|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Kultura jako źródło niedojrzałości. Polemika Autor tekstu: Marcin Punpur
Andrzej Koraszewski wobec tezy o infantylizacji współczesnej kultury postawił
dwa istotne zastrzeżenia. Pierwsze to teza, że w zasadzie nie o infantylizację
kultury idzie, lecz „globalizację kultury jarmarcznej", która istnieje od czasów
starożytnych, a obecnie dzięki środkom masowego przekazu zyskuje coraz
liczniejszych odbiorców. Drugi zarzut odnosi się do terminu „kultury masowej",
który w moim tekście się nie pojawia, lecz który często bywa, zresztą słusznie,
kojarzony z powyższymi zjawiskami. Chciałbym się w tym miejscu odnieść to tych
zastrzeżeń, rozwijając nieco mój punktu widzenia na infantylizację kultury.
Bunt mas
Zacznę od końca. Podzielam wstrzemięźliwość i krytykę wobec pojęcia kultury
masowej z tych samych powodów co Andrzej Koraszewski, czyli ze względu na
niejasność i ogólność samej definicji, a także jej pejoratywny wydźwięk. Prawdą
jest też, że każdy kto czytał Bunt mas, kiwał z aprobatą,
dowartościowując się nieco, gdyż nikt z nas nie chce i nie czuje się częścią
masy. Masa jest bowiem bezosobowa, nieprzewidywalna i irracjonalna, a każdy z nas posiada przecież wyodrębnione ja, o którym z reguły ma dość pozytywne
wyobrażenia. Co więcej, dziś wręcz wymaga się od nas, w formie kolorowej i drukowanej, byśmy „pokochali siebie", „uwierzyli w siebie", a nierzadko, dzięki
asertywnemu treningowi, wynieśli siebie ponad innych. Słowem wszyscy czujemy się
wielkimi indywidualistami, podzielając z całą stanowczością przekonanie, że masa
to inni, by sparafrazować Sartre`a.
Wypominając Gassetowi, elitaryzm i zamiłowanie do kultury arystokratycznej -
jakby to określił Nietzsche, z którego Gasset czerpał garściami — warto dodać
kilka słów na jego obronę. Przede wszystkim należy wyjaśnić kontekst historyczny w jakim powstała książka. Jej pierwsze wydanie datuje się na rok 1930. Był to
czas nacjonalistycznej gorączki i zapowiedź totalitarnego barbarzyństwa jakie
miało ogarnąć Europę i resztę świata. W Rosji rządził już Stalin i gułagi
pracowały całą parą, we Włoszech Mussolini dzierżył tekę premiera nieprzerwanie
od 1922 r., a Hitler przygotowywał się do przejęcia władzy. Wszyscy oni
doskonale orientowali się w sztuce manipulacji masami i podziwiali dzieło Le
Bona Psychologia tłumu.
Gasset należał do tej nielicznej grupy intelektualistów, którzy od razu pojęli
nihilizm nowych religii politycznych.
„Bolszewizm i faszyzm są dwoma 'nowymi' w polityce wynalazkami, które odkryto w Europie i na jej krańcach. Stanowią one wyraźny przykład istotnego regresu.
(...) To typowe ruchy ludzi masowych, kierowane przez ludzi poślednich,
ponadczasowych, pozbawionych pamięci i 'świadomości historycznej', przybierają
od początku formy przestarzałe, zupełnie jakby pojawiwszy się obecnie, należały
zarazem do dawno wymarłej fauny."
Warto też podkreślić na samym początku, że hiszpański filozof, nie utożsamiał
masy z jedną klasą czy warstwą społeczną — powiedzmy najniżej usytuowaną, która z braku czasu i środków, nie może sobie pozwolić na korzystanie z kulturowego
bogactwa przodków i sobie współczesnych — lecz miał na myśli stan mentalny.
Masy według Gasseta: „możemy zdefiniować
jako zjawisko psychologiczne, nie musi to być koniecznie tłum złożony z indywidualnych jednostek." Oznacza to, że człowiekiem masowym może być każdy,
bez względu na pochodzenie, zawód, czy posiadany majątek. O specjaliście (dziś
można by rzec „ekspercie") autor pisze w sposób następujący: „Wobec polityki,
sztuki, obyczajów społecznych i towarzyskich, a także wobec innych nauk
przyjmuje postawę najgłupszego prymitywa; ale robi to z przekonaniem i pewnością
siebie."
Nie jest więc tak, że Gasset odczuwa
pogardę dla przeciętnego człowieka z powodu braku kulturalnego smaku i obycia.
Odnosi się do niego negatywnie, tylko wtedy gdy ten drugi z arogancją podkreśla
swój prymitywizm i próbuje go narzucić innym. „Dla chwili obecnej
charakterystyczne jest to, że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swej
przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnym i banalnym, i do narzucania tych cech wszystkim innym." Albo: „Człowiek masowy
czując się pospolitym, żąda, by pospolitość była prawem i odmawia uznania
jakichkolwiek nadrzędnych wobec siebie instancji."
Owa czelność to właśnie zjawisko zwane
przez Gasseta „buntem mas". I tu docieramy do sedna problemu. Powstaje bowiem
pytanie jak odróżnić pospolitość od wyjątkowości, a banał od oryginalności? Jak
odróżnić sztukę wartościową od bezwartościowej papki, jaką karmi nas popkultura.
Stało się to tym bardziej trudne, że „o gustach się nie dyskutuje", a poza tym
to w zasadzie wszyscy mają rację i każdy produkt kultury można zachwalać na
równych zasadach. Harry Potter jest równie dobry co książki Stanisława Lema, a Michael Jackson, choć to całkowicie inna forma muzyczna, w niczym nie ustępuje
Bachowi.
Każdy, kto będzie głosił coś przeciwnego
musi się liczyć z tym, że może trafić do szuflady z napisem „zblazowany krytyk". Z drugiej strony ten krytyk nie pozostanie z pewnością dłużny i zastosuje
podobny manewr, korzystając z szuflad prostak i prymityw. Istnieje niewielka
nadzieja, że ta wymiana ciosów, zakończy się polubownie, albowiem nie istnieje
żadna procedura czy mechanizm dowodzący wyższości jednej formy artystycznej nad
drugą. Innymi słowy, nie potrafimy racjonalnie udowodnić wyższości Bacha nad
Jacksonem (lub Boże chroń, odwrotnie).
Wniosek z tego dość smutny. Kultura, moim
zdaniem, pozostanie na zawsze przedmiotem wartościowania i stratyfikacji,
podobnie jak zawsze będą istnieli ludzie o bardziej i mniej wyrafinowanych
gustach, których artystyczne wybory będą się zasadniczo różniły. Ambaras jednak
nie w tym by dwoje chciało naraz, lecz by każdy z nich rozumiał, że mogą się
różnić, nie gardząc sobą jednocześnie.
To dość demokratyczne rozwiązanie nie
oznacza oczywiście, że Jackson jest równy Bachowi. A jeśli mi nie wierzycie to
spytajcie dowolnego amatora tanich trunków na dworcu w Sztokholmie, o ile
jeszcze jakiś tam przychodzi.
Infantylizacja kultury jarmarcznej
W ten sposób dochodzimy do drugiego punktu.
Twierdzenie, że mamy do czynienia po prostu z globalizacją kultury jarmarcznej
uważam za słuszne, lecz nie oddające istoty zjawiska. Sama kultura jarmarczna
przechodzi bowiem ewolucję i w moim tekście zdefiniowałem jej kierunek, nie
roszcząc sobie oczywiście pretensji do wyczerpania tematu. Kierunek tej
ewolucji jawi mi się w formie ogólnego zdziecinnienia i ucieczki od dorosłości.
Nie przypadkiem Gasset pisząc o zmasowanym człowieku porównywał go do rozpieszczonego dziecka: „skłonność do
czynienia z zabawy i sportu głównej sprężyny życia; pielęgnacja własnego ciała,
dbałość o urodę i strój; brak romantyzmu w stosunkach z kobietami; zabawianie
się z intelektualistami z odczuwaniem w głębi duszy pogardy dla nich." I choć
dwa ostatnie elementy noszą w sobie piętno czasu, to reszta się zgadza.
Nie było chyba w historii ludzkości
społeczeństwa równie dbającego o własny wygląd i tak rygorystycznie
przestrzegającego zasad higieny jak współczesne, tym bardziej, że jak można
dowiedzieć się z literatury tematu, nasi przodkowie do kąpieli posiadali
szczególny uraz. Podobnie rzecz ma się ze sportem, który w wielu krajach, USA
mogą tu służyć za przykład, stał się nieomal fetyszem. To wszystko są przejawy
narcyzmu, który nie jest być może zjawiskiem przerażającym, ale nie bez
negatywnego wpływu na sferę publiczną i politykę.
Przykłady ogólne zdziecinnienia
można by mnożyć. Podane przeze mnie w poprzednim tekście pochodziły z popkultury, albowiem są one najbardziej wyraziste i przekonywujące. To co
pokazują media bowiem bardzo szybko wchodzi w obieg życia społecznego, stając
się wzorem do naśladowania, w szczególności dla młodzieży. Dlatego też być może
lepszym określeniem od infantylizacji, była by juwenalizacja kultury.
Bardzo popularny show Kuby Wojewódzkiego -
skądinąd człowieka inteligentnego — opiera się na nieustannym dowcipkowaniu,
chwytaniu za słówka i natrętnej potrzebie obracania wszystkiego w żart.
Wojewódzki mógłby rozmawiać z zaproszonymi gośćmi na poważnie — co nie oznacza
oczywiście braku poczucia humoru, którego ma pod dostatkiem — ale tego nie robi,
gdyż takie rozmowy się nie sprzedają. Zamiast tego woli ścigać się ze swoim
rozmówcą na dowcipy, odgrywając błazna przy pełnym aplauzie widowni. Dzieci
lubią wygłupy.
Schemat, który Wojewódzki stosuje zawodowo,
inni realizują na co dzień. Jakże często możemy zaobserwować dorosłych ludzi,
którzy próbując ze sobą rozmawiać, jedynie się rozweselają. Zamiast idei
wymieniają gesty i słówka. Wyglądają przy tym jak gaworzące dzieci, których
zachwyca sama umiejętność werbalnej artykulacji.
Infantylizacja dotyka także literatury.
Sukces takich książek jak Harry Potter
czy Władca pierścieni świadczy o potrzebie ucieczki od dorosłego świata, kojarzonego wyłącznie z problemami i obowiązkami, do świata fantazji, gdzie króluje magia i czary. Istnieje obecnie
mnóstwo książek, które wracają do czasów dzieciństwa, by tam odnaleźć utracone
szczęście i na nowo nadać sens naszej rzeczywistości.
W wywiadzie dla
GW krytyk literacki Jerzy Jarzębski stwierdza, że "we
współczesnej literaturze widoczna jest potrzeba wiecznego zaczynania od
dzieciństwa, od pierwotnego doświadczenia świata. W rozmaitych wersjach powraca
np. powieść edukacyjna. Mało jest książek, które nazwałbym 'książkami dla
dorosłych'. Książek, w których pewne kwestie stawiane są bardzo poważnie, gdzie
widać bagaż doświadczeń piszącego, gdzie sięga się po problemy najwyższej wagi.
Od pewnego czasu obserwuję za to powszechny 'gust do fantastyki', tendencję do
uciekania od rzeczywistości, która jest zbyt skomplikowana, by rozwiązywać w niej nasze problemy".
Jarzębski jako specjalista od Gombrowicza — proroka niedojrzałości — wie co
mówi. Kiedy dziś ucieka się od dorosłości w niedojrzałość, warto przypomnieć, że
Gombrowicz atakował dorosłość w czasach kiedy domagała się ona bezwzględnego
posłuszeństwa i ołtarzy. Były to czasy sprzed rewolucji kulturalnej, która
dowartościowując dzieciństwo zdemaskowała jednocześnie jej niewinność.
Kiedy wiec Gombrowicz ogłosił w kraju o poważnym kompleksie narodowym, że jest niedojrzały, nieukształtowany, „dzieckiem
podszyty", to był to w istocie przekaz bardziej rewolucyjny niż ten z lat
sześćdziesiątych.
Jak zauważa jednak Jarzębski: "Gombrowicz może być dzieckiem podszyty, ale
pozostaje dorosłym, ma problemy dojrzałego człowieka". Zmaganie się z własną
niedojrzałością to w ogóle zajęcie bardzo dojrzałe i twórcze. A to, że jest to
zadanie z tych których nie da się ukończyć świetnie zdawał sobie sprawę sam
zainteresowany, który dwuznaczność naszej kondycji skomentował następująco:
"Dążymy do dojrzałości, siły i mądrości wieku dorosłego, a równocześnie
nieodparcie pociąga nas młodość. Ale młodość to niższość. Być młodym, to być
mniej silnym, mniej dojrzałym, mniej mądrym. I oto zadziwiająca sprzeczność. Z jednej strony człowiek chce być doskonały, chce być Bogiem. Z drugiej, chce być
młody, chce być niedoskonały. Człowiek dorosły znajduje się więc pomiędzy Bogiem a Młodym".
Żyjemy w czasach, gdzie dzieci dorastają
zbyt szybko, a dorośli zbyt pochopnie porzucają swą dorosłość. W efekcie wszyscy
czują się niedojrzali i gubią się w swych rolach. Dojrzałość stała się dobrem
deficytowym, gdyż wymaga pracy nad sobą i przynosi wiele frustracji, a to w kulturze postępującego infantylizmu uchodzi za nudne i zbyt obciążające.
« Kultura (Publikacja: 08-01-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7068 |
|