|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Obojętność a tożsamość narodowa Autor tekstu: Maciej Bandur
Zaledwie półtora miesiąca temu zmarła ostatnia
osoba mówiąca w języku bo, jednym z najstarszych języków świata. Boa Sr, która
odeszła w wieku 85 lat nie miała z kim rozmawiać w swym ojczystym narzeczu przez
około trzy dekady — odkąd zmarli jej rodzice. By móc komunikować się z innymi,
musiała nauczyć się mówić w języku hindi. Język bo istniał przez ponad 70 000 lat, podług
szacunku badaczy. Jego historia sięga niewiarygodnie pradawnych czasów z perspektywy dziejów ludzkości. Przestał istnieć kilka tygodni temu.
Ile ta śmierć znaczy dla świata? Czym jest mowa
dla całej ludzkości, a czym dla narodu? Czy powinniśmy być obojętni dla języków,
które nas otaczają?
Język to najwspanialsze narzędzie, jakie
stworzył człowiek. To most pomiędzy światem myśli dwóch osób. To sposób
przekazywania i wyrażania tych myśli, uczuć, trosk i radości. Język nazywa je i niemal perfekcyjnie oddaje nie tylko słowem, ale i tonem, akcentowaniem,
brzmieniem, tembrem głosu. W formie pisanej może podarować im nieśmiertelność.
Każdy język to osobny świat, mówiący o sposobie
myślenia narodu, o jego charakterze, tożsamości. W mowie zapisana jest cała
historia. Patrząc na jej rozwój możemy dostrzec zaawansowanie cywilizacyjne,
słabsze i mocniejsze strony, znaczące wydarzenia w dziejach narodu. Nie
przypadkowo w X i XI wieku do języka polskiego trafiło wiele bohemizmów
związanych z religią chrześcijańską, a w XIII — germanizmów związanych z lokowaniem miast na prawach niemieckich. Z drugiej strony w międzynarodowym
użyciu znajdujemy polonizmy np. w nazewnictwie gleb i tak rędzina to, zarówno po
angielsku jak i niemiecku, po prostu „rendzina".
Analizowanie narzecza to
wspaniała podróż poprzez żywą historię, czasem wzniosła, czasem zabawna, ale na
pewno fascynująca. Jakże słowa pasują do mentalności narodu! Ongiś na poczciwą
wódkę w Polszcze nie tylko per siwucha mówiono, ale również jako akwawitę znano.
Wyraz ten frapujący z łaciny pochodzi, bo akwawita to nic innego jak aqua
vitae, czyli… „woda życia".
O tym jak język scala naród, jak nadaje mu
tożsamość, wie każda nacja, która utraciła niepodległość. Wie o tym też każdy
uzurpator, który represjonował mówienie w ojczystym języku przez podbity lud.
Wiedziały o tym Prusy, wiedziała Rosja. A mimo to, po 123 latach usilnej
germanizacji i rusyfikacji, Polacy nie utracili swej polskiej duszy.
"Tír
gan teanga, tír gan anam" — kraj bez języka jest krajem bez duszy
Znane irlandzkie przysłowie, choć
piękne, wywołuje we mnie smutek, gdy wypowiadane jest w irlandzkim języku
gaelickim (Gaeilge na hÉireann ). Sytuacja Celtów i ich
przepięknych narzeczy jest dziś trudna. Choć niegdyś mówiono nimi w niemal całej
Europie (wyłączając wschodnią część), a nawet na Bliskim Wschodzie, dziś jako
główna mowa funkcjonują na zaledwie skrawkach Wysp Brytyjskich, a także w części
Bretanii. Angielskie ekspansyjne zapędy, stulecia walk o niepodległość, utrata
jej na rzecz agresora, anglicyzacja, emigracja z powodu klęsk głodowych, czy
wreszcie nieprzychylna propaganda kleru… Zgnębione i wydziedziczane ze swej
tożsamości narody zostały mocno doświadczone przez los, a procent Celtów
mówiących we własnym języku z każdą dekadą spada lub aż po ostatnie lata spadał.
Język Szkotów, język Bretończyków, Walijczyków małymi krokami przestają
funkcjonować.
Istnieją jednak i pozytywne akcenty. Jakiś czas
temu nastąpiło odrodzenie języka kornijskiego (Kernewek), ojczystej mowy
Celtów z Kornwalii. I chociaż znajomością tego języka może się poszczycić
zaledwie 3 tysiące osób, światło w ciemności rozbłysło.
Spójrzmy na własne podwórko
Dla niektórych wątpliwa jest
polskość, czy też może raczej słowiańskość Pomorza, czy Śląska, a co dopiero
patrzeć jeszcze dalej na zachód? Któżby więc dziś pamiętał, że za naszą
zachodnią granicą leżą ziemie rdzennie słowiańskie — Łużyce i Połabie, niegdyś
wyznaczające swe granice przez limes sorabicus ilimes saxoniae?
Któżby dziś pamiętał o Obodrzytach, Wieletach, Serbach łużyckich? Kojarzą nam
się raczej ze średniowiecznymi plemionami, które w następnych stuleciach zostały
zapomniane przez historię. W rzeczywistości jednak tworzyły struktury państwowe — Związek Wielecki, czy Państwo Samona (którego część stanowiły Łużyce). Niegdyś
dumne narody dziś są cieniem dawnej świetności lub przestały już istnieć dla
świata, dla potomków, którzy dzisiaj nie czują się tożsami ze swymi przodkami.
Ostatnia kobieta mówiąca językiem połabskim (wenska rec) zmarła w 1756
roku i choć częściowa znajomość języka przetrwała jeszcze do 1825 r., nigdy
potem świat nie usłyszał człowieka myślącego w tym języku.
Kto by się spodziewał, że po tysiącu lat
przynależności do państwa germańskiego, Serbołużyczanie mogą przetrwać wraz ze
swoją kulturą, językami, odrębnością? A jednak przetrwali. Przetrwali intensywne
osadnictwo niemieckie w XII wieku, które zdegradowało ich do mniejszości we
własnej krainie. Nie dali się stuleciom napływów niemieckiej kultury i języka.
Przetrwali nawet czasy nazizmu, kiedy to próbowano wyniszczyć wszystko, co
stworzyli. Po I wojnie światowej, w 1919 roku Serbowie Łużyccy zabiegali o przyłączenie do Czech (Polska też ponoć była przychylnie widziana jako
alternatywa). Delegacja obecna na obradach konferencji wersalskiej nawet nie
została dopuszczona do głosu. Dwadzieścia lat temu Łużyczanie starali się o utworzenie autonomicznej jednostki administracyjnej, jednak władze niemieckie
odmówiły. Podzieliły Łużyce, włączając je do dwóch różnych landów — Dolne Łużyce
do Brandenburgii, natomiast Łużyce Górne — do Saksonii. Dziś nie porusza się już
tematu niepodległości, choć moim zdaniem możliwość stanowienia o sobie powinna
przysługiwać każdemu narodowi. Nie mam tu na myśli rozdrobnienia, do którego
mogłoby to prowadzić, lecz raczej tworzenia autonomii — dobrym przykładem jest
dzisiejsza Hiszpania, która stwarza możliwości tworzenia wspólnot
autonomicznych, które w sporej mierze mogą o sobie decydować, czy też Wielka
Brytania, gdzie np. Szkocja może cieszyć się nawet własnym parlamentem.
Lecz dzisiaj Łużycznie nie są
germanizowani ani prześladowani, cieszą się przywilejami mniejszości, a mimo to
ich kultura wymiera. Ich język ginie na naszych oczach. Tak jak i inne w naszym
otoczeniu.
Pomorze ma ciekawą historię.
Raz to mówiono na tych terenach po polsku, raz to po niemiecku. Jednak
bezustannie od ponad tysiąca lat funkcjonuje tam rdzenny język — pomorski, dziś
kaszubski (kaszëbsczi jãzëk), który obecnie ulega polszeniu. W małym
śląskim mieście — Wilamowicach, żyje 70 ostatnich (a być może już mniej)
spadkobierców języka Wymysiöeryś, narzecza niemieckich, holenderskich i szkockich osadników z XIII wieku. Tak jak w większości przypadków, ostatnimi
osobami władającymi wymierającym językiem są ludzie starej daty. Być może nie
powinienem się temu dziwić, ale jest mi poniekąd wstyd, bo to moi rówieśnicy
tworzą pokolenie, które nie tylko nie chce znać własnego języka, ale i boleśnie
kaleczy ten, w którym mówi. I tak jak w większości przypadków, tak i
Wymysiöeryś był prześladowany przez system totalitarny, zakaz jego używania
zniesiono dopiero w 1956 r.
Uniwersalizm v. 2.0
W czasach wieków średnich, imperialistyczne
dążenia monarchów ustępowały, choć często się nakładały, w ujednolicaniu Europy
tylko Kościołowi. Im później narody uznawały jego zwierzchnictwo, tym bardziej
były wyżeniane ze swej kultury w czasach wcześniejszych. Sami jesteśmy tego
niewdzięcznym przykładem. Czy nasza kultura ma słowiańskie oblicze? Nasze
obyczaje wymarły już dawno temu lub zostały wplecione w nam narzucone. Któżby
dziś kojarzył zwyczaj kolędowania, czy wkładania sianka pod stół ze
słowiańskimi? Dostaliśmy zmiksowaną papkę, która niegdyś była wystarczająco
chrześcijańska, by zaakceptował ją Kościół i dosyć słowiańska, by neofici
przyjęli ją za dobrą monetę. Noc Kupały, choć jest świętem o wiele głębszym i ciekawszym, wypiera się dniem św. Walentego, patrona szwankujących na umyśle.
Myślę, że coś w tym jest.
Jednak dzięki nie tak zaawansowanym drogom
komunikacji, homogenizacja kultury na dużą skalę nie była możliwa, a patriotyzm
(ale nie nacjonalizm!) wciąż był wielką wartością.
Dziś, cóż… zdawałoby się, że im bardziej owoc
zakazany, tym wszyscy chętniej go próbują. Tak więc w dobie wolności kulturowej
sami fundujemy sobie chamerykanizację, a Europa miast stanowić wspaniałą mozaikę
różnorodności — staje się dziwaczną hydrą, ni to psem ni wydrą (że tak pozwolę
sobie na rym).
Dziś nie trzeba presji, zakazów, prześladowań.
Dziś sami pozbawiamy się swojej kultury, lejemy na nią, bądźmy szczerzy. Bo co
to za wartość? Czy nie lepiej, abyśmy wszyscy mówili amerykańskim angielskim,
obchodzili Halloween i Święto Dziękczynienia, bo przecież wszystko, co
zagraniczne, jest lepsze? A na obiad do baru szybkiej obsługi, gdzie możemy
zamówić sobie „hamburgera" i rosół w proszku, zalewany wrzątkiem. Tak łatwiej,
tak szybciej i prościej. Łatwiej powiedzieć „Polska jest be" i obwiniać
wszystkich wokół, niż starać się to zmienić.
Kto by dziś się wysilał, by samemu coś poznać,
zrozumieć, zrobić? Dzisiaj siadamy z otwartymi ustami przed telewizorem i mówimy
„daaaj, daj miii tooo". Bierne, nieświadome społeczeństwo. Takie właśnie
pokolenie aktualnie wchodzi w wiek, w którym staje się pełnoprawnymi obywatelami
Rzeczpospolitej Polskiej.
Patriotyzm dzisiaj to nie heroiczna walka,
rzucanie się na pewną śmierć. Tacy bohaterowie zawsze się znajdą, tylko w czasach pokoju brakuje zwykłego, nie szarego, lecz biało-czerwonego człowieka,
który dba o polszczyznę, zna swoją historię i kulturę, który pielęgnuje to, o co
walczyli i za co umierali jego przodkowie przez stulecia. Bo dziedzictwo
narodowe to skarb. Który nie powinien być powodem do ksenofobii, szowinizmu i nacjonalizmu, bo kultura Europy nie dzieli, ale pokazuje „patrz, to nasze,
polskie", „to jest dobre, bo polskie", „to jest dobre, bo czeskie / francuskie /
rosyjskie / łużyckie…".
Identyfikowanie się jako Pomorzanin, bo tu się
urodziłem i tu wychowałem, wcale nie przeszkadza mi do szerszego identyfikowania
się jako Polak, a jeszcze szerzej jako Europejczyk, a wreszcie człowiek.
Są kwestie, którymi należy się dzielić, które
spajają nacje, ale są też takie, które winniśmy zachować dla siebie i pielęgnować, które łączą naród. Z każdym umierającym człowiekiem ginie cały
nieznany nam świat, z każdym umierającym narodem stajemy się coraz biedniejsi
jako ludzkość. Nie pozwólmy, by długa lista ginących języków zasiliła kiedyś
jeszcze dłuższą — języków wymarłych.
« Felietony i eseje (Publikacja: 08-03-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7187 |
|