|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Czy nauka jest religią? [1] Autor tekstu: Richard Dawkins
Tłumaczenie: Ziemowit Ciuraj
Opublikowane w „The Humanist" styczeń/luty 1997
Humanista
Roku 1996 zadał to tytułowe pytanie w przemówieniu podczas ceremonii
odebrania tego
tytułu przyznanego przez Amerykańskie Stowarzyszenie Humanistyczne.
Modne
są wygłaszane w apokaliptycznym tonie mowy o zagrożeniu ludzkości przez
wirus AIDS, chorobę wściekłych krów i wiele innych, myślę jednak, że można
znaleźć dobre powody dla stwierdzenia, że to wiara jest jedną z najgorszych
rzeczy na świecie, porównywalną do wirusa ospy, lecz trudniejszą do
wytrzebienia.
Wiara,
będąca przeświadczeniem nie popartym doświadczeniem, jest zasadniczą
przywarą każdej religii. Ktokolwiek popatrzy na to, co dzieje się w Irlandii
Północnej czy na Bliskim Wschodzie, nie może mieć wątpliwości, że atakujący
mózg wirus wiary jest coraz bardziej niebezpieczny.
Jedna z opowieści, które słyszą młodzi muzułmańscy zamachowcy
samobójcy mówi o tym, że męczeństwo jest najszybszą drogą do nieba — nie
tylko, że do nieba, ale do wyjątkowej części nieba, w której otrzymają
swoją nagrodę specjalną w postaci 72 dziewic. Naszła mnie myśl, że naszą
największą nadzieją może być wprowadzenie czegoś w rodzaju „kontroli
zbrojeń duchowych": wysłanie odpowiednio
przeszkolonych teologów dla spowodowania obniżenia notowań kursu dziewic.
Biorąc
pod uwagę niebezpieczeństwa wiary — i rozważywszy osiągnięcia rozumu i obserwacji w tej ludzkiej działalności, którą zwiemy nauką — zakrawa na
ironię, że kiedykolwiek wygłaszam
publiczne wykłady, zawsze okazuje się, że ktoś podchodzi i mówi:
„Oczywiście twoja nauka jest religią jak nasza. W istocie nauka po prostu
sprowadza się do wiary, nieprawdaż?"
Cóż,
nauka nie jest religią i nie sprowadza się po prostu do wiary. Jakkolwiek
posiada wiele religijnych cnót, nie ma żadnej z jej wad. Nauka jest oparta na
weryfikowalnych dowodach. Wierze religijnej nie dość, że brakuje dowodów,
jej niezależność od dowodów jest jej dumą i radością, wykrzykiwaną z dachów. Z jakiego innego powodu chrześcijanie prawili by krytykę niewiernego
Tomasza? Inni apostołowie są nam przedstawiani jako przykłady cnoty ponieważ
wiara była dla nich wystarczająca. Niewierny Tomasz, przeciwnie, żądał
dowodu. Chyba powinien być świętym patronem naukowców.
Jednym z powodów, dla których odbieram komentarze o nauce będącej religią jest
ten, że wierzę w fakt ewolucji. Nawet wierzę w to z pełną przekonania pasją.
Powierzchownie niektórym może to przypominać wiarę religijną. Jednak
dowody, które sprawiają, że wierzę w ewolucję nie tylko są przytłaczająco
silne; są one bez przeszkód dostępne dla każdego, kto zada sobie trud
czytania o nich. Każdy może studiować te same dowody, które ja studiowałem i na zdrowy rozum, dojść do tych samych wniosków. Ale jeśli posiadasz
przekonania oparte tylko i wyłącznie na wierze, nie mogę zbadać Twoich
uzasadnień. Możesz czmychnąć poza prywatny mur wiary, gdzie nie będę mógł
Ciebie dopaść.
Cóż, w praktyce, oczywiście, indywidualni naukowcy faktycznie osuwają się w słabość
wyznawania wiary, a niektórzy mogą wierzyć w swoją ulubioną teorię z takim
zapamiętaniem, że zdarza im się fałszować dane doświadczalne. Jednak to,
że takie rzeczy czasem mają miejsce nie zmienia zasady że, czyniąc to, robią
to ze wstydem a nie z satysfakcją. Metoda naukowa jest tak zaprojektowana, że
zwykle w końcu ich demaskuje.
Nauka
jest obecnie jedną z najbardziej moralnych, jedną z najbardziej uczciwych
dyscyplin w ogóle — ponieważ nauka przepadła by z kretesem, gdyby nie spełniała
wiernie wymogu uczciwości w prezentacji danych doświadczalnych. (Jak na to zwrócił
uwagę James Randi, to jest powód, dla którego naukowcy są tak często
robieni w konia przez różnych paranormalnych hochsztaplerów i dlaczego role
demaskatorów lepiej spełniają profesjonalni iluzjoniści; naukowcy zwyczajnie
nie mają w zwyczaju dopatrywać się w czyimś postępowaniu rozmyślnej
nieuczciwości). Są inne zawody (nie wspominając
już o prawnikach w szczególności) w których fałszowanie dowodów lub
przynajmniej ich przekręcanie jest dokładnie tym, za co ci ludzie dostają
pieniądze i punkty.
Nauka
wobec powyższego wolna jest od tej wady religii, którą stanowi wiara. Ale,
jak zaznaczyłem, nauka w rzeczy samej posiada niektóre z wielkich zalet
religii. Religia może aspirować do tego, by ofiarować swoim wyznawcom
rozmaite korzyści — wśród nich wyjaśnienie, pocieszenie i uwznioślenie.
Nauka również ma coś do zaoferowania na tym polu.
Istoty
ludzkie odczuwają wielki głód wyjaśnień. Może to być jednym z głównych
powodów, dla których cechą ludzkości jest taka powszechność religii,
ponieważ religie rzeczywiście mają ambicję dostarczania wyjaśnień.
Dochodzimy indywidualnie do świadomości w tajemniczym wszechświecie i niezmiennie oczekujemy, że go zrozumiemy. Większość religii oferuje
kosmologię i biologię, teorię życia, teorię początków i egzystencjalne
odpowiedzi. Poprzez to pokazują, że religia jest w pewnym sensie nauką; tyle
tylko, że złą. Nie daj się zwieść argumentowi, że religia i nauka operują w oddzielnych wymiarach i że zajmują się zupełnie odmiennymi kategoriami
pytań. Religie, historycznie rzecz
ujmując, zawsze usiłowały odpowiadać na pytania, których właściwym
adresatem była nauka. Dlatego to religiom nie powinno się teraz pozwalać
uciekać z tego pola, na którym tradycyjnie usiłowały bronić swoich pozycji.
One naprawdę oferują kosmologię i biologię, w obydwu przypadkach fałszywą.
Pociecha
jest trudniejszym zadaniem dla nauki. Inaczej niż religia, nauka nie może
zaoferować pogrążonym w żałobie ponownego pełnego chwały ponownego
spotkania ze swoimi ukochanymi w dalszej przyszłości. Ci, którzy doświadczyli
niesprawiedliwości na tym świecie nie mogą, z punktu widzenia nauki, oczekiwać
słodkiego zadośćuczynienia wymierzonego ich prześladowcom w przyszłym życiu.
Można podać argumenty, że jeśli idea życia po życiu jest iluzją (w co ja
wierzę), pociecha, którą ona niesie jest pusta. Ale niekoniecznie musi tak być;
błędne przeświadczenia mogą być równie kojące jak te prawdziwe, pod
warunkiem, że ten, kto je żywi nigdy nie odkryje ich nieprawdziwości. Jednak
jeżeli pocieszenie można uzyskać tak tanio, nauka może położyć na szali
inne tanie środki paliatywne, jak leki przeciwbólowe, po których dobre
samopoczucie może być iluzoryczne albo i nie, ale które działają.
Wzniosłość
jednakże jest miejscem, w którym nauka czuje się u siebie. Wszystkie wielkie
religie mają miejsce na zachwyt, na ekstatyczny wzlot ku cudowności i pięknu
stworzenia. I jest to właśnie to uczucie nieomal uwielbienia, przeszywające i zapierające dech — rozlewające się w piersi ekstatyczne
zadziwienie, które niesie nowoczesna nauka. A wykracza w tym poza najdziksze
wizje świętych i mistyków. Fakt, iż dla zjawisk nadprzyrodzonych nie ma
miejsca w naszych wyjaśnieniach, w naszym zrozumieniu tak wielu spraw wszechświata i życia, nie pomniejsza zachwytu. Wręcz przeciwnie. Przelotny rzut oka przez
mikroskop na mózg mrówki lub przez teleskop na zamierzchłą galaktykę z miliardem światów wystarczy, by nawet psalmy pochwalne uczynić nieporadną
parafiańszczyzną.
Jak
więc powiedziałem — kiedy mi się wmawia, że nauka czy jakaś konkretna jej
część, jak teoria ewolucji, jest tylko religią jak każda inna, zwykle
zaprzeczam z oburzeniem. Ale zacząłem
się zastanawiać czy aby przypadkiem nie jest to błędna taktyka. Być może
odpowiednią byłoby zaakceptowanie tego zarzutu z wdzięcznością i zażądanie
takiego samego czasu poświęconego na naukę w klasach o profilu religijnym, a im więcej o tym myślę, tym bardziej dociera do mnie, jak wspaniale można by
to uzasadnić. Chciałbym zatem pomówić troszeczkę o edukacji religijnej i o
roli, jaką nauka mogłaby w niej odegrać.
Bardzo
leży mi na sercu sposób, w jaki dzieci są wychowywane. Nie orientuję się
zbyt dobrze, jak sprawy się mają w Stanach Zjednoczonych i to, co mówię, może
bardziej odnosić się do Zjednoczonego Królestwa, gdzie jest narzucona przez
państwo prawem wymuszona religijna instrukcja dla wszystkich dzieci. To jest
niekonstytucyjne w Stanach Zjednoczonych ale zakładam, że i tak dzieci
otrzymują instrukcje religijne obojętnie, jaka konkretnie religia zdaniem ich
rodziców jest odpowiednia.
To
zaś prowadzi mnie do przedstawienia swojego stanowiska w sprawie umysłowego
molestowania dzieci. W pewnym numerze „Independenta" z 1995 roku,
jednej z głównych londyńskich gazet, była fotografia raczej słodkiej i poruszającej sceny. Był to czas Bożego Narodzenia a obrazek pokazywał troje
dzieci przebranych za trzech króli w bożonarodzeniowej szopce. Dołączony
opis mówił, że jedno z nich było muzułmaninem, jedno hinduistą a jedno
chrześcijaninem. Domniemana słodka i poruszająca wymowa tej sceny była taka,
że one wszystkie brały udział w tej szopce.
To,
co nie jest słodkie i poruszające to to, że wszystkie te dzieci miały cztery
lata. Jakim cudem można nazwać czteroletnie dziecko muzułmaninem, chrześcijaninem,
hinduistą czy żydem? Mówiłbyś o czteroletnim zwolenniku monetaryzmu w ekonomii? Mówiłbyś o czteroletnim neo-izolacjoniście lub czteroletnim
liberalnym republikaninie? Są opinie na temat kosmosu i świata, które dzieci,
gdy dorosną, będą wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zdolne same sobie
wyrobić. Religia jest jedynym
obszarem naszej kultury, w którym jest to absolutnie akceptowane, bez
najmniejszych wątpliwości, nawet bez uświadomienia sobie, jak bardzo to
zwariowany pomysł — że rodzice są wyłączną i absolutną wyrocznią w sprawie tego, kim będą ich dzieci, jak będą wychowywane, jakie poglądy będą
posiadały na tematy kosmosu, życia, egzystencji. Czy rozumiesz teraz, co mam
na myśli mówiąc o umysłowym molestowaniu dzieci?
Patrząc
teraz na różne rzeczy, których osiągnięcia można by oczekiwać po edukacji
religijnej, jednym z jej celów mogłoby być zachęcanie dzieci do refleksji
nad głębokimi egzystencjalnymi pytaniami, zaproszenie do wzniesienia się
ponad przyziemną codzienność i myślenia w perspektywie wieczności.
Nauka
może zaoferować wizję życia i wszechświata która, jak już nadmieniłem,
czyni nędzną poetykę wzajemnie sprzecznych wierzeń i zaskakująco niedawno
powstałych tradycji światowych religii sprawą drugorzędną.
Jakżeby,
na przykład, mogłoby nie być inspirujące dla dzieci w klasach o profilu
religijnym gdybyśmy zdołali przekazać im choćby przeczucie tego, jakie są
rozmiary wszechświata? Przypuśćmy że, w momencie śmierci Chrystusa, wiadomości o tym wybiegły z Ziemi by przemierzać wszechświat z maksymalną możliwą prędkością. Jak daleko by dotarły do tej chwili te
wstrząsające nowiny? Zgodnie ze szczególną teorią względności, odpowiedź
na to pytanie jest taka, że wiadomości te nie mogłyby w żaden sposób,
niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, dotrzeć dalej niż 1/50 drogi
poprzez naszą Galaktykę, co stanowi mniej niż tysięczną część drogi do
najbliższej sąsiedniej z naszą galaktyki we wszechświecie liczącym sto
milionów galaktyk (wedle nowszych badań, galaktyk tych jest o wiele więcej -
przyp. tł.). Wszechświat ogólnie rzecz biorąc może być tylko obojętny
wobec Chrystusa, jego narodzin, męki i śmierci.
Nawet tak niesłychanie ważna wiadomość jak powstanie życia na Ziemi
mogłaby przebyć jedynie naszą lokalną gromadę galaktyk. Jak bardzo by nie
było to pradawne wydarzenie w naszej ziemskiej skali czasu, mimo to, gdybyś
ogarnął jego wiek swoimi rozpostartymi ramionami, cała ludzka historia, cała
ludzka kultura spadłaby jak pyłek kurzu strzepnięty z paznokcia.
1 2 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 03-12-2012 )
Richard Dawkins Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze Więcej informacji o autorze Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 75 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8542 |
|