|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Najhojniej wynagradzający siebie politycy w Europie Autor tekstu: Wojciech Rudny
Tekst o belkowaniu Polaków, tj. o podatku Belki, odebrali niektórzy jak prowokację.
„Podatki powinniśmy płacić, wszak to dla naszego wspólnego dobra"
- napisał w jednym z komentarzy pewien czytelnik. "Nie ma w nim również
propozycji,
czym zastąpić podatek Belki (innym podatkiem, wyższym deficytem budżetowym czy
obniżeniem wydatków), co jest niewątpliwą wadą tego artykułu" — zauważył
inny komentator. Chcę więc uzupełnić mój tekst głosem na rzecz obniżenia
zarobków polskich polityków oraz z tym związanych kosztów funkcjonowania
polskiego Sejmu i Senatu. Skoro firmy robią coś podobnego w czasach kryzysu, tną
koszty ograniczając zatrudnienie oraz zarobki swoich pracowników, to może
powinno to zrobić również państwo. Dlaczego nasza
biurokracja postępuje akurat odwrotnie, m.in. podwyższając pensje swoim
urzędnikom oraz zawodowym politykom? Oczywiście dochody polskich polityków i ich wydatki to może nie zbyt dużo w skali
całego naszego budżetu, ale jak ktoś zauważył, podatek Belki też przecież nie
przynosi naszemu budżetowi aż tak dużych dochodów, pomimo to przetrwał wszystkie
kolejne ekipy rządowe przez ostatnie 7 lat, jednocześnie uszczuplając prywatne
oszczędności Polaków; w tym niejedną, przyszłą, niepaństwową, bo prywatną,
emeryturę.
Gdzie Ateny, a gdzie Warszawa?
W zamierzchłych czasach, kiedy narodziła się i rozkwitła demokracja, na paranie
się polityką mogli sobie pozwolić jedynie zamożni obywatele. Mieli oni czas i pieniądze na to, by ubiegać się o państwowe urzędy. Nie robili tego dla
zaspokojenia żądzy zysku, chodziło o coś zupełnie innego, o arystokratyczną
ambicję bycia sprawniejszym, lepszym niż inni. Do pewnego czasu była to zdrowa
rywalizacja. Polityka nie była więc dla antycznych polityków demokratycznych
głównym źródłem ich dochodów, profitów i przywilejów, tym bardziej bezkarności
(immunitet poselski), jak jest obecnie. Dziś natomiast politykami zostają często
ludzie, którzy nie mają żadnego doświadczenia zawodowego, często bezrobotni, ale z odpowiednimi koneksjami lub znajomościami. Tacy wreszcie, którzy nie wykazali
się w życiu społeczeństwa niczym szczególnym i wartościowym. Są wśród nich
społecznicy tylko na pokaz, same tylko zapisane nazwiska i imiona w radach
rozmaitych stowarzyszeń pożytku publicznego, słabi prawnicy, kiepscy nauczyciele
oraz przedsiębiorcy, liczący na zdecydowanie wyższe dochody niż z dotychczasowej
działalności gospodarczej; a także ludzie łasi na niezwykły prestiż, przywileje
związanie z zawodowym politykowaniem i nieopodatkowane, nielegalne dochody
(łapówki).
Polska demokracja w porównaniu z ateńskim pierwowzorem, gdzie diety państwowych
urzędników były naprawdę skromne, to rzec można bardzo zamożna demokracja; stać
ją bowiem na hojne wynagrodzenia dla swoich polityków. Diety (a więc tylko
dodatki do pensji zasadniczej!) naszych posłów, nie mówiąc już o europosłach, to
sumy, o których mogą sobie tylko pomarzyć urzędnicy niższych szczebli
administracji samorządowo-państwowej. A do tego są one zwolnione od podatków (w
przeciwieństwie do naszych oszczędności na lokatach czy giełdzie).
Mało tego, jak sprawdził polski portal finansowy Money.pl: "żeby
jeden parlamentarzysta mógł pełnić swoją funkcję, podatnicy muszą utrzymywać
dodatkowo pięć etatów. Sejm i Senat to wielkie przedsiębiorstwa, które
zatrudniają aż 3100 osób". Według ubiegłorocznych wyliczeń Money.pl
„utrzymanie obu
izb parlamentu kosztuje podatników około 550 milionów złotych rocznie".
To może nie dużo, bo wynika z tego, że każdy z nas płaci 30 złotych rocznie na
utrzymanie tych instytucji. Ale przecież przy tak kiepskim stanie polskich dróg,
szkolnictwa i służby zdrowia mogłoby to być jeszcze mniej; a tym samym więcej
np. na inne, mniej doinwestowane dziedziny naszego życia społecznego.
Kilka lat temu (ale do dziś się to nie zmieniło) publicysta portalu Money.pl
Arkadiusz
Droździel w artykule o wymownym tytule: „Poseł
to ma klawe życie i prawie najwyższe zarobki w Europie"
zauważył, że "polscy
posłowie i senatorowie są (...) niekwestionowanymi liderami wśród
parlamentarzystów z krajów o porównywalnym poziomie rozwoju gospodarczego.
Przykładowo słowacki deputowany może liczyć na 950 euro miesięcznie, przy
średnim wynagrodzeniu na poziomie ok. 400 euro. Węgierscy posłowie zadowalają
się marnymi 820 euro, przy średnich zarobkach podobnych jak w Polsce (ok. 600
euro). Przysłowiowym pariasem musi się czuć przy polskim koledze poseł
litewskiego sejmu, który otrzymuje jedynie 350 euro miesięcznie (ponad 8-krotnie
mniej). Nie oznacza to jednak, że również przeciętny Litwin zarabia osiem razy
mniej od Polaka. Średnia pensja na Litwie wynosi 270 euro, czyli ok. 40 proc.
tego, co zarabia przeciętny Polak.
Mamy jeden z najgorszych parlamentów w Europie,
ale za to prawie najlepiej opłacany. Dla wielu posłowanie oznacza ogromny skok
materialny. W związku z tym nie ma się czemu dziwić, że przed kolejnymi wyborami
toczy się ostra walka o jak najlepsze miejsce na listach wyborczych
poszczególnych partii. Dopóki parlamentarzyści w Polsce będą tak hojnie
wynagradzani, trudno jest oczekiwać, że do Sejmu i Senatu kandydować będą osoby,
dla których bycie posłem wiąże się nie z wysokością diet poselskich, ale z tworzeniem dobrego prawa".
Chyba trzeba by
to zmienić
Nie jest dobrze, kiedy w polskich urzędach i szkołach zarabia się ok. 1500 zł
miesięcznie, podczas gdy polscy zawodowi politycy — posłowie i senatorowie
zarabiają prawie osiem razy więcej: uposażenie i dieta polskiego posła to w sumie ok. 12 tys. zł (ok. 3 tys. euro).
Do tego nasi posłowie mogą osiągać dochody także poza Sejmem. Są to dochody z własnych firm, praw autorskich, prowadzenia wykładów itp. Swego czasu w mediach
opisywano
Jerzego Jaskiernię,
posła SLD, który poza dochodami z tytułu reprezentowania naszych lewicowych
współobywateli w Sejmie, w tym samym czasie (!)
zarabiał ponad 5000 zł miesięcznie jako
pracownik naukowy — wykładowca.
Zarobki naszych
posłów stanowią aż pięciokrotność średniego
wynagrodzenia w gospodarce. Co pod względem wskaźnika zarobków do przeciętnych
wynagrodzeń w tym sektorze plasują nasz kraj w ścisłej czołówce europejskiej!
Nasi posłowie zarabiają mniej więcej tyle, co ich hiszpańscy koledzy. Z tą
jednak różnicą, że przeciętne wynagrodzenie w Hiszpanii wynosi ok. 6500 zł, a w
Polsce o ponad połowę mniej (a w większości przypadków jest jeszcze znacznie
mniejsze).
Co ciekawe dużo
mniej (relatywnie) płacą swoim parlamentarzystom bogatsi od nas Niemcy, Francuzi i Brytyjczycy. W tych państwach nie ma aż takich dysproporcji jak w Polsce. W Niemczech parlamentarzysta zarabia ok. 2,6razy więcej niż wynosi przeciętne
wynagrodzenie; we Francji — niewiele ponad dwa razy; w Wielkiej Brytanii
poseł z Izby Gmin może liczyć na ok. 29 400 zł, przy średnim wynagrodzeniu
brutto ok. 12 400 zł, czyli ok. 2,4 średniego wynagrodzenia. W Polsce, dla przypomnienia, jest
to aż 5 razy tyle ile wynosi średnie wynagrodzenie!
Tegoroczny budżet Kancelarii Sejmu wynosi 420 mln złotych, co oznacza, że wzrósł w dobie światowego kryzysu aż o ok. 9 proc. w porównaniu do 2008 roku (swego
czasu szefowa Kancelarii Sejmu Wanda Fidelus-Ninkiewicz wyjaśniała posłom, że
zwiększenie budżetu Sejmu jest związane głównie z przygotowaniem do prezydencji
Polski w Unii Europejskiej w 2011 roku oraz do przeprowadzenia Zgromadzenia
Parlamentarnego NATO w 2010 roku).
Jak zauważył
Tomasz Cylka
(POLSKA Głos Wielkopolski) w artykule "Ile zarabiają nasi parlamentarzyści?":
za poselskie "meble oraz komputery płacą oczywiście podatnicy. To samo
dotyczy połączeń z telefonów komórkowych oraz przejazdów samochodem. Oddzielne
rozporządzenia mówią o tym, ile z kosztów rozmów telefonicznych oraz przejazdów
samochodami odbywa się na koszt podatników. Rekordy zakończonej niedawno V
kadencji Sejmu wynoszą około 40 tysięcy złotych. Parlamentarzystom przysługuje
także bezpłatne zakwaterowanie w Domu Poselskim. Każdy poseł i senator ma w swoim pokoju odbiornik telewizji przemysłowej. A to oznacza, że by śledzić
obrady Sejmu, nie trzeba… ruszać się z łóżka. Niektórzy idą na salę dopiero
wtedy, gdy zbliża się ważne głosowanie. Jeśli komuś nie odpowiada życie w hotelu, to może wynająć mieszkanie, za co płaci Kancelaria Sejmu.
Specjalne premie dostają także ci posłowie, którzy pełnią jakieś funkcje.
Szefowie komisji dostają o 20 procent więcej (około 1800 złotych), a ich
zastępcy po 15 procent (1400 złotych). Dodatki mają także ci, którzy kierują
podkomisjami (900 złotych). Nie mogą także narzekać marszałkowie Sejmu i Senatu,
którzy dostają pensję tak wysoką jak premier (15.200 złotych), a wicemarszałkowie mają niewiele mniej (13.500 złotych)".
Ile dla posła,
ile dla senatora?
Zdecydowanie polscy parlamentarzyści
nie powinni być najlepiej wynagradzanymi politykami w całej Europie. A tak jest,
jeśli policzymy, ile razy więcej niż przeciętny pracownik w Polsce zarabia
polski zawodowy poseł czy senator.
Relacje pensji posłów w stosunku do
przeciętnych zarobków w budżetówce nie powinny chyba być większe niż w Niemczech
czy Wielkiej Brytanii? Bo też z jakiego powodu?
Ile więc powinien zarabiać polski
poseł lub senator? Moim zdaniem, jeśli jest to osoba, która czerpie dochody z innych źródeł niż budżet naszego państwa, to powinna ona pełnić swoją funkcję
honorowo — bez wynagrodzenia. Tak! Niech ją nawet będzie stać na dopłacanie do
tej służebnej i zaszczytnej działalności. Sam prestiż bycia posłem lub senatorem
powinien wystarczyć. A jeśli to nie wystarczy, to wystarczyć powinny przywileje w postaci immunitetu poselskiego, darmowych przejazdów, przelotów, czy darmowego
paliwa, lub rozmów telefonicznych. Przynajmniej wówczas będziemy mieć pewność,
że do polityki nie będą się już garnąć nieudacznicy w rozmaitych dziedzinach,
ludzie chcący tylko łatwo się wzbogacić kosztem innych obywateli naszego państwa — pozostałych podatników.
Jeśli natomiast jest to osoba, która
chciałby żyć z polityki, niech zarabia tyle, ile zarabia przeciętny polski
urzędnik państwowy. Przynajmniej do czasu, kiedy będziemy mieć takie, a nie inne
(zdecydowanie za niskie jak na kraj unijny) zarobki w budżetówce, taki stan dróg
jak obecnie, takie, a nie inne szkolnictwo państwowe oraz wynagrodzenia dla
nauczycieli i wychowawców, czy też taką, a nie inną służbę zdrowia.
Bo przecież w działalności
politycznej nie powinno chodzić o większe niż przeciętne dochody, ale o zaszczytną, i ofiarną służbę dla całego społeczeństwa. Jeśli motywem tej służby
miałyby być przede wszystkim, jak jest teraz, większe pieniądze, to lepiej
byłoby, żeby nasi niedoszli politycy wybrali raczej inne profesje i zajęcia niż
polityka. Mówiąc wprost — związane ze światem finansów, a nie polityki. Niech
zostaną raczej bankowcami, menadżerami, maklerami, doradcami inwestycyjnymi czy
przedsiębiorcami. (Celowo nie wymieniłem tutaj profesji prawniczej czy
lekarskiej. Uważam bowiem, że i te zawody powinno się wybierać nie z powodu
wyższych niż przeciętne dochodów, ale z przyczyn zupełnie pozamaterialnych).
I to są moje życzenia. Pobożne tylko
życzenia.
« Społeczeństwo (Publikacja: 17-11-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6950 |
|