|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Biała wstążka i początki nazizmu Autor tekstu: Marcin Punpur
"Kto miłuje syna swego,
często używa na niego rózgi,
aby mógł się nim cieszyć"
Księga Syracha, 30.1
Michael
Haneke to reżyser, wobec którego trudno pozostać obojętnym. Absolwent
filozofii, psychologii i teatrologii z pewnością posiada kompetencje, by mówić o rzeczach ważnych w sposób fachowy i intrygujący zarazem. Takie tytuły, jak
Funny Games czy zrealizowana na podstawie powieści E. Jelinek Pianistka,
to filmy równie inteligentne, co poruszające. Nie inaczej ma się rzecz z nagrodzoną Złotą Palmą na ostatnim festiwalu w Cannes Białą wstążką. Jest
to opowieść nakręcona z pietyzmem i dbałością o szczegóły historyczne, w której
bohaterami są dzieci poddane tresurze autorytarnego wychowania, na bazie którego
wyrośnie pokolenie Rudolfa Hoessa i Adolfa
Eichmanna. Temat z pewnością nie nowy, tym bardziej w Niemczech czy Austrii, z której pochodzi
reżyser. Kino nie jest jednak od tego, by poszerzać naszą wiedzę o świecie, lecz
przede wszystkim by zwracać naszą uwagę na problemy tego świata. Wzbudza emocje,
które w połączeniu z pewną dozą refleksji mają większą siłę oddziaływania niż
dziesiątki uczonych książek. Jeśli jest to ponadto kino zrealizowane z takim
kunsztem jak u Haneke, możemy być pewni dydaktycznych efektów.
Biała
wstążka nie ma oczywiście nic wspólnego z kinem rozrywkowym. Akcja toczy się
raczej w umiarkowanym tempie. Jest wprawdzie tajemnica, są morderstwa i niewyjaśnione wypadki, ale to tylko pretekst do powiedzenia czegoś ważniejszego.
Przemoc zresztą jest tu zakamuflowana i jak wszystko, co złe w filmie,
przesłonięta zasłoną milczenia.
Co do formy,
odnosi się wrażenie oszczędności i ascetyzmu. Film został nakręcony w biało-czarnej konwencji. Nie ma ścieżki dźwiękowej — występującej obecnie w każdym filmie — poza muzyką graną przez samych bohaterów. Ci ostatni również nie
wyróżniają się niczym szczególnym, są stonowani, oszczędni w gestach i emocjach.
Wróćmy do
dzieci. O ile dziś dziecko traktuje się jak podmiot na szczególnych prawach, to
dawniej było ono po prostu „małym dorosłym", w zasadzie takim samym, jak inni
dorośli, tylko odpowiednio pomniejszonym. Dopiero w XIX wieku, zgodnie z głośną
tezą Philippe Arièsa (Historia
dzieciństwa), dziecko stało się przedmiotem odrębnych badań i szczególnej
troski. Był to wiek, kiedy rodziła się nowoczesna pedagogika, a wraz z nią
nowoczesny człowiek. Pedagogika ta zakładała, że dziecko można modelować niczym
plastelinę — choć nie w dowolny sposób, lecz z góry ustalony, najpierw przez
Boga i tradycję, a potem przez państwo — z pominięciem jego woli.
Kiedy
zaczyna się akcja Białej Wstążki, pedagogika ta okrzepła i przepoczwarzyła się w „czarną pedagogikę", używając sformułowania
spopularyzowanego przez znaną psychoterapeutkę Alice Miller. Czarna pedagogika
to metoda wychowawcza oparta na bezwzględnym posłuszeństwie dziecka wobec
autorytetu rodzica lub wyznaczonego opiekuna. Innymi słowy jest to pedagogika, w której rodzic ma zawsze rację, a dziecko jedynie wówczas, kiedy racje rodzica
przyjmuje za swoje.
W filmie
tego typu wychowanie najlepiej odzwierciedlają metody pastora. Kiedy jego dzieci
spóźniają się na kolację, rozpoczyna tyradę o odpowiedzialności i osobistej
krzywdzie, jaką doznał on i inni członkowie rodziny. Mamy tutaj takie sztuczki
erystyczne jak: „Nie wiem co jest gorsze: wasza nieobecność czy wasz powrót?"
albo „Zgodzicie się ze mną, że nie mogę was nie ukarać, jeśli mamy dalej razem
mieszkać szanując się nawzajem". W rezultacie nikt nie je kolacji, a dzieci
otrzymują po 10 uderzeń rózgą.
Nie tyle
nieadekwatność wymiaru kary do popełnionego czynu budzi tu przerażenie, ile
perfidia z jaką manipuluje się dziećmi, by wywołać w nich poczucie winy i wyrzuty sumienia. Pastor zawsze pyta dzieci, czy zgadzają się z karą, którą im
wymierzył, podkreślając przy tym, że czyni to wszystko dla ich dobra i z
rodzicielskiej miłości. Jest niczym srogi i miłujący Bóg, który karze za złe i nagradza za dobre. I nawet kiedy wymierza razy rózgą czy wiąże chłopcu ręce do
łóżka, żeby nie miał „grzesznych myśli", nie może się mylić, tak jak nigdy nie
myli się Pan Bóg.
Pastor nie
jest sadystą. Jest po prostu człowiekiem, który przyjął pewien model
wychowawczy, który, jego zdaniem, będzie najlepszy dla jego dzieci. A zatem
jeśli manipuluje nimi, to zawsze w dobrej wierze, co współgra z jego
religijno-konserwatywnym światopoglądem.
Jakkolwiek
on nie jest sadystą, to jego dzieci są na najlepszej drodze, by się nimi stać.
Mechanizm jest prosty. Kiedy wola dziecka jest tłamszona na każdym kroku, a nawet drobne wykroczenie jest surowo karane, wówczas w dziecku rodzi się
agresja. Agresja ta nie mogąc znaleźć ujścia w konfrontacji z rodzicem -
posiadającym przecież władzę absolutną — kumuluje się we wnętrzu dziecka,
prowadząc albo do autodestrukcyjnych zachowań albo przemocy wobec słabszych.
Słowem, agresja rodzi agresję, wyższy dziobie niższego. Nie przypadkiem jedną z ofiar tajemniczych wykolejeńców pada niedorozwinięte dziecko. Z czasem owe
dziecko zastąpi Żyd.
W tej
represyjnej kulturze także kobieta jest ofiarą. Wspólnota przedstawiona w filmie
funkcjonuje w oparciu o feudalną hierarchię. Na samej górze jest baron, dalej
pastor, doktor, poniżej chłopi i ludzie pracujący dla barona. Tą samą strukturę
możemy odnaleźć w każdej rodzinie: odpowiednio mąż, żona i dzieci. Te ostatnie,
jak wiadomo, nie mają żadnych praw. Ich matki buntują się czasami, ale zaraz są
przywoływane do porządku. Z reguły są one jedynie depozytariuszem woli męża i w
jego obecności najczęściej milczą, czego najlepszym przykładem jest żona
pastora, która jest równie przerażona kazaniem swojego męża przy stole jak jej
dzieci.
Szkody jakie
wyrządziło autorytarne wychowanie odbiły się na całym międzywojennym pokoleniu.
Fanatycy pokroju Hitlera, nie mogliby zaistnieć bez odpowiedniego gruntu. Dzięki
czarnej pedagogice, która nieuchronnie wywołuje lęk przed wolnością i samodzielnością, kraj o tak bogatej kulturze jak Niemcy, mógł bez większych
oporów wstąpić na drogę barbarzyństwa. Dziś, kiedy tyle wiemy o historii tamtego
okresu i psychologii dziecka, czas skorzystać z tej wiedzy w praktyce.
Rozwiązaniem nie jest oczywiście „wychowanie bez stresu", które — o ile
cokolwiek znaczy — jest zaprzeczeniem wychowania w ogóle, lecz takie podejście
do dziecka, w którym ma ono z jednej strony poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej
przestrzeń do swobodnego rozwoju, by stać się jednostką suwerenną i otwartą na
innych.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 14-12-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7013 |
|