|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Neutralna nauka [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Artykuł Piotra Bylicy „Nauka światopoglądowo neutralna?" (http://www.fronda.pl/a/nauka-swiatopogladowo-neutralna,27506.html),
poprzedzony lekturą wcześniejszego wykładu tego samego Autora (http://www.filozofia.pl/old/ff04/teksty/bylica.pdf),
trochę mną poruszył. Oba artykuły dzieli 9 lat i upływ czasu wyraźnie dał o sobie znać.
Spójrzmy
na początkowe zdania pierwszego, p.t. „Bóg luk a granice nauki", wygłoszonego
na III Filozoficznym Forum Młodych, w 2004 roku, w Lublinie:
W moim wystąpieniu spróbuję bronić dość silnej i ryzykownej tezy, że
współczesna nauka nie pozostawia żadnych luk ani w naszej wiedzy (nie mam
bynajmniej na myśli tego, że wszystkie problemy zostały już przez naukę
rozwiązane), ani w porządku świata, których wyjaśnienie wymagałoby odwołania
do jakiejś nadnaturalnej, transcendentnej sfery postulowanej przez religie
teistyczne.
Sytuacja
taka ma miejsce na przykład w tak istotnych dla światopoglądu teistycznego
kwestiach, jak pochodzenie wszechświata, życia i człowieka bądź natura świadomości.
Będę
argumentował, że obraz nauki, skłaniającej do ateizmu, jest wynikiem
podstawowego założenia wszelkich badań naukowych, jakim jest postulat
naturalizmu metodologicznego oraz roli, jaką pełni nauka we współczesnej
kulturze Zachodu.
Wzmocnijmy
wrażenie również trzema ostatnimi z tego samego referatu:
Obraz nauki, jaki promuje się we współczesnej kulturze Zachodu, to właśnie
nauka, która wszystko wie, lub będzie wiedziała, dla której nie ma granic.
Skoro naturalistyczna nauka wyjaśnia lub może wyjaśnić wszystko, w takim
razie cała rzeczywistość musi mieć charakter wyłącznie przyrodniczy. I ponieważ to nauka decyduje, co istnieje, a co nie, to z samych jej założeń
wynika, że nie istnieją luki ani w porządku przyrodniczym, ani w naszej
wiedzy, w których byłoby miejsce dla jakiegoś nadnaturalnego bóstwa działającego w materialnym świecie.
Ostatnie
zdanie jest może i kontrowersyjne, jeśli je wziąć literalnie, bo, moim
zdaniem, nauka nie decyduje, co istnieje, a czego nie ma, lecz odkrywa, co jest,
czasem potwierdza czyjś domysł lub mu zaprzecza. Potwierdziła np. istnienie
atomów, antypodów, ugięcie promieni świetlnych, możliwość uzyskania
energii atomowej i termojądrowej, czy prawdziwości twierdzenia Fermata, bo
przez pewien czas były to tylko domysły, zaprzeczyła natomiast możliwości
kwadratury koła, istnieniu psiogłowców, kosmicznego eteru, flogistonu i jeszcze paru innych tworów, które też były domysłami. Czasem nauka coś
wyjaśnia, np. przyczyny kulistości Ziemi, prawa dziedziczności, elektryczne
podłoże skurczy mięśni itd.
Sam
tytuł artykułu "Nauka światopoglądowo neutralna?, po części pytający,
po części oznajmujący, wywołuje pytanie, — co to jest światopogląd i dokładnie,
wobec czego, akurat nauka, ma być neutralna? Czy to oznacza, że można mieć
światopogląd nie dysponując żadną wiedzą? Chyba nie, bo ludzie najbardziej
oddaleni od naszej cywilizacji dysponują doświadczeniem życiowym i ważnymi
umiejętnościami, a to już jest zalążek wiedzy, stosowny do warunków ich życia.
Mieszkańcowi Amazonii do niczego natomiast nie przyda się znajomość praw
kinematyki, jeśli nie będzie umiał posługiwać się dmuchawką czy łukiem,
ani znajomość botaniki, jeśli w dżungli nie odróżni rośliny trującej od
jadalnej.
Na
postawione przez siebie pytanie Autor przezornie jednak nie odpowiada, w każdym
razie nie odpowiada jednoznacznie. No cóż, nie zachowałby wtedy światopoglądowej
neutralności.
Artykuł,
od którego zaczęła się dyskusja na forum, rozpoczyna wstęp, w którym
przedstawiony został obraz niemal idealnego uczonego, jaki, rzekomo, ma
powszechnie istnieć w głowach ludzi spoza nauki. Dobrze by to było, ale pewne
wyczyny uczonych, nie tylko współczesnych i nie tylko naszych, mocno ten obraz
zamazują, więc i ten opis jest trochę karykaturą, co zresztą Autor zauważa.
Na usprawiedliwienie uczonych zauważmy, że każdy z nich, wcześniej niż stał
się uczonym, miał już jakiś światopogląd, ponieważ nie posiada go tylko
nowonarodzone dziecko. Nabywa się go niemal od pierwszych dni po urodzeniu, ale
co się z tych rozlicznych i sprzecznych bajek, niedomówień i prawd szkolnych
oraz życiowych ukształtuje się w światopogląd, tego nikt nie wie. Trudno więc
od uczonego wymagać, aby najpierw wyczyścił swój umysł do stanu tabula
rasa, a dopiero potem, nic nie pamiętając i nie wiedząc, brał się za
badania.
Jeżeli
posłużyć się choćby najprostszą definicją światopoglądu, że jest to
„względnie stały zespół sądów (często wartościujących), przekonań i opinii na temat otaczającego świata czerpanych z rozmaitych dziedzin kultury,
głównie z nauki, sztuki, religii i filozofii", to widać, że jest to dziwne
pytanie. Nauka ma być neutralna światopoglądowo, ale nie stawia się takiego
wymagania religii, sztuce i filozofii. Jeden z korzeni drzewa światopoglądu ma
być neutralny w stosunku do swoich owoców, pozostałe nie muszą. Dlaczego?
O
jaką neutralność naprawdę chodzi, wyjaśnia następujący akapit:
To,
czy rzeczywiście twierdzenia nauki na temat badanego przez nią świata są
neutralne wobec religii, zależy jednak od odpowiedzi na następujące pytania:
1) Czy nauka rzeczywiście mówi coś o świecie? 2) Jak reguła naturalizmu
metodologicznego wpływa na treść teorii naukowych? 3) Jaką religię mamy na
myśli? 4) Czy istnieją granice dla naukowych wyjaśnień zdarzeń zachodzących w świecie?
Chodzi
więc o neutralność nauki wobec religii, obie są składowymi światopoglądu,
choć mam wątpliwości, dlaczego akurat takie pytania mają ujawnić neutralność
lub stronniczość nauki wobec religii? Już w pierwszym pytaniu, jak mi się
zdaje, zawarte jest założenie, że to religia mówi coś o świecie, zaś
nauka plecie jakieś bajki, które stwarzają tylko pozór wiedzy. Ale jest to
domysł, zapewne zbyt daleko idący, więc nie będę się upierał.
Z
moich życiowych doświadczeń wynika, że nauka, ściślej — uczeni bywają różni.
Nauka nie istnieje samodzielnie, ma tylko swoich reprezentantów, podobnie jak
religia, sztuka i filozofia, trzymając się tego podziału, nie wiadomo
dlaczego wykluczającego filozofię z grona nauk. Reprezentanci wszystkich tych
dziedzin są omylni, uparci, zawistni, ale też przewidujący, życzliwi i wielkoduszni. Bywa, że naukowiec jest religijny, bywa, że duchowny jest
uczonym.
Okazuje
się, że uczony może mieć wszystkie wady, być stronniczy wobec wszystkiego,
tylko nie wobec religii. Może pleść dowolne bzdury na dowolny temat, urągające
logice lub wiedzy takiego jak on sam uczonego, natomiast, co może wobec
religii, tego nie wiadomo. Tzn., wiadomo — może chwalić, podnosić pod
niebiosa jej zasługi, nawet wielbić poszczególne osoby, byle by nie powiedział
niczego dwuznacznego, krytycznego, niezgodnego z przyjętymi wierzeniami, a co
mogłoby podważyć wiarę maluczkich lub wprawić w zakłopotanie większych i wielkich.
Odpowiedzi
na te pytania są proste: 1) tak, wszystko, co wiemy o świecie, pochodzi od
nauki, 2) ruguje fałszywe, 3) wszystkie, 4) nie ma. Co ważne, ale i zrozumiałe,
takich odpowiedzi udzieli uczony dowolnej nacji i dowolnego wyznania,
przynajmniej tak mi się wydaje.
A
zastąpmy w dwu pytaniach słowo 'nauka' słowem 'religia', wtedy zestaw
przedstawiać się będzie tak: 1) Czy religia rzeczywiście mówi coś o świecie?
2) Jak reguła naturalizmu metodologicznego wpływa na treść teologii? 3) Jaką
religię mamy na myśli? 4) Czy istnieją granice dla naukowych wyjaśnień
zdarzeń zachodzących w świecie? Różnica pozornie niewielka. A jak będą
wyglądać odpowiedzi? Ano tak: 1) nie, 2) nijak, 3) wszystkie, prócz mojej 4)
są. Co równie ważne i równie zrozumiałe, takiej odpowiedzi udzieli teolog
dowolnego wyznania, przynajmniej tak mi się wydaje.
Z
innej strony patrząc, to naukowcy, przynajmniej obecnie, mają względnie łatwe
życie. Jeśli jakiś artysta próbuje wykazać się zbytnią stronniczością,
to od razu podnosi się krzyk o obrazie uczuć, zwłaszcza religijnych,
narodowych lub patriotycznych. Wskazania, że jego dzieło jest pozbawione walorów
estetycznych, artystycznych, choćby nawet tylko warsztatowych, należą do
rzadkości. Sądy nakładają na nich różne kary lub uchylają się od ich
wymierzania, w każdym jednak razie artystom przysparza to chwilowej popularności
ale i problemów życiowych. Takich zarzutów wobec uczonych, nawet genetyków,
nikt nie podnosi, mogą za to nasłuchać się o braku etyki, o przekraczaniu
nieprzekraczalnych granic, bawieniu się w Pana Boga lub jego zastępowaniu.
Jedynie zdenerwowani Włosi posadzili za kratki swoich wulkanologów i sejsmologów
za brak ostrzeżeń przed trzęsieniem ziemi, ale w końcu jest to wypadek
odosobniony.
Jeżeli
pytamy o kryterium wyznaczające granice stosowania naturalizmu
metodologicznego, to równie dobrze można zapytać każdą religię o analogiczne kryterium wyznaczające początek sfery nadnaturalnej, granice i sposoby jej działania. Tylko, że wyznaczenie takich granic oznacza jednocześnie
odebranie sobie prawa do wypowiadania się na temat tego wszystkiego, co bada
nauka, od początku istnienia Wszechświata aż po jego kres, powstania życia,
pochodzenia człowieka, pochodzenia moralności, wierzeń, całej kultury oraz
zamyka drogę przed wypowiadaniem się na temat tego, co przyniesie życie. Spełniając
ten warunek trzeba zrezygnować z wielu opowieści dotyczących czasów
zamierzchłych, co nie byłoby może takie straszne i jest do zrobienia, ale również z opowieści na tematy aktualne i paru dogmatów. Jest to zadanie niewykonalne
politycznie, bo co by wtedy zostało dla uczonych teologów? Zapewne nie doszłaby
do skutku żadna beatyfikacja i kanonizacja.
Gdyby
takie kryterium chciano sformułować, wtedy trzeba by przyznać rację
Williamowi Provine, który powiedział:
Nie
ma żadnych bogów, żadnych celowo działających sił. Żadnego życia po śmierci, — gdy umrę, to jestem zupełnie pewien, że będę absolutnie martwy! To będzie
mój koniec. Nie ma żadnej ostatecznej podstawy dla etyki, żadnego
ostatecznego sensu życia ani także ludzkiej wolnej woli., oraz
Stephenowi Gouldowi: Żaden interweniujący
duch nie spogląda z miłością na to, co dzieje się z przyrodą, (choć
Newtonowski Bóg mógł nastawić całą machinę na początku czasów i potem
puścić ją w bieg). Żadne witalne siły nie popychają ewolucyjnych zmian. I cokolwiek myślimy o Bogu, jego istnienie nie przejawia się w przyrodzie.
Te właśnie myśli przytoczył w swoim wcześniejszym wykładzie Autor obu
artykułów.
1 2 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 18-04-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8907 |
|