Państwo i polityka » Satyra polityczna
ATAC na premiera Autor tekstu: Marek Krukowski
Premier Stuk nerwowo przeglądał stertę gazet.
— Jak oni mogą?!? — wrzasnął wreszcie — Co ta banda sobie
myśli! Że wyjdą na ulicę i..i...- zapowietrzył się — i co!!!??? — histerycznie
dokończył złotą myśl i cisnął
tygodnikiem Na Bok wprost do kosza. „Boże, może ja się jednak marnuję w tej
piłce? — przebiegło mu przez głowę — W kosza też jestem niezły. I drużynę
łatwiej skompletować" — ponuro, acz przytomnie, podsumował topniejące szeregi
swoich zwolenników. „Ten palant z Cicho Sza miałby się z pyszna. Haratniemy w gałę, haratniemy w gałę…" — przedrzeźniał go w myślach niebezpiecznie dryfując w stronę kabaretu. — Don, daj spokój, to tylko gówniarze od tego zdrajcy
Ćpaliknota. — ściągnął go na ziemię
profesor Nibymiejski. — Wyszumią się i wrócą do Matrixa. Mróz taki, że im te ich
ajpady z rąk wypadają i GPS w komórkach nie działa. Dzieciaki się pogubią i trzeba ich będzie jeszcze sukami do domów rozwozić. Mamy ich z głowy do wiosny -
perorował z sobie tylko właściwą zabójczą logiką starego opozycjonisty.
Stuk spojrzał nieprzytomnie w zimne oczy Nibymiejskiego,
przeniósł wzrok na milczącego, zaufanego Iwana Strachowicza, który jak zwykle
trząsł się w sobie, i wreszcie spojrzał smętnie w okno.
— Przecież oni
nawet nie czytali tego ACTA. — zaczął
żałośnie. — Jak z Biblią! Nikt tego
tak naprawdę nie przeczytał, a wszyscy o tym gadają! Nawet te pajace,
odszczepieńcy od Kwaczyckiego, pozaklejali sobie gęby, że niby taka strata, bo
ich głupot już nie usłyszymy! — zapalał się — A tu przecież o prawa autorskie
chodzi, o patenty, osły jedne! — zawołał podniośle.
Stuk nagle zamilkł i w gabinecie zapadła cisza. I Nibymiejski, i bystry Strachowicz, zbyt dobrze go jednak znali, by sądzić, że to
już koniec. Widzieli wyraźnie, że Stuka coś gnębi, że ACTA-srakta, a tu chodzi o coś więcej. Spojrzeli na siebie przelotnie i w milczeniu śledzili, jak premier
podszedł do okna i oparł się czołem o zimną szybę. Nie było dobrze...
— Jak myślicie -
odwrócił się nagle — czy ci, hakerzy, dobrzy są w te klocki? Mogą zagrozić
Ojczyźnie? Wstrzymać przelewy za abonament i składki do ZUS-u? — spytał
dramatycznie. — Albo… — zawiesił głos — czy
mogą na przykład przechwycić moje maile do Margolci?
„Tu cię mam — pomyślał czujny jak czekista Nibymiejski i spojrzał na Strachowicza, którego
twarz niezmiennie wyrażała doskonałe nic. — Będziesz mi tu oczy Margolcią
mydlił, porno matole?".
- Don — wycedził -
nie sądzę, żeby się do tego posunęli. A te hasła na transparentach — zawiesił znacząco głos — nie przejmuj się
nimi. W razie czego, powiemy, że to prowokacja — dokończył profesor i szybko
spojrzał na Strachowicza, który
jakby wstydliwe spuścił wzrok, czym utwierdził go w swoich domysłach. — A jak
będą fikać, to zdelegalizujemy im tego Po...
Youtuba — poprawił się z godnością — i sami se będą te filmy kręcić, zboczeńcy! — syknął kończąc Nibymiejski przygważdżając
wzrokiem Stuka i Strachowicza, którzy jakby skurczyli się w sobie. — Pamiętasz? Tak jak hazardzistów.
— Tak — westchnął posłusznie Stuk — jak hazardzistów.
Zostawcie mnie, proszę, samego — jęknął po chwili, co znaczyło, że jest z nim
naprawdę źle.
Strachowicz zniknął jak duch, bez słowa. Nibymiejski wstał
powoli i podszedł do Stuka, który zapadł się w fotelu. Położył mu ciężką,
profesorską dłoń na ramieniu, a ten zwiotczał, jak szmaciana lalka.
— Wszystko będzie dobrze, Don — wychrypiał mu profesor do
ucha. — Ja się tym zajmę, a ty leć spokojnie z Charkowskim do Brukseli.
***
Po długim dniu, przy szklaneczce whisky, Nibymiejski
zasiadł w fotelu w swojej zacisznej biblioteczce. Stęknął cicho luzując cilice i zamamrotał coś pod nosem. Po kilku minutach, w których wydawało się, że zasnął,
ocknął się i sięgnął po swój ulubiony okaz muszki owocówki. Robił tak zawsze,
szukając odprężenia po męczącym dniu. Przyglądał się dobrze sobie znanej muszce
uważnie przez lupę, gdy nagle zauważył coś, co przykuło jego uwagę. Na chwilę
podniósł wzrok i nerwowo zamrugał oczami sądząc, że to omamy.
— Cholera, przecież widziałem ją setki razy — pochylił się
ponownie, nerwowo przesuwając się pod samą nocną lampkę i jeszcze raz uważnie
obejrzał spód lewego skrzydełka muszki. Z fatalnym akcentem wydukał powoli — All rights reserved by… Janusz Korwin
Mikke.
— A to kanalia… — jęknął i osunął się na stos ACTA.
Cdn.
« Satyra polityczna (Publikacja: 02-02-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7731 |