|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Fenomen guru Autor tekstu: Marcin Punpur
"(...) im mniej kto rozkazywać umie, tym usilniej pożąda kogoś,
kto rozkazuje,
surowo rozkazuje, pożąda Boga, księcia, stanowiska,
lekarza, spowiednika,
dogmatu, sumienia, partii (...)"
F. Nietzsche
Jednym z owoców modernizacji, dla wielu z pewnością zgniłych, był spadek
znaczenia religii w życiu społecznym. Ten jednak, kto chciałby napisać nekrolog
dla Pana Boga, popełniłby błąd. Obok procesów sekularyzacji bowiem jesteśmy
świadkami rozkwitu nieskrępowanej przez tradycyjne więzy religijności. Wielu
wiernych na Zachodzie odrzuciło zorganizowane religie jako instytucje archaiczne i nie nadążające za duchem czasu, poszukując ich nowoczesnych substytutów w niesformalizowanych grupach duchowego rozwoju i w sektach. W odczarowanym świecie,
który odrzucił wszelkie autorytety jako represyjne pojawił się urząd guru,
rzucając tym samym wyzwanie nie tylko tradycyjnej religii, ale także rozumowi.
Jest to z pewnością w jakiejś mierze paradoks. Oto w kulturze, hołubiącej ideałom Oświecenia, która stworzyła nowoczesną naukę i rozwinęła świadomość krytyczną niespotykaną na taką skalę w innych kręgach
kulturowych, dokonano rehabilitacji autorytetu, czasami bardziej opresyjnego niż
ten tradycyjny. Zjawisko to, mocno zakorzenione na Dalekim Wschodzie, u nas
ciągle pozostaje słabo zbadane, wywołując przy tym liczne kontrowersje.
Podstawowy problem polega na tym jak odróżnić, plewy od ziarna, czyli
szarlatanów od prawdziwych nauczycieli. Wydane niedawno po polsku „Kolosy na
glinianych nogach. Studium guru" angielskiego psychiatry Anthonego Storra mierzą
się z tym pytaniem, wypełniając tym samym lukę w tym temacie.
Plejadę guru zaprezentowanych w książce można podzielić na kilka obozów.
Pierwszy reprezentują szalbierze i oszuści, często z poważnymi zaburzeniami
psychicznymi i skłonnościami autodestrukcyjnymi. Do tej grupy można zaliczyć
szaleńców pokroju Jima Jonsa i Davida Koresha. Drugi obóz reprezentują
samozwańczy prorocy i charyzmatycy, którzy są reprezentowani przez pół-Ormianina Gurdżijewa oraz pochodzącego z Indii Baghvana Śri Radżnisza, szeroko znanego
jako Osho. Ci ostatni, zdaniem Storra, choć są zdecydowanie mniej demoniczni niż
pierwsza grupa, również mogą być niebezpieczni ze względu na rozmiar sprawowanej
władzy. Rudolfa Steinera, Junga i Freuda można uznać za duchowych nauczycieli
bez manipulatorskiej skazy, ale ciągle stojących po stronie „prawdziwej wiedzy".
Na końcu Storr przybliżył postacie Ignacego Loyoli i Jezusa, których
przedstawiać nie trzeba.
Tak duża rozbieżność postaci może budzić pewien sprzeciw. Wrzucanie do jednego
worka Jima Jonesa i Jezusa zakrawa na ponury żart. Storr jednak nie twierdzi, że
wszyscy guru są tacy sami. Wprost przeciwnie, jego zdaniem kategoria guru jest
na tyle pojemna, że mieści zarówno oszustów jak i świętych. Co ich łączy to
przekonanie o tym, że posiedli „szczególną wiedzę na temat prawdziwego sensu
życia i tym samym czują się uprawnieni do nauczania innych jak powinni żyć". Owa
wiedza jest nabywana z reguły na podstawie osobistego wglądu, objawienia, a tym
samym ma wymiar czysto subiektywny. O jej prawdziwości rozstrzyga więc
najczęściej sam mistrz, co w istocie oznacza, że guru może być każdy.
Storr zauważa, że wszyscy guru doświadczyli jakiegoś rodzaju cierpienia
psychicznego, w wyniku którego doszło do objawienia o charakterze irracjonalnym,
niezależnie od tego czy byli oni szaleni czy zdrowi psychicznie; diagnozuje szaleństwo u wielu z nich, w niektórych przypadkach chyba zbyt
kategorycznie. Co do Ignacego, o którym wiemy niewiele poza tym co napisał w swych słynnych „Ćwiczeniach duchowych", autor dochodzi do wniosku: „nie ma
najmniejszych wątpliwości, że Ignacy był poważnie chory psychicznie". Nie można
oczywiście tego wykluczyć, ale z drugiej strony należy pamiętać o kontekście
historycznym. W średniowieczu — epoce przesiąkniętej wiarą — wizje Ignacego
niekoniecznie musiały uchodzić za dziwaczne. Inne załamania guru autor tłumaczy
niekiedy „kryzysem wieku średniego", co stanowi z pewnością duże uproszczenie
dla każdego kto czytał „Doświadczenie religijne" Wiliama Jamesa, na którego
zresztą sam Storr się powołuje.
Autor, by wyjaśnić fenomen guru, stosuje kategorię „choroby twórczej". Jest to
stan napięcia psychicznego, w którym jednostka pozostaje bez reszty
zaabsorbowana jedną ideą. Po jego zakończeniu następuje trwała zmiana
osobowości, a jednostka ma poczucie odkrycia prawdy absolutnej bądź nowego
wymiaru duchowego. Koresponduje to z teorią popularnego swego czasu szkockiego
psychiatry R.D. Lainga, wedle którego psychoza może być drogą do wyższej wiedzy,
„otworzyć drzwi percepcji zamknięte dla przeciętnego człowieka". Terapia Lainga
ograniczała rolę psychiatry do obserwatora, który przyzwala na rozwój choroby -
na wzór szamana, przechodzącego kolejne etapy inicjacyjnego wtajemniczenia — by
naturalnie ją wygasić. Laing, ku zdziwieniu wielu psychiatrów, osiągał na
początku sporo sukcesów. Z czasem jednak kiedy pacjenci wracali do swego starego
życia następował nawrót objawów. Co ciekawe wszakże, niektórzy schizofrenicy po
przebytej chorobie twierdzili, że była ona dla nich tak intensywnym i bogatym
przeżyciem, że nie żałują tego, iż zachorowali. Storr nie zgadza się w zasadzie z tą teorią, ale uznaje, że może ona być przydatna w zrozumieniu fenomenu guru, z których każdy doświadczył „twórczej choroby".
Wszystko jednak zależy od tego jak pojmujemy zdrowie psychiczne i szaleństwo.
Storr definiuje to pierwsze poprzez pryzmat społeczny, koncentrując się na
udanych stosunkach międzyludzkich, w czym, dodajmy od razu, nie różni się od
innych współczesnych psychologów i psychiatrów. Przy tej perspektywie samotność
uchodzi za stan niepożądany, pogłębiający z reguły siłę zaburzeń. Doskonale
widać to w przypadku guru, którzy posiadając nierzadko władzę wręcz absolutną,
zamykają się w sobie i rezygnują z normalnych stosunków z innymi w obawie przed
demaskacją ich jakże często przyziemnych przywar i słabości. W rezultacie
popadają w stan degeneracji, niszcząc siebie i swoich uczniów.
Zdaniem Storra sama dziwaczność, czy wręcz absurdalność poglądów nie wystarcza,
by mówić o szaleństwie. Zarówno Steiner, który twierdził, że posiada zdolność
jasnowidzenia, Radżnisz opowiadający o swych poprzednich wcieleniach, czy
Gurdżijew tworzący groteskowy system kosmogeniczny, przypisując magiczną moc
Księżycowi, uchodzą zgodnie z tą opinią jedynie za dziwaków, a nie szaleńców.
Podobnie ma się rzecz z masami wyznającymi ten czy inny irracjonalny system
wierzeń. Jeśli jednak ci ostatni, a tym bardziej guru, wykorzystują innych, by
zaspokoić swoje narcystyczne zachcianki czy autorytarne żądze władzy, stają się,
zdaniem Storra, niebezpieczni dla otoczenia.
Storr pokazuje również różnice pomiędzy duchowym, a naukowym olśnieniem.
Francuski matematyk H. Poincare, znany z wielu przełomowych odkryć, wielokrotnie
doświadczał uczucia eureki. Była ona oczywiście zawsze poprzedzona ciężkim i mozolnym wysiłkiem intelektualnym, ale co ciekawe, pojawiała się najczęściej w momentach odprężenia, niezwiązanych z naukowymi dociekaniami. Przykładem może
być rozwiązanie dotyczące funkcji Immanuela Fuchsa, które pojawiło się
niespodziewanie podczas wycieczki, kiedy matematyk wchodził do omnibusu. Miał
wówczas wrażenie, jak sam później pisał, „niezachwianej pewności", mimo że
dopiero po powrocie do domu mógł je zweryfikować. I tu leży podstawowa różnica
pomiędzy jedną formą iluminacji a drugą. Posiadamy środki by móc obiektywnie
zweryfikować naukowe oświecenie, nie posiadamy takowych jednak w przypadku
oświecenia duchowego. Wniosek: wizje guru nie podlegają obiektywnej ocenie.
Jedyny miernik ich prawdziwości — poza samym przekonaniem guru oczywiście, o czym była
mowa powyżej — to uznanie uczniów. To jak wiadomo, zważywszy na charyzmę guru,
otwiera duże pole manipulacji. Każdy z nauczycieli duchowych opisywanych w książce Storra wyróżniał się ponadprzeciętnymi zdolnościami. Gurdżijew
wykształcił w sobie niezwykłą zdolność mobilizowania uwagi, co owocowało swojego
rodzaju magnetyzmem fizycznym, który robił wrażenie na wszystkich. Zgodnie z relacją Storra „sposób w jaki się poruszał, tworzył wrażenie całkowitej
koordynacji i zintegrowanej mocy". Inni guru byli świetnymi mówcami, rozwijając
umiejętności krasomówcze do tego stopnia, że łatwo zjednywali ludzi różnego
pokroju. Radżnisz na przykład potrafił bez notatek i przygotowania prowadzić
kilkugodzinny wykład, w którym popisywał się erudycją, błyskotliwością i niewybrednym poczuciem humoru, podtrzymując cały czas uwagę publiczności. Robił
wrażenie nie tylko na swoich uczniach, ale licznie odwiedzających przybyszach,
wśród których bywali ludzie z doktoratami i profesurami. To daje wiele do
myślenia i nie pozwala wyjaśnić charyzmy guru odwołując się wyłącznie do
naiwności i bezkrytycyzmu uczniów.
Jednym z czynników pozwalających zrozumieć tę zagadkę jest zjawisko
psychiatryczne o nazwie folie a deux. Storr pisze o nim w następujący
sposób:„Jeśli dwoje ludzi żyje razem i jedno z nich jest szalone, drugie
również stopniowo zaczyna wierzyć przynajmniej w część rojeń chorego psychicznie
partnera. Gdy psychotyk zostaje przewieziony do szpitala psychiatrycznego, jego
partner wraca do normalności". W przypadku sekty, która stanowi z reguły
zamknięty kolektyw, ludzie utwierdzają się we wspólnych urojeniach, tworząc
błędne koło szaleństwa. Storr powołuje się na eksperymenty, gdzie poddawano
ludzi tak zwanej deprywacji sensorycznej (pozbawianie doznań zmysłowych), która w efekcie prowadziła do zaniku krytycyzmu i zwiększenia podatności na
perswazję. Jego zdaniem ta sama zasada działa w przypadku istniejącej poza
marginesem życia społecznego sekty. Każdy z guru stworzył rodzaj ośrodka
duchowego, które w przypadku Jonesa i Koresha przeobraził się w obóz
koncentracyjny, gdzie jak wiadomo dokonał się tragiczny finał zbiorowego
samobójstwa. O skali psychicznych spustoszeń mogą świadczyć zeznania ocalałych z Jonestown, którzy wspominali obóz z rozrzewnieniem i nostalgią, tak jakby był
ucieleśnieniem raju.
Z drugiej strony nie da się fenomenu guru zredukować wyłącznie do manipulacji i agresywnej indoktrynacji. Dla wielu podstawowym motywem wstąpienia do sekty jest
potrzeba wspólnoty i solidarności. Tradycyjne instytucje religijne zaspokajają
tę potrzebę jedynie połowicznie. Wynika to przede wszystkim z ich masowej skali,
gdzie wierni czują się anonimowi. W sekcie każdy zna każdego i ludzie mogą
liczyć na wsparcie innych. Oczywiście jeśli przestają przestrzegać zasad
wyznawanych przez grupę muszą liczyć się z poważnymi konsekwencjami.
Nie wszystkich to zraża. Perspektywa podporządkowania się innemu w zamian za
zdjęcie ciężaru osobistej odpowiedzialności oraz związanych z nią rozterek i niepewności może być silniejsza, aniżeli możliwość manipulacji i ewentualnych
szkód. Storr wspomina o słynnych eksperymentach Stanleya Milgrama, które
pokazały jak łatwo skłonić normalnych ludzi do zadawania bólu tylko dlatego, że
tak nakazuje osoba posiadająca władzę. Schemat ten był doskonale znany nazistom,
którzy wykorzystali go by krzewić „autorytarną osobowość" pośród swej świty.
Nie wolno również lekceważyć samego nauczania. Jim Jones w czasach segregacji
rasowej głosił całkowite równouprawnienie, co przyciągnęło rzesze czarnoskórych
uczniów. Gurdżijew nauczał, że człowiek zachowuje się jak maszyna i dzięki
praktykowanej codziennie koncentracji powinien się przebudzić, by odkryć
zatracony sens swojego istnienia. Podstawę nauczania Radżnisza stanowiły
przeżycia o charakterze ekstatycznym. O ich sile przekonywania niech świadczy
relacja Hugh Milne, który choć krytycznie odnosił się do osoby guru, tak opisał
swe mistyczne doświadczenia: „Wielokrotnie odczuwałem prawdziwą błogość i obfitość radości, których źródłem był głęboki stan medytacji. Ta przestrzeń
medytacyjna była piękna, z niczym nieporównywalna, cenniejsza od jakiegokolwiek
innego doświadczenia. Ci, którzy krytykują "złe sekty", nie mogą nawet sobie
wyobrazić, jak pełen entuzjazmu może być ten stan, nieporównywalny z żadną inną
rozkoszą. Większość osób, które spędziły dłuższy czas w sekcie religijnej,
doświadczyło owego stanu, co sprawia, że pozostają w sektach, by ponownie go
doświadczyć". Co ciekawe nie trzeba być osoba wierzącą by doświadczyć podobnych
wglądów. Wielu intelektualistów, pisarzy i artystów miało podobne przeżycia,
które opisywali, używając niereligijnego języka. Nie łudźmy się jednak
komunikacja na tym obszarze jest dość ograniczona.
Istota nauczania guru zasadza się na poszukiwaniu odpowiedzi jak
żyć, jak osiągnąć szczęście i harmonię, ale nie po śmierci, lecz tu i teraz.
Dawniej problem ten próbowano rozwiązać w ramach wspólnoty, korzystając z religijnej tradycji. Obecnie kwestia ta coraz częściej przybiera charakter
czysto prywatny, przenosząc ciężar decyzji na jednostkę. Niektórych to
przytłacza, prowadząc nierzadko do stanu zagubienia. Wówczas na scenie pojawia
się ekspert duchowy — guru. Ekspertyza w tej dziedzinie, o czym była mowa
powyżej, wydaje się jednak niemożliwa. Tak więc, bez względu na to czy potrzeby
duchowe zakwalifikujemy jako naturalne czy sfabrykowane, należy pamiętać, że
stosowanie pośredników w ich zaspokajaniu jest przedsięwzięciem wielce
ryzykownym i często nieopłacalnym.
Anthony Storr, Kolosy glinianych nogach. Studium guru,
WAB, Warszawa 2009, s. 341.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 01-10-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6829 |
|