|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Biblia » Nowy Testament » Historyczność Jezusa
W obronie historyczności Jezusa z Nazaretu Autor tekstu: Dariusz Kot
— do Jacka Tabisza
Szanowny Panie Jacku,
O ile dobrze zrozumiałem, na początku swojej Bezbożnej pogadanki
potwierdza Pan, że zdaniem większości dzisiejszych badaczy wczesnego
chrześcijanstwa, także tych niewierzących, Jezus to jednak postać
historyczna.
„Ogólnie wniosek obowiązujący ludzi wierzących, ale również
niewierzących, jak się okazuje, jest taki, że Jezus (...) jest zdaniem
większości badaczy i większości zgłębiających zagadnienia biblioznawcze
ateistów, postacią historyczną".
Dodam od razu, że Pan się z tym ponad-ideologicznym konsensusem badawczym nie zgadza i podaje argumenty,
wspierające koncepcję Jezusa mitycznego.
Każdy ma prawo nie dać się przekonać nawet najbardziej powszechnie przyjętym tezom specjalistów. Czy jednak w ten
sposób sami — jako ateiści i racjonaliści — nie pozbawiamy się bardzo
cennego argumentu w debatach ideowych, jakim jest właśnie konsensus naukowy w pewnych dziedzinach? Skoro my kwestionujemy wagę konsensusu w biblistyce,
dlaczego inni nie mieliby kwestionować wagi konsensusu w biologii albo
astronomii? Zgaduje Pan, gdzie to może zaprowadzić?
Jeszcze trudniej sprawa wygląda, gdy próbować jakiejś sensownej polemiki z konsensusem w nauce. Jak to ostatnio
zauważył prof. Larry Hurtado z Uniwersytetu w Edynburgu, może tutaj coś
znaczyć właściwie tylko dobrze uzbrojona w dokumentację, ulokowana w kontekście
całego aktualnego stanu badań i solidna logicznie praca zawodowca, poddana
ocenie innych speców. Ani Pan, ani ja nie jesteśmy zawodowcami od wczesnego
chrześcijaństwa. Ja jednak mam za sobą konsensus, przynajmniej co do najbardziej
elementarnej historyczności Jezusa (istniał pewien Żyd zwany Jezusem, u początku chrześcijaństwa). Dlatego mogę spokojnie popularyzować Jezusa jako
historycznego.
Zostawmy jednak i kwestię konsensusu, i kwestię kompetencji. Przejdę teraz
do Pana konkretnych argumentów. Czy obrona historyczności Jezusa wynika z przyzwyczajeń kulturowych i sympatii do chrześcijaństwa, które nie zmieniają się nawet, gdy dany badacz
zostaje ateistą? Trudno mi ocenić, wydaje się to możliwe, ale badań na ten
temat nie znam, a Pan także żadnych źródeł nie przytacza.
Przez przeciwstawianie Maccoby’ego — Vermesowi chce Pan pokazać, że
ten pierwszy widzi chrześcijaństwo bardziej z zewnątrz, jako nie-chrześcijanin,
Żyd. Natomiast drugi, „jest protestantem, jest chrześcijaninem" i dlatego dla niego Jezus „jest niemal pewny". A tymczasem
„wystarcza, że ktoś wyrasta z tradycji judaistycznej i ta pewność
przestaje istnieć". Tu muszę sprostować. Obaj badacze są Żydami. Vermes
byl do roku 1957 katolikiem, nigdy protestantem. Ale jednak informacja o jego
chrześcijańskim wychowaniu się zgadza. Tylko co w takim razie np. z Richardem Carrierem, który „wyrósł z tradycji" metodystów, a obecnie jest zwolennikiem mityczności Jezusa? (Problem z udowadnianiem na
pojedynczym przykładzie polega na tym, że trzeba tylko jednego kontr-przykładu,
aby taki dowód podważyć).
Zależność etyki Jezusa od faryzejskiej („zgapianie" od
faryzeuszy) może wskazywać na jego niehistoryczność lub historyczność (np.
osadzać go w realistycznym diachronicznym kontekście). Musiałby Pan podać
konkretny przypadek „zgapiania" mityzującego, oparty na konkretnych
tekstach. Na za wysokim poziomie abstrakcji trudno to ocenić. Ten sam problem
mam z Pana tezą o hellenistycznym pochodzeniu „współczucia" u Jezusa.
Nierealistyczne elementy historii ukrzyżowania, jak uwalnianie jednego
skazanego w Paschę, pasują do każdej teorii Jezusa historycznego, która
uznaje pro-Rzymskość ewangelistów, chcących zaadaptować ruch po-Jezusowy do
realiów Imperium. Aby „wybielić" Piłata, ewangeliści przypisują
mu zamiar uwolnienia Jezusa. Nie musi to być akurat teoria mityczna. To
samo dotyczy „mieszania" ze sobą saduceuszy i faryzeuszy;
problemu z ukrzyżowaniem przez Rzymian kogoś, kto był nie buntownikiem, a bluźniercą; spacerowania po polach w szabat. W miarę jak ruch Jezusa
odcinał się od judaizmu, zacierały się historyczne realia, wchodziła
hellenistyczna teologia i antysemityzm, a Żydzi trafiali coraz bardziej do
jednego worka z napisem „winni" (apogeum tego mamy w Ewangelii Jana,
gdzie „Żydzi" to „dzieci diabła"). Także tu nie trzeba
zaraz Jezusa mitycznego, wystarczy hipoteza naturalnej adaptacji
politycznej i teologicznej.
Co do hipotezy, że „ktoś sobie wymyślił" historię Jezusa,
„nawet bardzo daleko od ziem żydowskich", nie jestem pewny, czy
faktycznie „nietrudno to sobie wyobrazić". Po co komuś akurat Żyd jako założyciel ruchu? I to mesjasz-skazaniec? Czyżby autorzy chrześcijańscy
chcieli celowo rozwścieczyć na siebie Rzymian, pamiętających rok 70. czy
135.?
Co do tego, czy potrzebujemy bezpośrednich dowodów i naocznych świadków istnienia
Jezusa, aby uznać jego historyczność, przekonuje mnie Hurtado (link powyżej),
który odnosi ten problem do pewnego standardu wiarygodnej dokumentacji w badaniach starożytności. Tego nie widzę u Pana, Panie Jacku. Ewidencja ma
luki, mówi Pan. Ja pytam — na jakiej zasadzie wnioskuje Pan z tych luk to,
co Pan wnioskuje? Dopiero pod koniec pierwszej części i przez połowę drugiej
tworzy Pan pewien punkt odniesienia, pisząc o historyczności
Buddy i Mahometa. Niech Pan jednak zauważy, że Hurtado konstruuje standard,
odwołując się mniej więcej do czasów i kręgu kulturowego Jezusa
(Apoloniusz, Akiva i Hillel), podczas gdy u Pana mamy postaci oddalone o tysiąc
lat i wyprawę aż pod Himalaje...
Co do roli Pawła z Tarsu, zgoda, to zapewne on stworzył ortodoksję:
Jezusa-Odkupiciela-Drugiego Adama. Gdyby jednak jego opowieści o spotkaniach z uczniami Jezusa były fikcyjne, skąd te jego wszystkie ostre tłumaczenia
się w listach? Że jest prawdziwym apostołem? Ze niczego nie wymyśla, że nic
nie przekręca? Że nie ma innej niż jego ewangelii? Czyżby tłumaczył się
przed fikcyjnymi apostołami fikcyjnego Jezusa? Jeśli jednak — z drugiej strony — uczniowie, Piotr, Jakub i inni istnieli, to zapewne istniał też ich
nauczyciel.
Nie wiem, skąd Pana niezwykła koncepcja, że o pierwszeństwie synoptykow
(Marek, Mateusz, Lukasz) decyduje historyczność Jezusa. Naprawdę uznaje Pan
za prawdopodobne, że wyznawcy Jezusa-Boga i uniwersalistycznej
chrystologii Jana stworzyliby synoptycznego Jezusa — dopiero po Janie? Jezusa,
krzyczącego z rozpaczy na krzyżu? Jezusa nazywającego nieżydowskie
dziecko psem? Zapowiadającego Królestwo w tym pokoleniu, które nie przyszło?
(O czym za czasów Jana już wiedziano). Mówiącego nawet: „Czemu
nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg"?
Pozostawienie czterech ewangelii i rezygnacja z ich harmonizacji — po
raz kolejny i kolejny to samo — wcale nie musi wynikać z chęci
udowadniania historyczności Jezusa, może też wynikać z pojudaistycznego
szacunku dla ksiąg świętych.
W drugim filmiku — gdy kończy Pan zestawienie z Mahometem i Buddą, co już
omówiłem — wraca Pan kilkakrotnie do roli Pawła z Tarsu. Np.: Jezus nie jest
historyczny, bo nieoryginalny, skoro to, co u niego oryginalne — zapewnienie
ludziom nieśmiertelności — to idea Pawła. Chyba myli tu Pan Jezusa
historycznego (biblistyki krytycznej) z dogmatycznym (teologii fundamentalnej, z jej soteriologią) Która teoria historyczno-krytyczna wiąże soteriologię z samym Jezusem?
Podobnie z Mesjaszem, ma Pan rację, Mesjasz miał walczyć i potem panować, a nie zbawiać i unieśmiertelniać. Przerobiono go na kogo innego. Sam dodam
tutaj Panu inne przeróbki: Syna Człowieczego, Pana, rabina. Ta sama sytuacja.
Wszystko poprzekręcane. (Teraz Pan widzi, dlaczego Paweł tyle zapewnia, że
nie, on nic a nic nie przekręca!).
Tylko — co z tego wynika? Jeszcze raz powtórzę: wskazanie luk, zmian,
absurdów to za mało. To nie prowadzi w prostej linii do wniosku o niehistoryczności pewnej postaci. Musiałby Pan jeszcze wykazać, że
niehistoryczność to najlepsza z hipotez. A Pan nawet nie wylicza tych
innych, o wiele szerzej uznawanych niż mityczna: Jezus apokaliptyczny, Jezus
powstaniec, Jezus cynik, Jezus reformator społeczny itd.
To tyle, co do Pana opowieści o Jezusie niehistorycznym.
Niepokoi mnie ta Pana opowieść. Nie możemy chyba, jak fundamentaliści
religijni, którzy w każdej luce naukowej wiedzy widzą od razu ślady
Boga — dowodzić od razu nieistnienia Jezusa w każdym momencie, gdy
dokumentacja tej postaci nie przypomina obiektywnego raportu agencji
Reutera.
Niech się Pan tak nie spieszy. Zapraszam na moją debatę z chrzescijanskimi teologami w sobotę, proszę rozważyć inne opcje, inne
argumenty. Może Jezusa nie było. A może był prorokiem? A może i Bogiem?
Debata trwa.
Pozdrawiam serdecznie,
Darek Kot
« Historyczność Jezusa (Publikacja: 16-11-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8505 |
|