Religie i sekty » Islam » Terroryzm
Koniec liberalizmu Autor tekstu: Sam Harris
Tłumaczenie: Julian Jeliński
Liberałowie chowają głowy w piasek. Cywilizacji zachodniej
naprawdę zagrażają muzułmańscy ekstremiści.
Dwa lata temu [tekst został napisany w roku 2006 — przyp. tłum.]
opublikowałem skrajnie krytyczną wobec religii książkę Koniec wiary.
Przekonywałem w niej, że wielkich religii świata nie da się ze sobą pogodzić,
nieuniknienie prowadzą do konfliktów i uniemożliwiają powstanie zdolnej do
przetrwania cywilizacji globalnej. W reakcji na tę książkę otrzymałem tysiące
listów i e-maili od księży, dziennikarzy, naukowców, polityków, żołnierzy,
rabinów, aktorów, działaczy charytatywnych, studentów — zarówno od młodych
jak i starych, wyrażających każde możliwe zdanie na mapie wiary i niewiary.
Umożliwiło mi to zobaczenie, jak ludzie o najróżniejszych przekonaniach
politycznych i wierzeniach religijnych reagują, gdy krytykuje się religię.
Piszę te słowa, by donieść, że liberałowie i konserwatyści reagują zupełnie
inaczej na twierdzenie, że religia może być bezpośrednią przyczyną
ludzkich konfliktów.
A ta różnica nie wróży dobrze przyszłości liberalizmu.
Może powinienem zacząć od moich bone
fides liberalizmu. Chciałbym, by podniesiono podatki najbogatszym, by spożywanie
narkotyków zdekryminalizowano, a homoseksualiści mieli prawo do zawierania ślubów.
Ponadto uważam, że administracja Busha zasługuje na większość z krytyk,
jakie otrzymała na przestrzeni ostatnich 6 lat — szczególnie w kwestii
prowadzenia wojny w Iraku, uciekania od nauki i nieodpowiedzialności fiskalnej.
Jednak moje rozmowy z liberałami przekonały mnie, że liberalizm
niebezpiecznie oddalił się od realnego świata; szczególnie w odniesieniu
do prawdziwych przekonań muzułmanów o Zachodzie, niebie i absolutnej
wyższości ich wiary.
W sprawie bezpieczeństwa narodowego jestem równie nieufny wobec moich
kolegów liberałów, co wobec religijnych demagogów z chrześcijańskiej
prawicy.
To brzmi jak przychylenie się do twierdzenia, że „liberałowie są zbyt miękcy w sprawie terroryzmu". Tak jest, są zbyt miękcy.
W świecie muzułmańskim formuje się kult śmierci. A jego przyczyny są z łatwe do wyjaśnienia w ramach muzułmańskich doktryn męczeństwa i dżihadu.
Prawda jest taka, że nie prowadzimy „wojny z terrorem". Walczymy ze
szkodliwą teologią i tęsknotą za rajem.
To nie znaczy, że prowadzimy wojnę z muzułmanami. Ale na pewno prowadzimy
wojnę z tymi, którzy wierzą, że: śmierć w obronie wiary to największe możliwe
dobro; karykaturzyści powinni zostać zamordowani za skarykaturyzowanie proroka;
każdy muzułmanin, który straci wiarę powinien zostać zarżnięty za
apostazję.
Niestety, ten ekstremizm religijny nie jest tak rzadki, jak chcielibyśmy
by był.
Kolejne badania potwierdzają, że najbardziej radykalni muzułmanie są
lepiej wykształceniu i mają lepsze warunki materialne niż statystyczny
wyznawca islamu.
Zważywszy na to, jak bardzo idee religijne wciąż chroni się przed krytyką w każdym społeczeństwie, możliwe jest, żeby ktoś uzyskał ekonomiczny i intelektualny poziom niezbędny, by zbudować bombę atomową, a jednocześnie
autentycznie wierzy, że otrzyma 72 dziewice w raju. A jednak liberałowie wciąż wyobrażają
sobie, że terroryzm muzułmański ma swoje korzenie w ekonomicznej beznadziei,
brakach w edukacji oraz amerykańskim militaryzmie, pomimo wielu dowodów przeczących
temu.
Ekstremalnym przykładem liberalnego negowania jest rosnąca subkultura
teorii spiskowych, ludzi którzy wierzą, że okrucieństwa z 9/11 zostały
zaplanowane i przeprowadzone przez nasz rząd. Ogólnokrajowe badanie opinii
publicznej przeprowadzone przez Sripps Survey Research Center z Uniwersytetu Ohio
ujawniło, że więcej niż jedna trzecia Amerykanów podejrzewa, że rząd
„brał udział w zamachach z 9/11, albo nie zrobił nic, by im zapobiec, aby
następnie Stany Zjednoczone mogły rozpocząć wojny na Bliskim Wschodzie".
16% wierzy, że wieżowce WTC zawaliły się nie ze względu na uderzenie
samolotów odrzutowych z pełnymi bakami, ale przez sekretne działania agentów
administracji Busha, którzy zaplanowali eksplozję.
Taki zdumiewający wybuch masochistycznej nierozumności może stać się
znakiem upadku liberalizmu, jeżeli nie znakiem upadku cywilizacji Zachodu.
Istnieją już książki, filmy i konferencje poświęcone tej fantasmagorii i oferują niezwykle jasny obraz paraliżujących dogmatów ukrywających się w sercu liberalizmu: Zachód jest bezwzględnie zły, a bezsilni ludzie na Ziemi z pewnością przyjmą racjonalność i tolerancję, gdy tylko zapewni się im
odpowiednie ekonomiczne możliwości.
Nie wiem ilu inżynierów i architektów musi wysadzić się w powietrze,
wlecieć samolotami w budynki, albo ściąć głowy dziennikarzom zanim ta
fantazja rozwieje się. Jest coraz więcej dowodów, by uważać, że zatrważająca
liczba muzułmanów na świecie postrzega wszystkie moralne i polityczne pytania w oparciu o swoje przywiązanie do islamu. A to sprawia, że popierają działania
innych muzułmanów, niezależnie jak bardzo są one socjopatyczne. Ta zamroczona
religijna solidarność może być największym problemem przed jakim stoi
cywilizacja, a mimo to liberałowie wciąż go przeinaczają, ignorują lub
zaciemniają.
Zważywszy na zakłamanie i szokującą niekompetencję administracji Busha — w szczególności prowadzenie wojny w Iraku — liberałowie mają na co
narzekać odnośnie konserwatywnego podejścia do wojny z terrorem. Niestety,
liberałowie nienawidzą obecnej administracji z taką pasją, że regularnie
nie potrafią zauważyć, jak są niebezpieczni i niemoralni nasi przeciwnicy w świecie
muzułmańskim.
Niedawne potępienie użycia przez administrację Busha frazy „faszyzm
islamistyczny" stanowi świetny przykład. Nie ma wątpliwości, że fraza
jest nieprecyzyjna — islamiści to nie faszyści, a pojęcie ignoruje wiele
podziałów, które funkcjonują nawet wśród islamistów — ale w żadnym
przypadku nie jest przykładem propagandy wojennej, jak wielokrotnie sugerowali
liberałowie.
Można polegać na liberałach, że w swoich analizach polityki zagranicznej
USA i Izraela będą zawsze zignorowali podstawowe moralne rozróżnienia. Na przykład,
ignorują to, że muzułmanie celowo mordują cywilów, podczas gdy my i Żydzi
(z zasady) staramy się tego unikać. Muzułmanie stale używają ludzkich tarcz i ta taktyka odpowiada za znaczną część strat w ludności cywilnej; dyskurs
polityczny szerzący się w znacznej części świata muzułmańskiego, zwłaszcza w odniesieniu do Żydów otwarcie i jednoznacznie nawołuje do ludobójstwa.
Zważywszy na te rozróżnienia, nie ma wątpliwości, że Żydzi w konflikcie z Hamasem i Hezbollahem mają moralną przewagę. A mimo to liberałowie w Stanach Zjednoczonych i w Europie często twierdzą, że jest na odwrót.
Wkraczamy w epokę niekontrolowanego rozprzestrzeniania się broni
nuklearnej i, co wydaje się prawdopodobne, terroryzmu nuklearnego. W związku z tym nie ma wizji przyszłości, w której ludzie dążący do stania się męczennikami,
są dobrymi sąsiadami. I jeżeli liberałowie nie zrozumieją, że na świecie
są dziesiątki milionów muzułmanów znacznie straszniejszych od Dicka
Cheney’a, nie będą w stanie obronić cywilizacji przed jej prawdziwymi
wrogami.
Coraz więcej Amerykanów uznaje, że religijne oszołomy Zachodu to jedyni
ludzie wystarczająco konsekwentni, by poradzić sobie z religijnymi oszołomami
świata muzułmańskiego. To dość znaczące, że właśnie chrześcijańska
prawica mówi na temat obecnych wojen na Bliskim Wschodzie zachowując moralną
jasność. Ale ich zadurzenie biblijnymi przepowiedniami jest niemal tak
problematyczne jak ideologie naszych wrogów. Religijny dogmatyzm trzyma za ster
obu stron tej niebezpiecznej grze.
I choć to liberałowie powinni wskazywać nam drogę wyjścia z szaleństw średniowiecza,
to sprawiają, że sami stają się coraz bardziej nieistotni. Będąc
racjonalnymi i tolerancyjnymi dla różnorodności, liberałowie powinni być
szczególnie wyczuleni na niebezpieczeństwa religijnej dosłowności. Nie są.
Tę samą porażkę liberalizmu można zaobserwować w Europie Zachodniej,
gdzie dogmat multikulturalizmu sprawił, że sekularna Europa bardzo powoli
zauważa problem religijnego ekstremizmu wśród swoich imigrantów. A ci, którzy w Europie mówią najrozsądniej o zagrożeniu, jakie niesie islam, to niestety często
faszyści.
To nie tylko nie wróży dobrze liberalizmowi — to nie wróży dobrze
przyszłości cywilizacji.
The
end of liberalism
Blog Sama Harrisa,
18 września 2006r.
« Terroryzm (Publikacja: 21-10-2013 )
Sam HarrisAutor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 28 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Tajemnica świadomości | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9359 |