|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Ze śmiercią w tle Autor tekstu: Joanna Wilkońska
W programie TV z okazji świąt zaduszkowych Hanna Bakuła,
skądinąd wspaniała postać, niezwykle uzdolniona artystka i myśląca osoba,
wypowiada zdanie, które pomimo pozoru niewinności, może wzbudzać
kontrowersje. Otóż pani Hanna, w ferworze zaangażowanego dyskursu na temat
form istnienia po śmierci, stwierdza, iż „trzeba nie mieć wrażliwości
albo wyobraźni, żeby nie wierzyć w życie pozagrobowe". I tu rzeczniczka teorii reinkarnacji znalazła uznanie w oczach drugiego
gościa, jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego, który przy okazji reklamował
swoje usługi w charakterze medium. Jest nadużyciem i bywa mylące ogólne wartościowanie
innych ludzi ze względu na ich wierzenia i przekonania. Powoływanie się (jak
to uczyniła pani Bakuła) na wybitne umysły naukowców i filozofów na czele z Albertem Einsteinem
[ 1 ], którzy nie dopuszczali myśli o definitywnym końcu ich
istnienia wraz ze śmiercią i wierzyli np. w astrologię, jest argumentem
szkodliwym. Na marginesie i dla równowagi można powołać się na innego, bardziej współczesnego i z pewnością nie mniej wybitnego uczonego,
geniusza astrofizyki i fizyki kwantowej Stephena Hawkinga, który deklaruje
skrajnie odmienną od Einsteina postawę światopoglądową. Wiadomym jest, że
wiara, wierzenia, przekonania przynależą do sfery emocjonalnej a nie
racjonalnej. Jako pierwszy bodajże Gustave Le Bon w swojej Psychologii tłumu
zajmuje się „halucynogennymi" zachowaniami stadnymi, u podstaw których leżą
właśnie emocje, instynkty, sugestywność innych zaangażowanych w sprawę
uczestników, żarliwość przekonań wynikających z okoliczności społecznych.
Badacz wyraźnie rozgranicza tę sferę emotywno-przekonaniową od zdolności
krytycznego rozumowania czy toutcourt
zdrowego rozsądku. W swoich analizach mocno akcentuje fakt, że irracjonalne
zachowania zmanipulowanego tłumu nader często infekują nawet naukowców,
wybitne umysłowości lub najogólniej rzecz biorąc ludzi wykształconych, którzy w innych układach społecznych myślą trzeźwo i logicznie. W sytuacjach
generowanych zaraźliwością pewnych idei, a wzmaganych histerycznym
zachowaniem rzeszy akolitów, oświecony krytycyzm się wyłącza, racjonalność
znika, wkracza natomiast irracjonalna wiara, a w skrajnych przypadkach fanatyzm.
Przytoczone powyżej spostrzeżenia francuskiego psychologa, jakkolwiek mające
charakter pierwotny i podstawowy, przyczyniły się do rozwoju socjologii badającej
modele zachowań zbiorowych. Dlatego powoływanie się na argument wielkich
uczonych w kontekście ich przekonań religijnych lub quasi
religijnych jest chybiony. Wbrew pewnym znanym nurtom, chociażby w łonie
samego chrześcijaństwa, należy rygorystycznie rozłączyć intelekt od
emocjonalnej potrzeby w wiary w coś, co przekracza realność rozumianą jako
zakres bytu dostępny w ramach ludzkiego doświadczenia. Wszystko, co przychodzi
spoza warunków tego doświadczenia, nie jest sprawą intelektu ani nawet wrażliwości
czy wyobraźni, lecz sublimacją psychicznej potrzeby, bazowo wyrastającej z lęku
przed końcem życia.
To, co może wyniknąć z tego uporczywego nierozłączania
ratio od sfery
wierzeniowo-przekonaniowej, historia boleśnie i wielokrotnie pokazała.
Wystarczy chociażby przywołać w miarę współczesne przykłady
intelektualistów, w tym wybitnych uczonych germańskich, którzy całą swoją
inteligencję zainwestowali w pogląd o niższości, a nawet dehumanizacji
pewnych ras i narodów, a naukowcom tym nie można przecież odmówić, ani
sprawnego opanowania aparatu naukowego, ani umiejętności posługiwanie się
rozumem. I co z tego, że byli to niejednokrotnie utalentowani myśliciele,
skoro u podstaw ich analiz naukowych leżało całkowicie nieracjonalne
przekonanie o omnipotencji narodu niemieckiego. Wybiórczo potraktowane aspekty
wielkich systemów filozoficznych (m.in. heglizmu) a zwłaszcza te, które w postaci obrazowych i nośnych idei zdolne były porwać tłumy, skąpały Europę
we krwi, zdegenerowały stosunki między państwami na wiele pokoleń, między
innymi dlatego, że ktoś uwierzył w coś, co przekracza jego osobiste i jednostkowe życie. Propagatorami nazizmu (który u wszystkich przytomnych ludzi
wywołuje dreszcz przerażenia) bez wątpienia byli również ludzi obdarzeni
wyobraźnią i wrażliwością. Na przykład Leni Riefenstahl, autorce słynnych
filmów propagandy faszystowskiej („ Triumf woli", „Olympia") nie można
odmówić wrażliwości artystycznej tym bardziej, że jej dzieła znajdowały
uznanie nie tylko w kręgu nazistów, otrzymywały także prestiżowe wówczas
nagrody międzynarodowych środowisk twórczych. Inny makabryczny przykład to
dr Josef Mengele, praktykujący wyznawca czystości
rasy niemieckiej, którego wyobraźnia naukowa zaowocowała wstrząsającymi
eksperymentami medycznymi na ludziach, w imię nauki rzecz jasna, a może w imię
chwały pośmiertnej. Przykładów wiary w źle pojęty tzw. „lepszy świat"
można mnożyć naturalnie więcej, sięgając do innych obozów zbrodniczych
systemów. Istotą tego typu „megalomańskich" mechanizmów jest chyba idea
przedłużania życia w byt przekraczający owo życie, np. w duchu
narodowym albo komunistycznym, która sama w sobie nie musi być niczym
negatywnym, o ile pozostaje w sferze wierzeniowej, może jako rodzaj kultu czy
rytuału, jeśli natomiast zostaje realizowana praktycznie i do tego z uzasadnieniem podszywającym się pod paradygmat naukowy czy artystyczny, to
dochodzi do tragicznego pomieszania światów: realnego i irrealnego
wprowadzanego gwałtem. Oczywiście, mowa tu o mechanizmach ideologizacji, która
też, jeśli podana w odpowiednich proporcjach nie musi generować upiornych
skutków. Wiara w postęp czy lepszy świat należy przecież do spectrum pożądanych
postaw i z pewnością jest sprężyną cywilizacyjnego rozwoju ludzkości. Czym
innym jest jednak wiara w ten świat, bo oparta na poznawczych możliwościach
ludzkich, a czym innym jest wiara w lepszy świat oparty na innym uniwersum,
niewynikającym z danych, które kiedykolwiek będzie można zaobserwować.
Przywołany tu historyczny przykład uznania kulturowej wyższości ducha germańskiego
jest właśnie takim przekroczeniem kompetencji poznawczych ludzkiego umysłu,
wynikiem dążenia do boskości, możliwym do osiągnięcia w duchu nie
indywidualnym, lecz kolektywnym. A
to, czy rzecznicy tak osobliwej wiary byli istotami wrażliwymi i obdarzonymi
wyobraźnią wydaje się niedorzecznym ujęciem tematu, jeśli przywołamy choćby
jeden obraz z czasów faszystowskiego terroru.
Śmierć jest momentem granicznym — jak mawiał Karl
Jaspers -egzystencjalną sytuacją graniczną, co (choć nie do końca zgodnie z intencją samego filozofa) należy brać dosłownie, jest granicą pomiędzy
tym, co znamy a tym, czego nie znamy i z punktu widzenia dostępnej świadomości,
nie poznamy. Można oczywiście
spekulować i zakładać, że byt po śmierci jest dostępny w jakiejś innej
formie świadomości, którą wówczas będziemy, ale to już jest kwestia wiary
sensu stricto, niemającej nic wspólnego z przesłankami racjonalnymi. Jest rzeczą ludzką wierzyć w to czy tamto, ale
wiedzmy, że wiara to wiara, a nie nauka czy pewność. W pewnym sensie pokrywa
się to z kantowskimi postulatami rozumu praktycznego, gdzie metafizyka jako
obszar spoza świata zjawisk stanowi swoistą ludzką skłonność przekutą na
ideę regulującą system etyki, ale z drugiej strony wszelkie rzeczy spoza świata
ludzkiego doświadczenia pozostają na zawsze terra
incognita, ponieważ — najprościej mówiąc — poznanie ludzkie ma swoje
ograniczenia. Niewątpliwie potrzeba wiary dla niej samej, podobnie jak potrzeba
nadziei charakteryzuje treść człowieczeństwa, ale intelekt jest właśnie po
to, żeby zobaczyć ludzką naturę wieloaspektowo, a przynajmniej dwutorowo:
przez pryzmat uczuć i rozumności. Jeśli ulokujemy wiarę w cokolwiek, co być
może istnieje, a być może nie istnieje za barierą śmierci- po stronie uczuć,
to nie ma problemu. Gorzej, gdy zaczynamy intelektualizować coś, czego
zintelektualizować się nie da. A rozważania typu, jak będziemy to widzieć,
gdy nas już nie będzie tj. z perspektywy bytu, o którym nie mamy pojęcia,
jest kreacją egotycznego bytu, który nie potrafi dopuścić myśli, że
kontinuum jego przeżyć oraz wszelkich doświadczeń życiowych w pewnym
momencie przerywa się definitywnie. I zdarzają się osoby obdarzone subtelną
wrażliwością oraz ogromną wyobraźnią, np. twórczą a jednocześnie
pozostające agnostykami, ale są też takie, które prezentują uczuciowość
typu rzeźnika, modlą się natomiast namiętnie lub uprawiają medytacje
transcendentalne albo wierzą w horoskopy.
Na zakończenie informacja socjologiczna w postaci wyniku
sondy przeprowadzonej w trakcie trwania zaduszkowego programu TV. Wynika z niego, że 65% uczestników wierzy w życie pozagrobowe, a 35% nie. Dość
zastanawiające, jeśli oprzeć się na statystykach naszego kraju, według których
97% ankietowanych deklaruje przynależność do wyznania katolickiego. Nasuwa się
pytanie, czym powodowany jest ten rozdźwięk: wrażliwością, wyobraźnią czy
może racjonalnością?
Przypisy: [ 1 ] Od Redakcji — Wokół stosunku Einsteina do religii
jest mnóstwo mitów. Autorytety nie zastąpią argumentów, gdyby Einstein miał
inne zdanie na temat Boga niż rzeczywiście miał w żaden sposób nie zmieniłoby
to naszego poglądu na religię. Einstein jest jednak nieustannie przywoływany
przez wierzących, usiłujących podeprzeć się wielkim Autorytetem. Rok temu
sensację wywołał wystawiony na aukcję list Einsteina z 1954 roku. Jest to
list do Erika Gutkinda napisany po przeczytaniu jego książki Wybieraj życie:
Biblijne wezwanie do buntu. "Słowo 'Bóg' jest dla mnie niczym więcej
niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale
jednak prymitywnych, legend, które są ponadto dość dziecinne. Żadna
interpretacja, niezależnie od tego, jak subtelna, nie może (dla mnie) tego
zmienić". pisał Albert Einstein na rok przed śmiercią. Oczywiście
nie położyło to tamy dla przywoływania autora teorii względności jako
rzekomo bezwzględnego wyznawcy wiary w nonsens. « Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 07-11-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9402 |
|