|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Mity religijne ze względów zasadniczych nie mają dla mnie znaczenia, choćby dlatego, że mity różnych religii przeczą sobie wzajemnie. Jest przecież czystym przypadkiem, że urodziłem się tutaj, w Europie, a nie w Azji, a od tego przecież nie powinno zależeć, co jest prawdą, a więc i to, w co mam wierzyć. Mogę przecież wierzyć tylko w to, co jest prawdziwe." | |
| |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Zioło na wizji, wizja po ziele.. Autor tekstu: Marek Krukowski
Agent Tymek, bohater walki z kobiecą przestępczością, nie
mógł się zdecydować. Czuł w sobie coś, co — gdyby znał takie słowo -
nazwałby dysonansem. „Tak, to dysonans" pomyślałby Tymek, ale z braku
odpowiedniego terminu pomyślał tylko, że czuje się dziwnie. Było to tym
bardziej dla niego dziwne, że nigdy dotąd nie miewał takich stanów ducha.
On, zresztą tak jak i cała drużyna Kwaczyckiego, nigdy nie mieli wątpliwości, a tym bardziej jakichś dysonansów. Tym razem było jednak inaczej. — Kretyn — głośno, ale nie wiadomo do kogo i o kim, bo
był sam, powiedział agent Tymek. Tego nie wiedział nawet on, bo miał
dysonans, czyli czuł się dziwnie. Czuł, że cała ta chryja z tym ćpunem w TVM-ie przerosła go. A przecież, jak każdy, dobrze wyszkolony pies, zrobił
to, co do niego należało, kiedy ktoś wymachuje mu działką marychy przed
nosem. Nie myślał, tylko działał, tak jak był szkolony przez całe te długie
lata, zanim przeszedł na zasłużoną emeryturę. Wszystko szło dobrze,
telefon, szybka reakcja kolegów i… No właśnie, tutaj zaczynał czuć się
dziwnie, jakby ktoś go zaszedł od tyłu. Na samą myśl o tym, odruchowo
poderwał się z fotela, błyskawicznie
odwrócił się i wycelował broń, z którą się nigdy nie rozstawał.
„Szafa, fikus, sztanga", lawina myśli przeleciała przez jego umysł.
„Jesteś sam", dodał po chwili umysł.
— Cholerne zwidy, psycholog ostrzegał, że po służbie
mogę tak mieć jeszcze długo — przypomniał sobie.
Nerwowym krokiem podszedł do barku i, jak za dawnych,
dobrych czasów, kiedy rozpracowywał kiboli, nalał sobie szklankę czystej.
Wychylił ją duszkiem i starannie przed lustrem rozczesał sobie włosy. Ten
rytuał zawsze go uspokajał.
***
— Hehehe, ooohohohoho… — rżała gromkim śmiechem wesoła
gromadka skupiona wokół ogniska.
Bardziej biłgorajski
niż rzymski, ale wciąż szlachetny, profil Juliusza Ćpaliknota na tle ognia,
przykuwał uwagę zebranych.
— Sadzić! — ryknął.
— Palić! — odrzekli chórem zebrani.
-Zalegalizować!!! — dokończyli wszyscy razem.
Ruch brwi
Juliusza uruchomił posła Bakacińskiego z Inicjatywy Wolniej, Bo Kopie! i po
pierwszej rundce, atmosfera, już luźna, rozluźniła się jeszcze bardziej.
— Good stuff — zakasłała ciężko znana posłanka. Ktoś
zachichotał i całe towarzystwo na nowo wybuchło niekontrolowaną wesołością. — Tak dać się nabrać, porcja dilerska! Ma chłopak jaja, a mówią, że trawa
zamula! — wykrzykiwał podekscytowany Bakaciński.
— Nie
bardziej niż gorzała — skonstatował trzeźwo ujarany Ćpaliknot, który jako
były właścicielPolmosu, miał
niekwestionowany autorytet w tych sprawach.
— Co tam
gorzała, co tam zioło, — mruknął naczelny tygodnika Fakty i Bujdy — nie
wiecie, jaki czad jest poSeminarium!
Po tym człowiek trzeźwieje latami, o ile w ogóle Bóg da! Tfu… — splunął
głośno, kiedy uświadomił sobie, co powiedział na końcu.
— Wspieramy
cię, wspieramy… — rozległy się głosy wokół.
— Mówię
wam, to dopiero wali w zwoje — kontynuował po chwili. — Niby nic nie
bierzesz, a czujesz, że obcujesz z Bogiem. A od tego się dopiero zaczyna. Jak
masz charyzmę, to ludzie i ich pieniążki garną się do ciebie sami. Młode,
rozmodlone i zapatrzone w ciebie parafianki na oazach, przy pielgrzymkowych
ogniskach, długie, nocne spowiedzi przy blasku gwiazd, — kontynuował
Kotlinowski — wtedy czujesz taki haj, jakbyś sam był Bogiem. Bo, po
prawdzie, możesz wtedy rzeczywiście bardzo dużo. Wszystko stoi przed Tobą
otworem: parafianki, ich portfele, a nawet niektórzy parafianie — dodał
mrugając porozumiewawczo do jak zawsze wymuskanego posła Boronia.
— A to tutaj, — zaciągnął się ze wzgardą splifem — to tylko tani odjazd
dla licealistów. Prawdziwy czad, twardy omam jest na Jasnej, mówię wam… -
Były ksiądz czuł skupioną na sobie uwagę i efekt jointa zmieszał mu się
przez chwilę z twardym omamem, który nagle, choć tylko chwilowo znowu go
nawiedził. Powróciły dawne wspomnienia, uczucia… Zamilkł i wkoło było słychać
tylko trzask ogniska, a może piekielnego ognia? — Sorka, — otrząsnął się
ze wspomnień i wstał — muszę się odlać.
Odprowadziły
go milczące spojrzenia towarzyszy.
— Ja chyba
też muszę na stronę — podniosła się znana posłanka.
Po paru
chwilach gwar głosów znowu rozbrzmiewał donośnie nad mazurskim jeziorem.
***
Profesor Nibymiejski, zażywając zasłużonego odpoczynku
od polityki i swojego podopiecznego, premiera Stuka, metodycznie przycinał
wielkim sekatorem roślinność w swoim ogródku. Drzewa traciły niepotrzebne
gałęzie, krzaki gałązki, a skoszona trawa biła oszałamiającym aromatem w nozdrza. Profesor wciągał upajający zapach w prażącym południowym słońcu.
Czas jakby zwolnił, tętno się uspokoiło i nawet cilice przestała zadawać
mu ból. Dźwięki przyrody rozbrzmiały w jego umyśle w niespotykany dotąd
sposób, a myśli popłynęły leniwą strugą omywając delikatnie istotę
Wszechrzeczy...
— Ki diabeł? — ocknął się po chwili i złowrogo
spojrzał na roślinność, która też jakby patrzyła na niego. Patrzyła
zewsząd… i choć profesor do bojaźliwych nie należał, ścisnął mocniej
spotniałymi dłońmi tkwiące w nich narzędzie. Kochał swój ogród całym
sercem, ale wymagał on nieustającej interwencji sekatora, by wyglądał tak,
jak Nibymiejski to sobie wymarzył i wyczytał w Księdze, która znała się również
na ogrodnictwie… Czuł, że dziś jednak jest już zbyt zmęczony, by na nowo
podjąć niekończącą się walkę z pleniącym się wszędzie zielskiem.
— Piwo dobrze
mi zrobi — pomyślał, i ostatni raz, ale tym razem już ostrożniej i jakby
nieufnie, wciągnął w płuca gęste powietrze.
Cdn.
« Na wesoło (Publikacja: 30-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8299 |
|