|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Listy i opinie Prywatny Jezus Autor tekstu: Jacek Tabisz
Nie raz i nie dwa spotkałem się ze zjawiskiem, kiedy to
osoba potępiająca kościół katolicki, luterański, prawosławny czy inny,
okazywała się po dłuższej rozmowie gorąco zaangażowanym chrześcijaninem,
często nie mniej dogmatycznym od tych, których można spotkać w wyżej
wymienionych organizacjach. Zazwyczaj zjawisko szukania własnego Jezusa polegało
na oczyszczaniu chrześcijańskich tradycji ze wszystkich elementów dla danej
osoby niepożądanych. Niekiedy, choć nie zawsze, zabiegi takie miały na swój
sposób wymiar pewnej racjonalizacji. W tym wypadku odejmowane zostawały cuda
przypisane przez tradycję tego, czy innego kościoła, a nawet przez
same Ewangelie. Zostawał wtedy po tym Jezus „zalążkowy", nie mniej
jednak, moim zdaniem, zgubny od „obrośniętego oficjalną religią" dla
otwartości intelektualnej i emocjonalnej wyznawcy. Oczywiście elementem prawie
nigdy nie odrzucanym w procesie destylacji Jezusa okazywała się nadzieja na własną
nieśmiertelność, związana z jego mitycznym zmartwychwstaniem. Niekiedy skłonność
do fundamentalistycznej wiary osób, które tworzyły tego typu jednoosobowe odłamy
chrześcijaństwa bywała silniejsza, niż u wielu zwykłych katolików, prawosławnych i protestantów. Oczyszczony, prywatny Jezus nabierał charakteru jeszcze
bardziej mistycznego, niż Jezus katolicki, czy prawosławny. Była to oczywista
kontynuacja poczucia przynależności do jednoosobowej grupy chrześcijańskiej,
która rzekomo zna ukrytą przed tak wieloma prawdę. Ów elitaryzm pomagał
posiadaczom prywatnego Jezusa być niekiedy ostrymi antyklerykałami. W końcu
kler przekręcił ich zdaniem postać zbawiciela, oni zaś znali ją w rzeczywistej formie. Nigdy przy okazji rozmów z takimi ludźmi nie mogłem
sobie darować prostego argumentu — gdyby nie było wielkich kościołów
chrześcijańskich, pies z kulawą nogą nie wspominałby dziwacznej,
niekoniecznie historycznej postaci Jezusa. Choć nie jestem skrajnym
antyklerykałem, to oczywiście protestuję przed oczywistym nadmiarem przywilejów
wobec księży i Kościoła w naszym kraju. Protestując, spotykam niekiedy po
swojej stronie wyznawców prywatnych Jezusów. Moim zdaniem klerykalizm, czy
antyklerykalizm to mniejszy problem od tego typu religijności we współczesnych
czasach. Chętniej zatem protestowałbym przeciwko prywatnym, jednoosobowym kościołom,
niż przeciw przywilejom Kościoła.
Nie byłoby prywatnych jednoosobowych kościołów, gdyby
nie te wielkie kościoły. Tym niemniej antyklerykalni chrześcijanie rzadko chcą o tym słyszeć. Nigdy nie zadziałał też na nich mój drugi argument, polegający
na wymienianiu innych opiniotwórczych postaci ze starożytności, takich jak
Sokrates. Żaden właściciel prywatnego Jezusa nie chciał go wymienić na ateńskiego
filozofa, choć waga jego słów była większa i mniej groźna i narkotyczna
dla otoczenia. Sądzę, że w zdecydowanej większości wypadków znaczenie miał
fakt tego, iż Sokrates raczej nie przynosi nieśmiertelności osobom, które
zajmują się jego dziedzictwem.
Tym niemniej istnieją też bardzo nieliczni ludzie
zainspirowani postacią biblijnego mesjasza bez wyglądania w niej zaświatów,
czy pewności płynącej z uczestniczenia w bardzo kameralnej, religijnej
ekstazie. Tym osobom chciałbym zwrócić uwagę na fakt, iż ich rozumienie
postaci Jezusa jest zupełnie niszowe, jeśli chodzi o społeczeństwo. Każde
imię czy pojęcie jest swego rodzaju marką, którą się promuje, wymieniając
ją przy różnych okazjach. Nie liczy się wtedy to, iż ktoś ma jakiś swój
bardzo prywatny stosunek do marki. O charakterze marki przesądzają główni
jej promotorzy. W przypadku Jezusa — największe kościoły chrześcijańskie.
Wystarczy zauważyć, co się stało z „bogiem grającym w kości" Einsteina — wbrew intencji wielkiego uczonego jest on używany przez teistów z wielu różnych
religii (nie tylko judaizmu, czy chrześcijaństwa, ale na przykład hinduizmu)
jako silny argument na korzyść ich wierzeń. Zatem nawet te osoby, które widzą w Jezusie na przykład prekomunistę (i tylko tyle), powinny się zastanowić,
czy nie ugryźć się w język i nie wspomnieć raczej innych starożytnych myślicieli
społecznych, którzy też dostrzegali problemy biednych warstw społeczeństwa i uważali, iż ludzie są sobie równi. Mieliśmy przecież powstanie dzielnego
Spartakusa, czy też genialne komedie Arystofanesa, które można też przy
okazji uznać za protofeministyczne.
Rozrzutna i pełna fanatycznego oddania reklama Jezusa,
wspomagana przez niemal 2000 lat fizyczną eliminacją osób mających inny
stosunek do tej marki, była tak silna, iż ulegają jej dzisiaj nawet tak
wielcy i inteligentni ateiści jak Dawkins. Jego pomysł na koszulki z nadrukiem
„ateiści dla Jezusa" zupełnie nie liczył się z faktem, iż mówimy tu o głównym aspekcie najpopularniejszego nurtu religijnego na świecie, który
bynajmniej nie szedł i często nie idzie przez historię drogą pokojową. Czyżby
reklama była tak silna, iż niemożliwym jest już pełne odrzucenie stojącego
za nią produktu?
Aby pozbyć się wdrożonego przez stulecia, automatycznego
szacunku do postaci założyciela chrześcijaństwa, należy podejść do niej
uczciwie. Po pierwsze nie wiemy na pewno, czy istniał jako postać historyczna i czy, jeśli istniał, miał cokolwiek wspólnego z osobą opisaną w Ewangeliach. Po drugie, skoro i tak już nam to chodzi po głowach, powinniśmy
wnikliwie analizować nauczanie Jezusa. Nawet jeśli niektóre wyrwane z kontekstu myśli i aforyzmy wydają się piękne moralnie, to przecież nie można
ich oddzielić od innych, które takimi już nie są. Co z tego, że otrzymujemy
tu zachętę do współczucia wobec biednych i prześladowanych, kiedy wraz z nią
dostajemy w prezencie sadystyczne przekonanie o wiecznych torturach czekających
na wielu ludzi. Cóż z tego, że wedle niektórych słów Jezusa bliźni staje
się umiłowanym bratem, skoro wraz z nimi otrzymujemy nakaz traktowania
wszystkich inaczej myślących jako wrogów, w myśl zasady „kto nie jest ze
mną, ten jest przeciwko mnie". Historia religii chrześcijańskiej, różnych
jej nurtów, pokazuje wyraźnie, iż znaleziono zgodnie z tą zasadą wielu zasługujących
na eksterminację przeciwników. Czy, jeśli już założymy historyczność
Jezusa, mamy prawo czynić go autorem tylko pozytywnych etycznie wypowiedzi? Czy
kiedykolwiek istniały one w świadomości ludzi bez kontekstu wypowiedzi
negatywnych, tych o piekle i o fundamentalistycznym odrzuceniu Innego? Czy na
pewno nie znajdziemy w historii naszej cywilizacji postaci bardziej zasługujących
na szacunek i wspominanie? Czy to źle, iż nie uważali się oni za bogów?
Reasumując — uważam, iż żaden prywatny Jezus nie jest
tak naprawdę lepszy od Jezusa rodem z teologii katolickiej, luterańskiej,
prawosławnej etc. Jeśli chcemy rozumieć, wspominać i propagować jakąś ważną
postać z przeszłości, aby było to społecznie konstruktywne, wybierajmy
sobie innych bohaterów. Ludzie często bywają wspaniali, i nie trzeba będzie
daleko szukać postaci godnych szacunku, których imię nie jest marką
usprawiedliwiającą cierpienie milionów (choćby na AIDS w Afryce, czy chcących
innego życia młodych w XVII wiecznych skansenach Amiszów) i celowe zubożenie
poznawcze jeszcze większej grupy Homo sapiens.
« Listy i opinie (Publikacja: 20-10-2011 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7472 |
|