|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje O świętach i Świętach, o starym, o Nowym i nowym roku [1] Autor tekstu: Andrzej Wendrychowicz
Nie
przepadam za okresem przedświątecznym. Przygotowania do Świąt zaczynają się w naszym domu na wiele tygodni wcześniej, bo zjedzie się rodzina i nie może
niczego zabraknąć. Chciałbym pomóc żonie w tej robocie, ale ona nie wierzy w pożytki męskiej pomocy i woli, żebym zszedł jej z oczu. Schodzę. Idę na
górę, odpalam komputer i udzielam się na licznych forach, grupach, akcjach,
profilach, portalach internetowych, ateistycznych, racjonalistycznych,
humanistycznych....
Z
rozbawieniem obserwuję, jak ludzie usiłują składać sobie życzenia świąteczne,
starannie unikając odniesień do Święta Bożego Narodzenia, bo przecież to
afront niesłychany, żeby z takiej okazji ateista składał życzenia. Obchodzić,
owszem, można, ale np. święto przesilenia zimowego.
Zaglądam
na Racjonalistę i zachęcony tytułem otwieram tekst Świętuję,
ale bez Boga i już na samym wstępie
czytam:
Lubię Boże Narodzenie. Zdaję sobie sprawę, że
taka deklaracja może zdziwić zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące.
No bo jak to? Ateista obchodzi święto kościelne? Jeśli obchodzi, to znaczy,
że nie ateista. A jeśli ateista, to dlaczego obchodzi? A mnie święta
naprawdę cieszą. Nie obchodzę ich jednak w sposób religijny, lecz świecki.
Zgadzam
się z Autorem całkowicie, ale za kilkanaście linijek trafiam na:
Wiem,
jak Boże Narodzenie wygląda w typowym polskim domu. Zapijaczeni wujkowie
intonujący kolędy ochrypłym głosem, dzieci rozczarowane nietrafionymi
prezentami i to wielkie, bezgraniczne obżarstwo (...) Oto polskie święta:
przaśne, tłuste i przechlane.
Z tym to
już się nie zgadzam i patrzę w komentarzach — nadzwyczaj licznych — co
piszą inni czytelnicy. Większość podziela pogardę Autora do świętujących
Święta. Piszę własny komentarz:
(...)Nie
obrażajmy ludzi, którzy siadają do rodzinnej wigilii, ubierają choinkę i obdarowują się prezentami. Nie obrażajmy tych ludzi, bo wśród nich wielu
jest naszymi szczerymi sprzymierzeńcami w walce o świeckie państwo, o rozdział
kościoła i państwa, o szkołę bez lekcji religii etc. etc.
Dla mnie wściekły, bezrozumny antyklerykalizm nie rożni się w swym
kompletnym braku tolerancji dla ludzi o odmiennych poglądach/postawach od
„nauczania" tego redemptorysty z Torunia.
Spodziewam
się ostrego ataku, a tu, proszę, proszę, niespodziewany wynik +15 na 17.
Uspokojony czekam na przyjazd rodziny.
W roku
2012 przybyło mi kilkadziesięcioro nowych znajomych na fb. W większości były
to moje odpowiedzi na zaproszenia znajomych moich znajomych. Ale też objawiło
się kilkanaścioro znajomych sprzed kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu laty.
Radość była wielka, ale po wymianie paru maili okazywało się, że dzisiaj
nadajemy na całkiem innych długościach fal. Parę odzyskanych na nowo znajomości
okazało się jednak bardzo miłych. O jednej z nich chciałem opowiedzieć.
Z
Krysią pracowałem w jednej firmie jakieś 25 lat temu. Odszukała mnie w Święta
przez Racjonalistę.pl. Czytała tam — jak twierdzi — z zainteresowaniem
moje teksty. Podrzuciła mi linka do 40-stronicowego wywiadu z nią w "Studia
Litteraria et Historica", piśmie Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii
Nauk. Po wyjeździe świątecznych gości zabrałem się do czytania.
Całe
życie poszukujemy naszego ojca i najbardziej dramatyczne jest w tym wszystkim
to, że obok nas mieszkają ludzie, którzy znają historię śmierci ojca
[Feliks Badurka, ps. "Bryś"1905-11.04.1945 — żołnierz AK, dowódca Plutonu Łączności Sokołów Podlaski — Sterdyń,
przewodniczący Gminnej Rady Narodowej Sterdyń, zamordowany w trakcie pełnienia
funkcji naczelnika gminy ] Był pierwszym naczelnikiem, po nim zamordowano trzech jego następców
(...) Właśnie, czterech; w sumie czterech. Mój tata był
pierwszy, po nim… Mój ojciec był bezpartyjny, był z przekonania socjalistą,
ale nie należał do żadnej partii. Natomiast drugi po nim przewodniczący był
członkiem PPR, a wcześniej członkiem KPP jeszcze
przed wojną. Jego zabito w miesiąc po śmierci naszego ojca, czyli zaraz po
wybraniu go na następnego przewodniczącego, ale w rok później przyszli do
domu zamaskowani partyzanci, zabili na oczach czwórki dzieci jego żonę. Tego
drugiego. Moja mama dostała ostrzeżenie, że jeżeli będzie próbowała
dochodzić, co się stało z ojcem, zostanie zabita, i musiała postępować
bardzo ostrożnie. Dzięki temu mieliśmy matkę, bo oni byli absolutnie zdolni
do tego, żeby zabić moją mamę. To był 1946, 1947 r., kiedy zabito
trzeciego, a czwarty to już był rok 1950, no właśnie. Jeszcze w 1950 r.
został zabity następny przewodniczący Rady Narodowej.(...)
My
wiemy, że ojciec został prawdopodobnie utopiony w Bugu, ale tak wiemy na 99%.
Chcielibyśmy wiedzieć na 100. Był zastrzelony i utopiony w Bugu, zastrzelony
chyba w Kamieńczyku koło Bugu. I utopiony w Bugu, ale chcielibyśmy mieć
tylko jeszcze do końca taką pewność, że… Że ci, których podejrzewamy o to, że to byli rzeczywiście ci mordercy.
Jeszcze
mamie Krysi (zmarła w 1969 roku) udało się ustalić, kto odczytywał jej mężowi
wyrok śmierci; mogli się znać osobiście, bo obaj byli w strukturach sokołowskiego
odwodu AK. Krysia podejrzewała, że on także strzelał do ojca, ale okazało
się, że chyba nie. Ten człowiek po wojnie wyjechał do Warszawy, w 1947 roku
ujawnił się, objęła go amnestia, ukończył Politechnikę Warszawską.
(...)
później, w 1958, zrobił doktorat i był
lojalnym obywatelem Polski Ludowej, miał wysokie stanowisko i wygodne życie. I to jest właśnie ciekawa sprawa. Kiedy nastąpił przełom w 1989 r., on się
znowu teraz przedzierzga w partyzanta, to znaczy on się stał wtedy..., poczuł
się wielkim kombatantem, zaczął jeździć po terenie i gromadzić informacje o walkach partyzanckich. I to mu posłużyło do napisania tej książki. Czyli
zebrał od wszystkich, którzy jeszcze wtedy żyli, zebrał notatki o tym, jak
to wtedy wyglądało. Czyli on te notatki zaczął zbierać dopiero, jak nastąpił
przełom. Na początku lat dziewięćdziesiątych. I wtedy napisał tę książkę.
No, może część zebrał wcześniej, ale w każdym razie dopiero wtedy napisał
tę książkę. Więc on już właściwie kontakt z tamtą rzeczywistością miał
tylko poprzez te notatki partyzantów.
W książce ani słowa o Feliksie Badurce i okolicznościach jego śmierci.
Wspomniane notatki po śmierci autora przywołanej książki jego żona zaniosła
do IPN. Krysia wielokrotnie osobiście i pisemnie prosiła o ich udostępnienie,
ale jej odmówiono.
(...) W każdym razie ustawa o IPN-ie to była najpierw
taka inicjatywa może nawet sensowna, ona miała przecież odkrywać białe
plamy, prostować tę zafałszowaną historię. Ale to później, za czasów
prezydenta Kaczyńskiego i premiera Kaczyńskiego, ten Instytut przekształcił
się w polowanie na ludzi, którzy nie tylko nie byli jakimiś komunistami, ale
jeśli ktoś nie był narodowym katolikiem, to już był… To już był...
Podejrzany. O to chodzi właśnie. Jeśli chodzi o ten IPN, to… Historycy IPN — oni się
nie bardzo opierają na faktach. Oni po prostu mają jakąś ideę i dla tej
idei tworzą fakty. I to jest właśnie straszne.
Krysia
usiłuje zrozumieć motywy działania ludzi w tamtych latach.
Mam taką
książkę, na przykład jest opisany taki partyzant, on się nazywa… On miał
pseudonim „Tajfun" Czapski chyba miał na nazwisko. W Dzierzbach miał
narzeczoną, spotkał ją, jak szła ze swoimi rodzicami, i pyta: Wyjdziesz za
mnie? Ona powiedziała: Nie. Wyciągnął broń i ją zastrzelił. Na oczach
rodziców. Jest jednym z bohaterów dzisiaj. Ale to, że zabił dziewczynę, to
nie ma znaczenia? Za to się nie ocenia? No, ja tylko podaję przykład, jak
niektórzy z nich byli strasznymi bandytami, prawda? Taki przykład...
(...) ale
wracając do tych czasów, kiedy byli partyzanci; przecież to byli tacy sami
ludzie, oni byli zdolni do okrucieństwa. I dlatego dzisiaj wybielanie ich i mówienie,
że to byli tacy wielcy bohaterowie, którzy tylko się poświęcali dla
ojczyzny, to wielka brednia! To byli ludzie, którzy pochodzili z biednych
rodzin. Jedni szli do UB, drudzy szli do milicji, a inni szli do lasu. Byli z tego samego wiejskiego środowiska. Mieli te same nawyki, tę samą świadomość,
tę samą wrażliwość, żadnej wrażliwości właściwie nie mieli. Więc
robienie krzywdy komuś, bicie, zabicie, to nie było jakimś dla nich wstrząsem
moralnym, absolutnie. Dla jednych i dla drugich zresztą. To czasami nawet tak
było, że z jednej rodziny pochodzili i ci, i ci. Jeden był w UB albo w milicji, a drugi był w lesie, więc… Oczywiście, tak. Jest taka jedna
rodzina, nawet bym mogła o niej opowiedzieć, ale to już może kiedy indziej,
że brat wydał swego brata, który był bardzo okrutnym partyzantem. Bo był
wrażliwszy, bo pisał wiersze, był poetą.
Mylisz się
Krysiu, że to bieda zrobiła z tych młodych ludzi morderców. Mój serdeczny
przyjaciel, od ponad 30 lat mieszkający w Kanadzie, niewiele przed Świętami
przysłał mi tekst „Życiorys". To jest prawdziwy życiorys także „chłopca z lasu".
(...)
urodziłem się na wsi wielkopolskiej, niedaleko miasteczka Koło, tyle tylko,
że nie w czworakach czy wiejskiej chałupie, a w dworku, będącym własnością
mych rodziców. Mój ojciec, hrabia S., z wykształcenia agronom, prowadził
wzorową gospodarkę rolno — hodowlaną w swym majątku. W młodości
legionista Piłsudskiego, pozostał wierny Marszałkowi i dzielił jego poglądy
społeczne.
Wraz z wybuchem wojny Andrzej S, syn hrabiego S. trafił do partyzantki AK w Kieleckiem i zasłynął jako dzielny dowódca akcji sabotażowych przeciwko Niemcom i wykonawca wyroków wydawanych na zdrajcach.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej
dowództwo AK zdecydowało o rozwiązaniu ich oddziału.
(...)
Po nocnej popijawie z dziesiątkami strzemiennych, po wymianie kontaktów — tak na wszelki wypadek, odział rozformował się pod wieczór następnego
dnia. Zostałem tylko ja i trzech budrysów. Pamiętam, siedzieliśmy znów w izbie, gospodarz z nami, i pijąc gorzałkę dumaliśmy, co dalej. I jakoś tak,
widać ciągle jeszcze „niedowojowani", postanowiliśmy dalej wojnę toczyć.
Mieliśmy
broń i amunicję — steny ze zrzutów, kilka granatów, ukrytego w lesie
panzerpfausta. Trzeba jednak było pójść z naszej gościnnej wioski i poszukać
albo utracony kontakt, albo innych, takich jak my leśnych niedobitków. I sformować z nich oddział. Nie bardzo wiedziałem, jak to przeprowadzić, ale
liczyłem, że nocny sen przyniesie ranek z rozwiązaniem tych skomplikowanych
zadań.
1 2 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 05-01-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8621 |
|