|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Spełnione życie psychologa społecznego Autor tekstu: Jarosław Klebaniuk
Elliot Aronson jest jednym z najbardziej znanych psychologów
społecznych, a jego książka Człowiek — istota społeczna doczekała
się przekładów na czternaście języków i tuzina wydań po polsku. Pisanie z pasją o zjawiskach psychologicznych świadczyło nie tylko o zainteresowaniu i znawstwie, ale też o nieprzeciętnych umiejętnościach wyrażania myśli słowem.
Kilkadziesiąt lat później dostajemy do rąk równie dobrze napisaną
autobiografię naukowca. Opisowi eksperymentów, dominującemu w słynnym podręczniku,
poświęcono w niej wprawdzie również trochę miejsca, jednak dominuje relacja z doświadczeń życiowych, począwszy od dzieciństwa aż do 2010 roku, kiedy
to ukazało się wydanie amerykańskie. Książka jest niezwykle wprost optymistyczna. Dzieje się
tak paradoksalnie za sprawą dramatycznych wydarzeń, opisywanych z perspektywy
siedemdziesięciu kilku lat udanego życia. Urodzony i wychowany w ubogiej,
dotkniętej wielkim kryzysem ekonomicznym żydowskiej rodzinie Elliot
obiektywnie rzecz biorąc miał znikome szanse zarówno na to, by zostać człowiekiem
wybitnym, jak i na długie, szczęśliwe życie. Jego ojciec ukończył pięć
klas, miał kłopoty z kontrolowaniem gniewu i był nałogowym hazardzistą, co
doprowadziło rodzinę do ruiny. Matka miała zaledwie średnie wykształcenie i także nie stwarzała synowi stymulujących intelektualnie warunków. Zarówno
ojciec, jak i starszy brat młodo umarli na chorobę nowotworową. Wszystko
wskazywało więc na to, że bardziej prawdopodobna niż profesura i światowa sława
była raczej przeciętna kariera zawodowa zakończona przedwczesnym zgonem.
Droga naukowa Aronsona właściwie rozpoczęła się bardzo
wcześnie. Dyskryminacja etniczna, jaką na własnej skórze odczuł w wieku
kilku lat sprawiło, że wyjaśnienie antysemityzmu i innych uprzedzeń stało
się później dla niego jednym z istotnych celów badawczych. Także doświadczenia z pracy jako „naganiacza" do drobnych gier hazardowych na Promenadzie w rodzinnym mieście przydały się w wiele lat później. Umiejętności
aktorskie okazały się bowiem niezbędne w przekonującym prowadzeniu
eksperymentów. Jednak prawdziwy początek przygody z psychologią nastąpił na
wyższej uczelni w Brandeis, gdzie na drugim roku, po wykładzie Abrahama
Maslowa o psychologicznych aspektach uprzedzeń rasowych i etnicznych, zmienił
przedmiot kierunkowy z ekonomii na psychologię.
Późniejsze miejsca pracy zostały opisane w kontekście
znajomości z wybitnymi naukowcami i prowadzonych tam badań. Dwuletni pobyt na
Uniwersytecie Wesleyan to między innymi testowanie motywacji osiągnięć za
pomocą ekspresji graficznej, a także możliwość porównania stylu
prowadzenia zajęć przez Davida McClellanda, Joego Greenbauma i Mike’a
Wertheimera. To także pierwszy sukces Aronsona jako wykładowcy i zapamiętany
na całe życie ciepły (dobry) dotyk filozofa Arona Grurwitscha.
Jednak za okres formatywny dla siebie jako psychologa społecznego
Autor uznał doktoryzowanie się pod kierunkiem Leona Festingera na
Uniwersytecie Stanforda, gdzie szefem wydziału był Robert Sears i gdzie był
asystentem Ernesta „Jacka" Hilgarda. Także dwuletni pobyt w Harwardzie był
okazją do naukowego kontaktu ze sławami podobnego formatu: Henrym „Harry'm"
Murrey’em, Gordonem Allportem i Jerome'm Brunerem. Opis trudnych relacji z tym ostatnim stanowi przykład taktu i wstrzemięźliwości, jednak ciekawe byłoby
poznanie relacji drugiej strony czegoś, co jednak należałoby chyba nazwać
mniej oględnie, niż to zostało zrobione na kartach książki — konfliktem.
Relacjonowaniu wydarzeń z kariery naukowej towarzyszy opis
słynnych eksperymentów, znanych dziś z podręczników psychologii społecznej.
Dla zainteresowanych niezwykle atrakcyjne jest poznanie kulisów tego, jak rodziły
się pomysły i jakie trudności towarzyszyły ich realizacji. Znajdujemy więc
wspomnienia z eksperymentów nad inicjacją grupową prowadzonych wspólnie z Merillem Carlsmithem, nad długością czasu poświęcanego na wykonanie zadania — wspólnie z Genem Gerardem, nad „efektem gafy" — z Benem Willermanem i Joanne Floyd, nad zależnością sympatii i antypatii od zmiany postawy
ocenianego wobec wydającego opinię — z Darwynem Linderem, czy też -
znacznie później — nad „paradygmatem hipokryzji" i używaniem
prezerwatyw — z Jeffem Stone i Carrie Fried.
Stosunkowo mało znanym faktem z życia Aronsona jest jego
zaangażowanie w prowadzenie grup spotkaniowych (stworzonych przez Kurta Lewina
tzw. grup T). O ile bowiem upowszechnianie metody dydaktycznej zwanej klasą układankową
stanowiło naturalną próbę zastosowania wyników eksperymentu naturalnego, o tyle tak „miękka" forma praktyki psychologicznej stosowana przez naukowca
stosującego rygorystyczne metody badań wydaje się czymś niezwykłym.
Psychologowie społeczni obecnie nie darzą szczególną estymą tego rodzaju
przedsięwzięć. Czasy były jednak wtedy inne i nic dziwnego, że wówczas to,
jak sam Autor określił, „podwójne życie" wydawało się bardziej
naturalne. To właśnie podczas dekady przepracowanej w Uniwersytecie Austin w Teksasie powstał też słynny podręcznik, wzmiankowany na początku tego
tekstu.
Ćwierćwieczu spędzonemu w Uniwersytecie w Santa Cruz w Kaliforni (UCSC) psycholog poświęca zaledwie jeden nie najdłuższy rozdział.
Jednak miały tam miejsce zarówno wydarzenia związane z zaproszeniem na wykład
oskarżanego o rasizm badacza inteligencji Arthura Jensena, jak i nieprzyjemności
związane z działaniem biura do spraw przemocy seksualnej. Późne lata życia
Aronsona to z kolei wykłady na Wydziale Psychologii Stanforda i stopniowa
utrata wzroku. To w jej kontekście pojawiają się wspomnienia o starszym
bracie i jego przesłanie, by zawsze grać tymi kartami, jakie dostajemy i nie
narzekać na nie.
Swoistego
smaczku dodają „Przypadkowi…" anegdotki z udziałem wybitnych psychologów.
Za najbardziej chyba nieoczekiwaną uznałbym tę, w której młody
Aronson tłumaczy 63-letniemu Allportowi, dlaczego nie wystarczy spytać ludzi,
jak by się zachowali w danej sytuacji, a zamiast tego należy okłamywać
badanych w eksperymentach. Autor „The Nature of Prejudice" okazał się, jak
wynika z relacji, pojętnym uczniem. Potrafił zwalczyć własne uprzedzenie
wobec „mijania się z prawdą" właściwego dla modelu eksperymentalnego.
Jeszcze pikantniejsze wydają się fakty z prywatnego życia
sławnych naukowców. Aronson dużo pisze o własnym życiu uczuciowym.
Znajdujemy na przykład szczegóły jego inicjacji seksualnej, w tym intymne
dialogi z pierwszą dziewczyną (jeśli żyje, to mogłaby, mimo upływu czasu,
poczuć się nieco skrępowana ich upublicznieniem). Dowiadujemy
się też, że został skojarzony w romantyczną parę z inną początkującą
psycholożką społeczną, z którą później się ożenił, spłodził czworo
dzieci i szczęśliwie przeżył w małżeństwie ponad pół wieku. Z jego relacji wynika, że
życiu rodzinnemu poświęcał zawsze dużo uwagi i dbał o rozdzielenie
intensywnej pracy zawodowej przez pięć dni od weekendów poświęcanych żonie
Verze i dzieciom.
Jednak z książki dowiadujemy się także o życiu
osobistym innych intelektualistów. Z postacią Gardnera Lindzeya wiąże się
nie tylko przyjęte przez Aronsona zaproszenie do napisania jednego z rozdziałów
kolejnej edycji podręcznika psychologii społecznej, ale też anegdotka dotycząca
słynnego pisarza Sama Bellowa. Pracował on przez kilka lat w Uniwersity of
Minnessota, zanim jeszcze nasz bohater, zaproszony przez Stanleya Schachtera,
przez trzy i pół roku kierował na tej uczelni Laboratorium Badań nad
Stosunkami Społecznymi. To właśnie Gardner, erudyta zaznajomiony nie tylko z obszarami badań, ale i z osobistymi perypetiami naukowców, objaśnił, że
powieść „Herzog" traktuje o romansie żony pisarza z jego przyjacielem, również
pisarzem, Jackiem Ludwigiem. Zarówno on, jak i psychoterapeuta Paul Meehl, u którego
Bellow próbował późnej z żoną bezskutecznie ratować swoje małżeństwo,
znaleźli się w książce pod zmienionymi nazwiskami.
Realia pracy naukowej w Polsce dzięki zmianom systemowym,
rewolucji informacyjnej i postępowi technologicznemu wykazują pewne, dosyć
ograniczone, podobieństwa do tych amerykańskich. Psychologów umiejących
rozdzielić życie zawodowe od osobistego znajdziemy także w naszym kraju. Próby,
mniej lub bardziej udanego, kojarzenia w pary młodych wybitnych psychologów
społecznych także miały już miejsce. Jedynie na powieść z kluczem zapewne
będziemy musieli jeszcze poczekać. Może to i dobrze.
Przypadek to
nie wszystko czyta się znakomicie. Poznać nie tylko wytrawne pióro samego
autora, ale i staranną redakcję, dobre tłumaczenie, duży wysiłek edytorski
polskiego wydawnictwa. Książka pozostawia jednak pewien niedosyt. Trudno
oczekiwać od słynnego naukowca, którego życie zawodowe i rodzinne wygląda
na wyjątkowo spełnione, jakiejś szczególnej samokrytyki. Ta zresztą nie
tyko w Stanach Zjednoczonych nie jest czymś mile widzianym. Uderzający jest
jednak ów brak rzeczywistych porażek i moralnych potknięć. Życiowe doświadczenie
podpowiada mi, że ktoś tak wpływowy, zwłaszcza w drugiej połowie życia
musiał doświadczać nie tylko obiektywnych przeciwności losu, lecz także
dylematów, których nie dało się rozstrzygnąć bez, powiedzmy, ofiar w ludziach. Zacytujmy żonę Autora tłumaczącą dwunastoletniej córce, że jej
ośmioletni braciszek mógł czuć się zraniony: „Posłuchaj tego, co mówi.
To, że nie miałaś zamiaru go skrzywdzić, nie znaczy, że go nie skrzywdziłaś"
(s. 227). W autobiografii słuchamy jednak tylko jeden głos. Warto o tym pamiętać.
Pozytywna autoprezentacja Aronsona powinna być pewnie
traktowana z należną rezerwą, jednak wiele światłych myśli zawartych na
kartach książki niewątpliwie warto sobie wziąć do serca. W 2004 roku Autor
całkowicie utracił widzenie centralne. Z humorem napisał o tym: „Dobra
nowina jest taka, że nie będzie już gorzej niż teraz; zła — nie może być
już gorzej niż teraz" (s. 260). Doświadczenie bycia ociemniałym zaowocowało
tym, że kolejne wersje fragmentów autobiografii były odczytywane na głos.
Przychylam się do zdania, że pozwala to (lecz także i zwykła, milcząca powtórna
lektura) na wyeliminowanie niezgrabności stylistycznych i udoskonalenie tekstu.
Książkę kończy bardzo udana metafora życia i sposobu, w jaki można go doświadczać. Powinna ona się spodobać zarówno tym, którzy
starają się ze stoicyzmem przyjmować wszystko, co ono przynosi, jaki i tym,
którzy lubią aktywnie kierować swoim losem. Nie chcę jej przytaczać, aby do
końca nie zepsuć przyjemności osobistego posmakowania lektury.
Elliot Aronson:
Przypadek to nie wszystko. Moje życie
psychologa społecznego. Przeł. Agnieszka Chrzanowska i Piotr Żak.
Wydawnictwo Charaktery, Kielce 2011, stron 281.
| Zobacz także te strony:
|
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 16-07-2012 )
Jarosław KlebaniukDoktor psychologii; adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego; autor ponad pięćdziesięciu artykułów naukowych z zakresu psychologii społecznej; redaktor pięciu książek, w tym „Fenomen nierówności społecznych” i „Oblicza nierówności społecznych”; w latach 2007 – 2010 członek Komitetu Psychologii PAN; pisuje także prozę; publikował m. in. w „Akcencie”, „Bez Dogmatu”, „Kresach” i „Lampie”. Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Jak Niemcy Polakom Żydów... | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8193 |
|