głęboko wierzących może pociągać pragnienie złączenia się z bóstwem. Analogicznie nastawienie do choroby psychicznej jest ambiwalentne: człowiek się jej boi, ale też tęskni za szaleństwem, za oderwaniem od wspólnego świata jasnego dnia, tęskni za nocą tajemnicy, nieznanego, ekstazy, spazmów rozkoszy, sennych majaków, za tym wszystkim, co w nim samym jest nieznane i nie zbadane, a jednak, jak odczuwa, najbardziej własne”. [ 8 ] Oto jest właśnie drzemiący w człowieku Tanatos, zew podziemi i niezgody na życie. Lęk jest tym bardziej przerażający, iż odsłania tego mieszkańca duchowych katakumb, wydobywa na wierzch zakazaną, chtoniczną fascynację światem cienia istotowo wpisaną w ludzki byt. Nie tylko rujnuje on świadome siebie, racjonalne życie, lecz także odsyła do głębokich, wstydliwych i skrywanych przed światem pragnień; pragnień niemoralnych, aspołecznych, destrukcyjnych, krwawych, atawistycznych i infantylnych. Nieco tylko przesadzając, można by to ująć następująco: to, co jest przedmiotem lęku jest też obiektem pragnienia. To ostatnie jest jednak takie, że chcąc pozostać sobą, nigdy nie będziemy mu mogli dać posłuchu. Tanatyczne pragnienie zawsze jednak będzie wrzeć tuż pod progiem świadomości jako pogłos niezadowolonego z siebie istnienia. Lęk osiąga swoje apogeum w napadach paniki. Stanowią one jego najwyższe natężenie, kwalifikowane jednozgodnie (o ile następują bez obiektywnej przyczyny) do kategorii patologii. Z tego też względu (a także dlatego, że występują stosunkowo rzadko: u około 2% społeczeństwa) nie będziemy się tu im bliżej przyglądać. Łatwo się domyśleć, iż stanowią prawdziwy psychofizyczny horror, porównywalny, zdaniem psychiatrów, do doświadczeń więźniów obozów koncentracyjnych. Tym samym jednak trudno byłoby je zaliczyć do elementów struktury codzienności.
Jeżeli tak – w wielkim skrócie – przedstawia się symptomatyka lęku, to należałoby teraz powrócić do kwestii zasadniczej: czy i na ile jest on generowany bądź wzmacniany społecznie i kulturowo? Oraz: czy i jakie antidotum na niego oferuje nam współczesny świat?
Otóż, mimo że – jak wspomniano – współczesny człowiek Zachodu wolny jest od rudymentarnych trosk związanych z przetrwaniem w sensie fizycznym, nie oznacza to, że jest wolny od niepokoju w ogóle. Wydaje się, że można mówić o jego dwóch podstawowych źródłach. Po pierwsze zatem, istnieje mechanizm, na który już półtora wieku temu wskazywał Schopenhauer: człowiek niezagrożony cierpieniem fizycznym i psychicznym, popada w sidła nie mniejszego wroga – nudy. Tym zaś co w nudzie się manifestuje jest egzystencjalna i aksjologiczna nicość: nic nie ma sensu i nic nie ma wartości. Powiada więc autor Świata jako woli i przedstawienia : „Jeśli za biedą tkwi natychmiast nuda, która dopada nawet mądrzejsze zwierzęta, jest to skutek tego, że życie nie ma prawdziwej treści, lecz że w ruchu utrzymuje je tylko potrzeba i złudzenie, ale kiedy tych zabraknie, na jaw występuje cała nagość i pustka istnienia”. [ 9 ] Istoty ludzkie tedy, nie musząc podejmować co dnia heroicznej walki o dotrwanie do wieczora, zaczynają zadawać sobie pytania dotyczące celu życia w ogóle, a więc o to ku czemu ostatecznie ma ono zmierzać, co można by uznać za miernik jego wartości lub choćby sukcesu. Mając możliwość konstruowania życiowych planów wykraczających poza zadośćuczynienie roszczeniom żołądka, siłą rzeczy namyślają sie nad całością, która miałaby te fragmentaryczne projekty codziennego bycia ze sobą łączyć i kulminować w jakimś ostatecznym, satysfakcjonującym zwieńczeniu egzystencji. Tylko bowiem części integralnie składające się na całość dają to, czego człowiek głęboko pożąda – sens życia. Jego zaś brak generuje właśnie lęk przed porażką i nicością, czyli zatratą siebie – nie wiedzieć bowiem po co i dlaczego się żyje to jakby być już martwym. Głód sensu życia wyniszcza przeto w nie mniejszym stopniu niż głód fizyczny, a jego zaspokojenie jest czymś daleko bardziej złożonym. W efekcie więc „kiedy większość ludzi pod koniec spogląda wstecz, odkrywa, że przez całe życie żyli interim [prowizorycznie] i dziwi się, widząc, że tym, czemu pozwolili tak niepostrzeżenie przepłynąć, nie korzystając z niego, było właśnie ich życie, to właśnie, w czego oczekiwaniu żyli. I tak to z reguły życiorys człowieka jest taki, że karmiony nadzieją, tańczy – śmierci w ramiona”. [ 10 ] Jest tak i tak być musi ponieważ współczesnemu człowiekowi brakuje wiarygodnych kategorii, dzięki którym mógłby się poczuć osadzonym w jakiejś znaczącej totalności. W czasach kryzysu wielkich narracji ma on jasną świadomość, że wszelkie schematy interpretacyjne, które stosuje by usensownić swoje doświadczenie są względne, historycznie i kulturowo zdeterminowane, nieabsolutne więc niewystarczające, przeto też wymienne. Może je zatem stosować, ale na krótko i bez wiary w to, iż ostatecznie określą i wypełnią duchową treścią jego egzystencję. Dostrzega bowiem wyraźnie semantyczną pustkę, wyzierającą spod słabowitych dość i problematycznych modeli interpretacyjnych, które narzucamy na rzeczywistość. Runęły zaś – do czasu krzepkie — światy wyobrażeń religijnych, które były – wspominanymi przez Freuda – wielkimi sposobami odwrócenia uwagi od grozy uniwersum. Przeminęła też wiara w zdolność rozumu do uleczenia wszelkich ludzkich bolączek i tworzenia powszechnie obowiązujących schematów rzeczywistości. Zwaliły się również pod swym własnym, narosłym przez wieki ciężarem, teorie wartości i wypływające z nich kodeksy postępowania. Skompromitowały się quasi-mesjańskie, wielkie projekty reform społecznych, które miały usensownić ludzki świat przez wskazanie świetlanego celu lepszej przyszłości. Starzejąca się kultura europejska zdaje się nie posiadać, a tym samym i nie oferować solidnych leków na odwieczne troski człowieka. Powiada raczej: ulecz się sam i po swojemu. W ten sposób traci jednakże jedną z racji swego istnienia. Skutkiem tego wszystkiego człowiek zaczyna lękać się, że choć sam sobie wydaje sie być realnością absolutną i niezbywalną, w istocie jest zupełnie niczym – bezwartościowym okruchem zagubionym w bezdusznym spektaklu przyrody. Oto zatem pierwsze źródło trwogi: bije ono nie z wiecznej groźby braku, tego, co do życia niezbędne, ale z nadmiaru i przesytu, które pozwalają zapuścić się refleksji tam, gdzie tonie ona w posępnych wnioskach.
Jeśli przeto nie można się zatrzymać, bo grozi to spojrzeniem prosto w twarz przerażającej pustce świata, co niezawodnie zrodzi lęk, to pozostaje intensyfikować potrzeby i pielęgnować złudzenia, które tę pustkę mają maskować. Tu w końcu współczesny świat zdaje się nam wychodzić na przeciw. Niekiedy można odnieść wrażenie, że nie ma on żadnego innego celu ponad to, by dowieść nam jak wiele do życia nam potrzeba, by było ono godne, pełne i intensywne. Jeśli życie człowieka wyłaniające się z nicości i w nią się szybko zapadające jest jeno krótkotrwałym epizodem, należy spowodować by nie był on powleczony zalęknionym ponuractwem, lecz żeby – przeciwnie – eksplodował wciąż nowymi przeżyciami, doznaniami, ekscytacjami, radością. Jeśli uda się to osiągnąć to niewesołe myśli i dokuczliwe uczucia nie powinny się pojawiać już choćby dlatego, że nie będzie na nie czasu w szybkim i wypełnionym wciąż nowymi wrażeniami życiu. Trzeba zatem bezzwłocznie przystąpić do biegu, którego celem jest zażywanie ciągle nowych atrakcji, oferowanych przez przemysł kulturowy i machinę najwymyślniejszych usług. Należy pogrążyć się w konsumpcji, która jest wszak narkotykiem – trzecim z proponowanych przez Freuda środków na uśmierzenie lęku i bólu – wywołuje bowiem oszołomienie i dobrostan. Do natury narkotyku zaś należy to, iż w miarę jego używania zwiększa się na niego zapotrzebowanie. I o to chyba chodzi skoro „to, co nazywamy szczęściem – w ścisłym znaczeniu tego słowa – powstaje z nagłego zaspokojenia wysoko spiętrzonych potrzeb”. [ 11 ]
Tu jednak pojawia się wstydliwy, nieprzyjemny problem. By móc zażywać przynoszących ulgę i zapomnienie rozkoszy trzeba całym sobą zanurzyć się w wartki nurt świata ekonomii – przyjemności i ekscytacje bowiem kosztują, zwłaszcza, że trzeba zapodawać je sobie często, by spełniły swą funkcję ochrony przed metafizycznym lękiem i przygnębieniem. Oto więc drugie podstawowe źródło lęku współczesnego człowieka: że nie uda mu się zagwarantować tego wszystkiego, co niezbędne jest do zabezpieczenia się przed nudą, pustką, beznadziejnością i płynącą z nich metafizyczną trwogą. By bowiem takie zabezpieczenie uzyskać trzeba zrobić niemało: wejście do świata ekonomii wymaga ograniczenia siebie we wszelkich innych dziedzinach życia, wymaga musztry i tresury charakteru, który może przy tej okazji ulec daleko idącej korozji, skarleniu i wewnętrznemu obumarciu. Należy być gotowym na redukcję kontaktów społecznych – także z najbliższymi. Trzeba być gotowym, że odejdą, trzeba być gotowym samemu odejść. Winno się przygotować na drogę samotną, całkowicie opuszczoną. W razie potrzeby nie wolno przecież uchylać się od zmian sposobu życia, miejsca zamieszkania, nawyków, towarzystwa, nade wszystko nie podobna uchylać się od porzucania tego, co porzucone być powinno. Jak trafnie diagnozuje Bauman współczesne, „płynne życie, to życie pełne niepewności, przeżywane w warunkach ciągłego niepokoju. Najdotkliwsze i najuporczywsze obawy związane z takim życiem to lęk przed tym, by nie dać się zaskoczyć, by nadążyć za szybkim biegiem wydarzeń, by nie zostać z tyłu, nie przeoczyć 'terminu ważności', nie obarczyć się posiadaniem czegoś, co nie budzi już żądzy posiadania, nie przegapić momentu, w którym trzeba zmienić taktykę”. [ 12 ] Koszta są więc wysokie: wykorzenienie, nadmierna eksploatacja organizmu, emocjonalne wyczerpanie, poczucie sztuczności, niezdecydowanie, obrzydzenie do siebie, samotność (która wszak też jest formą samounicestwienia) i w końcu lęk, że i tak się to wszystko nie uda, że trwoga i frustracje i tak dopadną, wsączą się w umysł choćby w snach i po nocach. Ponadto tym, co w ramach tych kosztów otwiera zjawiający się niezawodnie egzystencjalny lęk jest beznadziejna kruchość i niestabilność ludzkiego świata, która koniecznie ujawnia się w każdym głębszym, refleksyjnym spojrzeniu na własne życie. Oferowane tedy przez współczesny świat freudowskie przeżycia zastępcze nie maskują skutecznie mizerii ludzkiego, skierowanego nieuchronnie ku chorobie i śmierci, losu, tak więc cały ten wysiłek ich uzyskania na nic się zdał, a uprzykrzył i uczynił jeszcze bardziej nieznośnym krótki epizod ludzkiego bycia. Zatem obecny porządek ekonomiczno-społeczny przed lękiem zgoła nie chroni – raczej go wzmaga przez generowanie pogłębiającego się poczucia uwikłania, zagubienia i izolacji. Niepokój wielkich mas ludzkich jest jednak temu porządkowi potrzebny, by utrzymać samego siebie w twórczym, gwarantującym rozwój, napięciu. Ekonomia zwłaszcza (stwór jak wiadomo inwazyjny i nie mający względu na osobę) żeruje na obawach, rozdmuchuje je i podsyca, by wymusić nerwową krzątaninę, dialektykę potrzeb i ich zaspokajania, ruch niezbędny do niezakłóconego przebiegu jej własnych mechanizmów.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 8 ] A. Kępiński, Lęk, dz. Cyt. s. 83. [ 9 ] A. Schopenhauer, W poszukiwaniu mądrości życia, t. II, przeł. J. Garewicz, Antyk, Kęty 2004, s. 255. [ 11 ] Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, dz. cyt., s. 249. [ 12 ] Z. Bauman, Płynne życie, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 6. « Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 27-01-2009 )
Bartosz JastrzębskiUr. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).
Liczba tekstów na portalu: 11 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czy demokracja jest niemoralna? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6326 |
|