|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Koła historii. Kilka kartek z "Głosu Polskiego". II [3] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Taki był właśnie cel gabinetu p.
Ponikowskiego. Cel słuszny, któremu można tylko przyklasnąć. Z procesu
jednak Smaragda przekonaliśmy się, albo częściowo przypomnieliśmy sobie, że
ta zbawienna i pięknie pomyślana autokefalja została zbudowana pośpiesznie i bez oglądania się na materjał ludzki, z którego jej zręby się buduje. I stąd
powstały tragiczne konflikty, w których wyniku mieliśmy śmierć metropolity
Jerzego i dwanaście lat ciężkiego więzienia Smaragda.
Rząd p. Ponikowskiego spieszył się, a co „nagle, to jak mówią, po diable". Trzeba było więc dla uszczęśliwienia
prawosławnych, usuwać z eparchji ich biskupów, więzić ich w klasztorach i deportować; trzeba było zawierać pakty z byle kim i byle jak, aby tylko
pochwalić się, że „autokefalja stoi". Sam fakt, że w Polsce, w której
tylu było męczenników za wiarę w walce z caratem, znaleźli się teraz męczennicy
prawosławia, otoczeni aureolą deportacji, jak biskup Eleazar, Włodzimierz i Pantelejmon, już jest dostatecznym dowodem, że coś z tą „autokefalją"
nie jest w porządku. Metropolita Jerzy, na którego energji rząd polski
zechciał oprzeć gmach swojej polityki „prawosławnej", jak okazało się
dopiero na śledztwie, był prezesem „Związku narodu rosyjskiego" i przyjacielem władyki Eulogjusza i z jego błogosławieństwem przybył do
Polski.
Metropolita Jerzy dziwił się, że
Naczelnik Państwa Piłsudski nie może sobie dać rady z opozycją. Niech
bierze — mówił Jerzy — przykład ze mnie, ja dałem sobie radę, usunąłem
wszystkich wrogów.
Można mieć wielki podziw dla energji i twardości charakteru nieboszczyka metropolity Jerzego, ale nie można powiedzieć,
żeby ten z carsko-cerkiewnej szkoły wyrosły pasterz był odpowiedniem dla rządu
polskiego narzędziem prowadzenia polityki w obcem środowisku prawosławnem. W rezultacie obecnie mamy autokefalję na papierze i anarchję w rzeczywistości.
Jest cerkiew rządzona przez następcę i przyjaciela Jerzego, władykę
Dyonizego, ale jest masa wiernych prawosławnych, którzy tęsknem okiem zerkają w stronę jedynego prawdziwego „głowy cerkwi" — patrjarchy Tichona. A przecież prawosławnych rosjan jest w Polsce niewielu; lwia część obywateli
tego wyznania — to białorusini i ukraińcy, którzy mają jaknajmniej podstaw
do tęsknoty za synodem moskiewskim. Musieliśmy narobić wiele błędów, ażeby
podłoże dla takiej tęsknoty wytworzyć. W tem miejscu tło procesu Smaragda z Jerzym styka się bezpośrednio z nieszczęsną kwestją narodowościową.
Uczciwe rozstrzygnięcie spraw białoruskiej i ukraińskiej zaoszczędziłoby nam także większych kłopotów z autokefalją
prawosławia. Jak w zegarku jedno kółko zaczepia w mechanizmie państwowym o drugie, jedne błędy rodzą inne i pociągają za sobą nowe kłopoty.
Zakończeniem sprawy Smaragda poza
wyrokiem sądu winna być rewizja sprawy autokefalji prawosławia. Rząd
powinien wysłuchać życzeń i pragnień wiernych prawosławnych w tej sprawie i uzgodnić z temi życzeniami swoją politykę. Jest to napewno możliwe i do
osiągnięcia. Zyskanoby na tem jeden jeszcze wspólny front przeciw ewentualnej
ofenzywie cerkiewno-religijnej, z którą przecież kiedyś Rosja taka lub inna
przeciw Polsce wyruszy. [ 5 ]
Z
Kościołem prawosławnym wiąże się jeszcze inna sprawa, będąca skutkiem
niekonsekwencji postępowania władz polskich. Opisuje ją J. Mazurski w artykule p. t. „Pod opiekę cerkwi prawosławnej." [ 6 ]
W ostatnich latach, prasa, nie będąca
na usługach klerykalizmu pisała nieraz o prześladowaniach, jakich doznaje
gromada t. zw. Kościoła Narodowego księdza Andrzeja Huszny. Robiła ona
starania o legalizację, ale nie mogła jej u rządu naszego uzyskać. Pociągało
to przymusową dezorganizację stosunków rodzinnych, które w kraju naszym są
związane z wyznaniem i pozostają w zależności od kleru. Wreszcie zmęczona
swem bezprawnem położeniem i jego przykrymi skutkami gromada ks. Huszny przystąpiła
do cerkwi prawosławnej na zasadzie pewnej autonomji i z zachowaniem swej nazwy
Polskiego Kościoła Narodowego. Liczy ona około półtora tysiąca dusz.
Pisma klerykalne rzuciły się na
buntowniczą gromadę i odsądzają ją od czci i sumienia za to, iż ta łączy
się z prawosławiem.
Piszą one w takim tonie, jakgdyby prawosławie
było uprzywilejowanem wyznaniem państwowem, a przystąpienie do niego było
podyktowane, jak swego czasu przez rachuby materjalne. Inne pisma rozważają tę
sprawę ze stanowiska polityki narodowej i albo wyrażają obawę, iż prawosławie
robi u nas zdobycze, albo też upatrują dodatnią stronę tego połączenia w tem, iż stanie się ono czynnikiem polonizacji cerkwi prawosławnej.
Dla nas punkt ciężkości tej sprawy leży
gdzieindziej i doprawdy jest pożałowania godnem, iż opinja nasza niemal zupełnie
go pomija.
Gromada Kościoła Narodowego przystąpiła
do cerkwi prawosławnej, aby przez nią uzyskać opiekę prawa, o którą napróżno
kołatała u naszych władz państwowych. A przecież konstytucja nasza zapewnia
wszystkim obywatelom wolność religijną, artykuł 115-ty wyraźnie zapowiada:
„Kościoły mniejszości religijnych i inne uznane związki religijne rządzą
się same własnemi ustawami, których uznania państwo nie odmówi, o ile nie
zawierają postanowień sprzecznych z prawem."
Władze nasze nie znalazły w przepisach
Kościoła Narodowego nic sprzecznego z prawem, a pomimo to nie przyznały mu
legalizacji. Z jakiej racji, na jakiej legalnej podstawie?
Nietrudno odgadnąć motywy, które je do
tego skłoniły. Kościół Narodowy stanowi w ich mniemaniu odszczepieństwo od
panującego katolicyzmu; jakże rząd może je uprawniać i zmniejszać w oczach
mas powagę istniejącej władzy kościelnej, której odszczepieństwo to nie
uznaje? Co innego, gdyby chodziło o przejście z katolicyzmu na jakieś inne
wyznanie, mające określoną i uznaną pozycję w państwie. Istnieje przecież w Polsce wolność religijna i wolno każdemu przechodzić ze swego wyznania na
inne. Ale władza świecka nie może uprawniać rozłamów i secesji, nie może
uznawać w nich nowego kościoła i wyznania...
Tak zapewne myśli współczesny
zwolennik i obrońca „ładu i porządku", ale nie tak rzecz pojmuje nasza
konstytucja. Zawarta w niej jasno i niedwuznacznie wolność sumienia ma
znaczenie o wiele szersze, niż niekrępowana możność wybierania sobie
jednego z pięciu czy sześciu uznanych w państwie wyznań. Władzy świeckiej
zgoła nie przysługuje prawo określania, co stanowi „prawdziwe wyznanie",
mające prawo do legalizacji, a co herezję, czy odszczepieństwo. Przytoczony
powyżej artykuł konstytucji obiecuje legalizację każdej organizacji
wyznaniowej, „o ile nie zawiera postanowień sprzecznych z prawem".
Otóż w stosunku do wyznawców Kościoła
Narodowego została u nas pogwałcona zasada wolności sumienia i jednocześnie
jedna z kardynalnych podstaw konstytucji marcowej. Uporczywem ignorowaniem
potrzeb religijnych pewnej gromady obywateli popchnięto ją do kroku
rozpaczliwego, który naszej praworządności oraz kulturze państwowej wystawia
nader niepochlebne świadectwo. Jakkolwiek zawiniły w tej sprawie rządy
poprzednie, nie sądzimy, iżby mógł się w danym razie uchylać od
odpowiedzialności rząd obecny, który już od dwóch miesięcy stoi u steru i ma być rządem sanacji i naprawy państwa. Sprawa, o której mowa, stanowi poważny
przyczynek do dzisiejszych sporów o stosunek rządu i sejmu, o rolę i odpowiedzialność obu tych władz. W danym razie przez całe lato rząd nie spełniał
swego wyraźnego obowiązku i ignorował konstytucję. Czy dlatego, iż był skrępowany
przez sejm? Nie słyszeliśmy nic o tem. Nie słyszeliśmy również, aby rząd
dzisiejszy, który otrzymał nadzwyczajne pełnomocnictwa i okazuje ambicje działania i za siebie i za sejm zrobił cośkolwiek w tej sprawie.
W każdym razie ludzie, którym leży na
sercu praworządność i dobro obywateli mogą zapytać: czy istnieje u nas
wolność sumienia i co robi rząd, aby ją faktycznie zapewnić?
Kilka
dni po tym artykule, w cytowanej gazecie ukazała się notatka:
Polski kościół prawosławny ma już
trzeciego księdza. W ubiegłą niedzielę u metropolity prawosławnego
Djonizego odbył się obrządek przejścia jeszcze jednego księdza katolickiego
na prawosławje, mianowicie księdza Stanisława Zacharjasiewicza. Obecnie
polski kościół prawosławny ma więc już trzech księży, licząc księdza
Husznę i Pietruszkę. [ 7 ]
Wydarzenia
następnych lat, najpierw Wielkiego Kryzysu, potem przewrotu
majowego i narastającego antysemityzmu, zepchnęły problematykę obu tych Kościołów
na dalszy plan.
1 2 3
Przypisy: « Historia (Publikacja: 11-06-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9020 |
|