|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Prawda, dobro i te rzeczy [1] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Debacie
na „Dziedzińcu pogan" przyświecać miała następująca myśl przewodnia: Dialog
zakłada przede wszystkim solidarne poszukiwanie tego, co prawdziwe, dobre i sprawiedliwe dla każdego człowieka, i choć poglądy jej autora
przyjmowane były bez szemrania, opadły mnie wątpliwości, czy te trzy, nawet
cztery walory, można ze sobą pogodzić?
Chyba
nikt nie będzie ryzykował tezy, że np. wymiana myśli w Internecie może służyć
jako przykład dialogu w sensie powyższej definicji. Być może, spośród
rozlicznych dyskusji na tysiącznych forach dyskusyjnych udałoby się wyłuskać
jakieś pozytywne przykłady, najczęściej jednak, jak mi się zdaje, mamy tam
do czynienia ze zderzeniami, czasem nader gwałtownymi, odmiennych racji i usiłowaniami
zmierzającymi do obalenia tez adwersarza z jednoczesnym wdeptaniem go w ziemię.
Zderzają się tam różne szkoły filozoficzne, lingwistyczne i erystyczne, ale
nie jestem ani ich uczestnikiem ani bywalcem, więc może się mylę.
Właściwie
jedynym przykładem sytuacji, w której, jak mi się wydaje, uczestnicy, w miarę
solidarnie usiłują dojść prawdy, mając na względzie dobro uczestników
oraz ogółu, w której także chodzi o sprawiedliwe wyważenie argumentów i ich wycenę, jest sala sądowa. Nawet, jeśli tak nie jest dokładnie w praktyce, to przynajmniej powinno być w teorii. Oczywiście, należałoby tu
poczynić jeszcze mnóstwo dodatkowych założeń, np. to, że podsądny,
rozumie swój czyn i wynikające z niego konsekwencje, chciałby, pod odbyciu
sprawiedliwie wyważonej kary, wrócić do społeczeństwa i żyć w zgodzie z wszystkimi kodeksami i paragrafami. Sam nie wiem, czy jest to dobry przykład,
lecz lepszego nie znajduję. A jeśli chodzi o sprawiedliwość, to jedynym
dobrym przykładem sprawiedliwości jest matematyczne rozwiązanie kwestii
sprawiedliwego podziału tortu — kto inny kroi, kto inny wybiera. We
wszystkich innych sytuacjach, czegoś będzie brakowało.
Poszukiwać
prawdy mogą tylko ludzie mający wątpliwości, czy to, co posiadają, jest pełnowartościowe.
Konstruktor statków nie musi, oczywiście, sprawdzać czy nadal obowiązuje
prawo Archimedesa, ale prawdy egzystencjalne, o które chodziło autorowi tego
cytatu, są dość niejasne i ukryte, dlatego ich poszukiwanie najeżone jest
przeszkodami. Nigdy nie ma też pewności, że dadzą się one stosować w każdej
sytuacji; na ten temat mieliby dużo do powiedzenia jezuici.
Jedną z takich niejasnych prawd, nad którą toczą się ożywione dyskusje niemal od
niepamiętnych czasów, jest kwestia racjonalności świata. Chciałbym jednak
usłyszeć, co na ten temat mają ostatnio do powiedzenia np. Filipińczycy.
Tajfun jest wynikiem działania racjonalnych, rzekomo, praw fizyki, będących
dziełem w najwyższym stopniu racjonalnego Absolutu, istnienie człowieka, w tym mieszkańców Filipin, także. A jakie są skutki tej racjonalności? Na
jakim poziomie ten świat jest racjonalny? A ponieważ nie są to pytania nowe,
ani, tym bardziej, zaskakujące, więc nie oczekuję odpowiedzi. W każdym razie
związku między racjonalnością a dobrem i sprawiedliwością nie mogę się
dopatrzeć.
Rozmowa z wyznawcą UFO, czy kimś wątpiącym w autentyczność lądowania na Księżycu
jest bezowocna, bo pierwszy nie chce poszukiwać z pomocą fizyki wyjaśnienia
jakiegoś niezrozumiałego, rzadkiego zjawiska optycznego, a drugi, na tym samym
gruncie, wyjaśnienia dziwnego zachowania się, w jego mniemaniu, flagi na Księżycu.
Obaj widzą to, co chcą zobaczyć i są to dla nich dowody ostateczne. Podobnie
jest, jeśli mamy do czynienia z kimś wierzącym w istnienie świata duchów
albo, co znacznie lepiej brzmi — transcendencji. Oczywiście, taki ktoś, może
być zupełnie sprawnym i kompetentnym w poszukiwaniu wyjaśnienia, czym były,
np. plagi egipskie albo meteoryt tunguski, lub dlaczego Robert Kubica wyszedł
cało ze swego wypadku.
Autorowi
przytoczonej na wstępie myśli, chodziło chyba o coś ważniejszego. Aby do
tego dotrzeć, dobrze jest zbadać okoliczności, w jakich zostało ono
wypowiedziane, w szczególności — do kogo?
Jak
łatwo sprawdzić, zostało to powiedziane 19 października 1986 roku, we
Florencji, podczas Światowych Dni Młodzieży, i w wersji nieco rozszerzonej
brzmiało ono tak:
"Dialog zakłada
zasadniczo solidarne poszukiwanie tego, co jest prawdziwe, dobre i sprawiedliwe
dla każdego człowieka. Zatem dialog domaga się przede wszystkim otwarcia i przyjęcia drugiej strony poprzez szczere wsłuchanie się w jej problemy i jej
racje. Poza tym dialog domaga się, aby każdy zaakceptował różnicę i specyfikę drugiego, bez wyrzekania się tego, co jest prawdziwe i sprawiedliwe;
domaga się w szczególności poszukiwania tego, co jest i pozostaje wspólne dla
wszystkich ludzi, także pośród napięć, sprzeciwów i konfliktów. Tak więc
dialog oznacza dostrzeżenie w każdej istocie ludzkiej bliźniego i dzielenie
się z nim odpowiedzialnością wobec prawdy i sprawiedliwości" [ 1 ].
Młodzi,
jak wiadomo, a właściwie — jak oni sądzą, mają podobno lepszą pamięć,
więc można było mieć nadzieję, że przyswoją sobie tę wytyczną i będą z niej korzystać, natomiast starym nie ma co mówić, bo albo zapomną, albo
wiedzą już swoje.
Apel
jest niewątpliwie wzniosły i wydaje się, że nie pozostaje nic innego, jak próbować
stosować go w codziennej praktyce. Praktyka jednak nie jest ani łatwa, ani
prosta, ponieważ od razu pojawiają się problemy wykonawcze, bo jak realizować
to 'szczere' wsłuchiwanie się,
'bez wyrzekania się tego, co jest
prawdziwe i sprawiedliwe', a zwłaszcza, jak przekonać o tym swego
adwersarza? Zwłaszcza to kilkakrotnie użyte 'domaga się', brzmi dla mnie jak warunek, który powinien być
bezwarunkowo spełniony. I choć, teoretycznie, mają go spełnić obie strony,
nie wydaje mi się, aby obie musiały go spełnić w jednakowym stopniu, co
postaram się zaraz uzasadnić.
Motto
zawiera, jak sądzę, pewien chwyt erystyczny i pewną wskazówkę praktyczną.
Ponieważ podczas poszukiwania prawdy, zazwyczaj jest albo tak, albo tak, i niekiedy nie ma metody znalezienia jednoznacznej odpowiedzi na pytanie — jak
jest w rzeczywistości? — czyli skutecznego dojścia do prawdy, zawsze można
próbować zarzucić adwersarzowi, że nie chce prawdy poszukiwać. Mam wrażenie,
że zarzut o odrzucaniu prawdy zazwyczaj pada z ambon, uczeni po prostu zbyt
dobrze wiedzą, jak niepełne są prawdy naukowe i jakie były losy autorów
zbyt kategorycznych stwierdzeń, i właśnie obustronna świadomość, że nauka
głosi prawdy niepełne, przybliżone, od razu spycha ją do narożnika, używając
sportowego porównania.
Powie
ktoś, że wiele prawd religijnych też zmieniło swą treść, że z niezbitych
pewników przekształciło się w alegoryczne opowieści, tylko trzeba zauważyć,
że stało się tak, właśnie pod wpływem badań naukowych, które także dla
kilku mitów znalazły historyczne, a więc naukowe potwierdzenie. Skąd więc
pewność — zapyta teolog — że, tego co dziś uważamy za mit, jutro nauka
nie uzna za prawdę naukową? W ten sposób dyskusja wraca do punktu wyjścia,
albo schodzi na zupełnie inny tor, gdzie jeszcze łatwiej sformułować zarzut o niechętnym poszukiwaniu prawdy.
W
takim zarzucie jest też od razu zawarta sugestia, że prawda nie tylko
istnieje, ale że jest ona w posiadaniu religii czy teologii, i tylko od dobrej
woli zależy jej przyjęcie. Usłyszawszy taki zarzut, ten drugi, o ile zachowa
zimną krew, musi wtedy zacząć udowadniać, że nie jest wielbłądem, co
wcale nie jest takie łatwe.
Nie
mam wątpliwości, co do tego, że tylko pójście na kompromis, i to na
warunkach teologicznych, będzie uznane za dojście lub dochodzenie do prawdy.
Oczywiście, od razu z każdej małej nawet prawdy wyłoni się Prawda większa,
albo nawet PRAWDA. Konsekwencją takiego kompromisu, niejako z konieczności,
stanie się przyjęcie całej teologicznej otoczki i całej reszty teologicznych
'prawd', a gdy już się je przyjmie, wtedy zwycięzca będzie mógł z pełnym
przekonaniem twierdzić, że ta prawda jest i dobra, i sprawiedliwa, i że te
cechy tkwią w niej od zawsze, czyli że jest to prawda odwieczna i przedwieczna.
Wtedy
można także odpowiedzialność za pleniące się różnorodne zło, przerzucić
na innych. Każda próba rozliczenia poszczególnego funkcjonariusza kultu lub
instytucji, np. za matactwa przy sprowadzaniu samochodów, zbyt wysokie taksy za
usługi, zbyt luksusową plebanię czy pałac biskupi albo za jeszcze bardziej
wyrafinowane uciechy, stanie się wtedy atakiem na prawdę, dobro i sprawiedliwość,
atakiem na rodzinę lub podstawy bytu społecznego, na wszystkie możliwe wartości
fundamentalne. Można też ją uznać za część ataku prowadzonego w ramach
kolejnego światowego spisku ciemnych sił, co tak wyraziście przedstawił
niedawno jeden z naszych arcypasterzy. Nawiasem mówiąc, to siły tego
niewidzialnego imperium zła, te ciemne siły, zazwyczaj są naprawdę dość
ciemne, bo ich machinacje i knowania są widoczne gołym okiem, nie tylko dla
duszpasterzy, ale i dla co bardziej spostrzegawczych wiernych. Do ich wykrycia
nie są niezbędne jakieś specjalne kwalifikacje, wystarczy wolna wola i silne
przekonanie, że tak jest.
Wskazówkę o szczerości i wsłuchiwaniu się, jak pokazuje codzienność, każdy
interpretuje po swojemu, często również mając na uwadze przebieg i skutki
wcześniejszych dyskusji, czyli w praktyce jest ona bezwartościowa. W rzeczywistości jest ona tylko warunkiem wstępnym, używając języka polityki,
którego dotrzymania wymaga się tylko od jednej strony. Tą stroną jest, rzecz
prosta, nauka, która przecież nie kryje się z tym, iż stale poszukuje
prawdy, natomiast strona teologiczna nie może w żaden sposób wyrzec się
tego, co prawdziwe i sprawiedliwe. Byłoby to niedopuszczalnym zaparciem się
obowiązku dawania świadectwa prawdzie.
W
rezultacie, troska o szczerość pozwala na przyjmowanie paternalistycznego
stosunku do nauki, bo tak zrozumiałem takie np. stwierdzenie:
"Jeśli człowiek
nie jest zdolny do poznania prawdy, to wszystko, co myśli i co czyni jest czystą
konwencją, wyłącznie „tradycją". Nie pozostaje mu wtedy nic innego, jak
kalkulacja skutków działania. Szczególną rolę w życiu ludzkim odgrywa
prawda moralna. Benedykt XVI przytacza w tym względzie 50 punkt encykliki
Veritatis splendor: ...rozum czerpie swą prawdę i swój autorytet z odwiecznego prawa, które nie jest niczym innym, jak mądrością samego Boga
(...). Prawo naturalne „nie jest niczym innym, jak światłem rozumu wlanym
nam przez Boga". Kluczowym problemem dla Jana Pawła II w dialogu, obok
poszukiwania prawdy jest realizacja dobra. Przeciwstawiając się poglądowi,
że człowieka można zrozumieć tylko wtedy, gdy punktem wyjścia uczynimy
najbardziej pierwotne formy istnienia ludzkiego (czyli, jakby zaczynając „od
dołu"), Papież utrzymuje, że istotę człowieka możemy poznać jedynie wówczas,
gdy punktem wyjścia refleksji, będzie człowiek doskonały. Z tej perspektywy
możemy również zobaczyć drogę, którą musi on przebyć. Jest to droga
ku dobru, wytyczana poprzez osobistą autorefleksję i dialog, urzeczywistniana w działaniu lub współdziałaniu." [ 2 ]
1 2 Dalej..
Przypisy: « Nauka i religia (Publikacja: 18-11-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9434 |
|