|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Czy uwierzysz w Boga po obejrzeniu "Życia Pi"? Autor tekstu: Julian Jeliński
Ang Lee został uznany najlepszym reżyserem mijającego
roku przez Akademię Filmową. Ów tytuł uzyskał za film Życie Pi, na podstawie powieści Yanna Martela pod tym samym tytułem, o niesamowitej historii indyjskiego chłopca imieniem Piscine (w skrócie Pi).
Na początku filmu pada stwierdzenie, że jego historia sprawi, że uwierzy się w Boga. Potraktujmy więc to zapewnienie na poważnie i zastanówmy się, czy
faktycznie niesamowite losy Pi mają tak niezwykłą moc. Na początku chciałbym zaznaczyć,
że „poważnie" potraktuję historię przedstawioną w filmie, nie zaś w książkowym oryginale, który nie wywołał we mnie tej przemożnej chęci
przelania mych myśli na „papier".
By móc odpowiedzieć na
pytanie, czy historia Pi Patela przywraca wiarę w Boga musimy dokładnie się
jej przyjrzeć. Piscina poznajemy jako dorosłego człowieka mieszkającego w Montrealu, ale jego opowieść przenosi nas w przeszłość. Tam poznajemy młodego
chłopca mieszkającego w Indiach, którego ojciec jest właścicielem zoo.
Towarzyszymy mu, gdy zapoznaje się trzema z wielkimi religiami (hinduizmem,
katolicyzmem i islamem) i zostaje praktykującym wyznawcą każdej z nich, mimo
iż jego ojciec jest racjonalistą, a jego brat się z niego naśmiewa. Gdy Pi
jest już nastolatkiem jego rodzina ze względów ekonomicznych decyduje się
przenieść do Kanady i sprzedać zwierzęta z zoo (których większość również
ma trafić do Kanady). Podczas wspólnej ze zwierzętami podróży dużym
statkiem handlowym dochodzi do wypadku i statek tonie. Jedynie Pi przeżywa i trafia do szalupy, którą musi (początkowo) dzielić z hieną, orangutanem,
zebrą oraz tygrysem bengalskim (który nazywa się Richard Parker). Szybko
jednak zostaje już sam z Richardem Parkerem (hiena zabija zebrę i orangutana
po czym sama zostaje zabita przez tygrysa) i ta para spędza ponad 200 dni
dryfując po Oceanie Spokojnym zanim udaje im się dobić do brzegów Meksyku. W międzyczasie docierają do pływającej wyspy zamieszkałej tylko przez
surykatki i przeżywają wiele niesamowitych przygód. Dziś Pisince Patel żyje w Montrealu z żoną, dziećmi i kotem. Tak, w ogromnym skrócie, wygląda szczęśliwa
historia Pi, która ma sprawić, że uwierzymy w Boga.
Co
zatem w tej historii (i
tym, jak została zobrazowana przez Anga Lee) ma sprawić, by oglądający
uwierzył w Boga? Zacznijmy od obrazów: w filmie Anga Lee strona wizualna
potrafi oczarować. Trudno pozostać obojętnym wobec piękna nieba, oceanu,
gracji zwierząt morskich. Trudno nie podziwiać dzikości tygrysa jednocześnie
odczuwając trwogę z tego samego powodu. Czy owo piękno, majestatyczność i siła natury mają skłonić widza do poczucia, że ponad naturą jest coś więcej?
Pi twierdzi, że tak. Nawet gdy czuł, że Bóg go opuścił on obserwował go,
gdy stracił już wiarę, Bóg go obserwował, a gdy już nie było nadziei, że
ocaleje Bóg (poprzez naturę) przyniósł mu odpoczynek, przywrócił mu
nadzieję i dał mu znak, by kontynuować swą podróż do brzegu.
Jednak sama natura wydaje się
być niewystarczającym argumentem, by przekonać widza o istnieniu Boga. Jej piękno,
siła, której nikt nie jest w stanie się oprzeć skłaniać mogą go raczej ku
jakiejś formy panteizmu. Nie mogło o to chodzić Piscinowi. Decydująca o konwersji powinna być opowieść — powinny być jego losy. Wróćmy więc do
nich.
Czy fakt, iż jedynie Pi przeżył
katastrofę na morzu, dodatkowo dopłynął jakimś „cudem" do brzegu
Meksyku zmagając się z tygrysem bengalskim przez ponad 200 dni nie jest
wystarczający? Czy to nie Bóg stał za jego ocaleniem? Przyjmijmy na chwilę,
że tak i zobaczmy jakie wnioski trzeba z tego wyciągnąć: skoro Bóg stał za
jego ocaleniem, to jednocześnie musiał stać za śmiercią wszystkich innych
ludzi na tym statku (oraz wszystkich zwierząt). Czyli Bóg zabił tych
wszystkich ludzi ocalając jednego Hindusa z dość zabawnym akcentem byśmy
uwierzyli? Przyznaję, że nie czuję się przekonany.
Może funkcjonuje tu inna
logika? Może powinniśmy zwrócić uwagę na to, KOGO zabił Bóg, jeżeli mamy
uwierzyć w niego? Na statku znajdowali się w ogromnej większości Japończycy,
zły, francuski kucharz, cała rodzina Patel oraz zwierzęta. Japończycy to w większości wyznawcy buddyzmu i szintoizmu, zły kucharz był zły, ojciec
Piscina oraz jego brat byli racjonalistami, a matka hinduską. TYLKO Pi wyznawał i praktykował 3 religie naraz. Może tu tkwi odpowiedź — Bóg (a może
Bogowie), w którego mamy uwierzyć, ocalił tylko Pi, ponieważ tylko on wierzył w odpowiednią ilość religii! A ukarał niewiernych: racjonalistów,
„tylko" hinduskę (bo nie wierzyła w Jezusa), wyznawców szintoizmu i buddyzmu oraz (zakładamy że) bezbożnego kucharza, który złe mięsa jadał i serwował innym (niezgodnie z hinduizmem i islamem). Teraz ta historia wreszcie
zaczyna mieć coraz większy sens. Kombinacja hinduizmu, islamu i katolicyzmu to
jedyna prawdziwa religia i historia Pi jest potwierdzeniem prawdziwości
istnienia Boga (Bogów) i tej, specyficznej kombinacji teologicznej. Wniosek z tego dość oczywisty — uwierz, bo zginiesz w katastrofie morskiej! Nie tylko
jednak „uwierz" — zacznij być praktykującym wyznawcą hinduizmu,
katolicyzmu i islamu. Inaczej marnie skończysz.
Pomimo tych druzgocących
argumentów na rzecz wiary w Boga (lub chociażby w Naturę, jeżeli jesteś
przesadnie sceptyczny i nie przekonało Cię, co Bóg robi z niewiernymi), Życie
Pi podważa je wszystkie na koniec filmu. Gdy widzowie są już przekonani i prawdopodobnie szykują się na chrzest, odmówienie szahady oraz przyjęcie
hinduizmu, to główny bohater zdradza się w rozmowie z pisarzem (Yannem
Martelem), który planuje napisać książkę o jego niezwykłej historii.
A wszystko zaczyna się od tego,
iż Pi przyznaje, że trudno uwierzyć w jego opowieść. Opowieść o tygrysie,
orangutanie, zebrze, hienie, o pływającej wyspie wypełnionej po brzegi
surykatkami, która w nocy okazywała się mięsożerna, a surykatki nocowały
na drzewach by się przed nią obronić. Wszystko to wydaje się tak
nieprawdopodobne. Tak też uznały wysłane przez właścicieli japońskiego
frachtowca osoby badające przyczyny katastrofy, gdy jeszcze w szpitalu dopytywały
Piscina, o wydarzenia związane z zatonięciem statku. W związku z tym, że mu
nie uwierzyli, opowiedział im inną historię, bez zwierząt, bez nieodkrytych
do tej pory wysp zamieszkałych przez surykatki. W tej drugiej, znacznie
mroczniejszej wersji miejsce orangutana zajęła matka Pi, zebry jeden z członków
obsługi statku, hieny „zły" kucharz, a tygrysa sam Pi. Cudowna historia
przeistoczyła się w relację o traumatycznych przeżyciach, o kanibalizmie i zabijaniu ludzi. O tym, jak młody chłopiec widział śmierć swojej własnej
matki, a następnie jak wymierzył sprawiedliwość jej zabójcy. Nie było w niej miejsca na piękno natury, bezkres oceanu, czy skoki wielorybów.
Gdy pisarz zaczął dopytywać
Piscina, która wersja jest prawdziwa, bohater udzielił mu takiej odpowiedzi.
Zaczął od pytania: „W obu opowieściach tonie statek, choć nie wiemy
dlaczego. Ginie moja rodzina i tylko ja przeżywam. Którą z tych opowieści
wolisz?" Yann Martel odpowiada, że woli tę z tygrysem, że ta opowieść
jest lepsza. Pi dziękuje i puentuje: „I tak samo jest z Bogiem…" I na
jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.
Tak samo jest z Bogiem, czyli
jak? Otóż nie ma możliwości dowiedzenia prawdziwości jego istnienia, opowieści o nim pełne są nieprawdopodobnych wydarzeń, magicznych miejsc i postaci oraz
wybiera się go, gdyż wydaje się on komuś „lepszą opowieścią". Niezależnie
od faktów, niezależnie od możliwości istnienia małych, pływających, mięsożernych
wysp wypełnionych surykatkami (lub gadających węży, latających koni kursujących
na trasie Mekka — Jerozolima czy innych cudownych elementów). Albo po prostu
gdyż zbyt trudno zmierzyć się z rzeczywistością, szczególnie, gdy jej częścią
jest zamordowanie innego człowieka.
Jaki stąd wypływa wniosek? Otóż
taki, że Życie Pi w pewnym sensie
spełnia swoją obietnicę i przekonuje do wiary w Boga. Przekonuje wszystkich
tych, którzy w niego już chcą wierzyć, którzy wolą tę fantastyczną
opowieść, bo im się bardziej podoba. Jedynie ta końcowa wypowiedź Pi Patela
burzy samozadowolenie przekonanych. Trudno im bowiem nie zauważyć po niej, iż
uwierzyli nie ze względu na dowody i argumenty, tylko ponieważ im wygodniej.
P.S. Wszystkim, którzy zechcą
dowodzić, iż spłyciłem sens
filmu i symboliczny wymiar każdego obrazu natury polecam obejrzeć całą
kolekcję filmów Davida Attenborough. Tam odnajdziecie prawdziwe piękno natury
bez efektów specjalnych i cyfrowo stworzonych zwierząt oraz zbędnego gadania o tym, jak ktoś obserwuje nas i reaguje w odpowiednich momentach.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 08-03-2013 )
Julian Jeliński Absolwent filozofii i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Współpracuje m.in. z Instytutem Studiów Nad Islamem we Wrocławiu. Interesuje się zagadnieniami filozofii społeczno-politycznej, tożsamości Afroamerykanów, wielokulturowości w amerykańskiej filozofii politycznej, filozofii Cornela Westa oraz kwestią społecznego wymiaru religii na świecie. Tłumacz artykułów Sama Harrisa. Liczba tekstów na portalu: 18 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 32 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: O przygodach Jezusa i Mo | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8807 |
|