Tematy różnorodne » Na wesoło
Kryptonim POTENCJACJA. Część VII Autor tekstu: Marcin Kruk
No i czym to się skończy — zapytała pani Grażyna Kowalska, kiedy już usiedli
do stołu, na który wystawiła rumianego, pieczonego kurczaka.
Jak
zwykle niczym, poza kłopotami dla Michaliny i pana Jacka — odpowiedział jej
mąż, sięgając po ziemniaki. Będzie
jak z tą tratwą na Wiśle.
Sierżant
Marek był odrobinę zgubiony, ale ojciec Michaliny szybko go wprowadził -
To nie słyszał pan, panie Jacku, spod Kielc się ludzie zbuntowali i postanowili opowiedzieć ludziom z miasta za ile rolnik pracuje i za ile oni
jego pracę kupują. 10 groszy za
kilogram ziemniaków, 35 groszy za jabłka. Za pomidory mogę dostać 30 groszy,
gdyby odbierali. Nie wiem, co to będzie.
— A co z tą tratwą — zapytał sierżant.
-
Zmówiło się kilku i popłynęli Wisłą do Warszawy. Nawet minister się z nimi spotkał? I co, i nic, a niby co ma być? Teraz to rolnik happenig robi
zamiast spółdzielni. Kantują nas? Pewnie, że nas kantują,
rolnicy nauczyli się słowa happening, a zapomnieli słowa spółdzielnia i dziwią się, że nas kantują. To samo z tą homeopatią. Powiem panu, że
ludzie chcą być oszukiwani. Nam Michalinka wytłumaczyła co to ta homeopatia
jest i już mi żaden lekarz tego kitu nie wciśnie. Jak by ludzie homeopatyczną
wódkę pili, to by nawet lepiej było, ale na to jakoś nie dają się przekonać.
— Stasiu — upomniała męża pani Grażyna.
-
Tato nie ma racji — wtrąciła Michalina — owszem, ludzie chcą być
oszukiwani, ale rząd zmusza mnie, żebym była oszustką, a na to ja się nie
godzę. Ja mam w aptece pośredniczyć,
między tym, który oszukuje i tym, który chce być oszukiwany. Nie mam wyboru,
mam obowiązek. Jak odmówię, to mnie wyrzucą z pracy.
-
Jak to jest, Jacku, naprawdę mogą cię wyrzucić z policji za to, że nie
pozwoliłeś skrzywdzić Michaliny? — zapytała pani Grażyna.
Sierżant
Marek zastanawiał się jak to ubrać w słowa, jako że prezentacja własnej głupoty
bywa zazwyczaj bardziej kłopotliwa, niż prezentacja głupoty innych.
-
Chyba się pospieszyłem — powiedział ze służącym za dodatkowy komentarz uśmiechem — trzeba było zadzwonić po pomoc. Wszystko teraz zależy od interpretacji, czy
oni będą odpowiadać za napaść na funkcjonariusza policji, czy ja za
bezprawne naruszenie miru domowego i pobicie bogu ducha winnych obywateli. Jak mówi
mój szef, wszystko zależy od tego, co napisze ich adwokat, co postanowi sędzia,
co napiszą gazety i kogo będą się bali członkowie komisji dyscyplinarnej.
-
Ale komisja powinna oceniać niezależnie, przecież wszystkie fakty znają, nie
muszą czekać co jakaś gazeta
napisze — wyraziła swoje oburzenie Michalina.
-
Tak ci się zdaje, ale każdy chroni swój tyłek jak może — odpowiedział
jej ojciec — Jedno pewne, panie Jacku, cokolwiek się stanie, o pracę nie
musi się pan martwić, po szkole policyjnej wszędzie pana
przyjmą.
-
Nie martwię się — odpowiedział sierżant Marek — nawet myślałem, że
wtedy wezmę jakąkolwiek pracę i zacznę zaocznie studiować prawo. Na razie
jednak niczego nie planuję, będzie co będzie.
-
Zaraz po obiedzie przygotuję dla Jacka pokój Bartka, Bartek wraca z Niemiec
dopiero w sobotę, więc nie będzie problemu — powiedziała pani Grażyna, a Michalina odłożyła z irytacją nóż i widelec.
-
Mamo, czy możemy zachowywać się jak dorośli? Jesteśmy z Jackiem od pół
roku, spędzamy razem wszystkie weekendy i dobrze o tym wiecie, a teraz nagle
zaczyna się jakieś dziecinne udawanie...
-
No ale… — powiedziała pani Grażyna.
Sierżant
Marek patrzył na wzbierającą nad jego głową burzę rodzinną i zastanawiał
się, czy powinien się odezwać. Chwilowo rzucił Michalinie mitygujące
spojrzenie.
Burzę
zażegnał pan Stanisław, który poklepał żonę po ręce i powiedział — Może
Michalinka ma rację, ciągle udajemy, że wszystko jest jak za czasów naszych
dziadków, a przecież my też uciekaliśmy do lasu, żeby rodzice się nie
dowiedzieli, a oni też chyba wiedzieli, więc wszyscy udajemy zamiast traktować
życie normalnie.
Pani
Grażyna najwyraźniej pozostała nieprzekonana, ale w obliczu niesprzyjającej
proporcji głosów w rodzinnym sejmie i przy braku poparcia,
skoncentrowała uwagę na kurczaku. Cisza była niezręczna, milczkiem żwawo
jedli. Przerwał ją po chwili pan Stanisław, zwracając się do sierżanta
Marka.
-
Powiedz mi, panie Jacku, to o co chodzi, bo jak te leki homeopatyczne to cukier i woda, to gdzie jest oszustwo?
— W opakowaniach, mali oszuści podszywają się pod markowych oszustów.
-
Czyli drukarka jest ważniejsza od tych chemicznych analiz?
-
Drukarka nie pamięta, ale komputer pamięta sporo. Pewnie przy takich ilościach
opakowania drukowali w jakiejś drukarni, ale w komputerach znaleźli faktury.
-
To na czym oni zarabiają?
-
Hurtownie dostają towar nie tylko taniej, ale nie płacą za lewy towar podatków.
-
To akurat nikogo nie boli — wtrąciła pani Grażyna.
-
Jest mama pewna — zapytała nadal naburmuszona Michalina — a niby skąd rząd
ma brać pieniądze na szkoły czy na policję? Przecież te podatki to nasze
wspólne pieniądze.
-
Kasa wspólna, tylko kasjerzy skorzy do przekrętów — powiedział pan Stanisław.
-
Nie przesadzajmy, nauczyciele jakoś dostają pensje, policjanci też.
Pan
Stanisław pokręcił głowa, ale widząc wojowniczy nastrój córki wolał nie
wdawać się w dyskusję.-
Napijesz się pan, panie Jacku, kieliszek śliwowicy, niby nie węgierska, ale z całkiem porządnych węgierek, własnej roboty. Zeszłoroczna, według przepisu
mojego ojca.
Sierżant
nie odmówił, stwierdzając, że grzech odmawiać, a Michalina zaproponowała
matce kieliszek wiśniówki, co wskazywało na propozycję zawieszenia broni.
Po
obiedzie Michalina zabrała sierżanta Marka nad rzekę, żeby pokazać mu
zaczarowane miejsca swojego dzieciństwa.
— Czemu
byłaś taka agresywna wobec swojej matki — zapytał sierżant Marek, kiedy
wyszli na drogę.
-
Agresywna — zdziwiła się Michalina — byłam zupełnie normalna. to jest różnica
między mną i moim bratem. Bartek słucha jak pokorne ciele, a potem robi
swoje, ja odwrotnie, pyskuję, ale jak im na czymś naprawdę zależy, to czasem
ustępuję. Ale nawet wtedy wiedzą, że to jest kompromis, i że mam inne
zdanie. Ja mam do moich rodziców szacunek przerywany. Kocham ich, słucham uważnie,
kiedy mają rację i protestuję jak mówią głupstwa. Nie godzę się na grę
pozorów.
-
Ojciec wziął twoją stronę.
-
On taki jest, czasem nic nie powie, tylko się uśmiechnie i tym swoim uśmiechem
zamknie niepotrzebną dyskusję. A matka? Myślę, że moja matka jak ognia boi
się inności. Roztopić się w tłumie, zgodzić się ze wszystkim, byle się
nie różnić. To była przez wieki taktyka przetrwania i dziewczyny dopiero
teraz zaczynają podnosić głowy i mówić wyraźnie, że mają własne zdanie.
-
Podejrzewam, że trafiłem na jedną z tych, które zupełnie nie mają takich
oporów.
Usiedli
nad brzegiem rzeki patrząc na płynącą wodę — Myślisz, że moglibyśmy przestać się interesować tą całą historią z homeopatią?
-
Myślisz sierżancie, że mali i duzi oszuści przestaną się kiedykolwiek nami
interesować? Może czasem powinni poczuć, że im ktoś po piętach depcze,
chociaż wygrać pewnie nie wygramy.
Sierżant Jacek Marek roześmiał się i przytulił ją do
siebie. — Ja już wygrałem — odpowiedział.
« Na wesoło (Publikacja: 21-09-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8368 |