|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Etyczne spojrzenie na charakter człowieka jest bardzo jednostronne. To prawda, że takie cechy jak prawdomówność, odwaga, uczciwość, sprawiedliwość, życzliwość, skromność, pracowitość, wspaniałomyślność są godne podziwu, ale nie powinny one przesłaniać nam innych – również doniosłych – choć zazwyczaj nie włączanych do moralności cech osobowości ludzkiej takich jak umiłowanie muzyki,.. | |
| |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Bitwa na Zielonym Polu Autor tekstu: Krzysztof Sykta
Przed nami okrągła
rocznica jednej z największych wiktorii polskiego oręża. Dokładnie 600 lat temu,
15 lipca 1410 roku, masy rycerstwa Unii Jagiellońskiej starły w proch siły
Zakonu Najświętszej Marii Panny w jednej z największych bitew „pancernych"
późnego Średniowiecza. W każdym razie tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Gdyby
przyjąć, że o wielkości danego starcia świadczą wykopane przez archeologów
szczątki i szkielety, to należałoby uznać, że… bitwy pod Grunwaldem nie było w ogóle. Zgadza się, do tej pory nie zlokalizowano grobów ani
szkieletów dziesiątek tysięcy rycerstwa jakoby poległego na „zielonych polach"
obok Stębarku. Bo też i tak na dobrą sprawę do tej pory nie przeprowadzono
bardziej zaawansowanych prac archeologicznych, a te, które miały miejsce w czasach powojennych, do niczego specjalnego się nie dokopały. Być może nie
szukano w odpowiednich miejscach, teren uległ znacznym zmianom i zlokalizowanie
faktycznego miejsca bitwy w obecnych czasach jest praktycznie niewykonalne. Z drugiej strony, relacje o wyrżnięciu w pień znacznej części sił krzyżackich przy
znikomych stratach własnych („poległo dwunastu z naszych znaczniejszych
rycerzy") przypominają nie tak dawne briefingi nt. starć w Iraku czy
Afganistanie. W relacjach pisanych przez zwycięzców niemal zawsze panuje
tendencja do zawyżania wysokości strat zadanych przeciwnikowi i pomniejszania
własnych.
Nikt też w tamtych czasach nie prowadził bitew na
„wyrżnięcie do ostatniego człowieka". Wystarczy przytoczyć relację jak jeden z rycerzy niemieckich — Dypold
Kokeritz von Dieber z Łużyc — bez trudu podjechał do Jagiełły i wyzwał go na
pojedynek. Króla jednakże powstrzymano, a w jego zastępstwie starł się na kopie
Zbigniew z Oleśnicy, rzecz jasna Niemca roznosząc na strzępy. I nawet ta
informacja nie może być traktowana jako stuprocentowo wiarygodna, bo pisał ją
akurat „znajomy" Zbigniewa, stąd też wszelkie wielkie uczynki i dzieła na polu
bitwy tegoż ostatniego mogą być jedynie kreacją autorską kronikopisarza.
Zabrakło tylko krzyża
ognistego na niebie, głosu Chrystusa i rozrąbania pięciu smoków i dwóch
bazyliszków walczących w barwach Zakonu.
Długosz dostarcza nam również wielu innych ciekawych
relacji, chociażby o chłopach obserwujących starcie na sześciu dębach, rosnących
pośrodku pola bitewnego, czy o rzuceniu się polskich sił do „degustacji"
krzyżackiego wina z zajętych taborów. Raczy nas też opowieścią o tym, jak to
Litwini „uciekali aż na Litwę". W zasadzie niemal wszystko co wiemy o przebiegu
Bitwy opiera się na jego relacji, tudzież na wcześniejszej — powstałej w tym
samym roku, w którym miało miejsce starcie — Kronice Konfliktu. Do źródeł
kronikarskich zawsze trzeba podchodzić z pewnym dystansem, a Długoszowi w szczególności zarzuca się jedno: Litwinów nie znosił, za Witoldem, jak i za samym Jagiełłą, zbytnio nie przepadał,
stąd też jego opis przebiegu starcia, pomimo fascynujących szczegółów w jakiejś
części, niewiadomo czy mniejszej, czy większej, może być tendencyjny i niewiarygodny. Jagiełłę przedstawiał wręcz jako płaczliwego starca na pasku
krakowskich panów.
Wielki książę litewski Witold, Jan Matejko, 1878 r.
W nawiązaniu do dzisiejszych czasów warto wspomnieć jeszcze o jednym aspekcie wojny polsko-krzyżackiej. Kampanię wojenną poprzedziła równie
intensywne zabiegi dyplomatyczne oraz propagandowe, jak również kilka zamachów
skrytobójczych. Co prawda Polaków i Litwinów nie nazywano „terrorystami", ale
użyto ówczesnego odpowiednika: „poganie". Świat Zachodu ruszył więc ochoczo do
walki z „poganami ze wschodu", dowodzonymi przez poganina-Jagiełłę, i równie
przewrotnymi Polakami. Polscy „agenci wpływu" tworzyli własny obraz Zakonu, jako
instytucji barbarzyńskiej i zdeprawowanej, co z chęcią pociągnął dalej jeden z największych polskich pisarzy historical fantasy — Henryk Sienkiewicz. Jego
wizja znana nam jest bardziej dzięki monumentalnej ekranizacji w reżyserii
Aleksandra Forda, który pewne wątki stonował.
Wiadomo, że po polskiej stronie walczyły m.in. oddziały
litewskie, smoleńskie, tatarskie, Ślązacy i grupa wyjątkowo tchórzliwych
Czechów, których dwukrotnie z powrotem jakoby zaganiano na pole bitwy.
Przeglądając informacje o siłach krzyżackich do niedawna jeszcze z trudem można
było znaleźć jedną informację — po stronie wojsk zakonnych walczyło sporo
Polaków, a dokładnie Dolnoślązaków i Pomorzan, na czele z księciem szczecińskim,
którego herold był jednym z tych, co wręczali dwa nagie miecze (na Jagiełłę
bardziej podziałałyby pewnie dwie nagie Litwinki, ale to już szczegół).
Obraz wojsk krzyżackich to w powszechnej opinii masa
ciężkozbrojnego rycerstwa z czarnymi krzyżami na białych płaszczach, taki
wizerunek odmalował Ford w swym filmie i taki też gości w naszej pamięci.
Problem tylko w tym, że ciężkozbrojnych Braci Zakonnych, stanowiących elitę
dowódczą sił pruskich, było na polu bitwy tylko… 250, (a w całym państwie
zakonnym 570), z czego większość zginęła (na czele z Wielkim Mistrzem Ulrichem) w bezpośrednim, bitewnym starciu.
Jeżeli chodzi o krzyżacką piechotę i wilcze doły — wiadomo,
że stanowią one późniejszy dodatek (czytaj: konfabulację) i ani nie było żadnych
kuszników, ani też wojska krzyżackie nie miały czasu na kopanie pułapek, w które
zresztą same by powpadały, gdyby przeprowadziły bezpośrednią szarżę, miast
czekać na uderzenie wojsk polskich.
Kronika Konfliktu nie wspomina nic o upale, w którym to
jakoby grzać się mieli zapuszkowani rycerze (większość chorągwi i tak stanowili
lżej uzbrojeni jeźdźcy stanowiący świtę każdego kopijnika), zamiast tego pisze o ciepłym deszczu, który zmył kurz z końskich kopyt. Nie wspomina też nic o pierwszym uderzeniu prawego skrzydła przez „popędliwego i niecierpliwego"
Witolda — wojska miały ruszyć na siebie frontalnie staczając się w dolinkę...
W zasadzie nie wiadomo dokładnie ile osób walczyło po obu
stronach, ile zginęło, ile uciekło, ile dostało się do niewoli, jak dokładnie
przebiegało starcie. Wiadomo jedno — po zniszczeniu sił krzyżackich w bezpośredniej bitwie wojska polskie rozbiły się o mury Malborka i po
nieskutecznym oblężeniu musiały powrócić do rodzimych stron. Potęga Zakonu
została nadłamana. Krzyżacy z pozycji agresora musieli przejść do defensywy,
tracąc Pomorze Gdańskie, a następnie ulegając sekularyzacji. Jednakże
nierozwiązana kwestia Prus na stałe zaciążyła na historii regionu i stosunkach
polsko-niemieckich, stając się jedną z przesłanek napaści hitlerowskich Niemiec
na Polskę w 1939 roku.
« Historia (Publikacja: 15-07-2010 Ostatnia zmiana: 17-07-2010)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7408 |
|