|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Bankructwo political corectness Autor tekstu: Radosław S. Czarnecki
La budd li-'l-islam anjahkun *
dr Sayyed Qutb (1906-66)
Sayed Qutb to teoretyk i praktyczny twórca ideologii islamizmu w Egipcie. Nie był nigdy członkiem Bractwa
Muzułmańskiego, choć za rządów gen. Gamal Abdel Nasera był prześladowany
na równi z aktywistami tego stowarzyszenia. W końcu zginął (wraz z kilkoma
członkami Bractwa) na szubienicy oskarżony o przygotowywanie zamachów i przewrotu w państwie nad Nilem. Ideologia i doktryna współczesnego Bractwa
Muzułmańskiego, zwłaszcza egipskiego odgałęzienia, opiera się w głównej
mierze o idee i nauki Sayyeda Qutba (oraz Hasana al-Banny). To czysty,
fundamentalistyczny, agresywny i absolutnie nietolerancyjny islamizm.
Oglądając od ponad miesiąca (a tak naprawdę niepokoje i napięcie społeczne
trwają w Egipcie od ponad dwóch
lat) zdjęcia z Kairu, Aleksandrii, Suezu czy Hurghady i Szarm El-Szejk — zamęt i chaos rozprzestrzeniły się już na egipskie wybrzeża Morza Czerwonego gdzie
wypoczywają tysiące turystów z Europy, Ameryki i Azji i gdzie dotychczas było
spokojnie — widać, że kraj stoi na krawędzi wojny domowej, porównywanej do
sytuacji w Syrii. Społeczeństwo jest podzielone, zwolennicy porządków
islamskich, dalekich od tolerancji, demokracji, pluralizmu, wolnej gry
wszystkich sił politycznych nie chcą się zgodzić na usunięcie ich człowieka z Pałacu Prezydenckiego. Faktyczny zamach stanu jaki został dokonany w czerwcu
2013 ma poparcie znacznej części społeczeństwa egipskiego, czującego się
pod rządami Mohammada Mursiego (usunięty Prezydent-islamista wybrany w powszechnych i demokratycznych wyborach, ale bez obowiązującej, na nowo
uchwalonej przez parlament, konstytucji) i Bractwa Muzułmańskiego oszukanym.
Bo zamiast demokratyzacji, otwarcia, pluralizmu i współżycia różnych grup,
wyznań, środowisk i postępu Egipt staczał się w otchłań przemocy,
beznadziei, agresji islamskich radykałów, wzrastającej roli salafitów
(islamskich fanatyków, przy których Bractwo Muzułmańskie może uchodzić za
umiarkowanych polityków i zwolenników demokracji). Egipt, od wieków — nawet
podczas panowania kalifów z dynastii Fatymidów (szyickiego odłamu islamu,
gdzie o tolerancji i zrozumieniu „Innego" trudno było marzyć) czy niektórych
kalifów abbasydzkich z gałęzi kairskiej — był krajem wielokulturowym i multi-religijnym. Zwłaszcza wspólnota Koptów, stanowiąca pokaźna liczbę
ludności kraju (Aleksandria cieszy się od wieków atencją tego odłamu chrześcijaństwa i traktowana jest jako główne miasto koptyjskie) jest istotną wspólnotą
nadającą Egiptowi swoiste piętno jego kulturze, polityce, sztuce czy
gospodarce.
Od chwili zdobycia władzy przez Bractwo Muzułmańskie nad Nilem przy
bierności byłego Prezydenta (a może i cichym jego przyzwoleniu?) wzrosła
niepomiernie, by obecnie przy chaosie i starciach między zwolennikami i przeciwnikami Mursiego osiągnąć już formę plagi i masowości, liczba ataków — często jest to czysty terroryzm bądź zabójstwa — na
świątynie, ośrodki kultu, duchowieństwo czy zwykłych wyznawców. O tym
politycy i elity euro-amerykańskie jakoś dyplomatycznie nie wspominają (a jeżeli
już to czynią nie jest to forma potępienia czy ostrego protestu).
O polskich dziennikarzach i publicystach zajmujących się tematyką
bliskowschodnią bądź zagadnieniami ze świata arabskiego nawet szkoda
wspominać: zaklęcia o nieprzestrzeganiu demokracji, puczu czy zamachu stanu są
obligatoryjnym i jedynym w zasadzie opisem dziejącego się w Egipcie dramatu.
Niektórzy specjaliści od islamu (czy od zagadnień związanych ze światem
muzułmańskim) zapraszani do TV również preferują takie właśnie dylematy i refleksje na ten temat.
Podobnie rzecz się ma z elitą polityczną Zachodu — czyli USA i Europy. Przy czym Amerykanie nie starają się na razie jakby widzieć tego co
się dzieje w Egipcie, natomiast politycy Unii Europejskiej postępują według
sprawdzonego, — przez siebie -
szkodliwego i niosącego w efekcie porażkę idei demokracji scenariusza, zakreślonego
fałszywie pojętą poprawnością polityczną (tzw.
political corectness). Ustępstwa, umizgi, niezdecydowanie i brak
reakcji na coraz powszechniejszą i brutalną ofensywę fundamentalizmu
religijnego — tu; islamizmu, brak zdecydowanej reakcji na barbarzyńskie
obyczaje oraz nie respektowanie obowiązujących w krajach europejskich przepisów
prawnych zgodnych z miejscową kulturą i cywilizacją przez wspólnoty muzułmańskie w Europie w imię tolerancji, demokracji i mylnej interpretacji idei
multi-kulti prowadzi na manowce i powoduje istotne zagrożenia porządku
społecznego oraz wbija fanatyków religijnych w pychę i poczucie bezkarności.
Chcą oni zaprowadzać zwyczaje i jurysdykcję opartą o szariat i polegającą na posiadaniu przez te wspólnoty odrębnego
sądownictwa, tym samym podporządkować
rzesze muzułmanów wywodzące się spoza Europy swojej jurysdykcji, tak aby je
można było indoktrynować i infekować ideologią agresywnego i fanatycznego
islamizmu. Jest to także droga do zacierania granic na gruncie polityki między
sacrum, a profanum, co jest podstawą pokoju społecznego w Europie
Zachodniej w ostatnich dekadach i niezwykle korzystnym efektem Oświecenia.
O szkodliwości islamizmu, czyli politycznej wersji religii Mahometa (jak
również jego różnorodnych mutacji rozprzestrzenionych od Maroka po Indonezję i od Bośni poprzez kairski al-Azhar po Sudan i Somalię, a wspieranych hojnie
petrodolarami z nad Zatoki Perskiej, Rijadu lub Teheranu — w wypadku szyitów -
takich jak np. wahhabizm czy ideologia pusztuńskich talibów itd.) od lat -
trzeba przyznać bez skutku — mówili, pisali, wykładali na renomowanych
uczelniach, informowali w mediach tacy znawcy świata muzułmańskiego, pochodzący z tych regionów, jak Georges Corm (Libańczyk osiadły we Francji), Bassam Tibi
(Niemiec pochodzenia syryjskiego), Fareed Zakaria (Amerykański publicysta
pochodzenia indyjskiego) czy Samir Kassir (Francuz libańskiego pochodzenia
zabity w zamachu bombowym w Libanie). Zagrożenia ze strony tego
ekstremistyczno-polityczno-religijnego ruchu są wielopłaszczyznowe i znaczące
dla pokoju światowego. Widzimy to wyraźnie patrząc na wydarzenia jakie miały
miejsce w ostatnich dwóch dekadach: Bośnia, Kosowo, na przedmieściach miast
francuskich, Mali i Libia, wojna w Algierii, zamachy bombowe na WTC, w Londynie,
Madrycie, na Bali, Bombaju, Dar es Salam, Nairobi, Adenie, Urumczi czy ostatnio w Bostonie, mając na uwadze sytuację na północnym Kaukazie, w Afganistanie, w Pakistanie, w Sudanie i Czadzie, w chińskiej prowincji Sinciang, na południu.
Filipin, w Somalii czy Nigerii. Nie wspominając o Bliskim Wschodzie (Liban,
Palestyna, Izrael, Syria, Irak), teraz w Egipcie.
Politycy i media europejskie zrównują zamachy stanu jakich dokonywano w przeszłości w Ameryce Łacińskiej czy Afryce, z tym co się dziś dzieje w Egipcie. Syria (i to co czyni Zachód wokół wydarzeń w tym kraju) jest przykładem
jak „arabska wiosna" na rzecz demokracji przekształciła się w wojnę
domową. Wybór obecnie stoi między świeckim i możliwym do zaakceptowania -
ze względu na ewentualną ewolucję — reżimem Assada, a fanatykami i islamistyczną międzynarodówką sunnickiej proweniencji, walczącą o zorganizowanie na terenie Syrii kalifatu o charakterze religijno-średniowiecznym,
na wzór wahhabickiej teorii religijno-polityczno-społecznej. I wobec tego
zagrożenia trzeba zająć jednoznaczne i zdecydowane stanowisko, nie kreować
się na obrońcę zasad demokracji i wolności, które to zasady ci do których
kieruje się słowa otuchy i pomoc mają głęboko „w poważaniu", więcej — gardzą nimi i chcą nas, Europejczyków, za ich promocję mordować (o ile
nie przyjmiemy ich sposobu rozumowania, ich formy postrzegania świata).
Oglądając parę dni temu bezpośrednią relację z Hurghady realizowaną
przez rosyjskojęzyczną TV-Sat Russia 24 (w tym egipskim kurorcie wypoczywają
tysiące turystów z Rosji) mogłem śledzić na żywo wyjście z miejscowego
meczetu demonstracji islamistów, która przerodziła się w ponad 5 000-czny
marsz zwolenników Bractwa Muzułmańskiego przez centrum miasta. Dziennikarz
prowadzący relację przeprowadził kilka wywiadów z mieszkańcami tego kurortu.
Egipcjanie znają język rosyjski, pewnie z tytułu rzesz turystów przebywających
licznie w Hurghadzie jak i — w przypadku starszych obywateli — z racji studiów w byłym ZSRR, chętnie podejmowanych w minionym okresie. Wszyscy rozmówcy
niechętnie, wręcz wrogo, wypowiadali się o islamistach — zwłaszcza w kontekście turystyki i prowadzonych prywatnych interesów. Próby rozmów z uczestnikami marszu kończyły się jedynie na okrzykach do mikrofonu; Allah akbar czy groźbach w stosunku do niewiernych. Tego w polskiej
TV nie pokazują.
Na zakończenie warto zwrócić uwagę — co pomijają w swych
refleksjach na temat kryzysu egipskiego polscy komentatorzy — że na
demonstracjach islamistów pojawia się coraz więcej zielonych flag z białymi
inskrypcjami z Koranu (bandera islamistów i salafitów — hiper-ortodoksów
muzułmańskich), na równi z portretami Mursiego, ibn-Ladena i znanych postaci z dziejów Bractwa.
Argumentacja ze sfery political corectness uważająca Bractwo Muzułmańskie za
„umiarkowanych islamistów", będących poważną konkurencją dla
wspomnianych salafitów jest o tyle nieskuteczną co szkodliwą. Przykład
Tunezji, gdzie (ponoć) umiarkowani islamiści przejęli władzę na drodze
demokratycznych wyborów (po „jaśminowej rewolucji") i gdzie od tego czasu
permanentnie „nieznani sprawcy" skrytobójczo mordują działaczy związanych z opozycją laicką, zwolenników świeckiej Tunezji i animatorów rozwiązań
jurydycznych rodem z Europy jest groźnym memento.
Także Turcja pod rządami tzw. „umiarkowanych islamistów" — z partii AKP
Premiera Erdogana — od dekady steruje w kierunku coraz bardziej dogłębnej
islamizacji kraju nad Bosforem. To są fakty — i jasno brzmiące zagrożenia.
Klasyk Oświecenia, Wolter miał celnie zauważyć (i jest to uniwersalna
prawda), że "nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji". W perspektywie sytuacji
jaką mamy aktualnie w Egipcie — a w zasadzie widać jak na dłoni, że ten
problem dotyczy całego regionu i krajów arabskich po tzw. „wiośnie ludów" z 2011 (czyli oprócz Egiptu, Libii, Syrii czy jakimś stopniu Tunezji oraz
Turcji, o Iraku nie mówiąc) — wreszcie zdecydowany głos Europy, w imieniu
wartości i zasad „wolnego świata", winien zabrzmieć zdecydowanie i wyraźnie.
No i wreszcie trzeba przypomnieć „przyjaciołom" i sojusznikom z Rijadu,
Dohy czy Manamy, Abu-Zabi czy Dubaju o cywilizowanych — w sensie XXI wieku -
warunkach współpracy międzynarodowej i globalnej wymiany myśli oraz idei. To
być albo nie być naszej kultury i naszych zdobyczy cywilizacyjnych w perspektywie tego wieku.
Stosowana od dłuższego czasu political
corectness przez elity Europy wobec wszystkich wspólnot religijnych, chcących
zawłaszczać (co widać coraz wyraźniej) przestrzeń publiczną dla własnych,
utylitarnych i politycznych korzyści właśnie w zderzeniu z najbardziej
agresywną próbą pomieszania sacrum
z profanum bankrutuje ostatecznie. Trzeba powiedzieć zdecydowane
basta nietolerancyjnemu, nienawistnemu, ofensywnemu i napastliwemu
fundamentalizmowi religijnemu, jakim coraz bardziej jest zakażana europejska
przestrzeń publiczna. Od islamizmu musi się zacząć — przede wszystkim
prawo, prawo europejskie i jego bezwzględna egzekucja. Tylko tak będziemy
mogli obronić europejską orbis terrarum od waśni i wojen religijnych na skalę trudno wyobrażalną.
Fundamentaliści religijni mający ochotę ponownie sakralizować kulturę
Zachodu (w stylu średniowiecznym) gdy im się nie przeciwstawi wepchną nas do
sytuacji obserwowanej w świecie islamskim. Nie wolno do tego dopuścić.
*(arab.)
nieuchronnie zapanuje islam
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 19-08-2013 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 129 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Return Pana Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9203 |
|