Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.665 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta
Anatol France - Bogowie pragną krwi

Złota myśl Racjonalisty:
"Ludzkość ma rozwijać się sama przez się, nie zaś przez królów, księży i szlachtę!"
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Syndrom Lucyfera [1]
Autor tekstu:

Jakżeż to miasto wierne stało się nierządnicą?
Księga IZAJASZA (1, 21)

Znakomity psycholog amerykański Philip Zimbardo, znany z wielu eksperymentów i tez dotyczących zachowań człowieka (zwłaszcza w ekstremalnych warunkach) ukuł onegdaj — na kanwie jednego ze swych testów - teorię nazywaną efektem Lucyfera. Otóż Lucyfer, jako ukochany anioł Boga (dosłownie słowo lucyfer oznacza ten, który niesie światło) został za karę, za bunt, za sprzeciw przeciwko Absolutowi strącony do otchłani piekielnych. Nota bene w tym wypadku widzimy właśnie, że to dobry i miłosierny Bóg tworzy coś tak ohydnego, obrzydliwego i strasznego jak piekło. Lecz przemiana anioła — tego najważniejszego i najukochańszego Bogu — w diabła to w kulturze najdalej i najdramatyczniej idąca ewolucja postawy, myślenia, opisu świata. Zimbardo interesowało zawsze (jak podkreśla w licznych wywiadach, enuncjacjach i książkach) jak przebiega proces i jakie to są przyczyny powodujące, że normalni, zwykli, szarzy na co dzień obywatele w określonych warunkach stają się bestiami, krwiożerczymi demonami i sadystycznymi zwyrodnialcami. Dla niego efekt Lucyfera "to metafora opisująca transformację ludzkiego charakteru[ 1 ]. Dodać należy: transformacja zależna od okoliczności, ideologii, religii, przekonań politycznych itd. Wartości wyznawane przez człowieka ulegają ukryciu, stłumieniu, umykają w cień utylitaryzmu i korzyści (rzeczywistych bądź wyimaginowanych).

Podobny dylemat trawi Dennisa Hoopera, reżysera obrazu Easy rider i zarazem odtwórcy jednej z głównych postaci filmu (z fantastycznymi i ponad czasowymi rolami aktorskimi Henry’ego Fondy, samego Hoopera i Jacka Nicholsona). Oto dwaj motocykliści, Wyatt (Fonda) i Billy (Hooper) podróżują przez południowe stany USA na motocyklach. Im dalej jadą na wschód, od Kalifornii, zagłębiając się w amerykański interior, tym mniej przychylne reakcje spotykają ich ze strony miejscowych ludzi. W końcu na jednym z biwaków zostają zabici przez „solidnych", „poczciwych" i „porządnych" obywateli. „Normalny" świat amerykańskiej (ale czy tylko amerykańskiej?) głuszy nie toleruje „Innego", jakichś podejrzanych wagabundów i przybłędów (w każdym wymiarze: przede wszystkim kulturowym, intelektualnym, egzystencjalnym, estetycznym) burzących „święty spokój" i lokalne, do bólu przewidywalne „ciepełko". Lokalne, gminne, regionalne, narodowe, rasowe, religijno-wspólnotowe. Zachowania „szacownych obywateli" na problem „Inności" i niestandardowych sytuacji — wykraczających poza schemat utartych i przyjętych norm, konwenansów czy układów — ukazane przez Hoopera są również bliskie syndromowi Lucyfera, sformułowanemu przez Zimbardo (choć film powstał w 1969 roku, w okresie burzliwego lata amerykańskiego, niesie po dziś dzień olbrzymi ładunek humanizmu, wątpliwości związanych z tzw. „normalnością" i codziennością, dylematów moralnych i współcześnie cywilizacyjnych).

„Inny" bowiem burzy porządek, przyzwyczajenia, święty spokój, zakłóca oazę bez-refleksji i pytań o podstawy egzystencji osoby ludzkiej. „Inny" zaskakuje, rozdrażnia, zmusza do intelektualnego wysiłku, a to nie każdy lubi, nie każdy jest nań przygotowany. Zwłaszcza ci stateczni, uporządkowani do granic (często absurdu) burgeois: szacowni obywatele płacący regularnie podatki, chodzący regularnie do kościoła (to symbol sakralizacji rzeczywistości pod jakąkolwiek postacią) i oczekujący właśnie tego „świętego spokoju" (zwłaszcza intelektualnego).

Analogiczne rozważania w swej rudymentarnej esencji snuła Hannah Arendt nad "banalnością zła" relacjonując — i obserwując naocznie - proces zbrodniarza z Auschwitz, Adolfa Eichmanna w Jerozolimie (Izrael — 1963)  [ 2 ]. Zanim Eichmann został jednym z realizatorów „ostatecznego rozwiązania" był normalnym, przeciętnym człowiekiem. Zwykłym, szarym, porządnym i nie rzucającym się w oczy obywatelem Niemiec. W szponach systemu, stał się bestią i beznamiętnym wykonawcą zbrodniczych eksperymentów.

W cyklu „o istocie dobra i zła" Andrzej Koraszewski prowadzi interesujące (mieszczące się w konwencji przyjętej przez Zimbardo) na Portalu www.racjonalista.pl rozmyślania o ich „pochodzeniu", genezie iewolucji (czyli w zasadzie nad tym co zwiemy naszą kulturą, bo te pojęcia są jak najbardziej immanentne temu znaczeniu)  [ 3 ]. Ten cykl pokazuje w dobitny i jednoznaczny sposób, iż zarówno dobro jak i zło w wielkim stopniu są uzależnione od czynników cywilizacyjno-kulturowych. Są również zmienne historycznie i sytuacyjnie.

Nie to mnie skłania jednak do snucia tych akurat przemyśleń i refleksji. Przede wszystkim inspirują mnie tezy środowisk religijnych i mistycznych w naszym kraju, iż Polacy są „spolegliwym" i nie krwiożerczym narodem, nie sięgającym po terroryzm czy masowe ludobójstwo. W grudniu warto tylko przypomnieć datę 16.12.1922 — i zamach (skuteczny) na I Prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Co by nie mówić i nie sądzić o tym dramatycznym wydarzeniu należy jasno stwierdzić, iż atmosfera, klimat i uzasadnienia medialne wiodące ku tak drastycznym zachowaniom, człowieka w końcu wykształconego, bywałego w świecie, członka bądź co bądź „elity kulturalnej" (dziś byśmy rzekli — mainstreamu) - Eligiusza Niewiadomskiego — były wiodącymi przyczynami skłaniającymi go do tej „lucyferiańskiej" reakcji.

Postać Eligiusza N. może więc świadczyć z jednej strony o realności i istnieniu tego co zwiemy efektem Lucyfera (przełożenie warunków i sytuacji na zachowania personalne), a ponadto — druga strona owego medalu — przeczy jawnie tezom o „bogobojności" Polaków i ich wstręcie do przemocy. Religijnie rozpalone namiętności zawsze przynoszą, jak widać w historii dziejów najnowszych bądź minionych, gorzkie owoce. A takim językiem przemawiała i przemawia po dziś dzień polska prawica — nie tylko polityczna, ale i tradycjonalistycznie nastawiona część społeczeństwa polskiego, podpierająca się zawsze argumentacją z gatunku klerykalizmu politycznego i antysemityzmu, idealizująca społeczeństwo żyjące nad Wisłą, Odrą i Bugiem, mówiąc stale o narodzie jednoznacznie zakreślonym w ramach religijno-rasowo-klanowych, reprezentującym spoiście brzmiące imponderabilia i niosącym ze sobą wyraźne przesłanie anty-modernistyczne, anty-oświeceniowe.

Owa nie-krwiożerczość Polaków jako narodu bogobojnego (religia miłości i szacunku dla człowieczej godności to synonimy w tradycyjnym obiegu katolicyzmu) i wielbiącego Maryję, Matkę Boga nie jest oparta na żadnych racjonalnych i empirycznych przesłankach. To kolejny mit wzmacniający dobre samopoczucie, samouwielbienie, nośnik idei mistycyzmu narodowego i towiańszczyzny, a także religijno-przaśny element narcyzmu skierowanego do brutalnych, dyszących rządzą przemocy (wobec Polski jako Chrystusa narodów) innowierczych sąsiadów naszego kraju.

Wydarzenia z „Zachęty" w grudniu roku 1922 pokazują również jak fanatyzm, nienawiść i religijne obsesje współgrają z terroryzmem i morderczymi skłonnościami osób o takich inklinacjach i skłonnościach. Często ukrytych głęboko w zakamarkach człowieczej osobowości.

Również twórczość publicystyczno-dokumentacyjna Jana T. Grossa w ostatniej dekadzie świetnie przeczy idealistycznemu obrazowi polskiej homogeniczności narodowej oraz gloryfikacji „miłości bożej" immanentnej jakoby polskości i niechybnie wpływającej na powszechną dobroć ludu nadwiślańskiego oddanego w „pakt Maryi wiecznej dziewicy". To mrzonki i fantasmagorie jak pokazuje życie.

„Religia miłości" jak od dwudziestu wieków prezentuje się chrześcijaństwo, wpajając ludzkości swoją wielkość i szczytność ideałów (za którymi mają iść: humanizacja stosunków interpersonalnych, szacunek dla godność drugiej osoby, chwała boga poprzez chwałę człowieka gdyż to ".. bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał.."  [ 4 ]celem jego zbawienia, nota bene z miłości czyniąc przy tym ofiarę ze swego syna zrealizowaną w sposób nader okrutny i dehumanizujący osobę ludzką) też nie jest wolna od syndromu Lucyfera. Historia pokazała to dobitnie i wielokrotnie: zresztą jak wszystkie religie i wierzenia, ideologie i doktryny podpierające się najbardziej szczytnymi hasłami.

Znakomitymi przykładami na to dictum jest twórczość Bartolomeo de las Casasa czy Bernardino de Sahaguna prezentujących podbój Ameryk przez arcychrześcijańskich Hiszpanów. Dysputa w Valladolid (lato 1550) i wnioski oraz decyzje podjęte w jej wyniku są tu także przykładem na dwoistość nauki katolickiej, w każdej epoce historycznej (nauka o „miłości" sąsiaduje zawsze z elementami przychylnymi efektowi Lucyfera); de las Casas, który bronił Indian przed tezami Juana Ginesa de Sepulvedy, nadwornego ideologa korony hiszpańskiej, wziętego filozofa i teologa (twierdził on, że Indianie nie posiadają duszy i dlatego nie przysługuje im miano człowieczeństwa, stoją na etapie niższym kulturowo niźli chrześcijanie i muszą podlegać ewangelizacji, a ich kulturę należy wykorzenić), elementów człowieczeństwa nie znajdował w ..… osobach czarnych niewolników sprowadzanych masowo z Afryki do pracy na plantacjach Nowego Świata.

Przygotowania — dziś: medialne, wczoraj i przed wczoraj; w postaci kazań, nauk i obyczajów religijnych, rytów i kulturowych obrzędów — świadomości społecznej do tego co Zimbardo zwie efektem Lucyfera są nie mniej ważne niźli sam akt przemiany "anioła w diabła". „Innego" pozbawia się w tym procesie godności, odczłowiecza, dehumanizuje, przedstawia jako rasę podłą, gorszą, kulturowo nijaką i uznaje za materiał do nawrócenia (czyli coś o podlejszej kondycji jeśli jest potrzeba wykorzenienia go z jego jestestwa, z jego wartości, z jego oglądu świata). Przy okazji przypisuje się „Innemu" wszystkie nieszczęścia jakie spadają na „Naszą" wspólnotę, na „Naszą" społeczność, na „Nasz" naród (gdy jest jeszcze on uznawany za naród wybrany  [ 5 ] te nieszczęścia, katastrofy i niepowodzenia są tym samym sprzeciwem przeciwko „Naszemu" Bogu czyli świętokradztwem, herezją, obrazą i próbą zburzenia porządku społeczno-moralnego). Urobionej „opinii publicznej" taki obraz „Innego" daje podstawy dla traktowania go jako nie-człowieka, jako unter-menscha , zmorę naszej cywilizacji, coś groźnego i zagrażającego naszemu jestestwu. Można więc go uciszyć, pastwić się nad nim, w końcu — mordować, aby oczyścić naszą przestrzeń życiową z „Inności". Tak aby stawała się czystą, homogeniczną, jednorodną. Przewidywalną. Opis takiego świata i takiej rzeczywistości jest zawsze łatwiejszy, sympatyczny, „wsobny" i bogobojny.


1 2 Dalej..
 Zobacz komentarze (12)..   


 Przypisy:
[ 1 ] A. Domosławski, Ameryka zbuntowana, Warszawa 2007, s. 180
[ 2 ] H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła, Kraków 1987
[ 4 ] Ewangelia wg św. Jana; J 3, 13-17
[ 5 ] A.Koraszewski, Naród wybrany; R.S.Czarnecki, , Szkodliwość idei narodu wybranego

« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 01-01-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Radosław S. Czarnecki
Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu.

 Liczba tekstów na portalu: 129  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8608 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365