Tematy różnorodne » Na wesoło
Spowiedź wielkanocna Autor tekstu: Marcin Kruk
Mam pytanie — powiedziała Aga zanim
zdążyłem otworzyć dziennik. Spojrzałem niechętnie, przewidując kłopoty.
Moje spojrzenie potraktowano jednak jako zachętę.
— Bo ja chciałam zapytać o spowiedź
wielkanocną — rzekło dziewczę, a ja mruknąłem „Idź do klasztoru,
Ofelio", starając się, aby moje słowa nie trafiły pod strzechy. Wzrok Agi
spoczywał na mnie wyzywająco i zastanawiałem się, czy to manewr zmierzający
do rozwalenia lekcji, czy głębokie zaufanie do uwielbianego nauczyciela. Miałem
ochotę trzepnąć po łbie dziennikiem, a potem kazać przez godzinę klęczeć
na grochu. Pohamowałem wszystkie ludzkie odruchy i odpowiedziałem, że to jest
lekcja biologii, a kompetentną osobą w tych sprawach jest ksiądz katecheta. Tego dnia był to mój największy błąd
pedagogiczny. Dorastająca zbiorowość wybuchła gromkim śmiechem.
— A pan był przed Wielkanocą u spowiedzi — zapytał kpiąco siedzący za Agą Michał.
Zastanawiałem się jak wylać oliwę na
wzburzone fale. Pomyślałem, że mógłbym zacząć od rozmnażania płciowego, a potem jakoś wrócę do właściwego tematu. Przybrałem
surową minę, dającą jednoznacznie do zrozumienia, że koniec z dyskusją o spowiedzi i zapowiedziałem lekcję o rozmnażaniu płciowym. To był kolejny błąd.
-Właśnie — wrzasnęła triumfalnie Aga — czy oni nic innego nie mają w głowach?
— Myśli pan, że oni się onanizują
jak spowiadają dziewczyny?
— Dziewczyny? Słyszałbyś jak się
proboszcz ślinił, kiedy mnie
wypytywał, oni mają… — uczeń zatrzymał się wykwintnie, nie pozostawiając
wątpliwości przed jakim niewypowiedzianym słowem. Wiedziałem, że przegrałem i zaczynałem zastanawiać się nad pytaniem, czy szybkie poddanie się nie
ograniczy kosztów klęski.
— Oni to wymyślili, żeby moc
terroryzować ludzi — dobiegł mnie głos z końca klasy, a ja złożyłem dłonie w pobożnym geście i pomyślałem: Boże zmiłuj się nade mną.
Przypomniałem sobie instrukcję
dziadka, że konia, który poniósł należy skierować na zaorane pole, żeby
się zmęczył. Stado poniosło, gdzie szukać zaoranego pola? Nuda, pomyślałem,
drętwy wykład i natychmiast przystąpiłem do dzieła.
— Sakrament spowiedzi — zacząłem,
wgrzebując z zakurzonej pamięci niezbędne informacje — ustanowiony został
na Soborze lotaryńskim IV, w roku 1215, datę musicie sami sprawdzić, bo mogę
sie mylić, ale z pewnością był to początek XIII wieku… — zbiorowe oczy
podmiotu obowiązkowego nauczania parzyły na mnie podejrzliwie. -
Być może słyszeliście jednak na lekcji religii — ciągnąłem niewzruszony — że mówi się tu o sakramencie pokuty i pamiętam, że nas uczono o pochodzeniu tego sakramentu z Ewangelii, gdzie napisano: „Weźmijcie
Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane…"
W oczach piekielnego Ziutka dostrzegłem niebezpieczne
błyski, nie było żadnych wątpliwości, myślał. Przechylił głowę w jedną
stronę, a potem w drugą, najwyraźniej próbując ułatwić pracę swoim
synapsom.
— Pan jest ateistą — powiedział w końcu.
Było to stwierdzenie wygłoszone bez agresji czy pochwały, proste stwierdzenie
faktu, który jak się domyślałem był powszechnie znany, chociaż na terenie
szkoły nigdy o tym nie mówiłem.
— A co to ma do rzeczy — zapytałem
gniewnie — chcieliście się dowiedzieć o spowiedzi, więc szybko odpowiem na
wasze pytanie, a potem wracamy do naszej lekcji, bo czas ucieka. Piekielny Ziutek
nie zamierzał dać za wygraną.
— Pan uważa, że żadnego boga nie ma, a oni nas robią w konia.
Sprawy zaczynały przybierać
niebezpieczny obrót, więc zwróciłem się do Agi, pytając ją czego dokładniej
chciała się na temat spowiedzi dowiedzieć.
— Czy naprawdę musimy iść przed
Wielkanocą do spowiedzi i czy musimy mówić księdzu prawdę? — Klasa zarechotała,
każąc tym swoim śmiechem domyślać mi się niestworzonych rzeczy.
— Ostatni raz u spowiedzi świętej byłem… — próbowałem sobie przypomnieć datę, żeby nie okłamywać niewinnych
dzieci — mniej więcej w waszym wieku. Powiedziałem uczciwie księdzu, że
mam wątpliwości, ksiądz mnie wyrzucił z konfesjonału i na tym się moja
kariera katolika zakończyła.
Połowa klasy patrzyła na mnie z przerażeniem,
druga z zainteresowaniem.
— To jak pan wziął ślub — zapytała
Beata z drugiej ławki, z niedowierzaniem graniczącym z rozpaczą.
Miałem wrażenie, że nad moją głową
gromadzą się chmury, z których prędzej czy później wystrzeli piorun. Oczyma
duszy zobaczyłem najbliższą radę pedagogiczną, na której dyrektor
prezentuje skargi rodziców.
— Czy któreś z was planuje karierę
nauczyciela — zapytałem, wiedziony nagłym olśnieniem. Klasa zamarła w niemym przerażeniu. Po chwili odezwał się Piekielny Ziutek:
— Mógłbym być przedszkolanem, bo te
małe gnoje nie są jeszcze takie wredne, ale musieliby mi płacić jak
brokerowi w banku.
Pomyślałem, że ten ich cynizm jest ciągle
jeszcze na pokaz, że utwardzi się i nabierze cech charakteru, kiedy przestaną
głośno mówić. Miałem wrażenie, że moje pytanie zbiło ich z tropu i pozbawiło radości życia, wyraźnie dotarliśmy do punktu, w którym gotowi
byli powrócić do rozmnażania płciowego. Nie
byłem do tego przygotowany i postanowiłem, że na początek pójdzie Crepidula
fornicata, o której opowieść będzie moim aktem skruchy.
Crepidula fornicata, ślimak zmieniający płeć w zależności od
pozycji.
« Na wesoło (Publikacja: 08-04-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7931 |