Złota myśl Racjonalisty: (..) przecież żadnych świadectw o istnieniu Abrahama poza przekazem z Księgi Rodzaju nie ma. Nie ma powodu do odrzucenia poglądu, że cały cykl Abrahamowy (..) jest zbiorem mitów.
Jaką rolę w postawie racjonalnej ma wyobraźnia? Wybieganie myślą w przyszłość i wyobrażanie sobie nowych rozwiązań, tłumaczenie
niezbadanych zjawisk? Od tłumaczenia niezbadanych zjawisk jest oczywiście
nauka. Lecz wyobraźnia pomaga naukowcom tworzyć modele, które lepiej
tłumaczą owe zjawiska i badać doświadczalnie, czy w swoim molekularnym, lub
kosmologicznym modelu zbliżyli się bardziej do rzeczywistości...
Inną
metodą sycenia wyobraźni jest „zwykłe", intuicyjne fantazjowanie.
Na tej metodzie żerują przeważnie religie, które chcą nadać niezwykłe
przymioty postulowanym przez siebie bogom, prorokom, guru i świętym. Twórca,
albo reformator religii stara się przeważnie olśnić wyznawców wymyślnymi
wizjami. Mamy zatem wielorękich bogów, szkielety przyoblekające się w ciało w jakiejś dolinie, ogniste rydwany, arki w złotych pudłach pokonujące wrogów,
ciasto padające z nieba. Jak już nie ma co wymyślić, wydumany przez twórcę
religii lub teologa stwór oślepia po prostu światłem, albo wręcz spopiela,
jeśli spojrzy na niego śmiertelnik. W to ostatnie zjawisko wierzyli starożytni
Grecy i Rzymianie, co było dość wygodne, gdyż tłumaczyło fakt, iż nikt
bogów i bogiń w swym życiu nie widział. A pod to, czego nie można było
zobaczyć, każdy wyznawca na swój użytek kreował wyobrażenia, które mogły
go dostatecznie zachwycić. Trzeba przyznać, że to wygodne podejście. Oczywiście
głos boga czy bogini musiał być potężny, trząść górami, wzburzać fale
na morzach, zrywać wiatry, a nawet powodować burze. Gdy już jakiś bóg
umierał, aby zmartwychwstać , przeważnie musiało zgasnąć słońce, zaś z ziemi wstawały legiony zmarłych pobudzonych zjawiskiem boga, który umiera i zmartwychwstaje. Motyw zatrzymania słońca był bardzo atrakcyjny, gdyż ludzie
zdawali sobie sprawę, iż to najwyższy sprawdzian dla ich fantazjowania. Choć
religijne marzenia były atrakcyjne, to jednak mało kto nie zauważał, że bez
słońca żyć normalnie się nie da. Oczywiście próbowano uczynić bogiem słońce,
ale nasza gwiazda była nazbyt konkretna. Ilu by byków, czy nawet ludzi
dla niej nie zabić, zachowywała się w zasadzie tak samo. Mogło to zniechęcać
niektórych sceptyków, co nie podobało się kapłanom. Dlatego kapłani w niektórych cywilizacjach zaczęli tworzyć podwaliny astronomii. Przewidywanie
nietypowych zjawisk, takich jak równonoc jesienna, czy wiosenna dawało im możliwość
pokazania niedowiarkom, iż jednak w działaniu słońca istnieją momenty przełomowe,
na które trzeba było zasłużyć, składając uprzednio hojne ofiary bogom, których
przedstawicielami byli oczywiście kapłani, a wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że bóg co najwyżej skubnie trochę ofiary, reszta zaś jest przekąską
dla kapłanów.
Jak łatwo
zauważyć, takie fantazjowanie jest dość bezpłodne. Można potęgować
jedynie to, co nam się wydaje bez żadnej wiedzy. Bóg może być w związku z tym wieloramienny, mieszkać wysoko, ogłuszać, spopielać, być bardzo, bardzo
duży. Można też tajemniczo wspomnieć, iż jest niewidzialny i znajduje się
wszędzie. Aby warto było ubijać interesy z wymyślonym bogiem lub boginią,
warto oczywiście, aby miał też cechy osoby — tu znów fantaści potęgowali
ludzkie cechy, aby bóg był nadludzko okrutny i wspaniałomyślny, nadludzko
gniewny i przebiegły, nadludzko cierpliwy i niecierpliwy, nadludzko skłonny do
seksu i nadludzko ascetyczny. Takim bogiem o psychice rekordowo wyolbrzymionej
we wszystkich możliwych i sprzecznych ze sobą kierunkach jest, jak sądzę,
indyjski bóg Sziwa. Jahwe przy nim to niejako nieudolna próba, związana z tym, że twórcy Jahwe żyli w trudniejszych warunkach, było ich mniej i chyba
nawet mieli mniej czasu. Ale jak widać, ich wyobraźnia starczyła, aby porwać
ze sobą setki pokoleń i obecnie najwięcej wyznawców na świecie.
Tymczasem
na naszą planetę wciąż świeci to samo Słońce, zaś czas istnienia gatunku
Homo sapiens nie jest nawet drgnieniem dla życia gwiazdy. Słońce jest tylko
martwym obiektem, choć o wiele wspanialszym od wszystkich zmyślonych bogów.
Nie musi się zatem martwić, że znikomy ułamek jego energii doprowadził na
jednej z jego maleńkich planet do powstania istot zdających sobie sprawę z tego, że za dniem idzie noc, a za nocą dzień i poświęcających część
swojego czasu na zmyślanie bogów i bogiń. Choć oczywiście kreatorzy bogów
są nieliczni — większość ludzi nurza się w gotowych wizjach, nawet jeśli
te liczą tysiące lat i są w zasadzie śmieszne w swojej archaiczności. Mało
kogo w epoce samolotów i lotów w kosmos powinien obchodzić ognisty rydwan
jakiegoś mitycznego proroka. A jednak wygląda na to, że dla większości
ludzi na planecie ziemia latające rydwany dawnych twórców bogów i proroków
są znacznie bardziej istotne od samolotów, czy rakiet.
Uważam,
że wyobraźnia jest bardzo ważna, ale rozwijają ją prawdziwe zagadki, nie zaś
próby wyobrażenia sobie i wyjaśnienia zmyślonego przez kogoś dawno temu
ognistego rydwanu. Prawdziwa zagadka nie oznacza obietnicy — jej odkrywanie nie
polega na tym, że zyskamy nieśmiertelność, przywołamy deszcz, pokonamy
wroga, czy znajdziemy złoto pod poduszką. Zagadki odkrywa się dla samej radości
odkrycia. Oczywiście odkrycia zmieniają nasze życie i dają nam więcej, niż
nasi przodkowie mogli oczekiwać od zmyślonych bogów i bogiń. Ale nie dają
nieśmiertelności, a na takim lęku i nadziei jak widać łatwo bazować,
na tyle skutecznie, że jeszcze w XXI wieku większość ludzi na
planecie Ziemia wierzy w latające, ogniste rydwany, w gadające węże i krzaki
etc.
Odbiciem
naszej wyobraźni jest sztuka. Sądzę, że nauka jest niezwykle istotna dla jej
rozwoju. W nauce bowiem tkwią tylko możliwości pozwalające naszej wyobraźni
nie dreptać w kółko, nie dodając kolejnych ramion i świetlistych poświat
do zmyślonych, w założeniu wielkich, zjawisk i postaci. Żaden fantasta
przeszłości nie wymyśliłby zjawiska czasoprzestrzeni, czy zasady nieokreśloności — a takie rzeczy odkryliśmy dzięki nauce w rzeczywistości. Czy dostatecznie
wielu artystów zdołało wyjść na przeciw tym niezwykłościom? Nie sądzę.
Wciąż wielu twórców woli raczej myśleć o latających rydwanach. Nie muszą
być religijni. Starczy że tworzą coś, co nazwałbym Frontem
Pseudohumanistycznym. Ów pseudohumanizm polega na przeciwstawianiu nauce tego
co „ludzkie" i założeniu, że człowiek jest obok tego, co odkrywa
nauka, więc i sztuka winna być obok. Porusza się zatem wyświechtane tematy, w ogóle nie widząc tego, iż jesteśmy zanurzeni w czasoprzestrzeni, w gigantycznym wszechświecie. Zresztą,
nie jesteśmy zanurzeni — jesteśmy tego częścią. Jest to bardzo inspirujące i ja osobiście wciąż czekam na większą liczbę artystów, którzy pięknie
się tym zachwycą. Na tyle pięknie, aby inspirować nowych odkrywców, a nawet
współodkrywać poprzez fantazje oparte na rzetelnym zainteresowaniu
rzeczywistością.
Resztę
moich rozważań zobaczycie jak zwykle w filmiku z cyklu „Bezbożna
pogadanka":
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.