|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Smak normalności Autor tekstu: Arkadiusz A. Jarzecki
Napisałem ten tekst pod wpływem przypadkowej rozmowy, z taką jak ja, młodą
osobą, która niedawno postanowiła wstąpić do jednej z polskich partii
politycznych. Ta rozmowa pozostawiła w moich ustach gorzki posmak normalności. W żaden sposób nie mogę się go pozbyć. Nie wystarczy go popić słodką lekturą. Nie da się połknąć i wydalić w ustronnym
miejscu. Niesmak normalności trzeba wypluć, nie zważając na oczywistą
niehigieniczność i zagrożenie epidemiologiczne.
Osoba, z którą rozmawiałem, postanowiła zapisać się do partii
politycznej z kilku powodów. Najważniejszy z nich to chęć uzyskaniu mieszkania
komunalnego. Mój rozmówca zna osobę, co najmniej jedną, która dzięki członkostwu
uzyskała pewien przywilej od władz miasta, konkretnie pracę na etacie. Nie są to
więc jakieś banialuki. Partia naprawdę się opłaca!
Mój rówieśnik liczy także na zyskanie tzw. „znajomości", bez których ponoć żyć
się nie da. Trzeci ważny powód — to równie powszechnie znane prawidło — nie
wolno przepuszczać okazji. A możliwość członkostwa spadła nań zupełnie
nieoczekiwanie. Jest szansa przeskoczyć kilka szczebli hierarchii bez żadnego
wysiłku. Więc skoczyć? Nie skoczyć?
Czwarty powód — „a może mi sie uda". Może uda się wskoczyć jeszcze
wyżej. Może coś w tej polityce da się ugrać dla siebie, dla bliskich. Ale nie tylko.
Nowo upieczony członek partii nie zaprzecza, że gdyby niechcący zyskał jakieś
stanowisko, to i o zwykłych ludziach by nie zapomniał. Coś by zrobił. Jeszcze
nie wie co, ale los ludu nie jest mu obcy.
Niestety nie dowiedziałem sie skąd płynie ta chęć pomagania rodakom.
Czy ułatwiać życie w coraz trudniejszej do zniesienia rzeczywistości, chce z dobroci serca, czy w ramach zadośćuczynienia rodzinie poszkodowanej w nierównym
„przetargu o mieszkanie". Często powtarzany przez mojego rozmówcę argument na
rzecz cwaniactwa — „wszyscy tak robią" — każe mi sądzić, że w załatwieniu sobie
mieszkania, które w przeciwnym wypadku przypadło by komuś innemu, rozmówca nie
widzi nic złego.
O zajmowaniu się polityką nie marzy. Ma plany, bardzo konkretne, wie czym
chce się w życiu zajmować. Small business, własny dom i rodzina, trochę ponad
przeciętną wystarczy. Wyróżnia ją jednak z narodu członkostwo w partii.
Odniosłem wrażenie, że w nieuświadomiony sposób, ta osoba traktuje comiesięczną
składkę członkowską w wysokości pięciu złotych, jak składkę na dodatkowe
ubezpieczenie. Takie „ubezpieczenie od ustroju".
Nie wyklucza młody partyjny, że w przyszłości, wbrew swym
zainteresowaniom, zajmie się polityką bardziej etatowo. Funkcję radnego miasta
albo powiatu potraktowałby -z równą członkostwu w partii — chłodną aprobatą.
Nie jest jednak tak, że mój dyskutant nie ma żadnego pomysłu na rządzenie. Nie
zapomni rozmówca o potrzebach rodaków swej powiatowej ojczyzny. Intuicyjnie,
jak wszyscy, zna potrzeby ludu. Pomoże, jeśli będzie mógł. Cel polityczny,
więc brzmi niczym toast podczas libacji alkoholowej — żeby nam się jak
najlepiej! I rozmówca do celu tego będzie dążył. Niechby tylko wcześniej to
mieszkanie załatwili…
Nie łatwo odzyskać świeżość oddechu. Smak normalności to trudna do
opisania gorycz.
Dążenie pod szyldem demokracji do celów skrajnie nieegalitarnych,
przypomina niestety sytuacje z ubiegłego ustroju, kiedy to członkostwo w PZPR
było również narzędziem do zdobywania celów zgoła niepolitycznych i nieideologicznych. Moja diagnoza brzmi:
Socjaldemokratyczna równość przejawia się w równym prawie do
kumoterstwa.
Powszechność tej patologii szeroko objawia się w służbie zdrowia.
Pomijając grupę najbiedniejszych osób, cały naród, jak jeden mąż, kombinuje
przez znajomości, albo łapówki, albo jedno i drugie. Ministerstwo Zdrowia
ogłosiło, że w 2006 roku na łapówki dla lekarzy (i innych pracowników służby
zdrowia) Polacy wydali 5-7 miliardów złotych. Kto płaci lub ma znajomości ten
nie czeka w kolejce, zyskuje lepszą opiekę, zwolnienie lekarskie itd. Wszyscy to
wiemy. Marzy mi się tylko nie usłyszeć nigdy więcej ich
wiwatów na cześć demokracji, równości ani roszczeń o „sprawiedliwość społeczną"
(czymkolwiek to jest).
Po tej rozmowie zdałem sobie sprawę, że za pomocą czasownika
„załatwiać" opisać można dwie, całkiem odmienne czynności. Możemy składając PIT
powiedzieć, że załatwiamy sprawę w urzędzie, podążając przewidzianą prawem
ścieżką. Równie dobrze możemy jednak załatwić coś „na lewo", przez znajomości,
chociażby miejsce dla dziecka w przedszkolu. W odniesieniu do czynności
formalnych można załatwiać coś drogą przewidzianą przez nadrzędne organy albo
obchodząc jakieś przepisy. I choć nie zawsze wiąże się to z łamaniem prawa,
zazwyczaj potrafimy odróżnić uczciwość od kombinowania. Nazywamy więc zwykłą
drogę i drogę na skróty w ten sam sposób.
Problemem nie są jednak osoby, które załatwiają coś nielegalnie, a przepisy, które to umożliwiają. Socjalistyczne zacietrzewienie sprawia, że z ludzkiej zaradności uczyniono przywarę. To co w świecie wolnorynkowym jest
sprytem, w strukturach organizacyjnych socjalizmu staje się cwaniactwem.
Znajduję dwie przyczyny tej patologii. Sztucznie kreowane podziały
poprzecinały społeczeństwo niezliczoną ilością przywilejów. Ciało narodu stało
się jedną, wielką, broczącą raną. Wszystkim się daje i wszystkich łupi. W tych
okolicznościach uzyskanie dodatkowego przywileju to tylko przekroczenie, już i tak niewidocznej granicy, między jedną a drugą grupą uprzywilejowanych. Drugi
powód to deformacja kapitalizmu tysiącami przepisów, które uczyniły zeń
karykaturę. Hamuje to zarówno, już i tak niski (wbrew temu, co mówi do nas
telewizor) wzrost gospodarczy, jak i utrudnia dostęp do wolnego rynku.
Z jednej strony krępuje się ludzką zaradność, która w zdrowym
systemie ujawniłaby się poprzez pracę, produkcję, sprzedaż oraz
przedsiębiorczość innego rodzaju. Z drugiej strony tworzy się sposobność
zyskania pieniędzy, poprzez pozyskiwanie przywilejów socjalnych, obchodzenie
przepisów, ulgi podatkowe, łapownictwo, kumoterstwo i tym podobne.
Najdzielniejsi ludzie wybierają drogę przedsiębiorczości. Ci trochę
mniej zaradni kombinują w strefie socjalnej. Nie ma w tym wszystkim nic złego.
Obie te grupy przejawiają cechę — pomysłowość — która ludzkości pozwoliła
zbudować to co zbudowała .
Ustrój, który krępuje przedsiębiorczość, z konieczności przymusza do
działań niezgodnych z prawem. Pojawia się dysonans poznawczy, z którego jest
praktycznie tylko jedno wyjście. W celu obrony poczucia własnej wartości
obywatel traci szacunek do prawa, władzy i państwa, które zmusiły go do
działania wbrew własnemu poczuciu sprawiedliwości.
Ten brak szacunku do państwa przejawia się, między innymi, przez
umiłowanie Polaków do okradania swych pracodawców. Trzymany w kagańcu spryt
objawia się przez „wynoszenie" z pracy wszelkiego rodzaju przyborów biurowych,
narzędzi, czasami przedmiotów wręcz bezwartościowych. W ten sposób odzyskać
można część utraconego honoru. Tak więc człowiek, który wyniesie z prywatnego
domu jakiś przedmiot jest złodziejem. Ten kto wyniesie coś z zakładu pracy
złodziejem nie jest. Najczęściej spotykam się właśnie z eufemizmem „wynieść"
zamiast ukraść. I jest to zjawisko odwrotne od poprzednio opisanego
„załatwiania". Tam odmienne czynności opisywał ten sam czasownik. Tu to samo
zjawisko opisują dwa czasowniki.
W pewnym zakresie konstruujemy świat, który nas otacza, za pomocą
języka, którego używamy.
Czy więc mój rozmówca czuje się źle z tym, że kombinuje, jak tu
dostać mieszkanie od państwa? Absolutnie nie. Przecież to państwo zmusiło go, do
tego kombinowania. Może warto sprzymierzyć się w grze o wysoką stawkę
(mieszkanie) z władzą, która przecież jest niczym innym, jak wolą ludu? Może
warto powiedzieć — hop! — i już być w partii? A później w zależności od
koniunktury zostać lub odejść...
A więc zrobiłem to! Wyplułem gorzki smak normalności. Czas wreszcie
powiedzieć. Dusza narodu nie jest socjaldemokratyczna. Jest na wskroś
kapitalistyczna. Jest po prostu normalna. Problem polega jednak na tym, że to,
co w systemie kapitalistycznym byłoby wodą napędzającą młyn — spryt i zaradność — w obecnym zostało już dawno penalizowane. Czy smak normalności zyska jeszcze
kiedyś trochę słodyczy?
« Społeczeństwo (Publikacja: 13-01-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 831 |
|