Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Rocznica, której w ogóle nie powinno było być Autor tekstu: Andrzej Wendrychowicz
Minęło 20 lat od
sprowadzenia religii do szkół na mocy niesławnego Rozporządzenia Ministra
Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych
przedszkolach i szkołach.
Media trochę przegapiły
tę rocznicę, ale z okazji nowego roku szkolnego sobie przypomniano i ukazało
się trochę tekstów pisanych i mówionych (radio publiczne) na ten temat.
Już sam tytuł rozporządzenia powinien był 20 lat
temu wzbudzić nieufność: .… w sprawie
warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. .… O tym, że ma
być także nauczana etyka, informacja jest dopiero w środku tekstu. Rozporządzeniodawca,
profesor Henryk Samsonowicz, ówczesny minister oświaty w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, po latach mówi, że
zrobił to na życzenie rodziców. Ale też przyznaje, że nie jest pewien,
...czy lekcje
religii odpowiadają potrzebom współczesnej młodzieży. Czy dzisiaj nie wygląda
to trochę tak jak w wierszyku z XVII w., kiedy do rymu trzeba było mówić po
kolei. „Powiedz co jest pięć. Pięć ran cierpiał Pan. Powiedz co jest
cztery. Cztery listy ewangelisty". Tak się nie da dziś uczyć religii.
Może i się
nie da, ale się uczy. Pisały o tym min. Joanna Podgórska w "Samotność
katechety" (Polityka, nr. 50 z 11 grudnia 2010) i Zofia Wojtkowska w "Długa
lekcja udawania" (Wprost, nr 39 z 24. września 2012). Gdyby tylko o dyskomfort katechetów i obustronne udawanie chodziło, to można by było się
dziwić, że na coś takiego podatnicy wydają około 1, 2
miliarda złotych rocznie. Ale kiedy przyjrzymy się, czego tam się uczy, to już
skóra cierpnie.
Kreacjonizm
zamiast teorii ewolucji, to zaledwie wersja soft. Zakazywanie dzieciom wrzucania
pieniążków do puszek wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy,
bo Owsiak i jego kompani przepiją i rozkradną te pieniądze, to już podłe
oskarżenie. Zachęcanie uczniów białostockiego technikum do wykonywania
rysunków na lekcji religii na temat "Kościół
prześladowany", na których UE jest komorą gazową do eksterminacji
katolików; postać ze znaczkiem gwiazdy Dawida morduje katolika (w sumie około
60 takich i podobnych rysunków), to mowa nienawiści i przestępstwo.
Zarząd Główny
Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów złożył w tej sprawie doniesienie do
prokuratury i wnosił o oskarżenie księdza katechety z paragrafu 256 kk
(propagowanie faszyzmu i totalitaryzmu) oraz 257 kk (znieważanie grupy lub
osoby z powodu jej przynależności etnicznej, rasowej, wyznaniowej). Co robi
prokuratura? Odrzuca wniosek, bo
szkoła (publiczna!!) nie jest ..… miejscem publicznym, a oba przywołane
paragrafy zaczynają się od słów:, "Kto
publicznie..…"
Także
dyrektor szkoły zatrudniający katechetę, nie mógłby mu nic za te rysunki
zrobić, nawet gdyby chciał — a nie chciał. Nie mógłby, bo 30 czerwca 1999 r. do rozporządzenia z 1992 roku
wprowadzono zmiany (wytłuszczenia tekstu — AW):
4) § 4 otrzymuje brzmienie:
"§ 4. Nauczanie religii odbywa się
na podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez właściwe władze kościołów i innych związków
wyznaniowych i przedstawionych Ministrowi Edukacji Narodowej do
wiadomości.
5) § 5 otrzymuje brzmienie:
"§ 5. 1. Przedszkole lub szkoła
zatrudnia nauczyciela religii, katechetę przedszkolnego lub szkolnego, zwanego
dalej „nauczycielem religii", wyłącznie
na podstawie imiennego pisemnego skierowania do danego przedszkola lub szkoły,
wydanego przez:
1) w przypadku Kościoła Katolickiego — właściwego biskupa diecezjalnego
(...)
Podsumujmy:
-
katecheta może „uczyć" dzieciaki, czego tylko zechce, sączyć do ich umysłów
jad nienawiści, całkiem bezkarnie, bo szkoła nie jest miejscem publicznym;
— dyrektor
szkoły nie ma nad nim i tym, czego „naucza" żadnej władzy. Ma natomiast
obowiązek płacenia mu pensji. I jest to pensja raczej najwyższa, nigdy najniższa.
Cóż dodać,
cóż ująć?
— w sumie
kosztuje to grubo ponad miliard złotych rocznie, w sytuacji kryzysu
ekonomicznego, zamykania szkół i zwalniania nauczycieli.
Ale wróćmy
do 14 kwietnia 1992 roku. Do ówczesnego
Ministerstwa Oświaty zgłaszają się masowo luminarze polskiej filozofii z propozycjami pomocy w układaniu programów do etyki, szkolenia kadr nauczycieli
etc. etc. Uniwersytety na gwałt organizują studia podyplomowe z etyki i z
filozofii. Potrzeby są ogromne. W Polsce (wtedy) jest blisko 40 000 szkół, w każdej będzie potrzebny etyk; to zawrotne liczby; skąd my weźmiemy tyle
kadry? — martwili się poczciwi filozofowie. Co zrobiło Ministerstwo?
Grzecznie, acz stanowczo dziękowało za pomoc.
Dość
szybko okazało się, że prawodawca od samego początku miał złe intencje.
Etyka miała być wyłącznie listkiem figowym, alibi dla sprowadzenia religii
do szkół. Od samego początku była przedmiotem niechcianym. Z czasem
dorobiono jej dodatkowo łatkę wroga religii, bo któż chciał chodzić na
etykę? — innowiercy, bezbożnicy, ateiści (jak ateista, to pewnie i komunista?).
Jako
pierwszy odważył się stanowczo zaprotestować przeciwko temu Czesław Grzelak z niewielkiego miasta w Wielkopolsce, który
walczył o prawo pobierania lekcji etyki przez jego syna Mateusza. Chłopiec był
również dyskryminowany przez szkołę z powodu absencji na religii i nie miał
opieki w trakcie zajęć religii. Z tego powodu dwukrotnie musiał zmienić szkołę.
Po kliku latach bezskutecznych zabiegów i korespondencji z Kuratorium,
Ministerstwem Oświaty i Rzecznikiem Praw Obywatelskich, rodzice Mateusza w roku
2002 skierowali skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Długo czekali na wyrok. W czerwcu 2010 Trybunał orzekł, że brak
możliwości wyboru w polskich szkołach etyki zamiast religii narusza Europejską
Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.
Po wyroku
radość była wielka. Wraz z Czesławem (pozwalam sobie na tę poufałość, bo
znam Czesława osobiście) cieszyła się cała niekonfesyjna Polska. Nadzieja
była jeszcze większa od radości. Panowało powszechne przekonanie, że Polska
będzie musiała wykonać wyrok Trybunału. Zwyczajowo „skazaniec" ma na to
½ roku. Za chwilę minie od wyroku 2 ½ roku i co? Owszem, zmieniło
się sporo; przez ten czas przybyło około 12.000 nauczycieli religii i około
500 nauczycieli etyki !
Faktem
jest, że jeszcze coś się zmieniło i niemała w tym zasługa portalu etykawszkole.pl.
Poprawiła się znajomość prawa przez rodziców, że mają wybór, czego będzie
się uczyć ich dziecko; religii czy etyki. Coraz częściej upominają się oni o to prawo wyboru. Ale, spokojnie, szkoły nie próżnują. Ich dyrekcje
opracowały już cały arsenał wykrętów i kłamstw, żeby nie dopuścić do uruchomienia etyki w ich szkołach. Do tego
arsenału należą m.in.
-
zatajanie przed rodzicami przynoszącymi deklaracje, że wybrali dla ich dziecka
etykę, że są już inni chętni. Każda taka deklaracja jest rzekomo pierwsza i jedyna;
-
nie są zbierane w końcu lub na początku roku szkolnego deklaracje o wyborze
etyki lub religii. Religia jest od razu w planie lekcyjnym, a etyki nie ma, bo
rzekomo nie ma chętnych;
-
kłamanie, że musi się zebrać 7 chętnych na etykę w jednej klasie podczas,
gdy rozporządzenie mówi o 7 uczniach w całej szkole;
-
kiedy już zdesperowani rodzice wymuszą na szkole etykę, jest ona często
organizowana w piątek na 7, 8, lub 9 lekcji. Nie ma się co dziwić, że liczba
desperatów zaczyna topnieć;
-
rzekomy brak nauczyciela etyki. Przez 20 lat od wprowadzenia religii/etyki do
szkół omal wszystkie uniwersytety organizują studia podyplomowe z etyki. Nie
potrafię ocenić, ilu nauczycieli je skończyło, ale są to na pewno tysiące.
Rzadko kto z nich znalazł potem pracę w szkole jako nauczyciel etyki;
-
od rodziców deklarujących etykę szkoły żądają podań o wypisanie dziecka z religii. Nie dość, że jest to jawne łamania prawa, bo rodzice mają
deklarować, na co dziecko będzie chodzić, a nie, na co nie chodzić; jest to
też paskudny szantaż emocjonalny. Takim podaniem żąda się od rodzica
publicznego wyparcia się „świętej wiary ojców".
-
żąda się, aby z takim podaniem przyszli osobiście do szkoły oboje rodziców. Z listu do redakcji portalu etykawszkole.pl wiem o przypadku, kiedy żądano
tego od matki samotnie wychowującej dziecko, ale formalnie nierozwiedzionej, o czym szkoła dobrze wiedziała;
-
rodzicom desperatom, upierającym się przy etyce, szkoła zapowiada, że etyki
będzie uczyć ..… ksiądz katecheta!
— i tak dalej, i tak dalej......
W czerwcu 2012, w drugą rocznicę
wydania wyroku w sprawie Grzelak przeciwko Polsce, Polskie Stowarzyszenie
Racjonalistów złożyło w Komitecie Ministrów Rady Europy skargę na polski
rząd na niewykonanie tego wyroku. Pełen tekst znajduje się tutaj (http://www.etykawszkole.pl/baza-wiedzy-/artykuy/235-nasza-skarga-do-strasburga-na-brak-dostpu-do-etyki
) Nie chcę spekulować na temat reakcji i działań adresata skargi. Chcę
wierzyć, że wydarzy się coś istotnego.
Uważnie obserwuję okazjonalne raczej
dyskusje na temat nauki religii/etyki w szkołach.
Jedni chcą religioznawstwa zamiast
religii, inni chcą wycofać etykę, skoro to tylko alibi dla obecności religii w szkołach. Jeszcze inni nawołują do obowiązkowej nauki filozofii zamiast
etyki. Są też tacy, co uważają, że szkolna religia sama padnie, bo jest na
żenująco niskim poziomie merytorycznym, czyli poczekajmy, bo problem sam się
rozwiąże.
Jałowe gadanie nie jest moją bajką.
Na tę chwilę, czyli początek października 2012 roku mamy w szkole lekcje
religii i etyki. Te pierwsze są w ogromnej liczbie godzin i szkół, te drugie
nadal w śladowych ilościach. Zespół
redakcji portalu etykawszkole.pl nie gada — chociaż, owszem, od czasu do czasu
swoje trzy grosze wtrącimy, żurnaliści często pytają nas o zdanie, — ale
robi. Realnie pomagamy rodzicom egzekwować ich prawo do wyboru etyki zamiast
religii dla ich dzieci. Nauczycielom etyki pomagamy przygotować ciekawą, wartościową
merytorycznie lekcję.
My tak właśnie obchodzimy rocznicę,
której w ogóle nie powinno było być. I tak będziemy obchodzić każda następną,
aż do skutku, aż lekcje religii wyniosą się z polskich szkół. Tylko tyle i aż tyle.
« Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 06-10-2012 Ostatnia zmiana: 07-10-2012)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8413 |