|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Satyra barokowa Autor tekstu: Daniel Krzewiński
Cała literatura
barokowa w Polsce, szczególnie jednak w drugiej połowie stulecia, wykazuje
zupełnie wyraźne upodobanie w satyrze. Dziedzictwo epoki renesansowej, zwłaszcza
przykład Kochanowskiego, Klonowica i docinki sowizdrzalskich, przelotne
złośliwostki fraszkopisarzy, oddziaływanie wreszcie satyryków rzymskich
Juwenala i Persjusza stworzyły grunt, na którym krzewiło się literackie urąganie
wadom istotnym i zmyślonym, by rozpostrzeć się na wszystkie rodzaje literackie,
przede wszystkim jednak by wydać satyrę we właściwym tego wyrazu znaczeniu,
satyrę jako odrębny rodzaj literacki. Materiały do niego dostarczały przede
wszystkim wielkie i małe wydarzenia życia publicznego. Poruszone przez nie
animozje i namiętności, które dzisiaj znajdują upust w polemikach prasowych,
dochodziły do głosu, podobnie jak w wieku XVI, w satyrze. Dokumentem w jej
obrębie najosobliwszym jest ogromna kronika skandaliczna, wyliczająca starannie
plebejuszów — dorobkiewiczów wkradających się w świat szlachecki. ,,Liber
chamorum", jak przyjęło się nazywać dzieło Waleriana Nekanda Trepki (1584-1640),
trzy wieki czekać musiała na druk, by nie obrażać potomków ludzi przez autora
piętnowanych. Dla czytelnika dzisiejszego jest ona arcyciekawym źródłem plotek
sąsiedzkich, krążących w wieku XVII. Sprawy ogólniejsze znajdowały wyraz w pierwocinach naszej prasy, jak ,,Merkuriusz Polski", wydawany od 1661 roku przez
Jana Aleksandra Gorczyna, a traktowany tylko jako kronika wydarzeń politycznych — na produkcje literackie miejsca w nim nie było. W zamian za to pojawiały się
rymowane ulotki po stereotypowym, od Kochanowskiego zapożyczonym tytułem
,,satyrów", oparte na fikcji, z tego samego źródła przejętej; a więc Andrzej
Rysiński pisze (ok. 1640) swego ,,Satyra na twarz dworską", równocześnie Samuel
Twardowski ogłasza ,,Satyra na twarz Rzeczypospolitej", po czym idą broszurki w rodzaju ,,Satyr nowy z chorej głowy pilawiecki", makaronizujący ,,Satyrus rudis",
wymierzony przeciw rabunkom szwedzkim, i mnóstwo innych, podobnych treścią i formą, operujących komunałami, choć wśród zapełniających je liczmanów myśli
trafia się niejednokrotnie, spostrzeżenie słuszne czy uwaga trafna.
Serię dzieł tu
należących otwiera zabawna osobliwostka, bo ,,Macaronica Marfordi Mądzikovii
poetae approbati" z 1623 roku, poemat makaroniczny Stanisława Orzelskiego (ok.
1581-1626), który poszedł w ślady nie tyle Kochanowskiego, co twórcy tego
rodzaju igraszek, Włocha Teofila Folengo. Humoreska językowa, zrobiona zresztą
doskonale, połączyła motywy tak odległe od siebie, jak wędrówka do piekła, w którym smażą się heretycy z Lutrem i Erazmem z Rotterdamu na czele, i erotyczne
przygody kwestarza klasztornego, a wreszcie groteskowy opis wesela chłopskiego.
Poemat, częściowo drukowany w wieku XVIII w ,,Monitorze" warszawskim, dopiero w XX wieku doczekał się udostępnienia ku uciesze miłośników tego rodzaju okazów
jadowitego komizmu w literaturze.
Pośród autorów
piszących po polsku popularność największą, zadokumentowaną wieloma odpisami i ośmiu wydaniami w samym stuleciu XVII, zdobywa Krzysztof Opaliński (1610-1655),
dygnitarz wielkopolski, znany w historii jako sprawca tchórzowskiej kapitulacji
przed Szwedami pod Ujściem. Jego ,,Satyry albo Przestrogi do naprawy rządów i obyczajów w Polsce należące" (1650), zbiór pięćdziesięciu dwu wycieczek
przeciwko najrozmaitszym objawom życia w stosunkach politycznych i prywatnych,
są ciekawą próbą stworzenia na gruncie polskim satyry klasycznej, wedle wzorów
Horacego, Persjusza i Juwenala, z jej swobodną pogadankową strukturą, a nawet z jej formą wiersza białego, który zresztą pod piórem wojewody poznańskiego
niewiele od prozy odbiega. Artystycznie satyry te są całkiem liche; o wartości
ich stanowi jednak niezwykle bogaty, dobrze zaobserwowany surowy materiał i bezceremonialna śmiałość, z jaką autor dotyka przeróżnych przejawów życia
prywatnego (niewłaściwe wychowanie dzieci, pustota i strojnisiostwo kobiet) i publicznego (brak dyscypliny w świecie urzędniczym i wojskowym, warcholstwo i przekupstwo, sławna ,,opresja chłopska" itp.). Nie tylko szeroka skala spraw
zaobserwowanych, ale sposób obserwacji, bardzo dokładny, notujący mnóstwo
szczegółów i szczególików , zmienia dzieło Opalińskiego w rodzaj encyklopedii
ujemnych stron dawnego obyczaju szlacheckiego i na tym właśnie polega ich
znaczenie. Z tym wszystkim są one lekturą dość nieprzyjemną, zawierają bowiem
sporo elementów rzadkich nawet w satyrze, a charakterystycznych dla autora.
Jaśniepańska megalomania i nieopanowana
pasja na widok zwierzęcia w człowieku sprawia, że Opaliński kreśli złośliwe
karykatury zniekształcając w nich najpospolitsze sprawy życiowe, że nieraz
tworzy błędy fikcyjne, by w imię ich smagać swe społeczeństwo, słowem, że
przesadza w wyszukiwaniu jedynie ujemnych stron życia. Owej przesady, skłonności
do znęcania się nad człowiekiem nie okupuje natomiast tym, czym zdobywali
popularność satyrycy rzymscy, dowcipem przynajmniej, jeśli nie humorem.
Opaliński tylko po kaznodziejsku mentoruje, gromi i oburza się, nie umie zaś
malować słowem czy przynajmniej opowiadać i tym właśnie już za życia, a jeszcze
bardziej po niesławnej śmierci wywołał ostre krytyki u współczesnych,
zarzucających mu słusznie:
A ty jakbyś
nie w Polsce schowany
Żeś nic
polskiego, widzę nie ulubił, I owszem,
ostrym piórem jej zwyczaje
Zcenzurowałeś i podałeś światu I tej cnej
matce, która cię zrodziła, I tak wysoką
uczciła godnością,
Należytego
odjąłeś honoru.
Jednostronność
Opalińskiego występuje szczególnie jaskrawo w zestawieniu z największym
satyrykiem Polski siedemnastowiecznej, Wacławem Potockim (1621-1696), zamożnym
ziemianinem podkarpackim z okolic Biecza, pisarzem niezwykle płodnym i pracowitym, tak że kompletem dzieł jego, zapełnić by można kilka półek
bibliotecznych. Ta płodność literacka była rezultatem skrzyżowania dwu czynników — rodzaju życia i swoistej metody literackiej. Głuchy zakątek prowincjonalny,
wieś Łużna, leżał poza traktem, którym przewalały się wielkie wydarzenia
historyczne, stąd omijała go wojenna grabież i pożoga. Klęski życia rodzinnego,
strata dorosłych synów i przewlekłe kłopoty wywołane prześladowaniem arian, a zakończone przejściem Potockiego na katolicyzm nie zdołały zwichnąć spokojnej
pracy literackiej, nie odciągało go również od niej gospodarstwo, niezbyt duże,
wystarczające jednak na zaspokojenie potrzeb skromnego życia. Sama zaś praca
literacka była bardzo uproszczona dzięki temu, że pobudki jej płynęły raczej z książki niż z życia. Potocki mianowicie daleko chętniej przerabiał cudze dzieła,
aniżeli tworzył własne. Łatwość rymowania miał większą aniżeli pomysłowość, stąd
przekształcał na wiersze wszystko, co mu w ręce wpadło, obojętnę, czy był to
modny romans francuski, po łacinie, oczywiście, czy dzieło historyczne
uczestnika wyprawy chocimskiej, zbiór łacińskich facecyj, herbarz czy ewangelia. Z tego rodzaju bibliotecznych natchnień urastały mu w ciągu lat ogromne
woluminy, na których druk nie pozwalały mu środki materialne.
W ten sposób doszło
do powstania ,,Argenidy" przerobionej z romansu Barclaya, tak wyrosła ,,Wojna chocimska" z wojskowej relacji Jakuba Sobieskiego, tak ogromny ,,Poczet herbów",
który był
jest przeróbką łacińskiego ,,Orbis Polonus" Okolskiego, gdy znowuż ,,Nowy zaciąg
pod chorągiew starą tryumfującego Jezusa" ma za podstawę ewangelię. Ten
przetwórczy charakter działalności Potockiego pozostaje w ścisłym związku z poglądami na oryginalność w XVII wieku, całkowicie od naszych odmiennymi, a doprowadzającymi do absurdu niemal pojęcia dotyczące pracy literackiej,
pospolite zarówno w średniowieczu, jak w epoce renesansu.
Nie w próbkach
romansowych ani w rymowanej ,,harmonii" ewangelicznej, ani w rymowanym herbarzu
osiąga Potocki swój poziom najwyższy, lecz w dwu olbrzymich zbiorach wierszy
krótszych, nie wymagających zdolności konstrukcyjnych, mianowicie w ,,Ogrodach
fraszek" i ,,Moraliach". Powstały one w ostatnich dziesięcioleciach życia
pisarza i zawarły w sobie bogaty dorobek jego doświadczenia życiowego i literackiego, rezultaty szperania w przeróżnych księgach i własne spostrzeżenia
czy wnioski, oparte na tym, na co padał wzrok lub co dawała pogawędka z sąsiadami i przyjezdnymi. Obydwa zbiory różnią się tonem, gdy bowiem ,,Moralia"
obliczone są na zbudowanie czytelnika i stanowią coś w rodzaju pamiętnika
rozważań nad sprawami tego świata, nasuwających się podczas lektury moralistów
renesansowych, zwłaszcza ,,Adagiów" Erazma z Rotterdamu, ,,Ogród fraszek"
obejmuje materiały najrozmaitsze.
Treść ,,Ogrodu"
jest niesłychanie urozmaicona i w całości stanowi niezwykle zajmujące
zwierciadło życia szlacheckiego w epoce króla Jana. Są tu, podobnie ja w ,,Moraliach",
wiersze refleksyjne odtwarzające poglądy zarówno samego poety, jak rzeczy, które w lekturze znalazł, a które przemówiły mu do przekonania. Są notatki o drobnych
wydarzeniach, niby z pamiętnika, o odwiedzinach sąsiadów czy u sąsiadów, o plotkach zasłyszanych, o skandalikach z kroniki parafialnej lub powiatowej. Jest
mnóstwo wierszyków przyjacielskich na chrzciny, wesela, pogrzeby, żartów na
temat imion, nazwisk i przede wszystkim herbów, tak że na podstawie ,,Ogrodu
fraszek" ułożyć by można interesujący album szlachty podgórskiej i krakowskiej.
Mnóstwo anegdot i żartów krążących w podochoconej kompanii na tematy nie zawsze
budujących wydarzeń w sąsiedztwie, przygód w karczmie i alkowie, na polowaniu
lub przyjęciu, weszło na gorąco do zbioru, towarzyszą im zaś odwieczne kawały
wędrowne, z ksiąg zazwyczaj wyłowione, ale odmienione nie do poznania, a zgodnie z charakterem zbioru. Powtarza np. Potocki stary koncept o gościu, który chce
uciekać z gospody, spłoszony krzykami awanturującej się karczmarki, karczmarz
jednak uspokaja go, że on sam od dwudziestu lat sekutnicy słucha i nic mu to nie
szkodzi. Rymuje on dalej starą anegdotę ojcu skrzynią kamieni oszukującym
niewdzięczne dzieci, a więc sprawę wyczytaną w Rejowskiej ,,Historii w Landzie".
Dzięki takiej metodzie traktowania motywy wędrowne nabierają rumieńca życia,
wydają się oddźwiękami wypadków rzeczywistych. Urok bowiem główny ,,Ogrodu
fraszek" polega na jego swojskości, na tym, że autor wszystko, czego się
dotknie, przekształca w dotykalną rzeczywistość, że niezrównanie zaciera różnicę
między przeżyciem literackim a osobistym. Obca jest autorowi ,,Ogrodu fraszek" i
,,Moraliów" mizantropia" chętnie wprawdzie zrzędzi powtarzając nieraz w kółko
jedno i to samo, zwłaszcza na starość, rzadko jednak zdobywa się na sarkazm,
raczej skłania się do pobłażliwego uśmiechu, a nieraz wręcz wybucha szerokim,
rubasznym śmiechem, wysoko bowiem ceni życie, takie jakie jest.
To stanowisko
moralisty określa również swoisty sarkazm Potockiego. Gruntowa znajomość życia,
szeroko otwarte oczy, umiejętność zwracania uwagi na charakterystyczne
szczegóły,
pozwalają mu nagromadzić niesłychane bogactwo obrazków obyczajowych,
oryginalnych szkiców portretowych, zabawnych scenek z życia. Materiał
zaobserwowany ujmuje w formę obrazka na wskroś prozaicznego, rozświetlonego
tylko gdzieniegdzie jakimś żywym dowcipem, zwłaszcza ulubionym kalamburem.
Dokładność opisu spraw najprostszych, uwzględniająca najniklejsze nawet
szczegóły stanowi tu podstawę artyzmu.
Ledwie ma czas
konieczna potrzeba natury. I obiad, i wieczerza że nie idą z musem,
Niech się
kucharz nie kwapi, precz, chłopcy z obrusem!
Mało co się
okroi do przespania nocy.
Począć nie
było, przestać nie jest w człej mocy.
Gdzie indziej znowu, w jednym z najbardziej wymownych obrazów ogólnej obojętności, z którego inny poeta zrobiłby
wstrząsającą wizję apokaliptyczną, Potocki szkicuje prozaicznego diabła, który
ucisza psy, by nie budziły pijanego świata, pojąc jedne, kawałki chleba
rzucając innym, tym zaś co ośmieliłyby się warknąć ,,jako ogar w borze", grozi:
,,Heretyk! Zamurować go na śmierć w klasztorze albo ściąć, albo spalić".
Pesymizm Potockiego jednak rzadko wyraża się w obrazach gwałtownych i przejmujących, tamuje go bowiem wiara w Boga i człowieka oraz — pod koniec
życia- z doświadczeń życiowych płynąca rezygnacja, przekonanie, że świata
zmienić niepodobna, od zagłady zaś ochroni go boska opieka.
Poziomu Potockiego
nie sięga żaden z satyryków i moralistów końca stulecia, ich bowiem grube nieraz
tomy, pełne komunałów, powtarzają stare myśli, grzeszą nieporadnością stylu i szarzyzną prozaicznego języka. Najpłodniejszy z nich, proboszcz kresowy ks.
Mateusz Ignacy Kuligowski, nawiązuje zupełnie wyraźnie do pism ascetycznych
średniowiecza. Równocześnie z Kuligowskim, na samym schyłku stulecia, wziął się
do pióra nie znany bliżej fraszkopis i epik, Adam Korczyński. Podobnych twórców,
piszących bez talentu, wskazać można więcej, jak Daniela Bratkowskiego, czy
Krzysztofa Niemirycza, choć ten ostatni przyczynił się do pierwszego u nas
przekładu bajek zwierzęcych Lafontaine’a, a jego ,,Bajki Aesopowe wierszem
wolnym" wprowadzają sporo innowacji w tę dziedzinę od czasów Biernata z Lublina.
Bibliografia:
-
Historia literatury polskiej,
pod red. L. Marinellego, Wrocław 2009,
-
Hojdis B., Literatura
staropolska, Poznań 2009,
-
Krzyżanowski J., Historia
literatury polskiej, Warszawa 1963,
« Kultura (Publikacja: 06-07-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7390 |
|