|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Historia powszechna
Polityka Aleksandra i Cesare Autor tekstu: Nicolo Machiaveli
Książę, fragment rozdz. VII
Jeżeli przeto rozważy się wszystkie postępy
księcia Valentino (Cezare Borgia), spostrzeże się, jak dobrze przygotowywał
on wszelkie podstawy przyszłej potęgi; rozpatrzyć je nie uważam za rzecz
zbyteczną, gdyż nie umiałbym nawet dać nowemu księciu lepszych wskazówek
jak te, których dostarcza przykład czynów księcia Valentino; że zaś jego
sposoby zawiodły, nie było jego winą, lecz pochodziło z nadzwyczajnej i niezmiernej złośliwości losu. Aleksander VI, pragnąc wywyższyć księcia,
swego syna, napotkał wiele trudności obecnych i przyszłych. Po pierwsze, nie
widział drogi, aby go można było zrobić panem jakiegoś państwa, które by
należało do Kościoła, a widział, że na oderwanie czegokolwiek od Państwa
Kościelnego nie pozwoliliby ani książę mediolański, ani Wenecjanie, którzy
mieli już pod swym protektoratem Faenzę i Rimini. Widział nadto, że broń
Italii i ta, którą mógłby się posłużyć, znajduje się w ręku tych, którzy
mają powody obawiać się potęgi papieża, przeto nie mógł na nią liczyć,
zważywszy, że w zupełności była ona w rękach Orsinich, Colonnów tudzież
ich adherentów. Koniecznym więc było zachwiać ten system i w zamieszanie
wprawić państwa Italii, aby ich część móc bezpiecznie opanować. Przyszło
to łatwo dzięki Wenecjanom, którzy z innych zresztą powodów skłonili
Francuzów do wyprawy na Italię, czemu papież nie tylko nie sprzeciwił się,
lecz jeszcze rzecz ułatwił, unieważniając pierwsze małżeństwo króla
Ludwika. Wkroczył przeto król francuski do Italii z pomocą Wenecjan i za zgodą
papieża i ledwo stanął w Mediolanie, a już papież uzyskał od niego żołnierzy
na wyprawę do Romanii, którą zagarnął dzięki powadze imienia królewskiego.
Gdy po zajęciu Romanii i pokonaniu Colonnów chciał książę utrzymać tę
prowincję i poczynić dalsze zabory, przeszkadzały mu w tym dwie rzeczy,
mianowicie jego własne wojsko, które nie wydawało mu się wiernym, tudzież
wola Francji; to znaczy, obawiał się, aby wojsko Orsinich, którym się posługiwał,
nie zawiodło go w potrzebie, nie tylko przeszkadzając mu w powiększeniu
zdobyczy, lecz nawet odbierając to, co już zdobył; czegoś podobnego bał się
także ze strony króla francuskiego. Orsinich zaczął podejrzewać wtedy, gdy
uderzywszy, po zdobyciu Faenzy, na Bolonię, spostrzegł, że oni niechętnie
biorą udział w tej walce; co się zaś tyczy króla, poznał jego
usposobienie, gdy po wzięciu księstwa Urbino uderzył na Toskanię. Wtedy
bowiem król zniewolił go do zaniechania tego przedsięwzięcia. Wobec tego
postanowił książę uniezależnić się od cudzego losu i oręża; przede
wszystkim więc osłabił w Rzymie partie Orsinich i Colonnów, pozyskał bowiem
wszystkich ich stronników, których mieli między szlachtą; tych wziął na swój
dwór i hojnie ich zaopatrzył; nadto obdarzał ich stosownie do zdolności urzędami
wojskowymi i cywilnymi, tak że w ciągu kilku miesięcy wygasło w ich umysłach
przywiązanie do dawnego stronnictwa i przeniosło się w zupełności na księcia.
Po czym skoro tylko poskromił dom Colonnów, wyczekiwał sposobności
zniszczenia Orsinich; gdy mu się ta niebawem nadarzyła, wyzyskał ją, jak mógł
najlepiej. Orsini bowiem, opatrzywszy się za późno, że potęga księcia i Kościoła
zagraża im zgubą, zwołali zjazd do Magione w pobliżu Perugii. Wynikiem tego
było powstanie w Urbino i rozruchy w Romanii, tudzież liczne
niebezpieczeństwa dla księcia, które w zupełności przezwyciężył z pomocą
Francuzów. Lecz gdy poprawił swe położenie, to ponieważ nie ufał ani
Francji, ani żadnym siłom cudzoziemskim, a nie chciał przeciw nim stawać,
zaczął więc używać podstępów, a umiał tak dalece ukrywać swe zamysły,
że pogodzili się z nim Orsini za pośrednictwem signora Paolo, którego książę
starał się wszelkimi sposobami pozyskać, dając mu szaty, pieniądze i konie;
ta jednak nieopatrzność oddała ich w Sinigaglii w jego ręce. Po zgładzeniu
więc przywódców tej rodziny i po pozyskaniu przyjaźni jej stronników
stworzył książę wcale pewne podwaliny pod swoją potęgę, mając całą
Romanię i księstwo Urbino i ujmując sobie tamtejszą ludność, która już
zaczęła lubować się w pomyślnym położeniu. Ponieważ ta ostatnia rzecz
zasługuje na zaznaczenie i inni powinni ją naśladować, więc nie chcę jej
pomijać. Książę zająwszy Romanię, zastał ją pod rządami niedołężnych
panów, którzy raczej ograbiali swych poddanych, niż dbali o poprawienie ich
losu, i dawali więcej powodów do niezgody niż do zgody, tak że ta prowincja
roiła się od rozbojów, rabunków i wszystkiego rodzaju zuchwałości; otóż
książę, pragnąc uspokoić ją i uczynić powolną dla ramienia królewskiego,
uważał za rzecz konieczną dać jej dobry rząd. Przeto postawił na jej czele
messera Remira de Orco, człowieka okrutnego i energicznego, któremu oddał pełną
władzę. Ten uspokoił ją w krótkim czasie i ku wielkiej swej chwale przywrócił
porządek. Lecz później zdało się księciu, że ta jego wyjątkowa władza
nie jest odpowiednia, obawiał się bowiem, by nie stała się nienawistna;
ustanowił więc w prowincji sąd cywilny, pod przewodnictwem jednej z wybitnych
osobistości, w którym każde miasto miało swego obrońcę. A ponieważ
wiedział, że poprzednia surowość ściągnęła nań pewną nienawiść, więc
pragnąc ułagodzić umysły ludności i zjednać je sobie zupełnie, chciał
pokazać, że okrucieństwo, jeżeli je popełniano, nie pochodziły od niego,
lecz wynikały z twardej natury ministra. Skorzystawszy więc ze sposobności,
kazał go pewnego ranka poćwiartować, a pocięte zwłoki wystawić na placu w Cesenie obok pnia drzewa i zakrwawionego miecza. To okrutne widowisko wywołało
zadowolenie i zdumienie ludności.
Lecz wracajmy do przedmiotu. Powiem więc, że
książę był już dosyć potężnym i na razie zabezpieczonym, gdyż
zorganizował wojsko na swój sposób i zniszczył po większej części te siły
zbrojne, które jako sąsiedzkie mogły mu szkodzić; wtedy, myśląc o dalszych
podbojach, wypadało mu liczyć się jedynie z Francją, wiedział bowiem, że
nie ścierpi tego król francuski, który za późno spostrzegł swój błąd.
Zaczął tedy szukać nowych przyjaźni i postępować dwuznacznie wobec Francuzów,
gdy ci wkroczyli do państwa neapolitańskiego, aby wypędzić Hiszpanów,
oblegających Gaetę. I zamiar jego, aby się zabezpieczyć co do nich, byłby
mu się rychło udał, gdyby dłużej żył Aleksander.
Takie były jego zasady co do spraw teraźniejszych,
co do przyszłych zaś musiał przede wszystkim obawiać się, żeby nowy papież
nie był jego wrogiem i żeby nie próbował odebrać mu tego, co mu dał
Aleksander. Postanowił więc zabezpieczyć się przed tym na cztery sposoby: po
pierwsze, przez zgładzenie całych rodzin ograbionych przez siebie panów, aby
odebrać nowemu papieżowi wszelką sposobność do wmieszania się w jego
sprawy z ich powodu; po drugie, przez jednanie sobie całej szlachty rzymskiej,
aby przez nią, jak się rzekło, trzymać papieża na wodzy, po trzecie, przez
pozyskanie sobie, jak tylko można najbardziej, Św. Kolegium, po czwarte,
starając się jeszcze przed śmiercią papieża skupić w swym ręku taką władzę,
aby móc własną siłą odeprzeć pierwszy atak.
Z tych czterech rzeczy dokonał trzech do śmierci
Aleksandra; czwartą prawie przeprowadził. Albowiem z ograbionych przez siebie
panów wymordował tylu, ilu tylko mógł dosięgnąć, uszło bardzo niewielu;
szlachtę rzymską pozyskał, a w Kolegium miał znaczną partię. Co zaś do
powiększenia swych zdobyczy, powziął zamiar opanowania Toskanii, mając już
Perugię i Piombino, a Pizę wziął w swą opiekę; niebawem zaś zagarnął ją,
nie potrzebując się oglądać już na Francję; a nie potrzebował dlatego, że
Hiszpanie odebrali Francuzom królestwo neapolitańskie,
wobec czego jedni i drudzy zmuszeni byli ubiegać
się o jego przyjaźń. Następnie Lukka i Siena poddały się od razu, częściowo z nienawiści do Florentczyków, a częściowo ze strachu. Wtedy nie było już
dla Florencji ratunku.
Gdyby mu się udała wtedy ta wyprawa, która
mogła mu się udać w tym samym roku, w którym Aleksander umarł, byłby zyskał
takie siły i taką powagę, że sam przez się byłby się utrzymał, nie będąc
więcej zależnym od losu i siły drugich, lecz wyłącznie od potęgi i szczęścia
własnego.
Atoli w pięć lat od czasu, gdy wyciągnął
szpadę, umarł Aleksander i zostawił go umocnionego jedynie w Romanii, co do
innych zaś rzeczy w zawieszeniu, otoczonego dwoma bardzo potężnymi armiami
nieprzyjacielskimi, na domiar śmiertelnie chorego. Lecz była w księciu taka
zawziętość i taka siła ducha i tak dobrze wiedział, kiedy należy zjednywać
sobie ludzi, a kiedy ich gubić, tudzież tak silne były podwaliny, które w tak krótkim czasie założył, że gdyby nie miał tych wojsk na karku lub
gdyby był zdrów, byłby przezwyciężył wszelkie trudności. A że te
podwaliny były dobre, widać z tego, że Romania oczekiwała go więcej niż
przez miesiąc i że chociaż na pół żywy, to przecież przebywał
bezpiecznie w Rzymie, gdzie przybyli wprawdzie Baglioni, Vitelli i Orsini, lecz
nie występowali przeciwko niemu. Nie mógł wprawdzie zrobić papieżem tego,
którego chciał, ale przynajmniej mógł nie dopuścić do pontyfikatu tego, którego
nie chciał. Lecz wszystko byłoby dla niego łatwe, gdyby był zdrowy w chwili
śmierci Aleksandra.
Mówił mi w dzień wyboru Juliusza II, że
pomyślał o wszystkim, co może zdarzyć się po śmierci ojca i na wszystko
znalazł środek; jedynie nie pomyślał nigdy
o tym, że w chwili jego śmierci on sam będzie
umierającym.
Zestawiwszy wszystkie czyny księcia, nie umiałbym
go potępiać, przeciwnie, zdaje mi się, że powinienem, jak to uczyniłem,
stawiać go za wzór do naśladowania tym wszystkim, którzy wznieśli się do władzy
dzięki szczęściu i obcemu orężowi.
« Historia powszechna (Publikacja: 04-07-2002 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 966 |
|