|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Ultrakonserwatyści czyli Korwin-Mikke i UPR-WiP-KNP [2] Autor tekstu: Piotr Napierała
Mikke
uważa, że duch lewicy to niemrawość, bezpieczeństwo
oraz samochody wyciągające 90 km/h, prawicy zaś — wyprawy kosmiczne i 900
km/h (s. 35). Zabawne, że wyprawy kosmiczne organizowały do niedawna jedynie
mało prawicowy ZSRR i zbyt mało wolnorynkowe na gust Mikkego, opętane przez
komunistycznych agentów USA...
Dzieci-kwiaty i pacyfizm to zdaniem Mikkego znak degrengolady i dekadencji, usprawiedliwienie
starości cywilizacyjnej (s. 37), a więc objaw śmierci cywilizacji, a może
jest to jedynie tryumf indywidualizmu nad religią i męczeństwem? Przecież w tym dekadenckim świecie jak się chce powalić Libię na kolana, to się to
robi, ciekawe czy Mikke zadaje sobie takie pytania, pewnie tak, ale się nimi
nie podzieli z otoczeniem… Energia Mikkego zapewne pochodzi z nienawiści do
urzędników i socjału, stąd nadspodziewana u człowieka w tym wieku żywotność i gadatliwość. JKM głosi potrzebę walki i ruchu w interesie, brakom takowych
przypisuje Europejski kryzys demograficzny (s. 39), hmmm — ja przypisuje ów
kryzys przewartościowaniu potrzeb posiadania dzieci i koniec dziecioróbczych
wsi. Dalej Mikke gani obrzucenie jajami ministra Wiatra jako brak szacunku do władzy.
Balansuje on bowiem miedzy konserwatywną doktryną szacunku nawet do lichej i niesympatycznej ideowo władzy, a chęcią „rozliczania" rządzących, w tym
drugim przypadku sam rzuca słownymi jajami. Ciekawiej pisze Mikke o wizycie
Michaela Jacksona, i o tym, co mógł by zrobić prez. Kwaśniewski, gdyby
nieobliczalny gwiazdor np. go opluł. Kolejnym przejawem dekadencji, według
Mikkego jest względna płytkość pisarzy politycznych z XXI wieku względem
tych z XIX wieku, tych zaś wobec np. starożytnych. Pisze np. o tym, że
Arystoteles sporządził wzór: monarchia-arystokracja-demokracja, na podobieństwo
kołowrotka ustrojowego, zaś Tocqueville zauważył tylko, że raz rozpoczęty
proces demokratyzacji nie daje się zatrzymać (s. 49). Na papierze czyta się
to dobrze, ale tak naprawdę obie stwierdzenia są dość niemądre. Tocqueville
powinien zobaczyć np. jak umierają szanse na demokracje w Japonii końca XIX
wieku, Rosji Putina i Chinach Denga, (równie dobrze można by powiedzieć to
samo o procesie autokratyzacji) zaś Arystoteles po prostu sprowadził dzieje do
kretyńskiego greckiego czasu cyklicznego i tyle. Są to raczej pomniki ludzkich
błędnych generalizacji niż wiedzy, co nie znaczy, że obaj autorzy nie mieli
lepszych pomysłów. Jednak to generalizacje najbardziej podobają się Mikkemu,
nic więc dziwnego że dzisiejsi nudni politolodzy dzielący włos na czworo
wydają mu się dekadenccy. Śmiała myśl, to jednak niekoniecznie myśl
trafna. Konserwatyści tęsknią do prostych starych przepisów, i jak się już
takiego uczepią — nie puszczają. Świat czynią sztucznie czarno-białym.
Liberałowie wiedzą za Montesquieu, że nie ma rozumienia świata w kategoriach
„wszystko-nic", a jedynie „więcej i mniej", o czym wspaniale pisał
Pierre Manent. Kolejny dowód na konserwatyzm JKM i jego rozlicznych ugrupowań.
Mikke
uważa, że ludzie nie wierząc w boga boją się wszystkiego (s. 53) i nie słuchają
poleceń przełożonych ani autorytetów (historia z pasażerem samolotu British
Airways, który odmówił wyłączenia komórki). Zabawne, że kojarzy to ze
starzeniem się Europy, choć sam jest wiekowy, i choć wiadomo, że
konserwatystami są często właśnie wiekowe strachajły, którzy cenią sobie
tradycję, stałość-przewidywalność i szacunek do starszych. Znowu JKM
teoretycznie bliżej do faszystów niż do tradycjonalistów, ale to tylko w słowach,
po prostu przypisując lewicy i socjalliberałom cechy zwykle kojarzone z prawicą,
stara się wykazać nowoczesność swoich teorii i próbuje zaatakować
centro-lewicę z drugiej strony, jak to zwykle czynią konserwatywni społecznie libertarianie
(np. Thomas Woods). Pisząc o aborcji i krytykując ją pryncypialnie, acz płytko,
JKM znowu stara się być oryginalny pisząc, iż badania prowadzone w USA,
dowodziły iż więcej aborcji, oznacza mniej kradzieży i przestępstw, co
powoduje, że wyniki potępiły jednocześnie chrześcijańska prawica i lewica
socjaldemokratyczna (ci pierwsi, żeby wierni nie pomyśleli, że aborcja może być w jakikolwiek sposób dobra, drudzy zaś by nie eksponować powiązań klientów
opieki społecznej z przestępczością). (s. 56-58). Zabawne, że jedynym
logicznym wnioskiem z rozumowania Mikkego nie jest to, że kościoły i lewicę
wiele łączy, a to, że walka z biedą choćby i za pomocą rozdętej opieki
socjalnej,
to jednak ważna sprawa, bo równa się zwalczaniu przestępczości. Oczywiście
JKM czegoś takiego nie napisze, bo musiałby wyrzec się całej swej linii
ideowej. JKM pisze w tym rozdziale o ludziach jako „narzędziach woli
Przedwiecznego" (s. 59), co stoi w sprzeczności z tak często deklarowanym
przezeń deizmem.
Co
do ZSRR i komunizmu radzieckiego, Mikke chwali postawę mityczną Reagana
(„imperium zła"), a gani praktycyzm np. Nixona (s. 64), ani przez moment
nie zauważa, że gdyby Reagan faktycznie widział w ZSRR „imperium zła"
nie gadałby z Gorbaczowem, lecz go zbombardował bombami — choćby miał
nadejść odwet. Mikke pisze o wszelkim socjalizmie jako o wielkim „złu",
choć ja na jego miejscu cieszyłbym się, że socjal (nota bene interwencyjne i opiekuńcze „państwo dobrobytu" — Wohlfartstaat — to nie pomysł
socjalistów XIX i XX wieku, lecz osiemnastowiecznych prawicowych i monarchicznych tzw. policystów z Niemiec i Austrii takich jak Paul Marperger, ale
mało ludzi to wie) zajął miejsce bolszewizmu… Zupełnie jakby Mikke sam
siebie codzienni przekonywał, że jest coraz gorzej, kiedy wydaje się, ze
lewica bardzo zbliżyła się do prawicy. Ciekawiej
pisze JKM o sztuce uważa, że lepiej rozumie sztukę ten co lubi Dumasa i dlatego nie lubi Balzaca, niż ten, kto traktuje wszystko z tym samym
przychylnym chłodem. Mikke pisze następnie o Żydach, jako niszczycielach
zachodniej cywilizacji, co prawda niszczycielach nieświadomych, zastępujących
dawna rządy miecza i honoru rządami łapówki (s. 77), i pisze o tym, że w demokracjach zdarzały się największe antysemickie ekscesy, bo demokracja działa
na zasadzie plemiennej, choć mistrz Tocqueville pisał przecież o anty-plemiennym działaniu demokratyzacji! Gdy mowa o edukacji Mikke powtarza
bzdurne slogany typu Japończycy umieją tylko ukraść i udoskonalić pomysł
(s. 79), choć eksperci tacy jak Rober Guillain zaprzeczali temu już w latach
70. Zresztą wystarczy wspomnieć robotykę, gdzie to Japonia przeciera szlaki.
Mikke na tych słabych podstawach atakuje stypendialne programy jako zbyt
demokratyczne, i za mało nakierowane na genialne jednostki. Dla niego państwa
szkoła i uniwerek z zasady mogą być tylko stratą czasu. To, że dziś
wynalazków w Polsce nikt nie robi w garażu lecz w laboratoriach politechnik,
jakoś nie budzi jego uwagi.
Mikke
zawsze tłumaczy obce imiona, uważając, że nie czynienie tego to otwarta
droga do nacjonalizmu, ja uważam, że zamknąć ową drogę w tej kwestii może
tylko nauka prawidłowej wymowy obcych imion (s. 82). Poza tym z szacunku dla
prawdy uznaję, że nigdy nie istniał „Jan Chrzciciel Colbert", za to był
niejaki Jean-Baptiste o tym nazwisku. I nie tłumaczyłbym nawet „Paris" na
Paryż. Dlaczego? Bo miasto Paryż nie istnieje. Trochę więcej racji ma może
pisząc „Fiat", a nie Fiat, a więc tak jak przed reforma pisowni z 1936
roku (chodzi o to by nie mylić poloneza z Polonezem), jednak tak naprawdę
podejmowania — dość regularnie — takich tematów pobocznych (albo jak się
dziś głupio mówi „zastępczych"), świadczy o bardzo głębokiej niechęci
do obecnego świata. Już z samego tego powodu, nie warto głosować na JKM/UPR/KNP.
Dalej
pisze Mikke o spadku prestiżu nauki, wraz z jej feminizacją (s. 88). Chyba żyje
na innej planecie, przecież na naszych oczach nauka bierze się coraz mocniej
za bary z religiami! Wszak prawda jest jedna, i jedna jest metoda badania
rzeczywistości. Gdzie ten kryzys nauki? Mikke
upatruje go w zależności odkrywców od państwowych instytucji. Cóż
najlepiej byłoby, gdyby naukowiec dostawał grant znikąd bez żadnych zobowiązań.
Mikke
jest żywym dowodem, że lewica nie ma monopolu na utopię. Prawicowa utopia
libertariańsko-indywidualistyczno-faszystowsko-sentymentalna też ma niestety
prawo bytu w naszym świecie i kraju.
1 2
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 22-05-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8979 |
|