Złota myśl Racjonalisty: Rzecz jasna ludzie przeczą temu, co oczywiste, i żyją w świecie wyobraźni, w którym teksty biblijne wciąż stanowią doskonałe źródło wiedzy geologicznej i paleobiologicznej. Ale wymaga to ogromnego wysiłku. Przeważająca część wierzących Europejczyków woli wnikać tego typu kwestii, uznając, że religia jest odrębną sferą i że stawia pytania, na które nie znajdzie odpowiedzi żadna z nauk.
Choć w sieci można znaleźć wiele materiałów filmowych
stworzonych przez ateistów podważających historyczność Jezusa, wydaje się,
że w opinii biblioznawców przyjął się obecnie konsensus sugerujący coś
zupełnie przeciwnego. Wyraża to na przykład Vermes, który stwierdza, iż
Jezus, jako autor treści przekazywanych w „kazaniu na górze" i jako
ukrzyżowany istniał „niemal z całkowitą pewnością".
Dla zasadniczej większości badaczy Nowego Testamentu
historyczność postaci Jezusa jest fundamentalnym założeniem. Często
nie poświęcają oni nawet jednego zdania, aby odnieść się do tego problemu.
Dlatego ludzie korzystający z ich prac łatwo mogą uznać, iż sceptycyzm
wobec hipotezy istnienia historycznego Jezusa jest czymś nieprofesjonalnym i śmiesznym.
Nie wyrażają go zatem.
Jednakże badania Nowego Testamentu prowadzone są w dużej
mierze albo przez chrześcijan, albo przez ludzi nie deklarujących się jako
chrześcijanie, lecz wyrastających ze społeczeństw gdzie wciąż nośny jest
mit Jezusa — Zbawiciela. Nawet gdy nie ma wśród badaczy pewności wiary, nadal
pozostaje pewność tego, że tak ważna dla wielu aspektów życia w Europie
postać jak Jezus musiała po prostu istnieć.
Tymczasem wiele można przytoczyć dowodów na to, że
bohater mitu wcale nie musiał istnieć, aby mit miał silny wpływ
na życie następnych pokoleń. Z pewnością Sherlock Holmes jest najbardziej
znanym detektywem wszechczasów, choć jest tylko postacią literacką.
Hipoteza mówiąca o tym, że i Jezus był tylko postacią
literacką nie jest wcale aż tak skrajnie niezasadna, jak twierdzić chciałby
Vermes, Sanders i wielu innych biblioznawców. Nie da się bowiem ukryć, że większość
badaczy Nowego Testamentu wierzy w historię przekazywaną w kościołach chrześcijańskich i w Ewangeliach. Niektórzy z nich zadają sobie co najwyżej trud, aby odrzeć
ją z rzeczy całkowicie baśniowych, jak wyganianie demonów w świnie,
wskrzeszenie Łazarza, bycie bogiem, czy własne zmartwychwstanie. Ale i z tym
ostatnim bywa ogromny problem, bowiem za biblioznawstwo chwytają się często
osoby głęboko wierzące, co w normalnym społeczeństwie natychmiast musiałoby
zostać uznane za podejmowanie ryzyka ogromnej nierzetelności.
Na Racjonaliście możemy kupić świetne książki Hyama
Maccobiego, badacza Nowego Testamentu, który wyrasta nie z tradycji chrześcijańskiej,
ale judaistycznej. U Maccobiego znikają rzeczy „oczywiste" nawet dla
badaczy agnostyków, lecz wyrastających z chrześcijaństwa. Choć Maccoby wciąż
pisze o jakimś istniejącym Jezusie, to zauważa, że „treści z kazania
na górze" nie zostały wymyślone przez Jezusa, ale były typowe dla
humanitarnych nurtów faryzejskiego judaizmu, który u progu naszego tysiąclecia
był w konflikcie z konserwatywnym judaizmem saduceuszy, czyli stronnictwa
kolaborującego z Rzymianami kapłana świątyni jerozolimskiej. Chęć
oczyszczenia świątyni, a nawet jej zburzenia była czymś typowym dla
faryzeuszy, podobnie jak liberalizacja sztywnych zasad ówczesnego judaizmu.
Maccoby zauważa, że autorom Ewangelii zależało na oczernieniu Żydów, przez
co dowolnie mieszali ze sobą saduceuszy i faryzeuszy, nie troszcząc się o to,
że były to frakcje całkowicie sobie przeciwne. Maccoby zauważa też, że w wielu momentach Nowy Testament ukazuje rażącą niewiedzę na temat zwyczajów
żydowskich, przy jednoczesnej literackiej stylizacji wpadek na „malowniczy
świat wschodu Imperium Romanum". Maccoby mimo to szuka warstw oryginalnych
pod warstwą zniekształceń. Jednakże trzeba zauważyć, że Maccoby odrzuca
owego „niemal prawie pewnego" Jezusa, który miałby być autorem treści z kazania na górze i być ukrzyżowanym. Treści „kazania na górze"
przypisuje Maccoby środowisku faryzejskiemu. To w tych kręgach nie chciano
kamieniować każdej „nieczystej" kobiety, to w tych kręgach mówiono o przebaczaniu i nastawianiu drugiego policzka...
Ja z kolei zapytam, czy nawet, jeśli historyczny
protoplasta postaci Jezusa istniał, możemy powiedzieć, że wyrażał on
rzeczy ze sobą sprzeczne? Z jednej strony humanitarne nauczanie faryzejskie (Maccoby
sugeruje, że mógł być po prostu faryzeuszem), z drugiej zaś wieczność bólu i szczękania zębami pod wpływem tortur, jeśli „ktoś nie jest z Jezusem, a przeciwko niemu"? Z jednej strony karmienie więźniów i głodnych, z drugiej porzucanie własnych rodzin i znajdowanie w nich wrogów, jeśli nie
podzielają „jedynie słusznej wiary"? Oczywiście większość
badaczy, także agnostyków, gdy ma zamiar rozstrzygnąć to rozdwojenie jaźni
historycznego Jezusa, wybiera humanitarne treści faryzejskie — czyli
nastawianie drugiego policzka i karmienie więźniów, wybiera Jezusa z „kazania na górze". A jaki jest dowód na to, że historyczny Jezus, o ile istniał, nie straszył piekłem twierdząc: „kto nie jest ze mną,
ten jest przeciwko mnie", zaś humanitarne treści faryzejskie nie zostały
dopisane później, przez kogoś innego, dla upiększenia straszącego „płaczem i zgrzytaniem zębami" Jezusa? Prawie nikt nie zakłada takiego
scenariusza, ale czy są na to dowody? Pal sześć dowody, czy są jakiekolwiek
przesłanki, aby tak twierdzić, będąc badaczem, a nie wyznawcą?
Ja osobiście uważam, że Jezus historyczny mógł jednak
nie istnieć. Taka hipoteza jest całkiem zasadna, choćby dlatego, że
prawdziwe chrześcijaństwo, z ofiarą syna boga za ludzkość, wypływa z wierzeń hellenistycznych (nurty misteryjne takie jak kult Dionizosa, Kybele,
Demeter, Heraklesa etc.), a nie z wierzeń judaistycznych. Prawdziwe chrześcijaństwo z dążeniem wyznawcy do nieśmiertelności poprzez czasową śmierć boga to
dzieło św. Pawła. Czy święty Paweł zniekształcił istniejące wspomnienie
historycznego Jezusa? Niekoniecznie. Na bazie mistycznej teologii Pawła (albo
kogoś po kim on z kolei powtarzał) mogły powstać opowieści urealniające
byt idealnego logosu — Chrystusa. Ewangelie synoptyczne wcale nie musiały
istnieć przed Janową, która najbliższa jest światopoglądowo twierdzeniom
św. Pawła na temat Jezusa. Pamiętajmy, że Ewangelie synoptyczne są
najpewniej dalszymi mutacjami jednej wersji tekstu/opowieści. Weźmy ten tekst
pierwotny i Ewangelię św. Jana. Nie ma żadnych koronnych dowodów na to, co
było pierwsze. Jedynym dowodem za pierwszeństwem Ewangelii synoptycznych jest
dogmat istnienia historycznego Jezusa, którego biografia powinna być choć
zbliżona do tej, w jaką wierzą chrześcijanie. Ale czy takie założenie
powinni czynić uczciwi i obiektywni naukowcy?
Często zbyt łatwo ulegamy autorytetowi badaczy — humanistów.
Podchodzimy do nich tak samo jak do naukowców. Gdy wokół jakiejś kwestii
panuje konsensus, przyjmujemy ją do naszych rozważań i naszego światopoglądu
jako mocną teorię. Przekonanie o istnieniu historycznego Jezusa, który miałby
być ukrzyżowany, i który miałby być autorem humanitarnych treści z kazania
na górze nie jest mocną teorią, choć panuje wokół niego duża zgoda współczesnych
badaczy Nowego Testamentu. Ta duża
zgoda, istniejąca wbrew miałkości przesłanek na której się opiera,
pokazuje, że nauki humanistyczne to jednak nie fizyka, czy chemia, gdzie
konsensus naukowców wiele znaczy. Wielu wybitnych badaczy — humanistów nie
waha się niestety przed zabarwianiem wyników swoich badań swoim światopoglądem. Widzimy to znakomicie w książkach historycznych. Wiele znajdziemy prac o pierwszych chrześcijanach,
niektóre aż kipią od sympatii i uznania. Prawie nie znajdziemy natomiast prac
na temat tego, jak w IV i V wieku chrześcijanie pozbyli się politeistów. Teza
wyrażona kiedyś przez Gibbonsa w epokowym dziele Zmierzch i upadek
Imperium Rzymskiego, a mówiąca, iż główną przyczyną samozagłady
cywilizacji antycznej było chrześcijaństwo, nie doczekała się żadnej godnej
kontynuacji. Dlaczego? Bo zbyt wielu historyków wierzy, lub sympatyzuje z chrześcijaństwem.
To samo dotyczy badaczy Nowego Testamentu. Nie jest żadnym przypadkiem, że
dopiero Maccoby ośmielił się zakwestionować fakt, iż nauczanie z „kazania na górze" wcale nie wyraża oryginalnych idei Jezusa, lecz
idee innych ludzi. Nie wiem na pewno czy tak było, ale trzeba było dopiero
judaisty, aby dostrzegł, iż rzeczy oczywiste dla chrześcijańskich i postchrześcijańskich badaczy historycznego Jezusa nie są wcale takie znów
oczywiste.
Ja również nie twierdzę, że Jezus od kazania na górze i od ukrzyżowania na pewno nie był postacią historyczną. Jestem w tym względzie
sceptyczny i bronię innego podejścia do tej sprawy, ale oczywiście fakty i argumenty są tu jedynymi sędziami. Na dalszą część moich rozważań
zapraszam do dwóch kolejnych części mojej bezbożnej pogadanki.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.