|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Orban w Warszawie Autor tekstu: Kamil Kłosiński
Premier Węgier Victor Orban przy okazji spotkania Grupy Wyszehradzkiej
wygłosił na Uniwersytecie Warszawskim odczyt, którego główne punkty
doskonale wpisują się w polską tradycję i stanowią egzemplifikację przysłowia
„Polak, Węgier, dwa bratanki". Słuchając i czytając wzniosłe tezy
Orbana (jak sądzę, mogą niedługo zastąpić słynne „tezy o Feuerbachu"
Marksa i stać się takim samym credo europejskiej
prawicy jak niegdyś niemiecki filozof był dla wszechświatowego proletariatu)
nie można nie odnieść wrażenia, że premier powiedział to, co chcieli usłyszeć
Polacy. Prawdziwi Polacy. Mówił Orban o wielu rzeczach, pouczając polskich polityków, którym
prawdziwie leży na sercu dobro Ojczyzny, że musimy tworzyć swoją własną politykę, niezależną od Brukseli, nie oglądając
się na Unię Europejską, że w życiu
należy kierować się wartościami chrześcijańskimi i odwoływać do Boga,
bo oczywiście bez Boga nie można być
uczciwym i dobrym człowiekiem, zaś reprezentującej Prawdziwych Polaków
partii politycznej radził, by przede
wszystkim tworzyć własne media, bo obecne są liberalne, a więc ex definitione złe, gdyż bez
własnych mediów nie można wygrać żadnych wyborów. Podczas słuchania
tego wystąpienia na twarzach części audytorium malował się zachwyt, na
niektórych
zaś nie do końca.
Nie jest nowością odwoływanie się do Orbana części środowisk
politycznych w naszym kraju, które wskazują go jako niekwestionowany autorytet w dziedzinie polityki i moralności, co w pewien sposób kojarzy mi się z zachwytem nad towarzyszami radzieckimi wyrażanym w krajach zmierzających do
socjalizmu. Ale powracając do tez Orbana (roboczo nazwałem je „tezą o religii", „tezą o polityce" oraz „tezą o mediach"), to wszystkie one
znajdują tak wielkie odbicie w polskiej tradycji, tak wspaniale padają na
polski grunt, że trzeba się odnieść do każdej z nich z osobna.
Teza o religii
Dla racjonalisty na pierwszy plan wybija się oczywiście „teza o religii", zgodnie z którą tylko chrześcijanin może być dobrym człowiekiem,
wszyscy inni są źli i nieuczciwi (i to w sposób oczywisty), a ponadto nie istnieją żadne wartości uniwersalne niepochodzące od chrześcijańskiego
Boga, co jasno wynika ze słów: Liberalne kraje Unii
Europejskiej twierdzą, że istnieją bliżej nieokreślone wartości
uniwersalne. Ale to droga donikąd. Życie musi opierać się na Bogu, narodzie i rodzinie. To się
wydaje dla każdego chrześcijanina oczywiste, ale już dalszy wywód, łączący
się z „tezą o polityce" oraz „tezą o mediach", może być co najmniej
dyskusyjny. Mówi bowiem Orban w odpowiedzi na pytanie posła PiS Przemysława
Wiplera „Co robić, by wygrać wybory?" [ 1 ],
że w stworzonych na własny użytek mediach (rozwinę to w "tezie o mediach") nie można epatować Bogiem, bo ciągłe
odnoszenie się do chrześcijaństwa nie pozwoli na zdobycie większości wyborców.
Dla chrześcijanina, polskiego katolika, takie postawienie sprawy winno być co
najmniej szokujące — bo jak tu nie mówić o jedynej podstawie dobra i moralności
oraz jedynym środku do zwalczenia toczącej kraj zgnilizny i relatywizmu, czyli o Bogu, Jezusie czy jak inaczej nazwać ów wszechogarniający Absolut?
Zastanawia także, czemu ciągłe
odnoszenie się do chrześcijaństwa nie pozwoli na zdobycie większości wyborców,
skoro nasz Priwislinskij
kraj w 90% zamieszkują katolicy (co bardzo często
przywołuje się jako podstawę dla decyzji politycznych dla katolicyzmu
korzystnych)? Przecież podstawowym nakazem chrześcijanina jest głoszenie
Ewangelii, nic ponad religię w jego życiu nie ma i nie powinno być, więc
czemu niby mówienie o tym, co dla Polaka-katolika jest najważniejsze, miałoby
dawać efekt inny niż totalne zwycięstwo wyborcze w postaci właśnie 90% głosów
(trudno sobie bowiem wyobrazić, by katolicy nie głosowali na partię, która
rdzeniem swego programu i przekazu czyni katolicyzm)? Fakt bezgranicznej pogardy
wobec innowierców oraz osób areligijnych wynikający z takiej postawy nie
dziwi w kontekście uznania ich za bezwarunkowo złych i skorumpowanych, gdyż
osobom takim nie należy się szacunek, nie mówiąc już nawet o tolerancji -
zła nie powinno się tolerować. W Polsce takie postawy są nadal dominujące,
więc premier Orban doskonale trafia do serc i dusz (czy umysłów, to zdania
pewnie będą podzielone) Polaków, zwłaszcza tych Prawdziwych Polaków-Katolików.
Teza o polityce
„Teza o polityce" jest wyrazem tego, co dla Polaków jest szczególnie
cenne — głoszenia wszem i wobec, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz", że „nigdy z królami nie będziem w aliansach", bośmy słudzy
Maryi na Chrystusa ordynansach. [ 2 ]
Masońsko-żydowska Bruksela jawi się Prawdziwym Polakom kolejnym mocarstwem
zaborczym, które ośmiela się mówić nam, co mamy (czasem) robić. Słusznie
mówi Orban, wychodząc od klasyków myśli państwowej, że naczelną zasadą
państwa narodowego jest suwerenność pojmowana w sposób absolutny — nie można
mówić o państwie suwerennym, które musi czasem słuchać kogoś innego lub
ma zobowiązania wobec kogokolwiek. Orban wiele zrobił, by przywrócić Węgrom
ich suwerenność, wychodząc z założenia, że dużo lepsza nędza własna niż
chleb cudzy, nie oglądając się na zobowiązania międzynarodowe oraz wewnątrzunijne.
Idea suwerenności jest bowiem nadrzędną i w drodze do niej nie liczą się żadne
koszty, zaś cel uświęca środki. Co z tą suwerennością absolutną robić,
to zastanowimy się, gdy już ją będziemy mieli. Polakom takie myślenie jest
szczególnie bliskie — choćby piekło, byle polskie, byle nasze. O fakcie, że
suwerenność absolutną da się osiągnąć jedynie na wyspie, gdzie jest jeden
mieszkaniec i nie zachodzą żadne relacje z innymi podmiotami, jakoś się
zapomina, ale to nieważne. Byle do tej suwerenności, potem
zobaczymy. Precz więc z Niemcami, Rosjanami i eurourzędasami, my tu mamy swój
kraj i sami się rządzimy. Że głupio, że straszno — nie wasza sprawa, ale
nasza. My wiemy lepiej, czego chcemy. Sami zdecydujemy, co z naszą suwerennością,
pełną niezależnością, wolnością od wszystkiego i od wszystkich zrobimy i nic wam do tego. Zwłaszcza jeżeli nasz katolicki kraj ma być podporządkowany
lewacko-masońsko-żydowskim kołom eurokratów. Co to, to nie. Może i ta Unia
daje nam miliardy euro na rozbudowę kraju, może doprowadziliśmy dzięki niej
nasze prawo do jakiego takiego porządku, to dobrze, niech jeszcze więcej nam
dadzą tych euro i bardziej nam we wszystkim pomagają, to się nam w końcu
należy, ale nie będą nam mówić, co mamy robić ani obcych kulturowo wzorców
narzucać. Nam tu jakieś tolerancje, otwartość, równość niepotrzebne. W zasadzie się w tej Brukseli powinni cieszyć, że ich jeszcze tolerujemy w zamian za te pieniądze, których oczywiście nie potrzebujemy. Jest więc
„teza o polityce" wezwaniem do zrzucenia zwierzchności podłej,
zdemoralizowanej i zgniłej Unii Europejskiej przy jednoczesnym, a w Polsce
szczególnie silnym, wymuszaniu szantażem i groźbami kolejnych transz haraczu.
Jednocześnie wyraża on przekonanie, że prawdziwą politykę robi się wyłącznie
samodzielnie, gdyż każde wejście w sojusze i porozumienia suwerenność państwa
ogranicza. Jest więc to powrotem do filozofii i tradycji polityki wieku XIX,
gdzie dominował pozytywizm austinowski z jego teorią prawa jako rozkazu oraz
wyłączenia władzy spod własnego prawa (gdyż suweren nie może być w żaden
sposób ograniczony). Polska ma wieloletnie, również całkiem niedawne,
tradycje takiego podejścia do prawa i władzy.
Teza o mediach
Smaczek w postaci „tezy o mediach" zostawiam na koniec, bo w doskonały
sposób ukazuje cały sens polityki, jaką Orban uważa za słuszną i konieczną.
Otóż sensem polityki jest sprawowanie władzy i pozostawanie poza kontrolą
innej władzy. Tylko taka polityka może spełniać wymóg suwerenności. Aby to
osiągnąć, mówi premier Węgier, trzeba mieć własne media, gdyż istniejące
są liberalne i wolne, a więc nie zawsze mówią to, co powinny, za to często
mówią to, co chcą. Powinny zaś pełnić rolę transmisji
partii do mas, jak to się drzewniej w Polsce mawiało. Oczywiście Orban, będąc
politykiem zręcznym wie, że w społeczeństwie informacyjnym media są
newralgicznym punktem i że ich kontrola ułatwia kontrolę obywateli. Wie też,
że on sam lepiej wie, co obywatele powinni oglądać w telewizji oraz czytać w prasie oraz że trzeba ich chronić przed wszelkimi szkodliwymi poglądami, które
mogą negatywnie wpłynąć na podstawy życia, czyli Boga, naród i rodzinę.
Zbierając to wszystko razem wskazał pewnej polskiej partii politycznej drogę,
że kluczem do władzy są media. Oczywiście nie liberalne media [ 3 ],
które mają niebezpieczne roszczenia, by być mediami wolnymi, lecz własne, które
będą przekazywały właściwe oraz pożyteczne informacje i postawy. W tym
kontekście, co już zauważyłem przy analizie „tezy o religii", zaskakuje
stwierdzenie, że nie należy mówić za dużo o chrześcijaństwie. Ja myślę,
że należy, i to jak najwięcej. Jak inaczej bowiem dokonać rewolucji moralnej w społeczeństwie, by w końcu mogło ono dorównać swojej władzy, by było
jej godne? Jak się wydaje, w Polsce powinniśmy dążyć do tego, by wszystkie
media powinny być chrześcijańskie, w końcu i tak oglądają, słuchają i czytają je tylko katolicy, zaś ludzie źli i podli, którzy żyją bez Boga
(naszego Boga), prędzej czy później będą musieli się nawrócić albo
wyjechać. W ten sposób pozbędziemy się plugastwa z naszych granic i będziemy
mieli w końcu szanse na zbudowanie dużo lepszej Polski, lepszej Ojczyzny, która
zasłuży na miano IV Rzeczpospolitej.
Wydaje się, że Victor Orban w kompletny sposób wyłożył credo europejskiej prawicy chrześcijańskiej, do
której stara się równać także jej polski odpowiednik. Tylko trzy tezy, a mają w sobie treść setek traktatów politycznych i filozoficznych. Apeluję
zatem do środowisk Prawdziwych Polaków, by podjęły wszelki trud związany z wprowadzeniem ich w życie, by podjęły wielkie dzieło uzdrowienia (już po
raz drugi w ostatniej dekadzie) Polski i by w tej walce nie przebierały w środkach,
które uświęci chwalebny cel. Pamiętajmy również, że — parafrazując -
walka o nową Polskę zaostrza się wraz ze zbliżeniem do jej realizacji, więc
nie wolno patrzeć bezkrytycznie również na tych, którzy obecnie stoją w naszych szeregach. I niech nam wszystkim świeci przykładem Wódz rewolucji
moralnej Przewodniczący Orban, którego kraj kończy już długą, wyczerpującą
drogę ku nowej Republice. Weźmy przykład z niego, gdy nie ugiął się przed
krytyką i żądaniami całej Europy oraz bandyckimi instytucjami finansowymi,
gdy pluł w twarz swoim wrogom i prześladowcom, którzy za wszelką cenę
chcieli zatrzymać jego bohaterski marsz ku światłej przyszłości. Da Bóg, i Polska kiedyś rozpocznie ten forsowny marsz, a wtedy wreszcie zapanuje prawo i sprawiedliwość. Czego sobie, Państwu, oraz przede wszystkim Polsce życzę.
Przypisy: [ 1 ] Przypomina mi się w tym miejscu człowiek, który pyta Jezusa :
„Nauczycielu, co mam robić, abym miał żywot wieczny?" [ 2 ] Cały tekst Pieśni Konfederatów Barskich z Księdza
Marka, a szczególnie zwrotka ostatnia, pasuje jak ulał na nowy hymn
polskiej prawicy, której blisko jest do barskich konfederatów. [ 3 ] Podejrzewam, że nazwą „liberalne" określa się wszystkie media, które
nie popierają w całości wizji Orbana, choć mogę się mylić. « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 11-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8816 |
|