Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.411.954 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, trzymają język za zębami.
 Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo

Amator – tak zwany prosty człowiek
Autor tekstu:

Tak zwany prosty człowiek jest postacią niezwykle ważną dla właściwego odczytania głównych idei „kina moralnego niepokoju". Z głębszego znaczenia stałej obecności takich bohaterów na ekranie zdawali sobie doskonale sprawę między innymi Feliks Falk, Edward Żebrowski, Andrzej Wajda, Stanisław Różewicz, Marcel Łoziński, Wojciech Wiszniewski, Grzegorz Królikiewicz, Agnieszka Holland, Wojciech Marczewski oraz Janusz Kijowski. Dla Krzysztofa Kieślowskiego stanowił on jednak coś więcej — pryncypium reżyserskiej wizji, sprawdzone, niezawodne medium tego, co najważniejsze, i zarazem prawdziwą artystyczną obsesję.

Do tej pory w polskim kinie, prosty człowiek był przeciwieństwem artysty wraz z jego dylematami, indywidualizmem, odmienną perspektywą widzenia świata oraz oddaleniem od rzeczywistości. Co nastąpi, gdy pewnego dnia on sam stanie się kimś takim, gdy przyjmie na siebie ciężar bycia niekoniecznie zaraz artystą, ale na pewno kreatorem, przyjmie jego zadania, rolę, jego sposób myślenia i odczuwania? Temat wart jest filmu. Filmowy amator z prowincji nie będzie nigdy Godardem czy Bergmanem, ale któregoś dnia może odkryć i osobiście doświadczyć, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na człowieku z kamerą jako twórcy obrazów.

Na początku opowieści wygląda to tak: w dość przypadkowych okolicznościach szeregowy pracownik, posiadacz kamery „Krasnojarsk", otrzymuje propozycję sfilmowania zakładowych uroczystości z zebrań. Dalekie to od jakiegokolwiek „Artyzmu". Rzecz w tym, że bohaterowi "Amatora" Filipowi Moszowi rola kronikarza wcale nie wystarcza. Pociąga go coś ekscytującego i nieznanego. Filmowanie wyzwala w nim innego człowieka. Kamera odkrywa przed nim nieprzeczuwaną dotąd możliwość samorealizacji — otwiera świat, któremu nie kto inny, lecz on sam nadaje własny kształt.

W tamtym okresie artystyczną obsesją Kieślowskiego była pieczołowita troska o autentyczny w każdym szczególe obraz rzeczywistości jako swoistej gwarancji prawdziwości wszystkiego, co pojawia się na ekranie. Pod tym względem zarówno Kieślowski — dokumentalista, jak i Kieślowski — fabularzysta nie miał sobie równych w polskim kinie. Istnieje na ten temat wiele anegdot, wszystkie jednak mówią w gruncie rzeczy o jednym: portretując człowieka i ukazując otaczającą go rzeczywistość, był upartym perfekcjonistą, dla którego liczyła się tylko absolutnie niekwestionowana prawda — ujęcia, sceny sytuacji, kostiumu, rekwizyty, zachowania, każdego gestu, relacji, spojrzenia itp.

Tak było w jego wcześniejszych filmach: „Spokoju", „Pierwszej miłości", „Personelu", „Szpitalu", „Bliźnie" i „Przejściu podziemnym". Z tej właśnie obsesyjnej potrzeby zrodził się bohater „Amatora" — Filip Mosz — zwykły obywatel PRL mieszkający w prowincjonalnym mieście średniej wielkości, z zawodu zaopatrzeniowiec w fabryce — uosobienie szarej przeciętności, który pewnego dnia budzi się z wieloletniego letargu i odkrywa własną nieprzeciętność. Filmowiec Mosz zaczyna istnieć w szerszym niż dotąd wymiarze. Czuje się potrzebny, ważny dla innych, odpowiedzialny za to co robi. Od momentu, kiedy bierze kamerę do ręki, traci anonimowość, staje się kimś, stopniowo zyskuje indywidualne rysy.

W sensie duchowym Filip rodzi się jakby na nowo. Na naszych oczach dojrzewa do sytuacji i do realiów, w których żyje. Na pozór nijaki i nieciekawy, okazuje się człowiekiem niezmiernie wartościowym: na wskroś uczciwym, pełnym godności i — w komplikujących się coraz bardziej układach i zależnościach — zdolnym nie tylko do śmiałej, bezkompromisowej obrony własnych poglądów i racji, lecz również do niełatwego wynikającego z wahań i rozterek kompromisu, a nawet świadomej rezygnacji z czegoś, na czymś skądinąd bardzo mu zależało.

Świat wartości opisany w tym filmie staje się pochodną indywidualnego wyboru. Jest realny i zarazem integralny, autonomiczny w granicach ludzkiego wnętrza, sumienia, duszy. Każdy los — daje do zrozumienia Kieślowski — okazuje się pasjonujący, jeśli mu tylko się uważnie przyjrzeć. Wyzwoleniem filmowca Filipa Mosza jest najpierw wyjście poza ciasne granice codziennego rytuału spokojnej, tuzinkowej egzystencji — fabryka, praca, dom, rodzina itp. Filmowanie tego wszystkiego, co widać dookoła, staje się dla niego formą poznania i coraz bardziej świadomego opisu otaczającej go rzeczywistości. Stąd już tylko krok od twórczego działania. Potem kolejne stadia i momenty zwrotne w jego życiu — samodzielna decyzja, konflikt z dyrektorem, protest i uparte trwanie przy swoim. Wreszcie walka o to, by na przekór rozmaitym przeciwnościom zachować wierność sobie.

Zmienił się nie tylko Filip Mosz. Ten film stał się również punktem zwrotnym dla jego twórcy. Jeszcze w trakcie realizacji, na kilka miesięcy przed jego ukończeniem, Krzysztof Kieślowski w rozmowie z Hanną Krall zatytułowanej „Zrobiłam i mam", na pytanie „To po co pan robi filmy?" odpowiedział: „Żeby zarejestrować. Jestem bardzo związany z realną rzeczywistością, bo to co istnieje, jest mądrzejsze i bogatsze od moich wizji i ode mnie samego, i rejestrowanie tego istnienia wystarcza mi całkowicie." Finał dzieła, którego reżyser długo poszukiwał, i z którym uparcie się mocował, wskazuje już jednak na coś całkiem innego.

Końcowe ujęcie „amatora" cechuje zaskakująca, wyraźnie odbiegająca od dotychczasowej formuły „kina moralnego niepokoju", wieloznaczność i bogactwo znaczeń. W sposób tak otwarty nie kończył się dotąd żaden film z tego nurtu. Autotematyczny sens tej sceny polega między innymi na tym, że bohater kieruje kamerę na siebie w imieniu autora.

Jest wiec tak: z jednej strony nie ma i nie było w całej dekadzie lat 70. XX wieku filmu, który pełniej sportretowałby naszą rzeczywistość. Mistrzostwo, jakie zyskał na tym polu Krzysztof Kieślowski, osiągnęło w tym momencie apogeum i zarazem kres. Z drugiej strony, daje o sobie znać coś radykalnie odmiennego — koniec polityki, koniec doraźnej interwencji. Świat nie kończy się na tym, co zawierają w sobie ciasne ramy PRL-owskiego uniwersum. Trzeba szukać nie wszerz, lecz w głąb. Nasze życie jest o wiele bogatsze i pełniejsze niż przyziemne okoliczności, w którym przyszło nam istnieć. Trzeba odkryć inny wymiar naszej egzystencji, odkryć go w sobie, wykluczając wszystko, co przeszkadza nam żyć pełnią naszego własnego istnienia.

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


« Filmy i filmoznawstwo   (Publikacja: 22-02-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Berndt
Dziecko Czarnobyla. Zainteresowania: kino, historia kina, eksperymenty filmowe, umysłowa mastrubacja, druga strona księżyca.

 Liczba tekstów na portalu: 4  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Tajemnica wiszącej skały
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7787 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365