|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Wells i Laqueur czyli strach przed przyszłością [1] Autor tekstu: Piotr Napierała
Zainspirowany przez p. Jacka Tabisza zacząłem się zastanawiać poważnie
co sprawia, że tak wielu ludzi o postępowych poglądach widzi przyszłość w czarnych barwach? Nie dziwi mnie rzecz jasna, że w czarnych barwach przyszłość
widzą konserwatyści, dla których niemal każda zmiana oznacza zagrożenie ich
parafialno-prowincjonalnej wizji świata i człowieka. Dlaczego jednak film SF i książka SF stały się w naszej kulturze niemal synonimem dzieła
katastroficznego? Czy chodzi tu o to, że intelektualiści są zmęczeni teraźniejszością i podświadomie chcieliby ja zniszczyć? A może tylko doznają nieco
perwersyjnej radości z tego, że niszczą świat w którym idioci towarzyszą im
na każdym kroku, dręczą ich z zazdrości w szkołach (zwłaszcza tych staroświeckich
mach-szkołach wioślarsko-jeździeckich z internatem :), a potem decydują o ich starości? Może chodzi o to, że filozofowie czują się niedocenieni?
(zazdrością o forsę tłumaczy się czasem częsty wśród intelektualistów
antykapitalizm) Skoro człowiek z trudem rozumie zasady ruchu planet, ponieważ
myśli kategoriami trudu i zmęczenia tj., że planety muszą spowalniać swój
ruch niejako „ze zmęczenia" (w rzeczywistości grawitacyjne siły są stałe i nie wyczerpują się), to może myśli, że rzeczywistość też jest sobą zmęczona i musi kiedyś popaść w dekadencję by „odpocząć"? Może chodzi o egoizm
umierającego, który nie chce by świat go przeżył (lub tylko trochę przeżył)?
Może chodzi o chrześcijański egoistyczny mit własnego zbawienia i fatalną
linearność chrześcijańskiej wizji historii? Lub o mit grecko-rzymsko-chrześcijański o pysze człowieka, którą po prostu trzeba ujarzmić (Havel pisał o obecnej
„cywilizacji pychy", choć moim zdaniem to raczej klerykalne szermujące
boskim słowem średniowiecze zasługuje na to miano, niż epoka pokory wobec
nauki tj. faktów). A może chodzi tylko o ostrzeżenie, lub o to, że
katastrofy dobrze się sprzedają? W każdym razie nawet jak przewidują przyszłość
na serio, dają się ponosić złym przeczuciom.
Nie
ma wyraźnego podziału między filozofowaniem czy socjologizowaniem na temat
przyszłości, a literaturą SF. Zawsze chodzi o projekcji myśli bieżącej
epoki na temat kierunku w jakim idą sprawy cywilizacji. Geneza SF jest
filozoficzna (Swift i jego „Guliver's Travels" — satyra SF na państwa
XVIII-wieczne i ich funkcjonowanie, Voltaire i „Mikromegas" — filozoficzna
powiastka, gdzie przybysze z kosmosu uczą ziemian prawdziwej
Locke’owsko-podobnej filozofii, Sebastian Mercier i „An 2440" -
optymistyczna wizja oświeconej przyszłości, wygnanie metafizyki
sprawna opieka społeczna, szkolnictwo, równość praw, ponumerowane domy i szerokie ulice). W XIX wieku mamy zarówno „czysto naukowych" autorów SF
(Verne), jak i filozofujących, czy też socjologizujących (zwł. Herbert George
Wells). Autor wstępu do polskiego wydania (Ossolineum 1985) wczesnego dzieła
Wellsa: Wehikułu czasu (Time Machine 1895),
niejaki Juliusz Palczewski próbował przeprowadzić prosty podział między
optymistyczną naukową SF, którą reprezentował zmarły w 1905 roku Jules
Verne i pesymistyczną społeczno-refleksyjną
H.G. Wellsa. Faktycznie Verne sam
krytykował wczesne prace Wellsa za nienaukowość i zbytnie fantazjowanie, a dla Wellsa ważniejsze było ludzkie doświadczenie społeczne niż technika,
ale już z tym pesymizmem Wellsa, Palczewski nieco się zagalopował. Omówił
on jedynie te najbardziej czarne wizje Wellsa, takie jak „Wyspa doktora Moreau" z 1896 roku, która
dotyczy niebezpieczeństw wynikających z niekontrolowanych i nieodpowiedzialnie prowadzonych badań naukowych. To chyba
najbardziej konserwatywna powieść Wellsa, który przedstawił w niej tzw.
zwierzoludzi, tj. zwierzęta, które doktor Moreau chce uczynić ludźmi, ale to
się nie udaje i bardziej dochodzi do głosu 'zwierzę w człowieku", niż człowiek w zwierzęciu. Niestety powieść ta to kompletny absurd wynikający z jakiejś zwichrowanej
idei opartej na osobliwym darwinizmie, który przecież
podkreślał rolę doskonalenia się w ewolucji, a więc wykształcanie się
coraz to wyższych instynktów, a nie niższych. Tak samo mówią dzisiejsi
biologowie darwiniści tacy jak Richard Dawkins, którzy nie tylko muszą ciągle
walczyć o poszerzenie tego, co jest zabronione w badaniach naukowych, z tymi,
którzy zapomnieli, że nauce zawdzięczamy niemal wszystko, i podkreślają
biologiczną korzyść wynikająca z etycznych zachowań (memy empatii u Dawkinsa). Główny pozytywny bohater „Wyspy…" Edward Prendick po powrocie z niej bierze zwykłych ludzi za „zwierzoludzi" z wyspy, co jest kalką z Guliwera Swifta, który po powrocie z kraju cywilizowanych koni, nie może
dogadać się z ludźmi, bo rozpoznaje w nich dzikich yahoosów. Tylko, że
Swift ganił ten idealizm Guliwera, który powinien akceptować ułomności
ludzi, a u Wellsa Prendick jest cały czas bohaterem wzorcowym.
O rok wcześniej od „Wyspy…" ukazał się "Wehikuł czasu (1895), dzieło o wiele lepsze, choć również pesymistyczne. Główny bohater powieści
przenosi się do roku 802.701 [ 1 ],
kiedy cywilizacja ludzka zdąża już ku nieuchronnemu upadkowi, a Ziemia została
podzielona pomiędzy dwa gatunki ludzi. Elojowie, potomkowie klas posiadających,
żyją na powierzchni i są pożywieniem zamieszkujących podziemia Morloków. Są
to potomkowie dawnych robotników, zmuszonych do pracy fizycznej pod ziemią, a przy tym nie tracących podstawowych fizycznych umiejętności. Ich ciało stało
się podobne do owadów i przyzwyczaiło do warunków podziemnych, dlatego boją
się światła. Żywią się mięsem Elojów, na które zapuszczają się pod osłoną
nocy, dlatego ci muszą spać razem wewnątrz budynków. Mamy
tu do czynienia z socjalistyczną walk klas posuniętą do biologicznego
absurdu, a więc projekcję
XIX-wiecznych strachów na warunki rzekomej przyszłości.
Juliusz
Palczewski kreśli obraz Wellsa, jako człowieka zakładającego, że w przyszłości
ludzie staną się coraz bardziej wyspecjalizowanymi, ale i bezwolnymi oraz pozbawionymi człowieczeństwa maszynami. Faktycznie takie wątki u Wellsa występują,
choć tezy jakoby Marsjanie rodem z Wojny światów
mili przygotować ludzi na komunizm, tj. nauczyć ich totalnego podporządkowania
tyranom zupełnie pozbawionych ludzkich uczuć, wydają się bardziej inspirowane
Lemem niż Wellsem. Ta częsta u pisarzy SF i innych wiara w bezwolność ludzi jest zastanawiająca. Przecież w naszym świecie każda
akcja wywołuje reakcję; nawet przed „marsjańskim" imperium Hitlera i Stalina buntowali się członkowie Resistance, jędrusie i dysydenci. Dlaczego w przyszłości miało by być inaczej. Dlaczego miałby zaniknąć instynkt
przetrwania? Herbert George Wells (1866-1946)
wcale nie był takim czarnowidzem, jakim przedstawia go Palczewski, który w końcu
musi to w jednym miejscu przyznać, pisząc nieprawdziwie, że z biegiem lat
Wells porzucał optymizm, podczas gdy było raczej odwrotnie. W 1902 roku Wells,
jako idealista socjalistyczny, wstąpił
do Towarzystwa Fabiańskiego („Fabian Society") Na
skutek wewnętrznych tarć w ugrupowaniu i konfliktu z Bernardem Shawem opuścił
zniechęcony towarzystwo 4 lata potem. W 1914 i 1920 roku odwiedził Rosję.
Zwłaszcza podczas tej drugiej podróży rosyjska bieda skłoniły
pisarza do snucia katastroficznych wizji w swych powieściach . Lenina, po
rozmowie z nim, oceniał jako marzyciela. Wybuch I wojny światowej traktował początkowo jako szansę dla Anglii na zdobycie
dominującej roli, jako strażnika pokoju światowego, potem jednak stał się
idealistycznym pacyfistą. Juliusz Palczewski znajduje u Wellsa bardzo
nieliberalne cytaty świadczące o jego braku zaufania do nauki, Wells miał
skarżyć się, że ta „przeklęta" wszędobylska nauka „zabiera nam ...
religię i wywraca nasze wyobrażenie o porządku społecznym". Co do
pierwszego stwierdzenia wypada jedynie zauważyć — i bardzo dobrze!, co do
drugiego można stwierdzić, że to wywracanie w niczym nie szkodzi, ponieważ
porządek społeczny opiera się głownie na konsensie między rozmaitymi
grupami interesu, a nie na prawdziwych czy fałszywych wyobrażeniach o społeczeństwie.
Jest to zdanie świadczące o lekko przeintelektualizowanym,
idealistyczno-platonicznym spojrzeniu na rzeczywistość. W 1923 roku Wells
napisał bardzo optymistyczną powieść, o której Palczewski w ogóle nie wspomina w swym artykule. Chodzi o dzieło pod
tytułem: Ludzie jak bogowie (Men
Like Gods). Akcja polega na tym, że ziemianie
trafiają do świata równoległego, którego mieszkańcy wyprzedzają społeczeństwa
naszej planety o wiele lat. Nie ma tam już chorób, wojen, niesprawiedliwości, a mieszkańcy bez przeszkód mogą rozwijać swe osobowości. Wells obnaża w powieści absurdy rządzące Ziemią XX wieku. Mieszkańcy świata równoległego
są zdrowsi i stosunkowo nieliczni, co sprawia, że gospodarują ziemią lepiej i żyją na lepszym poziomie. Ziemianie jednak szybko drażnią ich swym egoizmem i zarażają zarazkami, co powoduje, że pozostają oni w areszcie domowym.
Jedynie główny bohater-liberał będący zapewne personifikacją Wellsa
sprzyja mieszkańcom świata równoległego widząc w ich świecie
urzeczywistnienie jego marzeń, dlatego próbuje udaremnić spisek ziemian
przeciw gospodarzom planety. Nie znajduje niestety sprzymierzeńca w konserwatywnym pośle Izby Gmin, który jak to potem powiedziano: „nie
wierzy w nic poza byciem wykwintnym gentlemanem". Reszta ziemian to oszuści,
oszustki i hieny społeczne. Ludzie jak bogowie jest dwie dekady młodsze
od Wehikułu czasu, co przeczyłoby tezie Palczewskiego o narastającym pesymizmie Wellsa. Jeśli takowy nastąpił po 1923 roku to wpływ
nań miały raczej przeżycia obiektywne (II wojna światowa, bombardowania
Londynu i starzenie się pisarza). Być może nasz instynkt przetrwania, w którego
zanikanie wraz z rozrostem cywilizacji i nauki wierzy Wells (idzie tu trochę śladem
Rousseau), każe nam w miarę naszego starzenia, życzyć przyszłym pokoleniom
ciężkiego życia...
Wells wierzył, że do rozwoju i podtrzymania inteligencji potrzebne są
trudy i wolność. Wolność zapewne rzeczywiście, ale czy trudy życia są aby
na pewno czynnikami kształtującymi
charakter? Średniowiecze pokazuje, że człowiek potrafił w trudach sięgać
przez 100 lat po narkotyk religii przejawiając mało sensownej działalności.
Bardzo ciekawy jest też u Wellsa jego negatywny stosunek do luksusu czyniący z ludzi dekadentów podobnych zdziecinniałym Elojom, których interesowała
jedynie sztuka i erotyzm. Dla filozofów trudu erotyzm i sztuka oznaczają pewne
„poddanie się", rezygnację z człowieczeństwa, być może mają oni zbyt
wiele post-chrześcijańskich i post-rzymskich hamulców obyczajowych, by zgodzić
się z notabene wynędzniałym i przeintelektualizowanym Johnem Stuartem Millem
(którego ojciec prawie wykończył swoim eksperymentem edukacyjnym), że w człowieku: „tylko żołądek bywa w pełni zadowolony". Pamiętam
artykuł w „Najwyższym Czasie", którego autor wszystkie „wyższe" ideały
przypisywał prawicy, podczas gdy duchem lewicy miały być „brzuch i seks".
Ale z drugiej strony szczęście (podobnie jak ból) możemy odczuć tylko cieleśnie,
dlatego perwersją jest dla mnie zapowiedź raju, gdzie przez miliony lat radować
się będzie czysta dusza; CZYM miałaby ona się radować? Wpływ Cesarstwa
Rzymskiego, które upadło wskutek niewydolności administracyjnej, i agresji
sekty chrześcijańskiej, ale upadek który wiążemy z nawyku z jakimiś
orgiami i zanikiem poczucia obywatelstwa (Petroniusz był jednocześnie wzorowym
obywatelem i miłośnikiem orgii), każe nam stawiać znak równości między
pojęciami: erotyzm/ sztuka i dekadencja. Mimo iż nawet duch jest mózgiem, a mózg
ciałem nadal tkwimy w jakimś kartezjańskim dualizmie karzącym nam gardzić
ciałem (K. Deschner uważał, że chrześcijaństwo jest zemstą brzydkich i biednych, podobnie zresztą uważał Nietzsche), cywilizację utożsamiać z ideą,
choć idealiści duszy zwykle preferują nawyk i tradycję, obawiając się każdej
naprawdę świeżej
idei. W każdym razie katastrofizm Wellsa jako oparty na niedocenianiu siły
instynktu i gardzeniu ciałem i erotyką jest bardzo niewiarygodny. Znacznie
wiarygodniejsze są jego pozytywne przepowiednie z 1923 roku.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Podobnie jak autor „Wyspy…" i Guliwer,
„podróżnik w czasie" po
powrocie nie umie odnaleźć miejsca w dotychczasowym życiu (wyrusza w kolejną podróż w czasie, z której już nie wraca). « Recenzje i krytyki (Publikacja: 05-07-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8168 |
|