|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Homo sum [1] Autor tekstu: Stanisław Pietrzyk
Poniższy tekst nie jest próbą utworzenia definicji człowieka, a jedynie przeanalizowania tego, co na ten temat wiadomo z bezmiaru dostępnych rozmaitych informacji w każdej postaci — zarówno tej
tradycyjnej, jak i elektronicznej.
Ponieważ człowiek i jego działalność dotyczy wszystkich dziedzin nauki, nie
sposób przy jego definiowaniu ograniczać się tylko do
poziomu gatunku już choćby z tej przyczyny, że jako gatunek nie bardzo
wyróżniamy się in
plus spośród innych
Animalia. To, że w klasyfikacji
biologicznej Homo znajduje się wśród
Primates nie może stanowić przesłanki
do postrzegania siebie jako „korony stworzenia" tym bardziej, że ta
„korona" jest pod wieloma względami ułomna, a często wręcz upośledzona,
choć należałoby, chcąc być w zgodzie z obowiązującymi obecnie trendami w psychologii czy pedagogice specjalnej, odejść od tego stygmatyzującego
terminu, zastępując go bardziej poprawnym a przynajmniej mniej pejoratywnym
jakim jest „niepełnosprawna umysłowo". Jednak
kto miałby oceniać poziom tej
„niepełnosprawności" i na podstawie jakich kryteriów, skoro różnimy się
pod każdym względem i jesteśmy tak niepowtarzalni, jak nasze linie papilarne,
tęczówka oka czy kod genetyczny. Wraz z rozwojem nauk wzrasta poziom
nagromadzonej wiedzy, więc wiele definicji trzeba aktualizować lub nawet
poddawać radykalnej zmianie. W zasadzie wszystkie, ponieważ wszystko podlega
ciągłej ewolucji. Wraz z lawiną informacji
spadającą na nas w tempie uniemożliwiającym jej przyswojenie z podobnie „lawinową" prędkością, mnożą się pytania, a obszary
naszej niewiedzy rozprzestrzeniają się przed nami niczym panorama ukazująca
się z kolejnego zdobytego szczytu a cel, jakim jest poznanie, oddala się jak punkt
na horyzoncie z prędkością równą tej, z jaką się do niego zbliżamy.
Historia
człowieka liczy kilka milionów lat, biorąc pod uwagę cały proces
filogenetyczny od chwili rozdzielenia linii ewolucyjnych aż do czasów współczesnych, w których wiedza o naszych korzeniach daje nam tyle powodów do zadowolenia co i do frustracji, lecz mimo to daje impuls do dalszych poszukiwań odpowiedzi na
nurtujące pytania nauki w tym i Antropogenezy.
Jak więc zdefiniować
człowieka całościowo, skoro już ten podstawowy, biologiczny aspekt
pozostawia wiele do życzenia i nastręcza coraz to nowe trudności w miarę jak
poznajemy kolejne ogniwa w łańcuchu ewolucyjnym tak pozrywanym i pordzewiałym,
że trudno często określić czy to ten sam łańcuch, na końcu którego jest homo
sapiens, czy może łańcuch łączący
psa z budą.
Karol Linneusz, który spopularyzował binominalne nazewnictwo gatunków,
prawdopodobnie pierwszy użył w pierwszej edycji Systema
Naturae nazwy Homo i wraz z małpami
człekokształtnymi zaliczył do rzędu Antropomorpha, a w dziesiątej edycji wymienionego dzieła zmienił
nazwę Rzęduna Primates.
To pozwoliło w znacznym stopniu uporządkować przedstawicieli fauny i flory choć z czasem nawet binominalne nazewnictwo okazało się niewystarczające
pomimo tego, że już sama systematyka poszatkowała świat materii ożywionej
na elementy pierwsze.
Ze względu na taką samą strukturę budulca dzielimy Domenę (Dominium), poziom o najwyższej randze taksonomicznej, ze
wszystkimi eukariontami — czyli organizmami zbudowanymi z komórek zawierających
jądro komórkowe z chromosomami (w
przeciwieństwie do prokariontów).
Kolejne kategorie systematyczne w hierarchicznym systemie klasyfikacji
biologicznej zawierają ogromną różnorodność form i mnóstwo homologii określających
wspólne, ewolucyjne pochodzenie struktur organizmów mimo różnic
taksonomicznych.
Animalia, największe i najbardziej zróżnicowane gatunkowo królestwo organizmów żywych, do których
zalicza się również Homo, to
kolejna kategoria potrzebna do określenia naszego gatunku, jednak jeszcze zbyt
ogólna, aby można było przejść do szczegółowych, charakterystycznych dla Homo
sapiens cech gatunkowych. Nie można też pominąć takich kategorii jak Typ
(strunowce, łac. Chordata) czy Podtyp (kręgowce, łac. Vertebrata), jeszcze mocno zróżnicowane morfologicznie. W ten sposób
dotarliśmy do Mammalia — czyli
bliższej nam Gromady ssaków, którą trzeba jeszcze zawęzić do Rzędu
Primates a więc naczelnych. Tu
znajdujemy Rodzinę Hominidae, (człowiekowate),
którą dzielimy wraz z gorylami, orangutanami i szympansami choć nie do końca
wiemy, jak bliski jest stopień pokrewieństwa między członkami tej rodziny.
Ciągle większość z nas nie przyjmuje do wiadomości, że małpy są naszymi
bliskimi krewnymi, że różni nas około 2% z całego kodu genetycznego, co może
jedynie świadczyć o tym, że „poprawki w stosunku do małpy są wręcz
niezauważalne" (Mark Twain).
Jakkolwiek definicja rodzaju Homo nastręczała
sporo trudności już od samego początku, to jednak przyjmuje się, że za cechy
charakterystyczne dla tego gatunku uznać można prowadzenie naziemnego trybu życia,
wertykalną postawę, większą od pozostałych Primates pojemność puszki mózgowej, przeciwstawny i dobrze ukształtowany
kciuk czy zredukowane owłosienie ciała. To są podstawowe
cechy wyróżniające Homo spośród Hominidae oprócz oczywiście wielu innych, większych lub
mniejszych różnic anatomicznych zafundowanych nam przez ewolucję a wynikających z procesu przystosowawczego.
Ponieważ do tej pory nie ustalono definitywnie jednej, zadowalającej
wszystkich systematyki rodzaju Homo,
więc trudno powiedzieć, którą z istniejących można uznać za najbardziej
prawdopodobną tym bardziej, że nie ma naocznych świadków zarówno habilitacji pierwszych Homo
ani tych, którzy mogli widzieć jak Homo
stał się erectus czy wreszcie jak H.faber
wynalazł czy znalazł pierwszą maczugę i czy na pewno zgubił ją H.
habilis.
Do końca też nie wiadomo, dlaczego i kiedy Homo
stał się erectus, gdyż większość
preferowanych hipotez nie daje zadowalających odpowiedzi, choć niektóre z nich są bardziej interesujące od innych. Wielu
paleontologów kierowało swoje wysiłki przede wszystkim na poszukiwanie przesłanek
behawioralnych choćby takich, jak zdolność do produkowania a później i noszenia broni czy narzędzi z chwilą uwolnienia rąk od funkcji lokomocyjnych,
pomijając lub bagatelizując czynniki fizjologiczne. Jednak
szczególnie interesującą wydaje się być hipoteza o termoregulacji jako
czynniku decydującym i mającym niebagatelny wpływ na wzrost mózgu zapewniając
mu ochronę przed stresem termicznym.
Kolejny determinant czyli rodzajowy wyróżnik to (Homo)
ludens, człowiek bawiący
się (J. Huizinga, Homo ludens), choć
według badań behawiorystów nie jest to cecha zarezerwowana wyłącznie dla
naszego gatunku, lecz bez wątpienia stanowiąca źródło i element kultury.
Znacznie bardziej wyróżniające epitety gatunkowe to H. esperans (człowiek nadziei)i H. negans — człowiek, który
potrafi powiedzieć „nie", choć większość mówi „tak", gdy w grę
wchodzi ich przetrwanie lub korzyść (E. Fromm, Rewolucja
nadziei).
Jakkolwiek nadzieję posiadają również inne gatunki a nawet można
powiedzieć, idąc znacznie dalej a może aż za daleko w tym stwierdzeniu, że
wszystko, co żyje, ma nadzieję, to jednak ta druga cecha (negans)
jest w przyrodzie zdecydowanie mniej spotykana, o ile w ogóle.
Antropogeneza czyli dziedzina nauki zajmująca się powstaniem, drogą
rozwojową i wszystkimi procesami biologicznymi prowadzącymi do powstania człowieka
rozumnego (Homo sapiens) a nawet po
dwakroć rozumnego (Homo sapiens sapiens)
jest niejako wprowadzeniem do antropologii, interdyscyplinarnej dziedziny nauki z pogranicza nauk humanistycznych, przyrodniczych i społecznych a poprzez nie z wszelkimi innymi naukami, które są ze sobą bardziej lub mniej ściśle powiązane.
Jest niemałym problemem poszukiwanie naszych mioceńskich i plioceńskich
korzeni czy plejstoceńskich lub holoceńskich artefaktów i chronologiczne ich
uszeregowanie, dlatego lepiej przejść do uproszczeń i w jak najbardziej
lapidarnym ujęciu starać się zawrzeć ten najbliższy nam okres, w którym
dokonał się kolosalny wzrost znaczenia Homo.
Tak więc mamy już chociaż
mgliste pojęcie o naszych początkach, o tym, że w pewnym momencie kończyny
przednie naszych praprzodków przestały współdziałać z tylnymi w czynnościach
tyleż koniecznych co i męczących i znalazły sobie inne zajęcie. Mniej męczące a na dodatek zdecydowanie bardziej twórcze.
Trudno powiedzieć, jakie były pierwsze efekty manipulacji wczesnego Homo
sapiens i do jakiego stopnia był to wytwór przemyślany czyli jak bardzo
kończyny już nie przednie, a górne współpracowały z ośrodkiem
dyspozycyjnym i jakie ten ośrodek miał priorytety.
Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że te pierwsze
produkty miały służyć destrukcji wszystkich istot zdatnych do spożycia jak
również eliminacji konkurencji i wrogów. Czyli w tej kwestii nic lub niewiele się zmieniło
do dzisiaj. Zmieniły się tylko technologie a pomysłowość okazała się nie
mieć granic.
W miarę jak Homo coraz
bardziej stawał się sapiens a wytwory jego rąk pod względem wyrafinowania i praktyczności vel użyteczności a także zgodności z zamysłem coraz bardziej wskazywały na celowość ich
przeznaczenia, przybywało wolnego czasu, który do tej pory był w całości
przeznaczany na walkę o przetrwanie.
Kiedy człowiek ma sporo wolnego czasu i żadnych
szczególnych zajęć, nachodzi go nuda a czasem nawet jakaś refleksja. Ta
druga zazwyczaj wtedy, gdy zaskoczy i zadziwi go efekt własnych działań. No i oczywiście w sytuacji, kiedy atmosfera środowiska pozbawiona jest zagrożeń i pozwala na kierowanie własnej percepcji do wnętrza samego siebie.
Zanim jednak Homo osiągnął
taki poziom minęło sporo a może nawet więcej
czasu.
Tak więc troglodyci, przy czym nie chodzi tu o nadanie pejoratywnego
znaczenia wczesnym przedstawicielom naszego gatunku, mając sporo produktów
bogatych w proteiny poupychanych w przeznaczonych do tego częściach jaskini,
bo jak wiadomo lodówek jeszcze nie wynaleziono bo i po co, skoro ówczesne środowisko
było jedną wielką lodówką (chodzi o ostatni, plejstoceński glacjał) mieli
już sporo wolnego czasu. Siedząc więc wokół ówczesnego centralnego
ogrzewania — czyli wokół
centralnie usytuowanego ogniska — dzielili się refleksjami i wymieniali doświadczeniami
zdobytymi w trakcie praktycznego wykorzystywania wynalezionych ledwie co przyrządów,
służących do zmuszania zwierzyny łownej do przyjmowania na stałe pozycji
horyzontalnej. Gimnastykowali więc w ten sposób ośrodek Brocka i Wernickego na wczesnym etapie fonetyki akustycznej. Wzbogacali przy
okazji nieistniejące jeszcze leksykony o kolejne słowa a raczej dźwięki,
określające nowe wynalazki i związki przyczynowo-skutkowe wynikające z ich użycia.
Sama jaskinia jak i rozświetlające ją płomienie stwarzały teatralną niemalże
atmosferę sprzyjającą projekcji gestów manualnych i potęgowaniu ich
ekspresji wprowadzając do słownictwa sporo onomatopei. Dodatkowo pełzające
po ścianach jaskiń tyleż fascynujące co i budzące grozę
cienie działały na wyobraźnię poszerzając i bez tego szeroką strefę
zjawisk niejasnych a wręcz ciemnych.
1 2 3 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 14-10-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9341 |
|