|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Kryzys demokracji i nie tylko Autor tekstu: Krzysztof Sykta
Nic nowego pod słońcem, można by rzec
obserwując zmiany jakie zachodzą w Polskim Stowarzyszeniu Racjonalistów oraz
dyskusję wokół nich. Mówiąc w skrócie, z ostatnich relacji osób trzecich (Koraszewski,
Agnosiewicz) wyłania się obraz puczu, w którym jakaś grupa członków zarządu
dokonała przewrotu, praktycznie odsunęła od władzy prezesa i zablokowała mu
dostęp do list kontaktowych, kierując PSR w inną stronę niż chcieliby tego
„ojcowie-założyciele". Dlaczego piszę, że to
nic nowego pod słońcem? Dlatego że tak funkcjonuje niestety nasz świat, oparty
na demokracji przedstawicielskiej, gdzie większość głosuje tak jak ma ochotę w danej chwili, a nie koniecznie racjonalnie.
Demokracja jest dobra, dopóki większość
wyraża nasze przekonania. Kiedy większość głosujących zaczyna przyjmować
wizję świata dla nas niekorzystną, rządy oparte na bezpośrednim głosowaniu
delegatów zaczynamy traktować, mówiąc dosadnie, jako dyktat ludzi
nieodpowiedzialnych. Gdy większość wyborców planuje głosować na partie skrajne
zaczynamy słyszeć coraz więcej głosów typu „to nie jest mój kraj", „pakuję
walizki" itp.
Z tekstów i opinii
jakie przetoczyły się na temat sytuacji w PSR można wywnioskować, że sytuacja
jest zła, mechanizmy zawiodły (do władzy doszły osoby kompetentne inaczej),
naród racjonalistyczny się pomylił i najlepiej byłoby wprowadzić rządy
autorytarnie oświecone lub przynajmniej monarchię konstytucyjną (jeśli nie
absolutną) z królem (prezesem), który przegoniłby złych wichrzycieli ;) Inaczej
mówiąc: konieczne są mechanizmy „korygujące" niewłaściwe wybory lub niewłaściwe
osoby. Coś w tym niestety jest, że wybory prowadzone w sposób demokratyczny
kończą się wielokrotnie farsą. Z prostego powodu, wybieramy ludzi nie wiedząc de
facto na kogo głosujemy. Wierzymy im na słowo.
Ktoś tych
„niewłaściwych" ludzi zawsze wybiera. Nie wzięli się znikąd. W przypadku PSR
nadejdzie kolejne Walne, to sytuacja może odwrócić się o 180 stopni i „członkowie głosujący" mogą przegonić wszystkich i wybrać osoby zgoła
niespodziewane; i wtedy dopiero będzie lament! Taki będzie werdykt demokracji. A może demokracja jednak nie jest aż tak dobra, nie gwarantuje rozwiązań
najlepszych i najbardziej pożądanych / racjonalnych w wybranych obszarach
zagadnień?..
Nigdy nie byłem
członkiem PSR. Pamiętam za to jak podpisywałem Statut założycielski przy
katowickim dworcu popijając zimne piwo… odprowadzając później chwiejnym krokiem
redaktora naczelnego. Mogę więc nazwać się co najwyżej jednym z sygnatariuszy
PSR. Nigdy też nie znałem osobiście ani prezesa Tabisza, ani innych członków,
dlatego nie będę wypowiadał się na tematy personalno-osobiste. Z tamtej
perspektyw mogę powiedzieć tylko jedno: nie czułbym się dobrze, jako
wolnomyśliciel, człowiek niezależny, jednostka, wciskany w sztuczne formy prawne
pełne nowomowy, Walnych, skwitowań, prezesów, zebrań, głosowań nad punktem x,
paragrafów i stowarzyszeniowego, prawniczego „bełkotu", który, przynajmniej dla
mnie, zabijałby ducha nieskrępowanej wolności i gdzie dana zbiorowość, tudzież
„klika", mająca aktualną większość delegatów, forsuje swoją wersję racjonalizmu i ateizmu. Później sam wpadłem w tryby systemu w innych organizacjach, co nie
zmienia faktu, że wszelkie Walne przebiegają podobnie niezależnie od rodzaju
stowarzyszeń czy organizacji...
Nic nowego pod słońcem,
bo… rzeczy, które przydarzyły się PSR
dzieją się (niestety) na co dzień w większości stowarzyszeń czy partii.
Wczoraj rozmawiałem ze znajomym członkiem zarządu pewnej prężnej korporacji,
który, przy okazji omawiania aktualnych kwestii biznesowych, z załamaniem w oczach opowiadał jak to Walne Zgromadzenie Członków w jego firmie „uwaliło"
aktualnego przewodniczącego Rady Nadzorczej. Super facet był. Ale brakło mu
głosów. I teraz były Przewodniczący planuje Nadzwyczajne Walne, po to by
odkręcić niekorzystne dla siebie głosowanie. No i wiadomo, montuje w tym celu
nieoficjalną „większość", która go poprze. Bo naród głosuje tak, jak chce, albo
tak, jak chce aktualna grupa, która zwiezie więcej „swoich" głosujących.
Przykład drugi.
Lokalny, prężny bank spółdzielczy. Walne Zgromadzenie. Delegaci zwiezieni przez
„opcję" z sąsiedniego miasta zdobywają większość w głosowaniach. I Grupka X
przegłosowuje niczego się niespodziewających pierwotnych członków
założycielskich, którzy akurat nie stawili się tak gremialnie jak ich oponenci.
Zasłużony dla banku i miasta prezes nie dostaje się nawet do zarządu,
wszystkich członków zarządu z miasta X odprawia się z kwitkiem. Bank de facto
zostaje przejęty przez nową grupę właścicielską, nową opcję. I oto naraz okazuje
się, że może lepiej będzie przenieść ów bank do miasta X, a w mieście Y
zlikwidować placówkę, a lokal — w samym centrum, lokalizacja prima sorte -
wynająć za grubą forsę. Przewrót? Zamach? Demokracja i jej cienie?
Przykład trzeci.
Lokalne stowarzyszenie przedsiębiorców. Każde Walne to loteria, nigdy nie
wiadomo, kto się stawi i jak zagłosuje. Naraz może się okazać, że świetny prezes i aktywni członkowie zarządu tworzący renomę podmiotu zostaną „wykoszeni" przez
grupę pana Ziutka, który razem z kilkoma menel… przedsiębiorcami z branży
budowlano rozrywkowej stawi się liczniej niż poplecznicy Prezesa. I teraz pan
Ziutek i spółka zatrudnią swoich ludzi, przyznają sobie sowite apanaże (mimo że
poprzedni zarząd pracował społecznie), firma zacznie przynosić straty zamiast
zysków i po dwóch latach nie będzie ani prezesa, ani podmiotu, ani sprzętu i komputerów, które ktoś wywiezie na poczet długów.
Tak się dzieje w naszym kraju na co
dzień. Tak się kończą Walne w spółkach, spółdzielniach, stowarzyszeniach, gdzie
poszczególne grupy walczą o wpływy.
Demokracja i wolny
rynek nie są systemami idealnymi. Wrogie przejęcia zdarzają się nad wyraz
często. Firma X wykupuje firmę Y po to tylko by ją sprzedać na złom, przejąć
technologie lub pozbyć się lokalnego konkurenta, następnie podnieść ceny nie
mając konkurencji.
Jednym z takich
przykładów było "wrogie przejęcie"
Stronnictwa Demokratycznego przez grupkę byłego posła KLD/UW/PO Pawła
Piskorskiego. Batalia sądowa trwała kilka lat, w tym czasie kolejne budynki
szły na sprzedaż na poczet rzekomej kampanii wyborczej. Góralczyk ze swoimi
ludźmi rwał włosy nad tym co się działo. Raz wygrywał on, raz opcja
Piskorskiego. 13 grudnia 2010 Sąd
Okręgowy w Warszawie wykreślił Pawła Piskorskiego z ewidencji partii
politycznych jako przewodniczącego Stronnictwa Demokratycznego i wpisał w to
miejsce Krzysztofa Góralczyka. Po odwołaniu się przez Pawła Piskorskiego od tej
decyzji, Sąd Apelacyjny zdecydował 7 marca 2011 o ponownym wpisaniu go do
rejestru jako przewodniczącego partii. 20 kwietnia 2013 ponownie został wybrany
przez kongres SD na tę funkcję. [wikipedia] Oczywiście kongres zdominowany
przez sympatyków Piskorskiego. Przeciwnicy zostali wykluczeni z partii… Inaczej
mówiąc, zwołując kongres / walne aktualny prezes zawczasu liczy głosy „usuwając" z partii wszystkich niepokornych i oponentów. Tak też się stało w 2001 roku gdy
grupa UD Geremka wycięła w pień ludzi KLD Tuska i Piskorskiego. Wcześniej z kolei „tuskowcy" próbowali wyciąć „geremkowców"… Zresztą, podobnie się dzieje i w obecnych partiach, gdzie pod byle powodem usuwa się ludzi o zbyt silnej
pozycji. W PO nie ma już Olechowskiego, Gilowskiej, Rokity, Gowina. W PiS raz to
się wyrzucają, raz zawracają. Jurek, Dorn, Ziobro, Wipler i dziesiątki innych.
Aż trudno się połapać czy kolejny rozłam i nowa partia to „ruch taktyczny" czy
„dzieło zdrajców". Z innej parafii, można by zanucić: Nie ma już Kalisza, nie ma
Kwiatkowskiego… Kwaśniewski mizdrzy się do Palikota… Millera wyrzucono po to by
kilka lat później zrobić go przewodniczącym… Tonący brzytwy się chwyta. Albo
Oleksego.
W ten sposób można przejąć każdą partię,
każdą inicjatywę, każde stowarzyszenie...
Podobnie jest z samym
aktem wyborczym, gdzie każdy głos ma taką samą siłę, gdzie każdego człowieka
traktujemy w myśl oświeceniowych ideałów jako równego innym. Tylko czy ludzie
faktycznie są sobie równi? Czy w przedsiębiorstwie zdanie szarego pracownika na
taśmie powinno mieć taką samą rangę jak głos prezesa firmy czy dyrektora ds.
marketingu? Oczywiście, że wyolbrzymiam, ale skoro chcemy, by kraj był rządzony
właściwie, to czy nie lepiej oddać akt wyborczy w ręce ludzi kompetentnych?
Oczywiście politycy chcą iść w drugą stronę i rozszerzać bazę wyborczą na
12-latków czy domowe koty. Ale… skoro mężczyzna do samodzielnego zawarcia aktu
małżeńskiego musi mieć ukończone 21 lat (bo dojrzewa emocjonalnie później od
kobiety) to skąd pewność że w wieku lat 16 zagłosuje rozsądnie? Pamiętam swoje
wybory z lat młodzieńczym i nie były w ogóle racjonalne, mimo że tak mi się
wtedy wydawało...
Wystarczyłyby dwie
drobne zmiany. Jeśli chcesz startować na posła, musisz mieć odpowiednie
kompetencje, a nie „Nazywam się Tomasz Ziobro, mam fajne nazwisko, 18 lat i pracuję w lokalnym biurze wyborczym Samoobrony Obywatelskiej. Będę się starał o X. Pomyślę o Y. Wnikliwie zbadam kwestie Z. Albo i nie. Obniżę podatki (swoje) i zadbam o miejsca pracy (dla swoich kolegów). Jako doradcę zatrudnię syna
sąsiada. Ma super kompetencje, pracował w kółku gimnazjalnym"… Dwa, jeśli chcesz
odpowiadać za kraj, za przyszły budżet — też musisz mieć odpowiednie
kompetencje, co najmniej być płatnikiem podatków na terenie kraju. Nie płacisz
podatków, żyjesz na koszt rodziny, państwa, zakładu karnego, szpitala
psychiatrycznego, ośrodka opiekuńczego dla sfrustrowanych polityków trzeciej
kadencji odsuniętych od władzy i wyrzucanych notorycznie z samolotu? Nie masz
prawa głosu.
Inny przykład.
Przekładając sytuację polityczno-wyborczą na np. dowolny portal internetowy,
możemy wyobrazić sobie sytuację, w której to czytelnicy portalu racjonalista lub
zarejestrowani subskrybenci co 4 lata wybierają sobie naczelnego. Czyż to nie
absurd? Ale tak wygląda właśnie
demokracja, gdzie nie wiadomo kto wybiera nie wiadomo kogo bez jakichkolwiek
kwalifikacji i odpowiedzialności za słowo.
Skoro prawo głosu mają idioci i złodzieje to nic dziwnego, że rządzą nami ludzie o podobnym kompetencjach.
Wybrany polityk obiecuje gruszki na wierzbie, po czym dzień po wyborach zapomina o swych przyrzeczeniach. Zamiast „budowania nowoczesnych szpitali" placówki
służby zdrowia idą pod młotek i wykupują je firmy znajomego królika, zamiast
„silnej gospodarki morskiej" dostajemy serię bankructw, zamiast „stanowczej
walki z korupcją" otrzymujemy aferę za aferą. Ale, jak mawiał klasyk, ciemny
naród wszystko kupi. A jeśli nie jest zbyt ciemny to należy mu w tym pomóc
zaczynając od „reformy" edukacji po produkcję newsów na poziomie pudelka.pl (nie
uwierzysz, zrobili to na plaży! (wideo)). Tabloidyzacja przekazu medialnego.
Zaśmiecanie przestrzeni publicznej
I ostatni przykład. Po
co na siłę promujemy „standardy demokratyczne" w krajach gdzie większość
stanowią radykalni lub mniej radykalni islamiści? Chyba że o to chodzi… by
zaogniać konflikty i przejmować na geopolitycznej szachownicy kolejne pola Rosji i Chin. Jugosławia, Libia, Somalia, Irak, obecnie Syria. Dziwnym trafem NATO i UE interweniuje ochoczo w postradzieckiej strefie wpływów, pod pozorami walki o demokrację, przymykając oko na łamanie praw człowieka w dyktaturach sunnickich
czy na Dalekim lub bliższym Wschodzie. Pozorami bo tylko pozorami można nazwać
wspieranie i zbrojenie libijskich i syryjskich band z Al Kaidy, które jeszcze
nie tak dawno były wrogiem numer jeden na świecie. Pozorami, bo ateiście trudno
zrozumieć nazywanie, również na tym portalu, świeckiego, alawickiego prezydenta
Syrii „islamofaszystą", a finansowanych przez sunnitów radykalnych band, których
żołnierze zjadają żywcem serca swoich ofiar i nagrywają to na youtubie,
„bojownikami o wolność". Ale mogą przyjść dni, w których Asad straci poparcie
Rosji i Chin i w Damaszku rozpoczną rządy towarzysze broni z Al Nusra szkoleni w Katarze i Libii. I czy wtedy Izrael będzie bardziej bezpieczny? Ten sam
scenariusz przerabialiśmy już w Afganistanie, gdzie Zachód wspierał militarnie,
finansowo i logistycznie mudżahedinów, by potem otrzymać od nich cios w samo
serce Nowego Jorku, Madrytu i Londynu. Chociaż o związkach międzynarodowego
terroryzmu ze służbami specjalnymi można by napisać osobny artykuł. Dość
powiedzieć, że niejaki Muhammad Ata otrzymywał przelewy na swoje konto z rąk
pakistańskiego ISI, a większość jego wspólników pochodziła z Arabii Saudyjskiej, a nie Afganistanu. Ale bomby nie spadły na Pakistan czy Mekkę. Bo akurat przez
Arabię Saudyjską nie szedł żaden planowany korytarz energetyczny...
Wracając do tematu.
Dotykamy fundamentalnych pytań, kto powinien sprawować władzę, kto powinien
władze wybierać, bo obecnie niestety jest tak, że
trudniej zostać kelnerem w restauracji
sejmowej i większe trzeba mieć kwalifikacje, by zostać sejmową sprzątaczką niż
posłem. Wybory na poziomie władz samorządowych, krajowych, spółek czy
stowarzyszeń to loteria. Być może też to kogo wybieramy wynika z tego, kim
jesteśmy, co sobą prezentujemy, czego pragniemy — i jak bardzo dajemy sobą
manipulować.
« Państwo i polityka (Publikacja: 20-07-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9120 |
|