Żyjemy
dzisiaj w trudnych czasach. Sytuacja ekonomiczna w kraju się pogarsza.
Bezrobocie rośnie. Coraz czarniejsza przyszłość przed nami się rysuje. Przyczyn
tego stanu rzeczy jest kilka. Jednak najważniejszą z nich jest kryzys władzy.
Ustrój demokratyczny w założeniach miał dać ludziom możliwość decydowania o swoich losach. Powszechne wybory do parlamentu miały umożliwić wybranie takich
rządzących, którzy działaliby dla dobra całego społeczeństwa. Niestety dzisiaj
rządy demokratycznie wybrane straciły większość władzy na rzecz różnych grup
interesu, takich jak światowa finansjera, wielkie korporacje czy też lobby
urzędnicze.
Gdy w Polsce
Donald Tusk został wybrany na premiera w roku 2007 obiecywał bardzo dużo. A z
tych obietnic prawie nic nie zostało zrealizowane. Stało się tak nie dlatego, że
premier kłamał, ale dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, iż nie miał możliwości
zrealizować tych obietnic. Były wielkie chęci i próby wprowadzenia zmian.
Większość Polaków chciałaby zmniejszenia administracji i taniego państwa.
Walczył z biurokracją premier i walczył też Janusz Palikot na czele komisji
Przyjazne Państwo. Oboje przegrali. Urzędnicy za pomocą różnych komisji,
podkomisji i innych sztuczek prawnych torpedują wszelkie ustawy, które mogą ich
pozbawić przywilejów.
Pomimo
głośnych obietnic urzędom centralnym nie udało się zmniejszyć zatrudnienia.
Tylko między 2008 a 2012 rokiem przybyło w Polsce 19 285 urzędników — wynika z raportu Fundacji Republikańskiej. Sam Donald Tusk przyznał, że to była
największa porażka jego rządu. W marcu 2011 roku, na antenie TVN24 stwierdził:
„Byłem za słaby, nie dałem rady."
Premier w Polsce jest już za słaby, by rządzić. Nie ma prawie wcale władzy. Dużą jej część
mają urzędnicy, którzy tworzą ciągle nowe etaty w urzędach by zatrudniać
członków swoich rodzin i znajomych zwiększając tym samym obciążenie państwa oraz
utrudniając rozwój przedsiębiorczości. I nic tu nie pomoże zmiana rządu.
Biurokracja rośnie stale, niezależnie od tego kto rządzi.
Pojawia się
więc oczywiste pytanie. Czy w takim razie żyjemy ciągle w kraju demokratycznym,
gdzie rządzi lud, czy też jest to już chaotyczna władza grup interesu? Jeżeli
zdecydowana większość obywateli chce taniego państwa, a nie da się tego w żaden
sposób osiągnąć, to nie jest to już demokracja. Nie rządzi większość. Rządzi
mniejszość, która coraz bardziej okrada większość.
Wprowadzona
niedawno w Polsce ustawa śmieciowa miała głównie jeden cel. Tym celem jest
zatrudnienie nowych urzędników do obsługi firm wywozowych i nadzorowania
obywateli. Nie zlikwiduje to problemu wywozu śmieci do lasów, ale za to wzrośnie
biurokracja, która będzie utrzymywana z wyższych opłat za odbiór odpadów.
Jednak o ile
jeszcze mamy jakiś minimalny wpływ na naszych urzędników krajowych, to już nie
mamy żadnego wpływu na biurokrację Unii Europejskiej. A tam podejmowanych jest
wiele decyzji, od których zależy nasze życie. Komisja Europejska, która tworzy
ustawy, nie podlega prawom demokratycznym. Obywatele nie mogą wybierać jej
członków. W rezultacie twór ten ulega lobby wielkich koncernów. To interes
bogatych jest realizowany przez unijnych urzędników.
Ale
największą władzę w dzisiejszych, tak zwanych, państwach demokratycznych ma
światowa finansjera. Nasz system finansowy jest tak skonstruowany by zamożni
tego świata mogli się bogacić coraz bardziej kosztem biednej części
społeczeństwa.
Mało ludzi
zdaje sobie sprawę z tego, że są okradani przez bankierów, finansistów i bogatych inwestorów. Bankierzy i finansiści zyskali zbyt duży wpływ na rządy. To oni stworzyli nasz system
finansowy, który jest oparty na długu. Przypomina on piramidę finansową, taką
jak na przykład Amber Gold. Tak samo jak firma Marcina Plichty nie miała złota
na pokrycie wkładów od swoich klientów, tak też i w nasz system finansowy nie ma
pokrycia w rzeczywistości. Pieniądze ulokowane w bankach czy w obligacjach nie
mają odzwierciedlenia w realnej gospodarce. Tych pieniędzy nie ma. Długi wielu
państw są już niemożliwe do spłacenia, a kapitały banków pokrywają tylko
niewielką część ulokowanych w nich pieniędzy.
Taki system
musi kiedyś upaść. Każda piramida finansowa kiedyś upada. Stałoby się to już we
wrześniu 2008 roku, po ogłoszeniu upadłości przez bank Lehman Brothers, ale
bankierzy wywarli wpływ na rządy i zyskali zgodę na dofinansowanie z budżetu
państwa nierentownych instytucji finansowych oraz wymusili na rządach dodruk
pieniądza. Obecnie światowy system finansowy podtrzymywany jest przy życiu za
pomocą pieniądza drukowanego. Zatrzymanie pras drukarskich, w jakiejkolwiek
dającej się przewidzieć przyszłości oznacza pewną katastrofę gospodarczą.
Wierzyciele straciliby wiarę w lokaty bankowe i obligacje, co skutkowałoby
niewypłacalnością banków i państw. Nie dostaliby pieniędzy emeryci, ani
pracownicy sektora budżetowego. Wstrzymane zostałoby finansowanie firm z banków.
Skutkowałoby to załamaniem całej gospodarki i kryzysem jakiego jeszcze świat nie
widział. Ale stałe drukowanie pieniędzy spowoduje jeszcze większe problemy w przyszłości — wywoła ono hiperinflację.
Chciwość
bankierów zaprowadziła nas w ślepą uliczkę. Prędzej czy później trzeba będzie
się zmierzyć z poważnym kryzysem. Zapłacą za niego oczywiście najbiedniejsi.
Bogaci sobie poradzą.
Aby dzisiaj
było można mieć nadzieję na w miarę łatwe wyjście z kryzysu, który nas czeka i na lepszą przyszłość, niezbędna jest naprawa systemu finansowego i odebranie
przywilejów wielu niesłusznie uprzywilejowanym. Jednak nie da się tego dokonać w ramach naszego ustroju politycznego. Zmiana partii u władzy nic nie da. Premier
jest zbyt słaby by rządzić. Dzisiaj potrzebne są zmiany ustrojowe. Potrzeba jest
na nowo oddać władzę w ręce ludu, aby zwyciężał interes większości, a nie
interes małych uprzywilejowanych grup. Taka operacja jest możliwa. Prawdziwa
demokracja istnieje jeszcze w Szwajcarii. To jest demokracja bezpośrednia. W kraju tym ludzie naprawdę mają władzę. Mogą głosować za lub przeciw danej
ustawie, a nie tylko na danego kandydata do władzy. Dlatego też Szwajcaria
bardzo dobrze sobie radzi gospodarczo. Nie jest okradana przez różne grupy
interesu. A przynajmniej dzieje się to w dużo mniejszym stopniu niż na przykład w Polsce.
Wielu ludzi
jest zaangażowanych w propagowanie idei demokracji bezpośredniej. Wielu ludzi
chce walczyć o jej wprowadzenie. Ciągle jednak jest to zbyt małe poparcie.
Dlatego potrzebna jest pomoc tych, którym zależy na przyszłości dla nas i naszych dzieci. Potrzeba dzisiaj propagować ideę demokracji bezpośredniej, by
partie chcące ją wprowadzić wygrały wybory i by miały możliwość zmiany
konstytucji.
Dzisiaj
wszystko spoczywa w naszych rękach. Jeżeli ludzie się zmobilizują i zaczną
wspierać prawdziwą demokrację, to jest szansa na jej wprowadzenie i odebranie
władzy grupom interesu. Wtedy będziemy mogli myśleć o lepszej przyszłości. W przeciwnym razie zmierzamy tylko do katastrofy. Chaotyczna władza grup interesu,
jaką mamy obecnie, będzie stale niszczyć budżety państw. Dlatego prędzej czy
później musi ona zostać obalona. Pytanie tylko czy zrobi to silna władza, czy
też zwycięży demokracja. Gdy nadejdzie poważny kryzys, władzę mogą przejąć
dyktatorzy. Ktoś, kto ma pełnię władzy może pozbawić tej władzy różne grupy
interesu, które okradają kraj. Istnieje poważne zagrożenie, że pogrążeni w kryzysie obywatela będą woleli poprzeć dyktatora, który silną ręką wprowadzi
porządek w państwie. W krajach Europy, gdzie mamy już recesję, takich jak Grecja
czy Hiszpania, rośnie poparcie dla partii z zapędami dyktatorskimi.
Potrzeba
dzisiaj wytłumaczyć ludziom, że obecna, tak zwana demokracja, prowadzi nas tylko
do katastrofy, a dyktatura to nie jedyne wyjście z kryzysu. Jest inna możliwość.
Nazywa się ona demokracja bezpośrednia.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.