Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Wesołych Świąt Autor tekstu: Marcin Kruk
Koleżanka spojrzała na mnie wzrokiem świeżo zagryzionej sarny. Przekazywała
dzieciom słowo boże i właśnie wróciła z klasy. Pokój nauczycielski tętnił
inercją. Odnosiło się wrażenie, że to wszystko przerastało wszystko i wszyscy
wszystkiego mają dość. Jak zwykle we wtorki odczuwałem poważny deficyt sensu
istnienia. We wtorki trzecią lekcję w IIIb miałem po koleżance, która
przekazywała słowo boże, i wtedy uświadamiałem sobie, że nie tylko kwanty
potrafią być w dwóch różnych miejscach równocześnie.
Wykładowca na kursie powiedział, „wyobraźcie sobie, że macie przed sobą klasę, w której są same wybitnie zdolne dzieci". Odpowiedziałem, że nie jestem
geniuszem, nie mam aż tyle wyobraźni.
Po dziesięciu latach pracy pora zmienić zawód. Są zawody, w których daje się
funkcjonować tylko przez kilka lat. Potem gorycz zmienia rutynę w szkodnictwo.
Coraz częściej przygotowywałem lekcję i zdawałem sobie sprawę z tego, że nie
jestem jej w stanie przeprowadzić tak jakbym chciał. Rosnąca frustracja
skłaniała do jednego — pora uciekać.
Za oknem leżał śnieg, który tak pięknie by skrzypiał pod nogami w lesie.
Szedłem do klasy czując, że nie będę umiał wyzwolić w sobie sympatii do moich
słuchaczy; sympatii tak potrzebnej, żeby mówić z jakim takim przekonaniem. Co mogę
zrobić, żeby wywołać w ich oczach zainteresowanie? Przekonywałem się, że to
możliwe i że to zależy tylko ode mnie.
Na korytarzu zatrzymał mnie dyrektor i zapytał, czy zrobiłem już kosztorys wycieczki do
Centrum Nauki Kopernika. Odpowiedziałem, że zrobiłem i że mu jutro dostarczę.
Wszedłem do klasy. Ruda Ola pospiesznie wpychała resztki bułki do buzi.
Uczniowie niespiesznie przypisali się do swoich miejsc. Odłożyłem dziennik na
stole i stanąłem przy oknie, czekając na lepsze czasy. Nie odwracając się od
okna, zapytałem, czy jedli dziś jakieś geny? Cichy chichot z kilku miejsc w klasie wskazywał na to, że przynajmniej część uznała, że pytanie jest zabawne.
Odwróciłem się do klasy.
— Dzisiaj w dzienniku napiszę: mechanizmy
dziedziczenia. Mechanizmy dziedziczenia to brzmi nudno. Dlatego zacząłem od
pytania czy jedliście dziś jakieś geny?
Karolina podniosła rękę i zaczęła mówić — Cały czas jemy geny. Ponieważ geny są w każdej komórce, więc połykamy geny połykając bakterie z powietrza, połykając
jedzenie, połykając własną ślinę.
— Genialnie, ale jaka może być geneza słowa gen?
— Generał — krzyknął Mikołaj z ostatniej ławki.
— Też dobrze, chociaż wśród genów są i szeregowcy. Słowo gen pochodzi od słowa
geneza — pochodzenie, genealogia; ale gen to właściwie informacja, informacja,
która jest w każdej komórce, informacja o budowie organizmu i o jego działaniu.
Właściwie to wszystko wam już mówiłem, więc zrobimy dzisiaj powtórkę o samolubnym genie i stowarzyszaniu się… o tym dlaczego Ola ma niebieskie oczy i dlaczego Mikołaj najwyżej skacze....
Mam wrażenie, że oni znają te moje napady mówienia do nich jak do ludzi i kończący te lekcje popłoch, że znowu nie przerobiliśmy odpowiedniej porcji
programu. Chwilowo zwyciężył mój bunt, a klasa nie miała mi tego za złe. W chwilę później zaskoczył mnie dzwonek kończący lekcję. Zakończyłem pospiesznie i poprosiłem, żeby przerobili sami z podręcznika planowany na dziś materiał.
Odwróciłem się do okna, czekając aż wyjdą z klasy. Wychodzili troszkę ciszej niż
zwykle, więc pewnie im się to moje gadanie jakoś tam podobało.
— Proszę pana — usłyszałem głos jednej z uczennic. Klasa była już pusta, przede
mną stała Wiktoria, jej smutna buzia nie wróżyła niczego dobrego.
— Aga zginęła — powiedziała cicho. Nie rozumiałem co do mnie mówi. Agnieszka
była jej starszą o trzy lata kuzynką. Czasami widywałem je razem na ulicy.
Agnieszka dojeżdżała teraz do liceum w mieście i w tym roku powinna robić
maturę.
— Co się stało — zapytałem.
— Nie wróciła w piątek ze szkoły.
— Czy policja jest zawiadomiona?
— Tak, przepytywali jej kolegów i wszystkich. Aga nie pojechała tym autobusem co
normalnie, policja mówi, że chyba nie miała wypadku...
— Kiedy ją widziałaś?
— W czwartek, mówiła, że musi zrobić prawo jazdy i że chciałaby wyjechać po
maturze do Stanów...
— Policja z tobą też rozmawiała?
— Tak, ale ja im nie wszystko powiedziałam. To znaczy wszystko powiedziałam, tylko nie
pokazałam im jej wierszy, bo Aga prosiła, żeby ich nikomu nie pokazywać.
— I chcesz, żebym ja te wiersze przeczytał?
Wiktoria wyciągnęła rękę, w której trzymała kilka złożonych kartek. Wziąłem te
kartki i spojrzałem na zegarek. Przeprosiłem, że nie mogę teraz dłużej rozmawiać i powiedziałem, żeby przyszła do klasy po lekcjach. Kiwnęła głową i wyszła. Poszedłem do pokoju nauczycielskiego, zastanawiając się czy cokolwiek
mogę zrobić.
Dopiero na kolejnej przerwie sięgnąłem po przekazane przez Wiktorię kartki. Był
to wydruk z komputera na kartkach A4. Agnieszka pisała:
List
Wyślij,
Nie wysyłaj,
Wyślij,
Nie wysyłaj,
Nie wysyłaj,
Wyślij,
Powiedz światu,
Że siedzę za szafą I składam tysiące dni strachu W moje życie
/////////////////////
Ojcze nasz
Który bełkoczesz,
Ojcze nasz,
Który patrzysz z nienawiścią,
Ojcze nasz,
Który leżysz bezwładny
Czy ja cię kiedyś kochałam?
\\\\\\\\
Do siebie
Nie rozstrzaskuj dnia o ścianę
Nie rozstrzaskuj godziny o ścianę
Nie rozstrzaskuj chwili o ścianę,
Poskładaj
Drobiny spokoju W kąt dla siebie
\\\\
Modlitwa
Boże zabierz ojców alkoholików
Ojców pijaków,
Ojców ochlapusów,
Pokaż mi jednego,
Który przestał pić
Bo kochał swoje dziecko,
Zabierz matki wystraszone
Ogłupione, zabierz opuchniętą twarz
Zabierz...
Pozwól czcić,
Nie czcić, szanować,
Nie szanować, lubić,
Nie lubić, znosić,
Nie znosić
Pozwól raz uśmiechnąć się zwyczajnie
Na widok ojca swego I matki swojej.
//////////
Amen
Spać nie dają
Wszystkie słowa w ciszy,
Spać nie dają słowa,
Które diabeł słyszy,
Słowa grube
Jak rosyjskie słonie,
Słowa,
Które znaczą zawsze
Koniec, koniec, koniec.
//////////////
Bądź
Bądź przytulone z modlitwy,
bądź, wpatrzone we wczorajszą butelkę,
bądź zasłuchane w ulicę,
bądź pulsujące w zadaniu z fizyki,
bądź,
dziś,
kurwa,
trzeźwy.
////////////
Przyjdź usmażę naleśniki,
Zapalimy świece,
Zapomnimy,
Ty swoje,
Ja swoje.
Zamieszkamy na chwilę w niepamięci,
Zapomnimy o strachu,
że kiedyś będziemy tacy sami.
Naleśniki będziemy jedli palcami
oczywiście.
//////////////
Straciłam niewinność.
Nie, nie tą.
Tamtą straciłam dawno,
nikt po niej nie płakał.
Straciłam niewinność.
Dowiedziałam się o sobie
Za dużo.
////////////////
Muszę zrobić prawo jazdy,
zarobić na bilet,
wymazać to miejsce z mapy,
kupić nową pamięć.
////////////////
Kilka słów
między
jednym obłędem a drugim.
//////////////
Oblicza zwierząt
Myszy leśnej węszącej skąd wieje wiatr,
zamyślonej sarny,
psa drżącego z zimna pod murem,
martwego ptaka na skraju szosy,
kobiety czekającej na autobus
Moje przed lustrem
/////////////////
Idę sobie po drodze, a przy drodze bałwan
na jednej nodze.
Modli sie bałwan do Boga
pogoda, pogoda, pogoda.
Chocholi pląs,
Chocholi tan.
Idą ludzie po drodze I myślą
słowa, słowa, słowa.
Chocholi pląs,
chocholi tan.
//////////////////
Głaskałam psa
rozpłakałam się,
uderzyłam psa
zaskomlał cicho,
wyszczerzyłam zęby do psa,
roześmiał się,
powiedział: głupia jesteś
Pies mi mordę lizał,
nie pierwszy raz.
//////////////////
Nie lubię kopać lalek,
rozpruwać brzuchów pluszowym misiom,
wbijać igieł w figurki z chleba.
Nie pójdę na psychologię,
Będę budować mosty między wyspami.
////////////////
Przekomarzałam się ze światem a świat okazał sie psubratem.
Byłam psusiostrą w pieskim świecie, a pies okazał się człowiekiem.
//////////////
Ołowiani żołnierze
Maszerują po ołowianym polu bitewnym,
Na ołowianym niebie
lecą ołowiane bombowce i zrzucają ołowiane bomby Z mgły wyłonił się
avatar księcia z bajki
W realu
otaczają mnie wirtualnie sprawni
***
Przypomniałem sobie twarz małomównej uczennicy, niezbyt zainteresowanej nauką.
Po lekcjach Wiktoria nie umiała mi nic więcej powiedzieć. Nie bardzo wiadomo
dlaczego postanowiła mi te wiersze pokazać. Zapytałem ją, czy mogę je zachować.
Kiwnęła głową, chyba rozumiejąc, że jestem równie bezradny jak ona.
Wieczorem zadzwoniłem do komendanta policji i zapytałem czy jest coś nowego.
Zainteresował się, czemu dzwonię i czy wiem cokolwiek, co mogło by pomóc w poszukiwaniach. Kiedy powiedziałem mu o tych wierszach odpowiedział, że policja
wie o problemach tej rodziny, że takich rodzin jest dużo, a same wiersze
potwierdzają tylko to, co już wiemy.
— Czyli — zapytałem.
— Albo żyje, albo nie, albo uciekała z jakimś mężczyzną, albo ją porwali. W takich przypadkach policja jest zazwyczaj bezradna, póki ktoś nie wskaże
jakiegoś śladu. Czasem znajduje się ciało, czasem żywego człowieka, a czasem
nikt nigdy nie dowiaduje się, co się stało. Niech pan ma oczy otwarte, bo
uczniowie mogą coś wiedzieć.
Zapytałem, czy może do mnie zadzwonić, gdyby ją znaleźli. Odpowiedział, że takie
sprawy prowadzi Komenda Wojewódzka, ale pewnie będzie miał informacje i że do mnie
zadzwoni; dodał, że jeśli dziewczyna się nie znajdzie, to pewnie po świętach
będzie apel w telewizji. Na zakończenie złożył mi życzenia wesołych świąt.
— Wesołych Świąt — odpowiedziałem automatycznie, odkładając słuchawkę.
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 23-12-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 771 |