|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Koła historii. Kilka kartek z "Głosu Polskiego". II [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Kiedy
mówimy 'Kościół' to zazwyczaj mamy na myśli tylko Kościół katolicki.
Ale w naszym kraju były i są jeszcze inne Kościoły, które w swej historii
przeżywały niekiedy dramatyczne momenty. A oto jedna z nich.
9
lutego 1923 roku, gazety pod wielkimi nagłówkami przyniosły sensacyjną
wiadomość o zamordowaniu zwierzchnika polskiego kościoła prawosławnego,
metropolity Jerzego. Co było jeszcze bardziej zaskakującym, to fakt, że zabójcą
był również duchowny prawosławny, archimandryta Smaragd.
Zabójstwo
zostało dokonane, jak się później okazało, w obecności świadków, a jego
sprawca bez oporu oddał się w ręce policji, tłumacząc swój czyn tym, że,
jego zdaniem, metropolita ulegał wpływom rządu polskiego, zdradził prawosławie i spowodował usunięcie 3 biskupów z ich diecezji.
Wydarzenie
miało miejsce podczas trwania synodu, nie było więc problemu z wyznaczeniem
tymczasowego zarządzającego metropolią prawosławną; funkcję tę objął
obecny w Warszawie arcybiskup wołyński i krzemieniecki Dionizy. On też w następnych
dniach ujawnił, że zamiarem zabójcy było uśmiercenie wszystkich biskupów
prawosławnych, obecnych na soborze. Realizacji zamiaru przeszkodził tylko szczęśliwy
zbieg okoliczności.
Pogrzeb
metropolity odbył się 11 lutego, wziął w nim udział rząd z premierem Władysławem
Sikorskim, był też obecny adiutant prezydenta Rzeczypospolitej. W kondukcie,
obok duchowieństwa prawosławnego, uczestniczyły oddziały wojskowe, które
zmarłemu oddały honory wojskowe.
Władze
cywilne wdrożyły śledztwo, ograniczające się do przesłuchania zabójcy i świadków. Kilka dni po tym zdarzeniu, abp Dionizy, zarządzający chwilowo
metropolią prawosławną, otrzymał z jednego z monastyrów na Wołyniu prośbą o usunięcie pewnego mnicha, który rozwija działalność agitacyjną,
gloryfikującą zabójcę. Zaczęto więc obawiać się powtórzenia zamachu, na
szczęście, do takich czynów już nie doszło.
Prawnicy
zaczęli roztrząsać aspekty prawne; chodziło w nich głównie o to, czy zabójca
ma być sądzony w trybie doraźnym, a wtedy groziłaby mu kara śmierci, czy też w trybie zwykłym. Wątpliwości wynikały z faktu, że według ustawy, tryb
doraźny dotyczył morderstw i zamachów na wyższych urzędników Państwa oraz
urzędników odpowiedzialnych za porządek publiczny i obawiano się, że każda
próba podciągnięcia metropolity pod którąś z tych kategorii zostanie podważona
przez obronę.
Proces
rozpoczął się 16 kwietnia. Oskarżonym był, były już, archimandryta prawosławny
Paweł Łatyszenko, używający nazwiska Smaragd, oskarżony z art. 455, zaś
obrońcami: poseł ukraiński Samuel Podhirski, prawnik ze Lwowa, adwokaci
Marian Głuszkiewicz i Hanuszkiewicz, także ze Lwowa oraz adwokat Wróblewski z Wilna.
W
akcie oskarżenia prokurator Michałowski przedstawił metropolitę Jerzego, będącego
głową cerkwi prawosławnej na terenie Rzeczypospolitej, jako urzędnika państwowego.
Ponieważ motywem zbrodni było postępowanie metropolity wobec władz polskich, a więc w trakcie pełnienia przez niego funkcji urzędowych, prokurator czyn
ten zakwalifikował, jako zabójstwo urzędnika w czasie i z powodu sprawowania
przez niego funkcji urzędowych, co uzasadniało przyjęcie trybu doraźnego.
Po
odczytaniu aktu oskarżenia, oskarżony oświadczył, że nie przyznaje się do
winy, choć nie zaprzecza, że dokonał zabójstwa metropolity, zaś motywem
tego czynu była szkodliwa dla cerkwi prawosławnej działalność zabitego.
Oskarżony odmówił składania wyjaśnień w języku polskim, mimo że językiem
tym posługiwał się biegle w mowie i piśmie.
W
trzecim dniu procesu przemówienia wygłosili obrońcy Smaragda, którzy
dowodzili, że zabójstwo nie było dokonane było na tle politycznym ani ze
względów osobistych, lecz że jego podłożem były niewłaściwe stosunki
organizacyjno-hierarchiczne, panujące w cerkwi prawosławnej. W tym dniu wygłosił
także przemówienie sam oskarżony, który przedstawił się, jako męczennik i poprosił sąd o wymierzenie mu kary śmierci.
Po
naradzie, sąd zdecydował, że istnieją wątpliwości, co do stanu umysłowego
oskarżonego i jego poczytalności, wobec czego sprawę przekazano do
rozpatrzenia sądu zwykłego. Jak pisze reporter sądowy 'Rezolucja
ta wywołała wielką sensację na sali. Oskarżony przyjął ją spokojnie,
dopiero po dłuższej chwili, jak się zdawało, zrozumiał istotną treść
rezolucji.' [ 1 ]
Sprawa o zabójstwo metropolity prawosławnego stanęła ponownie na wokandzie 25 września.
Przez okres oczekiwania na nowy proces, Smaragd poddany był obserwacji
psychiatrycznej, w wyniku której biegli sądowi nie stwierdzili, aby był on
chory umysłowo.
Sprawę
rozpatrywał warszawski sąd okręgowy pod przewodnictwem sędziego Jana
Kozakowskiego, oskarżycielem był prokurator naczelny Kazimierz Rudnicki, a obrońcami adw. T. Wróblewski z Wilna i adw. Głuszkiewicz ze Lwowa.
Sprawozdawca
sądowy tak opisuje wygląd oskarżonego oraz salę sądową:
Na ławie oskarżonych w czarny strój, jakąś kurtkę pół-świecką,
pół-mniszą przybrana olbrzymia,
atletycznych kształtów postać eks-zakonnika Szmaragda. Długa broda, wąsy,
na kark spadające włosy, twarz jakaś żółta o skośnych oczach i wystających
kościach policzkowych — typ mongolski — zbytniego zaufania i sympatji nie
wzbudza.
Sala przepełniona publicznością
rosyjską, wśród świadków najwyżsi dostojnicy cerkwi prawosławnej w Polsce i wybitni przedstawiciele emigracji rosyjskiej w Warszawie. Sprawa ma bowiem głęboki
podkład polityczny i jest widomym skutkiem tarć w łonie duchowieństwa prawosławnego w Polsce.
Strzał,
jaki padł z ręki archimandryty Szmaragda był momentem kulminującym walkę
zwolenników zgodne współżycia z narodem polskim, których przywódcą był
zamordowany metropolita Jerzy i biskup Djonizy ze zwolennikami nieprzejednanego
oporu, który wydał ze siebie fanatycznego mnicha — mordercę Szmaragda.
[ 2 ]
Pierwszym
zeznającym był świadek Kostecki, który służył u metropolity w charakterze
„kielejnika", czyli kogoś pośredniego między służącym osobistym a woźnym,
drugim natomiast sekretarz synodu prawosławnego Sakowicz. Obaj świadkowie
opowiedzieli przebieg zdarzenia, który przedstawiał się następująco. Do
metropolity zgłosił się archimandryta Smaragd, będący podówczas
zasuspendowany i poprosił o audiencję. Metropolita przyjął go wieczorem,
początkowo w pokoju jadalnym swego mieszkania na Pradze. Rozmowa była zupełnie
spokojna, nie wyglądała na sprzeczkę czy ostrzejszą wymianę zdań. Po
pewnym czasie oboje, tzn. metropolita i oskarżony, przeszli do sypialni
metropolity, gdzie dalej rozmawiali. Sekretarz Sakowicz był przez dłuższy
czas jej niemym świadkiem, ponieważ na życzenie metropolity, był obecny w sypialni. Niestety, treści rozmowy nie słyszał, ponieważ była prowadzona
szeptem, a on czytał w tym czasie gazetę. Po pewnym czasie wyszedł z pokoju,
Kostecki w tym czasie był na korytarzu, nagle usłyszeli strzał; kiedy wbiegli
do pokoju, z sypialni wybiegł Smaragd, zaś w sypialni ujrzeli leżącego pod
ścianą i krwawiącego metropolitę. Zatrzymali zabójcę, który zresztą nie
zamierzał uciekać.
Trzeci
świadek, sekretarz osobisty metropolity, Szatew poinformował sąd, iż
metropolita kilkakrotnie wspominał mu, że Smaragd jest mu zdecydowanie wrogi.
Zamordowany wielokrotnie mówił, że "od
etakowo czeławieka możno wsiewo ożidat".
Jego
zeznania potwierdził następny świadek, również pełniący funkcję „kielejnika",
który także słyszał metropolitę mówiącego o swych przeczuciach, co do
prawdopodobnej śmierci z ręki nieobliczalnego, fanatycznego mnicha Smaragda.
Ze
strony polskiej zeznawał m.in. naczelnik departamentu wydziału wyznań Szałecki,
który omówił sytuację Kościoła prawosławnego w Polsce. W swoich
zeznaniach scharakteryzował oskarżonego, jako człowieka zdecydowanego i energicznego. Również inni świadkowie przedstawili Smaragda, jako spokojnego i pracowitego, w pełni oddanego sprawom cerkwi. Opisywali go też, jako człowieka
skrytego, który swe problemy, zarówno sukcesy jak i porażki, przeżywał w samotności i ciszy. O jego niezwykłej pobożności świadczył w oczach świadków
fakt, że kilkakrotnie nawet zemdlał podczas nabożeństw, w trakcie których
doznawał modlitewnej ekstazy.
Najbardziej
interesujące były zeznania świadka Wiaczesława Bogdanowicza, senatora
Rzeczypospolitej. Bogdanowicz, pochodzący z rodziny prawosławnego duchownego,
był senatorem z listy Bloku Mniejszości Narodowych. Jego zeznania przedstawiły
rzeczywisty obraz Kościoła prawosławnego, w którego kierownictwie ścierały
się dwie, zasadniczo odmienne koncepcje działalności, trwały prawie dwie
godziny i były 'jednym nieprzerwanym łańcuchem
oskarżeń przeciw tym dostojnikom cerkwi, którzy zgadzali się z poczynaniami
rządu polskiego i pragnęli oderwania się od Moskwy.' Właśnie
zamordowany metropolita Jerzy był zwolennikiem oderwania się od Moskwy i ścisłej
współpracy z władzami polskimi.
W
oczach zewnętrznego obserwatora sytuacja w cerkwi przedstawiała się następująco:
Dopiero w świetle tych właśnie zeznań widać, jak głębokie podłoże polityczne
miało morderstwo. Zwolennicy zgody z Polską, a z drugiej strony adherenci zależności
od Moskwy — to dwa stronnictwa gotowe na wszystko — czyn Smaragda jest
najlepszym tego dowodem.
Cerkiew prawosławna w Polsce, od początku
odrodzenia państwowości naszej nie miała właściwie żadnych ram
organizacyjnych. Oderwana od centrum swego — synodu wszechrosyjskiego — rządziła
się samodzielnie, ale w ten sposób, że każda djecezja czyniła to, co uważała
za stosowne.
Poczynania polskiego ministerstwa wyznań
religijnych i oświecenia publicznego, zmierzające do uregulowanie tego nawskroś
nienormalnego położenia i stworzenia jakiejkolwiek choćby reprezentacji
oficjalnej wyznania prawosławnego — natrafiały
na zacięty opór biskupów Włodzimierza i Eleuterjusza, których
przyjacielem i „prawą ręką" był oskarżony archimandryta Smaragd.
Biskupi ci, a wraz z nimi pokaźna liczba
pomniejszego znaczenia popów nie chciała z żaden sposób zatracić swej dość
zresztą problematycznej łączności z duchowieństwem Rosji. Mimo, iż
patriarcha Tichon siedział w wiezieniu i prawosławiem rządziła tzw. sowiecka
„żywa cerkiew" duchowieństwo obrządku wschodniego w Polsce — wszelkiemi
siłami trzymało się dawnych związków i zażarcie odżegnywało się od
samorządu cerkwi w Rzeczypospolitej, od autokefalji, do której ze zrozumiałych
powodów parł rząd polski.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: « Historia (Publikacja: 11-06-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9020 |
|