|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd Pozostałości chrześcijańskiego myślenia w kulturze świeckiej [1] Autor tekstu: Piotr Napierała
Temat
ten wybrałem na I oficjalne spotkanie poznańskiego oddziału Polskiego
Stowarzyszenia Racjonalistów, ponieważ wydał mi się najbardziej uniwersalny i najbardziej na czasie, ponieważ to co dotyczy szeroko rozumianej kultury jest
zazwyczaj podstawą do rozważań na inne tematy, takie jak:
istnienie i podstawy programu prawicy laickiej, kwestia walki teokracji z oświeceniem w epokach, w których to ostatnie wydawało się już zwyciężać,
kwestia podpierania się KrK pożyczonym blaskiem Rzymu antycznego spod znaku
SPQR, kwestia haseł: typu: „Rozum-Wolność (Normalność)-Tolerancja", które
można by przeciwstawić przaśnemu: „Bóg, honor, ojczyzna", czy kwestii
boskości niejakiego Wojtyły. Myślę, że te inne kwestie mogą poczekać, i że musimy zdać sobie sprawę jak dalece nasza
antyczno-filozoficzna kultura oparta na szacunku dla prawdy i na odpowiedzialności
człowieka tej prawdy poszukującego jest zainfekowana przez wirus (post)chrystianizmu.
Jeśli
nie nadejdzie nowe średniowiecze i ludzie przejrzą na oczy i wydorośleją,
zamiast zwalać odpowiedzialność na bóstwo, Polacy zauważą, że KrK i Polska
mają przeciwne interesy, amerykańscy kongresmeni przyznają się (w liczbie większej
niż 1) do ateizmu, zamiast tworzyć fikcję o „moralności religijnej" (możliwe,
że wskutek wpływu religijnego „obowiązku" wśród polityków jest tak
wielu idiotów z poczuciem misji), a katolicy przejdą chociażby na
protestantyzm, tj. religię, która przynajmniej nie opiera się na rządzy władzy i forsy, to nadal dzisiejszym oświeceniowcom pozostanie wiele do zrobienia. Będziemy musieli zmierzyć się z pozostałościami chrześcijańskiego
stylu myślenia w naszej kulturze. Kultura jest bowiem najważniejsza.
Komunista Antonio Gramsci twierdził, że ten, który ustala standardy znaczenia
słów przejmuję władzę nad kulturą. Kościoły wydają się być świadome
wagi tej wojny kulturowej, stąd chrześcijańskie
próby monopolizacji pojęć, zwłaszcza tych pozytywnie się nam kojarzących.
Miłość musi być więc ponoć chrześcijańska, Chrystus jedynym nauczycielem
moralności, personalizm chrześcijański słuszną odpowiedzią na „fałszywy"
liberalny indywidualizm, a ekumenizm na naturalną różnorodność. Pod wpływem
tej propagandy nawet ludzie myślący zapominają czasem, że miłość chrześcijańska
jest sadomasochistyczną (relacja pan-niewolnik) parodią prawdziwej miłości,
że Chrystus jako nauczyciel moralności jest bardzo niekonsekwentny i nieracjonalny i nie wytrzymuje porównania z Konfucjuszem, Voltaire'm czy
nawet Cyceronem, że personalizm chrześcijański jest po prostu nowym
wcieleniem dawnej kościelnej propagandy, która nie znosi ludzkiej niezależności
bardziej niż czegokolwiek innego, a ekumenizm to po prostu inna nazwa na sojusz
przeciw sceptykom religijnym (nawet dość rozsądny w kwestii funkcji religii
zinstytucjonalizowanej luterański biskup Jan Ostryk powiedział, że ekumenizm
to sojusz przeciw tym, co chcą zepchnąć religię zupełnie na margines).
Chrześcijanie i ich mentorzy udają, że nie ma ateistycznych działających
systemów etycznych choćby tych autorstwa Kanta i d'Holbacha, tak jakby nic
się nie zmieniło od XII wieku...
Chrześcijaństwo
dąży więc do monopolizacji. To dążenie Christopher Hitchens
porównał z manią nazywania wszystkiego królewskim w Wielkiej
Brytanii. Mamy
więc Royal Navy, Royal Hospital, Royal Institute, a u nas KUL… Chodzi o to, że ludzie rzadko buntują się przeciw czemuś, co staje się dla nich
oczywiste przez swą wszechobecność. Być może dlatego tacy zabawni są
wrogowie dominacji języka angielskiego (zazwyczaj nie znają oni tego języka,
lub jak lewicowcy lat 60. i 70. Uważają angielszczyznę za język
imperializmu), różnica polega jednak na tym, że język angielski jest
przydatny do obiektywnych celów, a religia i monarchizm (sam jestem
umiarkowanym monarchistą, ale lubię jak monarchiści są uczciwi w swej
propagandzie) są niejako wpychane na siłę tam, gdzie nikt ich nie chce nie
spełniając żadnego celu, no bo jaki cel spełniają słowa? Piłsudski mówił,
że z Polakami nie ma sensu dyskutować, lecz trzeba stworzyć im odpowiedni
nastrój, może dlatego antymonarchistów w Anglii rzadko drażni jakiś Royal
Hospital.
Pierwszym wielkim (post)chrześcijańskim motywem naszej kultury -
nawet tej rzekomo świeckiej jest nieufność
wobec ludzkiej ambicji odbieranej często
jako przejaw pychy. Religianci i ludzie przez nich wychowani zapominają, że obecną relatywnie wysoką jakość życia zawdzięczają właśnie tej
„pysze". Ludzie XVII i XVIII wieku podnieśli się z klęczek i rzucili
wyzwanie naturze, czyli rzekomym odwiecznym ludzkim prawom, co wymagało wiele
odwagi, stąd oświeceniowcy łagodzili owe starcie deizmem, a ludzie XIX wieku
pesymizmem egzystencjalnym. Dopiero Nowy Ateizm uznaje owe podniesienie się z klęczek za jednoznacznie pozytywne. Niedawno w dyskusji ze mną na temat
istnienia bądź nieistnienia prawicy laickiej
katolicki konserwatysta prof. Wielomski przytaczał cytat z Renana:
„Bądź piękny, oto moralność cała", Renanowi chodziło o moralność w świecie bez Boga, co koresponduje poniekąd z poglądami Nietzschego, który twierdził, że chrześcijaństwo było
buntem małych, głupich słabych, tchórzliwych i brzydkich przeciw panom
antyku;, bezwzględnym, odważnym, silnym, mądrym i pięknym właśnie.
Mówimy tu o pewnej konstrukcji psychologicznej ludzi XIX wieku, którzy
wiedzieli już, że nie ma sensu wyznawać żadnej religii, bo to jest sprzeczne z tym co wiemy o świecie dzięki zdobyczom nauki, i poza tym ogłupia człowieka,
ale jeszcze nie nauczyli się znajdować radości z tego stanu. Wydawało im się,
że utrata Boga to coś złego. Niedawno chyba Sam Harris pisał, że religianci mają problem jak traktować nowych
ateistów cieszących się a nie martwiących swą niewiarą, bo nie pasują już
od ich stereotypu zbłąkanych owieczek. Tymczasem Richard Dawkins pisze:
Być ateistą
to żaden wstyd. Wprost przeciwnie: wyprostowana postawa, która pozwala spoglądać
dalej, powinna być powodem do dumy — bo ateizm prawie zawsze świadczy o zdrowej niezależności umysłu… Wielu jest ludzi, którzy w głębi duszy
wiedzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej
rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie. Boją się po części dlatego, że samo
słowo „ateista" starannie obudowano najgorszymi, najbardziej przerażającymi
skojarzeniami… Jeżeli ludzie tak często nie dostrzegają ateistów, to
dlatego, że wielu z nas nie ma odwagi się "ujawnić. Być może potrzebna
jest jakaś masa krytyczna, by uruchomić reakcję łańcuchową....
W XIX wieku utrata wiary był jeszcze zbyt
świeża i zbyt egzotyczna, tak samo jak rewolucyjne systemy naukowe bazujące
na ewolucjonizmie Darwina czy odpowiedź Laplace’a na zarzut Napoleona, że w jego teoriach nie ma wzmianki o bogu. Laplace odpowiedział: „Ta hipoteza
nie była mi potrzebna" („Je n'ai pas besoin de cette hypothèse"),
by ateiści stali jeszcze pewnie na swoich nogach. W przeciwieństwie do ludzie
religijnych, ateiści mają zazwyczaj o wiele większą świadomość
odpowiedzialności moralnej człowieka, i musieli przemyśleć pewne sprawy.
Nieuczciwością jest stawianie przez dzisiejszych religiantów starego i nowego
ateizmu na tym samym poziomie. W XX wieku E.M. Forster już pisał, że każdy
powinien zostać wychowany z dala od tych przesądów, które każą człowiekowi
nienawidzić drugiego w imię boże.
Religianci i ludzie znajdujący się pod ich wpływem krytykują
więc ludzką „pychę" i jej wytwory, stąd pochodzi ponad połowa
katastroficznych wizji jakie znamy z filmów SF i, co już bardziej poważne połowa
pesymistycznych wizji przyszłości jaka ponoć czeka ludzkość. Pisałem już o tym artykuł pt.: „Mit dekadencji", do którego napisania zainspirował
mnie Jacek Tabisz swoim tekstem pt.: „Dzień przyszłości", w którym
pisał o święcie obchodzonym po raz pierwszy 1 marca 2012 roku przez
optymistów cywilizacyjnych, Chodzi o optymistów
stawiających na naukę i postęp oraz spodziewających się pomyślnego
rozwoju ludzkości, w którym wraził swoje zdziwienie faktem, że nawet wielu
ludzi o liberalnych poglądach, uważa
taki optymizm cywilizacyjny za coś nieprzyzwoitego i niewłaściwego, pisałem
właśnie o tym fenomenie.
Zupełnie jakby optymizm miał na nas sprowadzić nieszczęście.
Zresztą jakie to chrześcijańskie! Havel pisze o „cywilizacji pychy",
choć moim zdaniem to
średniowiecze wykazywało się pychą duszy gardzącej ciałem i umysłu, pycha
człowieka, który
udawał, że wie czego chciałby bóg. Spójrzmy na hollywoodzkie filmy, które
pokazują jak „Titanic" i „Hindenburg" płoną niczym przekłute
balony dumy techników. Ludzie bojący się ludzkiej ambicji jak twórca
pojęcia neokonserwatyzmu Irving Kristol (ur. 1920) starają się np. udowodnić
wyższość anglo-szkockiego oświecenia sceptycznego, nad francuskim, zbyt jego
zdaniem entuzjastycznym. Kristol zastanawiał się dlaczego francuskie oświecenie
doprowadziło do tak gwałtownej zmiany, jaką była rewolucja, a anglo-szkockie
preferowało podejście reformistyczno-ewolucjonistyczne. Kristol zapominał, że
np. Voltaire reprezentował pod tym względem raczej oświecenie
„anglosaskie", a np. Thomas Paine"francuskie",
jak również o tym, że gdyby nie banda Robespierre’a (która rządziła
dopiero w latach 1793-1794) rewolucja miałaby przebieg w miarę
cywilizowany jak również o tym, że francuscy oświeceniowcy często musieli
być radykalniejsi działaniu, bo napotkali na większy opór tronu, który nie
chciał opuścić ołtarza.
Hierarchia i egocentryzm
— symptomy post-chrześcijańskiego myślenia.
Mamy więc mity o dekadencji ludzkości, o dehumanizacji i o
ludzkiej rzekomej pysze. Liberał
Herbert Spencer martwił się, że liberałowie chcą „nieliberalnie" (tj.
siłowo) wprowadzać liberalizm i przewidywał „niewolę przyszłości".
Ludzie XIX wieku i początków wieku XX postrzegający społeczeństwo jako
organizm bali się cywilizacji opartej na „sztucznej" technice, np. Oswald
Spengler (1880-1936), biadolił, że biurokracja stanowi symbol bezdusznej
cywilizacji zastępującej żywą kulturę (mechanizm zamiast organizmu,
„blokowisko" zamiast „katedry gotyckiej").
Tak jakby człowiek zerwał jakiś święty pakt! Nawet u Neila Postmana
(1931-2003) znajdziemy to samo. Ten entuzjasta oświecenia, do którego powrót
postuluje, przez odrzucenie postmodernistycznego bełkotu, uważał też np., że:
XIX-wieczna Ameryka była szczytem jeśli chodzi o racjonalność — była
Wiekiem Rozumu, w którym dominującą rolę odgrywało słowo pisane. W tym
okresie złożone argumenty mogły być przekazywane bez nadmiernych uproszczeń.
Wynalezienie telegrafu i fotografii zapoczątkowało schyłek tej epoki a telewizja
doprowadziła ostatecznie do jej końca. Nie dostrzegł jednak, że inne medium — Internet zadaje nieracjonalności coraz większe ciosy (choć dość
chaotycznie).
1 2 3 4 Dalej..
« Światopogląd (Publikacja: 02-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8230 |
|