Tematy różnorodne » Na wesoło
Wychować grzeszników Autor tekstu: Marcin Kruk
Szef inteligencją nie grzeszy, a płacą mu za wychowanie
takich, którzy będą grzeszyć. Gdyby przynajmniej nie przeszkadzał, to jego
misja nie byłaby taka beznadziejna, ale szef nie grzeszy i utrudnia kształcenie
grzeszników.
Rozmawialiśmy z uczniami o grzechu
pierworodnym i o tym, że
teolodzy nie są pewni czy grzech pierworodny kojarzy im się z seksem, czy z ciekawością. Nastolatki jak to nastolatki, natychmiast doszły do wniosku,
że z ciekawością seksu, a wąż podpowiadał jak to zrobić, żeby owocu nie
było. Ogólnie jednak wykazywały zdrowy brak zainteresowania
grzechem pierworodnym i bardziej ich interesowały związki partnerskie.
Tu zdania były mocno podzielone i widać było, że abstrakcyjny w końcu dla
nich temat prawnie zaakceptowanego współżycia dwóch osób budzi ogromne
emocje. Na całą klasę tylko dwie dziewczyny broniły praw osób o odmiennej niż większość orientacji seksualnej i próbowały
przekonywać, że nikomu nic nie ubędzie, jeśli podzielimy się naszymi
prawami z ludźmi kochającymi się inaczej. Obóz przeciwników był podzielony
na frakcję religijną i heteroseksistowską, czyli tych, którzy po prostu nie
umieli sobie wyobrazić, że ktoś może być inny niż oni i odczuwać inaczej
niż oni. Obóz religijny był skupiony wokół instytucji małżeństwa
mężczyzny z kobietą, które jest podstawą społeczeństwa, zaś obóz
heteroseksistowski analizował naturę pociągu seksualnego, który jaki jest każdy
widzi, a jak jest inny, to to chyba jakieś nienormalne.
Zatrzymaliśmy się przy
normalności, że bywa różna, a nasze wyobrażenia normalności są wykrzywione tym co znamy. Grzeszenie
inteligencją nie polega na recytowaniu wyuczonych odpowiedzi, a na zadawaniu
pytań. Jeśli chcecie grzeszyć, to nie
bójcie się pytać.
Odniosłem wrażenie, że grzeszenie wydało im się rzeczą
atrakcyjną, ale z pytaniami mieli problem. Formułowanie pytań było dla nich
czymś nienormalnym. Może nie uważali tego za zboczenie, ale raczej jako coś
sprzecznego z naturą umysłu.
Nie chciałem ich obrażać, ani nazywać po imieniu
cnotliwości człowieka, który nie zadaje pytań. Wygłosiłem pochwałę
grzechu. Grzechu ciekawości i grzechu wątpienia. Oba rodzaje wymagają pytań,
pytań kwestionujących gotowe odpowiedzi.
— Czy to znaczy, że nie musimy się uczyć — zapytał
jeden z chłopców z niekłamaną nadzieją w głosie.
Zmartwiłem go, że nasze pytania stają się coraz
ciekawsze w miarę tego, jak poszerzamy naszą wiedzę, że grzeszenie
inteligencją jest pracochłonne. Grzech pracochłonny nie budził jednak
entuzjazmu. Uczciwie mówiąc wcale im się z grzechem nie kojarzył.
Próbowałem ich przekonać, że grzech jest rzeczą piękną,
że warto żyć w grzechu, że grzech pierworodny był grzechem ciekawości i to
dzięki ciekawości człowiek stał się istotą próbującą zrozumieć otaczający
go świat; za stawianie dociekliwych pytań zostaliśmy wygnani z raju, i dzięki
stawianiu dociekliwych pytań dowiedzieliśmy się, że raju nigdy nie było.
Chyba przesadziłem, bo na niektórych twarzach pojawił się
pozbawiony wszelkich wątpliwości niepokój.
Jeśli nie chcecie grzeszyć inteligencją, to czym chcecie
grzeszyć — zapytałem, a stłumiony chichot poinformował mnie o zdecydowanej
orientacji na inne formy grzechu. Próbowałem apelować do ich dumy, mówiąc,
żeby nie grzeszyli byle czym, żeby raczej grzeszyli inteligencją. Zainteresowanie
grzechem najwyraźniej opadło i część uczniów zajęła się czytaniem i pisaniem smsów. Ostatecznie uwolnił nas od siebie dzwonek i kolejna lekcja
wychowawcza był za nami.
W dzień później dyrektor zatrzymał mnie i zapytał czy
to prawda, że namawiałem uczniów do grzeszenia. Przyznałem mu, że namawiałem
ich do grzeszenia inteligencją. Dyrektor kiwnął ze zrozumieniem głową i zwrócił
mi uwagą, że trzeba uważać, bo młodzież może czasem coś źle zrozumieć.
Zgodziłem się z nim i zapewniłem, że będę uważał, ale po lekcji poprosiłem
Kasię, żeby została na chwilę w klasie?
Najwyraźniej domyśliła
się o co chodzi, bo kiedy zostaliśmy
sami natychmiast przeszła do obrony — No co — powiedziała — ja tylko
pytałam tatę czy grzech pierworodny kojarzy mu się z seksem, czy z ciekawością, a on pytał skąd mi się wzięły te pytania.
— Kasiu — powiedziałem z wyrzutem — twój ojciec to mój
dyrektor.
— A pana dyrektor to mój ojciec — odpowiedziała
rezolutnie — jesteśmy w tej samej sytuacji.
— O co ci chodzi?
— Lepiej niech pan nie pyta — odpowiedziała i domyśliłem
się, że z tym zadawaniem pytań to wcale nie będzie łatwo.
— Ale ja przecież na pana nie naskarżyłam — powiedziała
Kasia, kiedy wyszliśmy na korytarz i zamykałem drzwi klasy. Chciałem unieść
wzrok do nieba, ale po drodze moje oczy natrafiły na ogromny plakat z Janem Pawłem
II i podpisem „Nie lękajcie się". W kieszeni miałem wspaniały pisak z czerwonym tuszem, ale tylko w marzeniach dopisałem: „I pozbądźcie się
nerwic".
« Na wesoło (Publikacja: 21-02-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8764 |