|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Areligijna kapsuła czasu [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli co powinien zrobić dziadek ateista, którego wnuczek idzie do
Pierwszej Komunii Św.?
Być może ten tekst będzie przysłowiową „musztardą po obiedzie",
bo okres komunii mamy już dawno za sobą, lecz dopiero teraz pomyślałem aby
się tym pomysłem podzielić z Czytelnikami Racjonalisty. Może ktoś jeszcze z niego skorzysta? Zatem wróćmy do tytułowego pytania. Możliwości jest wiele;
od zachwytu i całkowitej akceptacji tej religijnej uroczystości, poprzez obojętność,
czy wręcz oburzenie i nieukrywaną złość w stosunku do jej uczestników. Ja
wybrałem zupełnie inny sposób wypowiedzenia się w tej sprawie, a na
uroczystości bawiłem się na równi z resztą rodziny. Rozwiązanie,
które zastosowałem opiera się na pomyśle przedstawionym w jednym z fantastycznych opowiadań (tytułu i autora nie pamiętam, niestety) z lat
70-tych ubiegłego wieku. W nim właśnie główny bohater stanął przed poważnym
problemem: jak skomunikować się z przyszłym potomkiem (pra, prawnuczką), aby
odebrała od niego ważną informację.
Dość powiedzieć, iż stanąłem przed podobnym zadaniem: jak przekazać
ważną wiadomość swojemu
wnuczkowi, z którym rozdziela mnie (a właściwie nasze świadomości) prawie
60-cio letni przedział czasu? W związku z czym nie ma mowy o tym, aby mnie
teraz zrozumiał, a jak już dorośnie i będzie mądrzejszy — to albo ja go
już nie będę w stanie zrozumieć (starcza demencja), albo nie będzie mnie już
na tym świecie. Problem pozornie nierozwiązywalny, ale od czego jest wyobraźnia?
Skoro teraz nie mogę wytłumaczyć
wnuczkowi co myślę o jego niedawnej uroczystości religijnej, jak też o religii jako takiej, muszę to zrobić w przyszłości, nawet w takiej, kiedy już mnie z — dużym
prawdopodobieństwem statystycznym — może nie być.
Wymyśliłem więc taki sposób: na każdą ważniejszą okazję (np. 5
urodziny, pierwsza komunia, lub inne) wykonuję własnoręcznie jakiś piękny
przedmiot (to ważne, bo wtedy nabywa on coś z osobowości artysty, szczególnie
jeśli wkłada się w tę pracę swoje serce). Np. lustro w stylowej ramie,
szkatułkę, barometr lub zegar w rzeźbionej oprawie czy inną rzecz wykonaną w drewnie. I do każdego z nich dołączam swój przekaz,
ukryty w specjalnej skrytce, a na kopercie zaadresowanej osobiście do
niego, znajduje się dopisek: „Przeczytaj to, gdy skończysz 18 lat". Myślę,
iż w tym wieku powinien już zrozumieć o co mi chodzi w tych listach do niego. I tak np. do okazałej płaskorzeźby wykonanej dla wnuczka z okazji tej
religijnej inicjacji, dołączyłem taki oto list:
KOCHANY
KRZYSIU
Nie byłbym sobą, gdybym do prezentu jaki dla Ciebie zrobiłem z okazji Twojej
Pierwszej Komunii nie dołączył jakiegoś pisemnego przesłania, które dla
mnie jest ważniejsze od tej wypracowanej płaskorzeźby, będącej tylko
unikatowym przedmiotem, mającym dla mnie wartość bardziej emocjonalną, bo
wykonanym własnoręcznie, niż materialną. Z tym, że jego sens zrozumiesz
dopiero za kilka lub kilkanaście lat, ale taka jest kolej rzeczy.
Na pewno dzień swojej Pierwszej Komunii Św. uznałeś i zapewne tak go
zapamiętasz, za wyjątkową cezurę w twoim życiu. A to z powodu tej gorączkowej
krzątaniny wokół przygotowań aby wypaść jak najlepiej, wielu drogich i oczekiwanych przez Ciebie prezentów, które przy tej okazji dostałeś (nie
licząc już sporej kasy) od bliższej i dalszej rodziny, świątecznego i podniosłego nastroju samej uroczystości, oraz dużej ilości niezrozumiałych
formułek religijnych, których musiałeś nauczyć się na pamięć. Jednym słowem,
to wszystko składało się na przekonanie, iż uczestniczysz w bardzo wyjątkowym
wydarzeniu, którego ważności nie można z niczym porównać.
To prawda; z religijnego punktu widzenia, tak właśnie ma to wyglądać.
Pamiętam jeszcze ze swojej Pierwszej Komunii, jacy byliśmy dumni kiedy ksiądz
nam powiedział, iż sam Napoleon Bonaparte uznał ten dzień za najważniejszy w jego życiu. I główni organizatorzy tej uroczystości (ksiądz i katechetka)
robili wszystko od dłuższego już czasu, abyś tak właśnie myślał o tym
dniu. Nie wspominając o Twoich rodzicach i najbliższej rodzinie, którzy w najlepszej wierze również w tym uczestniczyli, kierując się miłością do
Ciebie i mając na uwadze twoje dobro.
Po prostu; kultura, w której żyjemy (a religia jest jej znakomitą częścią)
nakłada na nas niepisany obowiązek udziału w pewnych rytualnych obrzędach,
podkreślając ważniejsze momenty naszego życia, robiąc im
widowiskowo-emocjonalną oprawę i wiążąc nas tym samym z tradycją Kościoła.
Można jednak spojrzeć na ten religijny rytuał z nieco innej perspektywy. I chociaż mało kogo jest stać na ten odmienny od ogólnie przyjętego punkt
widzenia na religię, przytoczę go, ponieważ tak się składa, iż jestem jego
zwolennikiem, lub mówiąc językiem religijnym: zdeklarowanym wyznawcą. Abyś
właściwie pojął co mam na myśli, zacytuję Ci pewną opowiastkę z „Przebudzenia" Anthony’ego de Mello:
"Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do
gniazda kurzego w zagrodzie.
Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz z nimi.
Orzeł przez całe życie zachowywał
się jak kury z podwórka, myśląc, że jest podwórkowym
kogutem. Drapał w ziemi szukając
glist i robaków, piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać
skrzydłami i fruwać kilka metrów w
powietrzu. No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają
koguty?
Minęły lata i orzeł zestarzał się. Pewnego dnia zauważył wysoko
nad sobą, na czystym
niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród
prądów powietrza, ledwo
poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami. Stary orzeł
patrzył w górę oszołomiony. — Co to jest? — zapytał kurę stojącą obok. — To jest orzeł, król ptaków — odrzekła kura — ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on.
Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł, wierząc, że jest
kogutem w zagrodzie".
Jak należy rozumieć powyższą opowiastkę i jaki ma ona związek z uroczystością religijną, w której uczestniczyłeś i byłeś jej centralną
postacią? Otóż chcąc nie chcąc, zostałeś w ten sposób zaliczony przez
religię do — obrazowo mówiąc — domowego ptactwa w zagrodzie. Nie jest to
żadną ujmą dla Ciebie, gdyż nasza religia wszystkich jak leci traktuje w ten
sam sposób: „Nie ma sprawiedliwego, nawet jednego, nie ma rozumnego, nie ma
kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma
takiego co dobrze czyni, zgoła ani jednego" (Rzym 3,10-12). Sam więc
widzisz, że nie jesteś wyjątkiem.
Niewidzialne granice tej „zagrody" wyznacza ciasny, nieomal
infantylny światopogląd religijny, wystarczający jednak do bezpiecznej
egzystencji w nieuświadamianej sobie niewoli umysłowej owego „ptactwa"
(lub stada owieczek, jeśli już posługujemy się analogiami inwentarzowymi,
tak bardzo lubianymi przez duszpasterzy). A sens wychowania religijnego polega
na tym właśnie, abyś zaufał i uwierzył swoim duchowym pasterzom, że z racji wrodzonej ułomności naszej natury (grzech pierworodny), należysz do
owego „ptactwa w zagrodzie", które nie jest w stanie obejść się bez ich
duchowej opieki. Oraz w to, iż ludzkie życie bez idei, której oni są strażnikami i szafarzami całkowicie pozbawione jest sensu, a nawet więcej -
„prawdziwego" człowieczeństwa.
Dlatego to końcowe zdanie: "Ale
nie myśl o tym, ty i ja jesteśmy inni niż on", oddaje troskę owych
samozwańczych „przewodników" przez życie, która wyraża się
propagowaniem najchętniej przez nich widzianej postawy: „Tak, przyznaję;
jestem słabym, ułomnym i grzesznym człowieczkiem, potrzebującym wsparcia
duchowego na swej drodze życia i nieodzownej opieki ze strony Siły Wyższej,
bez pomocy której trudno mi się obejść w ciężkich chwilach. Ufam zatem bez
granic jej ziemskim reprezentantom gdyż wiem, że tylko oni prowadzeni Duchem
Świętym są w stanie doprowadzić mnie do obiecanej nagrody w życiu przyszłym,
pozagrobowym".
Oczywiście ta analogia nie jest doskonała, ponieważ religie w swojej
zakłamanej hierarchii wartości i ważności przyjęły inną perspektywę
widzenia tych problemów: to kapłani (szczególnie ci ze szczytów hierarchii
kościelnej) i wyznawcy ich religii, są równi królom ptaków — orłom,
wznoszącym się wysoko na skrzydłach wiary ponad ludzkimi słabościami i popędami. Zaś tych
wszystkich, którzy temu zaprzeczają uznają za podłych odszczepieńców,
diabelski pomiot nie godny nazywania się człowiekiem nawet.
Spytasz: co ma świadczyć o ich ważności? Oczywiście ich „barwne
upierzenie" znamionujące pychę: przebogate, kolorowe szaty, blichtr i otaczanie się bogactwami tego świata, przepych i wielkość ich świątyń i pomników (np. licheńska czy też świebodzińska gigantomania), ale nade
wszystko realna władza, jaką
posiadają nad swymi owieczkami, którą najdobitniej scharakteryzował papież
Pius X: „Co do tłumu, nie ma on żadnych obowiązków, jak dać się prowadzić i jak trzoda posłuszna iść za swymi pasterzami". Dobrze powiedziane,
prawda? W taki właśnie sposób widzą oni swoją „misję ewangelizacyjną".
Nie wierz także nikomu kto Ci powie, iż światopogląd ateistyczny
oznacza zamknięcie się na duchowość, oraz brak moralności (nazywanej mylnie
nihilizmem). To ewidentna bzdura! Świadomość moralna istnieje niezależnie od
religii, które zaanektowały ją do swoich potrzeb, a moralność ma się całkiem
dobrze, a nawet lepiej niż razem z nimi. To prawda, iż życie bez duchowości
jest płytkie i jałowe, ale wcale nie trzeba płacić za nią ceny, jaką jest
zamknięcie naszej świadomości w murach i strukturach kościelnych. Jednym słowem:
duchowość ateistyczna — wbrew obiegowej opinii — istnieje, a nawet jest
czymś bardziej fundamentalnym niż jakakolwiek religia. Z książek, które Ci
zostawię dowiesz się, iż nie musisz słuchać kościelnych „autorytetów"
aby mądrze żyć. Dowiesz się także, iż swoją duchowość możesz, a nawet
powinieneś rozwijać nie przez kościelne praktyki (obrzędowość i rytuał),
lecz przez ćwiczenia się w myśleniu, działaniu na rzecz innych i kontemplacji otaczającego nas świata. Przede wszystkim jednak w nieustającym
nabywaniu wiedzy, w możliwie szerokim zakresie.
Tak widzę ten problem (i to nie tylko ja), na podstawie informacji nabywanych
przez ostatnie 35 lat pasjonowania się religiami, religioznawstwem i filozofią.
Być może wyrośniesz jednak na potulną i bezwolną „owieczkę", na
jedną z „kur" z tej opowiastkowej zagrody, której wiedza o religii będzie
ograniczać się do tego, co usłyszy w niedzielę od księdza. Być może będziesz
należał do osób, które nie potrafią iść przez życie o własnych siłach
psychicznych i muszą wierzyć w opiekuńczą Istotę, od której uzależniają
swój los, i w której upatrują sens swojego życia.
Cóż,.. takiej ewentualności nie można wykluczyć i gdyby tak się miało stać,
nie wpłynie to w żaden sposób na stan moich uczuć do Ciebie (miłość jest
wszak bezwarunkowa). Po prostu ominie Cię ta wielka i nieporównywalna z niczym
przygoda umysłowa, a moja biblioteka z mnóstwem ciekawych książek posłuży
być może komu innemu.
1 2 Dalej..
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 05-08-2013 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9164 |
|