Państwo i polityka » Ekonomia, gospodarka, biznes
Wolni trzej królowie Autor tekstu: Maciej Twardowski
19 listopada 2010 Prezydent RP Bronisław Komorowski
podpisał nowelizację Kodeksu Pracy. Przypadające na 6 stycznia Święto Trzech
Króli stało się oficjalnie świętem państwowym i dniem wolnym od pracy.
Nic nowego. Tego dnia do pracy nie musieli chodzić już
obywatele II RP. Mogło to mieć jednak pewne — skądinąd sprawiedliwe -
uzasadnienie. Na terenach ówczesnej Polski mieszkało bowiem niemal 4 mln
wyznawców wschodnich obrządków, którzy nie musieli dzięki temu pracować w wigilię. Rozwiązanie utrzymało się do 1960 roku, kiedy zniósł je
Władysław Gomułka, I sekretarz PZPR. Obecnie 6 styczeń jest dniem wolnym w Niemczech, Grecji, Hiszpanii, Włoszech, Austrii oraz Szwecji i Finlandii.
Trzej królowie XXI
wieku
Z uwagi na folklorystyczny i w przeważającej części
obrzędowy charakter polskiego katolicyzmu, kwestią czasu był lobbing za
przywróceniem szóstemu styczniowi statusu święta państwowego. Szczególnie, jeśli
wziąć pod uwagę często bezkrytyczną fascynacje II RP.
Inicjatorem walki o przywrócenie dnia wolnego jest były
prezydent Łodzi — Jerzy Kropiwnicki. Politykowi udało się przygotować w 2008
roku projekt ustawy, pod którym podpisało się ponad 700 tys. osób. Posłowie
projekt odrzucili już po pierwszym czytaniu. Kolejny projekt przepadł w lipcu.
Mimo że tym razem sygnatariuszy było ponad milion.
Ustawę udało się przepchnąć we wrześniu 2010 roku. Choć
słowo „przepchnąć" jest tu dość na wyrost. Za nowelizacją opowiedziało się
bowiem 370 posłów, przeciw — 44. Jedna osoba wstrzymała się od głosu.
Zyskaliśmy tym samym jeden dzień wolnego. Tracąc
jednocześnie możliwość uzyskania wolnego za święto, które przypadło np. w niedzielę.
Usta pełne frazesów
Wprowadzenie dnia wolnego w święto trzech króli to dobry
marketingowy zabieg. Rząd wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tej konserwatywnej
części społeczeństwa. I — rzeczywiście — bierze pod uwagę czynnik ekonomiczny.
Nowelizacja ustawy oznacza bowiem, że — w określonej konfiguracji — pracować
będziemy więcej. W zamian otrzymując dzień wolny w środku tygodnia.
Wbrew zapewnieniom nie wyjdziemy bowiem dokładnie „na
zero". Usunięcie zapisu o dodatkowym dniu wolnym za święta w niedziele oznacza w rzeczywistości więcej pracy. W okresie od 2011 do 2038 są tylko 2 lata z dodatkowym dniem wolnym (2012 i 2016). W 13 latach wychodzimy „na zero". W 12
latach jest jeden dzień wolny mniej, zaś w jednym roku (2036) tracimy dwa dni
wolne. W najbliższych 28 latach mamy zatem 12 dni wolnych mniej niż przed
nowelizacją.
W skali roczku oznacza to — przynajmniej statystycznie -
prawie pół dnia pracy więcej.
Głos ludu, głosem
rządu
Jest swoistym
offenes Geheimnis, że przeciętny obywatel nie uwzględnia
podczas podejmowania politycznych decyzji szerszego kontekstu gospodarczego.
Szczególnie, jeśli mowa o decyzjach kierowanych pobudkami natury religijnej. Te
są wszak niemal z natury — w dużej mierze — nieracjonalne.
Nie ulega rzecz jasna wątpliwości, że pracownik wypoczęty
to pracownik bardziej wydajny. Natomiast jeden dzień wolnego w środku tygodniu
prędzej wytrąci z rytmu niż pozwoli wypocząć. A tak z zupełnie innej beczki — po
co kolejny dzień wolny po okresie świąteczno-noworocznym?
Lecz tysiące Polaków są innego zdania.
Jeśli zatem — wbrew zdrowemu rozsądkowi — presja społeczna
jest tak istotna — idźmy za ciosem. Przecież zgodnie z badaniami
przeprowadzonymi w 2007 roku przez OBOB dla Centrum Myśli Jana Pawła II 47
procent polaków uważa, że rocznica śmierci papieża powinna być dniem wolnym od
pracy (zdecydowanie tak 21 proc., raczej tak — 26 proc.). Jakby tego było mało -
ponad połowa naszych rodaków jest zdania, że 2 kwietnia jest najważniejszym
świętem w roku. Ważniejszym niż 11 listopada czy 3 maja.
Nie jest to z pewnością moja perspektywa światopoglądowa.
Jako bezwyznaniowiec wolałem stary system. Podobało mi się, że mogłem sam
decydować kiedy chcę mieć wolne za święto w weekend. Preferuję samodzielnie
podejmować wybory. Nie potrzebuję wstawiennictwa posła wraz z księdzem.
Jako liberał uważam
natomiast, że świeckie państwo — zamiast dawać i zabierać dni wolne — powinno
zagwarantować mi możliwość samodzielnego wyboru dni wolnych w ramach dodatkowego
urlopu. Ograniczając tym samym liczbę „świąt państwowych" do niezbędnego
minimum.
Jeśli zaś chodzi o kontekst nowelizacji, to dalece bardziej
atrakcyjne wydaje mi się przedłużenie majówki lub dodatkowe wolne w okolicach
święta zmarłych. Natomiast z religijnego punktu widzenia najbardziej racjonalne
byłoby uczynienie dnia wolnego z wigilii. Ma to — w moim odczuciu — lepsze
uzasadnienie teologiczne i socjologiczne.
Nauka? Gospodarka?
Zastanawiam się, ilu sygnatariuszy „wolnych Trzech Króli"
pomyślało o tym, jak przywrócenie wolnego 6 stycznia dezorganizuje pracę w szkołach, uczelniach i innych instytucjach, które mają tygodniowy plan zajęć.
Analogicznie z wypadającym w tygodniu 11
listopada. Ogólny burdel. W szkołach wyższych — błagania o godziny dziekańskie.
W liceach, gimnazjach i podstawówkach dzieci i nauczyciele
muszą przerobić określony program. Jeśli lekcje danego przedmiotu przypadają
akurat na 6 stycznia — a są raz w tygodniu — oznacza to utratę nawet 5-10% zajęć
przewidzianych w programie na dany rok.
Jak natomiast podaje PKPP Lewiatan, kolejny świąteczny
dzień to obniżenie sprzedaży dóbr i usług podmiotów prowadzących działalność
gospodarczą o ponad 4,2 mld złotych. Zmniejszenie wartości produkcji oraz zysków
przedsiębiorstw oznacza zmniejszenie wpływu budżetowego z podatków CIT oraz VAT.
Nawet o 370 mln zł.
W Niemczech jest 8 dni wolnych (oraz ewentualne 6
dodatkowych w zależności od landu). 8 dni świąt mają również Anglicy.
Irlandczycy i Duńczycy cieszą się 9 świętami. Francuzi 10, a Szwedzi 11. W Polsce 6 stycznia będzie trzynastym dniem świątecznym w roku. Średnia w UE to
9,6. Nie żebym był złośliwy, ale dobrze, że przynajmniej w czymś jesteśmy
powyżej średniej.
Przyjmując bowiem, że w Polsce pracuje 16 milionów osób,
tracimy łącznie w stosunku do ilości dni wolnych w Szwecji 256 mln roboczogodzin
rocznie. W stosunku do Anglii już 640 mln! Ciekawe ile można przez ten czas
wyprodukować? Albo chociaż wymyślić. Zważywszy, ze przemysł jaki jest — każdy
widzi.
Lecz któż — w obliczu transcendencji — zwracałby uwagę na
tak przyziemne sprawy?
« Ekonomia, gospodarka, biznes (Publikacja: 06-01-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 806 |