Ostatnio
miałem szczęście być świadkiem, a nawet uczestnikiem licznych nieporozumień i „niezrozumień" popełnianych wokół kwestii ateizmu i antyklerykalizmu. Zacznijmy od „tych prawdziwych" ateistów i antyklerykałów, bowiem argument wyznaczania prawdziwości postaw pojawiał się u niektórych polemistów. Oczywiście każdy człowiek, który nie uznaje bogów i bogiń za byty istniejące realnie, jest jak najbardziej prawdziwym ateistą.
Każdego zaś przeciwnika tego, czy innego kleru można nazwać antyklerykałem.
Nie każdy ateista musi być antyklerykałem, choćby dlatego, że i wśród
kleru dowolnej religii zdarzali się i zdarzają ateiści. Nie każdy
antyklerykał jest z kolei ateistą — wielu antyklerykałów wierzy w swoje
religie mocniej nawet niż wierzący księża i nie wszyscy są antyklerykałami z chęci liberalizacji swoich religii. Terlikowski też bywa antyklerykałem,
gdy krytykuje swój kler za to, że jest zbyt mało opresyjny i dogmatyczny.
Ateista
ma zatem do wyboru całą plejadę zachowań i postaw. Czy sensowna jest
postawa, w której ateista ukrywa swój ateizm i nakazuje to innym ateistom, nie
szczędząc im krytyki? To oczywiście zależy od kontekstu. Gdy stoi przed nami
oddział milicji religijnej Talibów, taka postawa może być sensowna. Gdy
jednak żyjemy w państwie europejskim XXI wieku a w mediach, oraz w całej
przestrzeni publicznej niemal nie widać ateistów, panuje natomiast moda na ukłony
wobec „jedynie słusznej religii", otwarty i jawny ateizm jest
potrzebny, racjonalny i jak najbardziej pożądany od strony etycznej. Wielu
nauczycieli, rodziców, wiele autorytetów moralnych i naukowych dba w naszym państwie o to, aby zachwalać radości płynące z wiary religijnej. Wielu młodych ludzi
nie ma okazji, aby zetknąć się z kontrargumentami wobec tych nabożnych
postaw. Nie wszyscy młodzi ludzie są na tyle indywidualistami i buntownikami,
aby przeciwstawić się opinii całkowicie dominującej w otoczeniu. Tymczasem dążenie
do prawdy o rzeczywistości jest wartością etyczną, z której nie należy
rezygnować z uwagi na lęk, czy mylnie rozumianą „polityczną poprawność".
Ateiści
domagający się milczącego ateizmu ulegają często fałszywemu przekonaniu, iż
krytyka czyichś poglądów jest atakiem na daną osobę. To nieprawda. Krytyka
czyichś poglądów to tylko i wyłącznie krytyka czyichś poglądów.
Ukazywanie publicznie wątpliwości wobec rzekomej (i również propagowanej
publicznie) prawdziwości tej czy innej wiary nie jest wymierzone w żadnych
ludzi, nie jest aktem nienawiści. Akt nienawiści pojawia się wtedy, gdy
osoba, której pogląd jest krytykowany, czuje, że nie jest w stanie go obronić,
próbuje zatem siłą zamknąć usta swojemu rozmówcy. Gdyby ta osoba nie chciała
tego nie nadającego się do obrony poglądu narzucać innym poprzez politykę i prawodawstwo, owa próba zamknięcia ust byłaby tylko aktem głupoty i braku
kultury. Gdy jednak zamykanie ust odbywa się w majestacie prawa (ustawa o ochronie uczuć religijnych), gdy jest dokonywane przez wielu polityków
(przywileje dla zamykających usta), gdy jest przestrzegane przez media
(przychylność wobec wartości chrześcijańskich w mediach publicznych i niemal całkowita absencja w nich przedstawicieli myśli ateistycznej), mamy
wtedy do czynienia ze zjawiskiem groźnym i wysoce nieetycznym. Uważam, że w tej sytuacji ateista narzucający innym ateistom milczenie w przestrzeni
publicznej zachowuje się nieodpowiedzialnie. Chodzi przecież tylko i wyłącznie o wymianę poglądów. To, że powiemy publicznie, iż, na przykład, uważamy iż
kolejnictwo powinno być rozwijane kosztem motoryzacji, nie oznacza, iż
nienawidzimy osób posiadających samochody, że uważamy je za głupców etc.
To, że miłośnik samochodów odpowie nam, iż uważa, że samochody dają człowiekowi
wolność większą niż transport publiczny, a ich silniki są coraz bardziej
wydajne i mniej szkodliwe, nie oznacza, że on nas z kolei atakuje, że
nas nienawidzi, poniża, uważa za głupców etc. Toczy się po prostu dyskusja.
Na wiele zjawisk w życiu można znaleźć wiele opinii które nie są
niedorzeczne, które pozwalają na rozmaitość punktów widzenia. Nie oznacza
to jednakże z trzeciej strony, iż prawda zawsze leży po środku. Są opinie
przemyślane i trafne, są też opinie zupełnie nieprzemyślane i warte
porzucenia. Wszyscy jesteśmy ludźmi i jestem przekonany, że zdecydowana większość z nas broniła choć raz w życiu głupiego poglądu. Jeśli umieliśmy wyrzec
się go bez złości, dziękując nawet zwycięskiemu polemiście, to świadczy
to wspaniale o naszej dojrzałości i moralności. Jeśli jednak wiązaliśmy ów
pogląd ze sobą, niczym niezbywalną część naszego jestestwa, to zapewne
broniliśmy go do upadłego, obrażając niesłusznie mądrzejszych od nas w tym
względzie ludzi. Nie jest zatem racjonalne, humanistyczne, ani pozytywne
etycznie otaczanie kloszem osób, których poglądy zrosły się nierozerwalnie z resztą ciała. Tym bardziej nie jest moralne ukrywanie przed wszystkimi poglądów
mających solidne zakorzenienie w faktach z uwagi na dziecinnych i nieuczciwych
uczestników debaty publicznej. Uważam,
że pomiędzy rzeczywistością wyrastającą z badań naukowych i nieuwarunkowanego dogmatami myślenia, a rzeczywistością wyrastającą z przywiązania do Biblii, Koranu, czy Ramajany nie ma prawdy, która leżałaby
po środku. Należę jednocześnie do dość nielicznej grupy obywateli naszego
kraju, która może i ma szansę powiedzieć to publicznie. Czy w tej sytuacji lękliwe,
lub „strategiczne" milczenie jest etyczne? Nie każdy młody człowiek
będzie miał siłę, aby do wszystkiego dojść samemu, a nawet jeśli dojdzie,
to w społeczeństwie dewotów i udających dewotów ateistów będzie wolał
grać tę samą rolę, co wszyscy wokół. I przez wiele dziesięcioleci, może
nawet stuleci zmiany w stronę racjonalnego i w pełni humanistycznego społeczeństwa
będą zatrzymane, lub drastycznie spowolnione, jeśli nawet nie cofnięte...
Główna
strategia, która miałaby się kryć za postulowanym przez niektóre osoby
nakazem autocenzury ateistów, to współpraca z wierzącymi antyklerykałami,
lub też dochodzenie do społeczeństwa złożonego z zamkniętych i koegzystujących
kast religijnych. W obrębie takiej kasty jednostka byłaby stłamszona
religijnym prawem swojej wspólnoty. Pojawiłoby się więcej szkół
religijnych, dla każdej kasty odrębne, zaś młoda osoba miałaby jeszcze
mniejsze szanse niż teraz na wyrwanie się z religijnego nacisku swojego
otoczenia. Małżeństwa z osobami nienależącymi do danej religijnej kasty byłyby
znacznie bardziej utrudnione niż teraz. Pojawiałyby się naciski, aby lżej
traktować zabójstwa „honorowe" z uwagi na takie
„mezalianse". Pojawiałyby się u nas, bo wiemy, że w niektórych państwach
UE mają już one miejsce. Uważam, iż mam pełne prawo uznawać, iż taka
wizja na przyszłość nie jest zbyt zachęcająca...
Jeśli
chodzi o współpracę z wierzącymi antyklerykałami, sprawa wydaje się prosta i logiczna. Podobnie jak niewierzący antyklerykałowie występują oni przeciw
klerowi, a jest ich bardzo dużo. Czemu więc nie zjednoczyć się i nie
autocenzurować dla ich wygody własnego ateizmu nawet na własnych portalach i być może w domach, w snach i gdzie tam jeszcze...? Wydaje mi się, że to nie
takie proste. Po pierwsze z wielu antyklerykalnych wspólnot wierzących prędzej,
czy później wyłoni się nowy kler, niekiedy bardziej fanatyczny od tego
starego. Spójrzmy choćby na niektórych teleewangelistów amerykańskich… Po
drugie warto zwrócić uwagę na to, co, poza kwestiami finansowymi przyświeca
wielu wierzącym antyklerykałom. Czy jest to rzeczywiście chęć liberalizacji
życia społecznego? Czy będą bardziej niż kler z którym walczą szanować
ludzi o odmiennych światopoglądach? To ostatnie można bardzo łatwo sprawdzić,
nie ukrywając swojego ateizmu przed ewentualnymi sojusznikami ze środowiska
wierzących antyklerykałów...
Dalszą
część moich rozważań znajdziecie jak zwykle w kolejnej bezbożnej
pogadance:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.