|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Politologia
Polska lewica fantomowa [1] Autor tekstu: Anna Salman
Ostatnio coraz częściej słyszę żal z powodu stopniowego znikania polskiej lewicy. Nie wiem, na ile szczere jest to ubolewanie, ale warto przypomnieć, że
poza krótkim epizodem zaraz po odzyskaniu niepodległości w 1918r., taki byt nigdy realnie na polskiej scenie politycznej nie zaistniał. Wiele natomiast
mówiono i mówi się nadal o lewicy, często nadając różne interpretacje owemu określeniu, od ponad dwudziestu lat jedynie pejoratywne. Właściwie lewica jest
oskarżana o wszelkie zbrodnie ostatnich 100 lat, włączając w to hitleryzm (socjalizm narodowy), stalinizm oraz zagrożenie islamskim terroryzmem w Europie,
a określenie „lewak" (szerzej „lewackie ścierwo") jest jednym z najcięższych wyzwisk. Skąd w takim razie ten płacz i za czym? Czy osoby postulujące
użyteczność lewicy w przestrzeni publicznej, a przy tym przeważnie zdecydowanie odcinające się od poglądów lewicowych, mają w ogóle świadomość, o czym
mówią?
Żeby wyjaśnić, czym jest lewica, najlepiej sięgnąć do eseju Leszka Kołakowskiego „Sens ideowy pojęcia lewicy" [ 1 ]. W zasadzie wyjaśnienie jest zawarte już w
tytule — jeżeli kojarzyć z czymś lewicę, to z ideą właśnie. Jedną bowiem z cech wyróżniających lewicę jest utopijność postulatów. Jak pisał Kołakowski
„...istnieje wielkie doświadczenie historyczne, mniej lub bardziej mgliście żyjące w świadomości społecznej — doświadczenie, które uczy, że cele doraźnie nie
dające się zrealizować, nie będą również nigdy mogły zostać zrealizowane, jeżeli nie zostają wysunięte wtedy, kiedy się zrealizować nie dadzą. ...to, co
niemożliwe w danej chwili, może się stać możliwe tylko przez to, że wtedy kiedy jest niemożliwe, uchodzi w ogóle za możliwe." W tym sensie utopijność jest
cechą, która tak naprawdę wiąże się z odwagą, ale odwagą w myśleniu. Czy 100 lat temu, w jeszcze nieistniejącej Polsce, większość potraktowałaby serio
nadanie praw obywatelskich kobietom? Dziś wydaje się to oczywistością, a przecież dopiero za cztery lata będziemy obchodzić stulecie tamtej decyzji. Tak
samo było z postulatami zniesienia niewolnictwa, czy kary śmierci. Przeważnie mijały pokolenia zanim dawne utopie stały się zasadami, bez których nie ma
mowy o demokracji. Dlatego właśnie owa ideowość, utopijność lub po prostu odwaga „sięgania, gdzie wzrok nie sięga" i „łamania, czego rozum nie złamie" jest
cechą, która najwyraźniej określa lewicę.
Co jest jednak niezbędne, aby zaistniały odwaga i umiejętność formułowania oraz głoszenia utopijnych haseł? Na pewno wyobraźnia, ale niezbędne jest również
wykształcenie przynajmniej na takim poziomie, aby można było wyartykułować własne wyobrażenia. Nie bez powodu inkubatorem idei lewicowych były przeważnie
środowiska uniwersyteckie. Nie ma jednak dowodów na to, że masowa produkcja absolwentów wyższych uczelni jest w stanie wytworzyć jakiś ferment
intelektualny w społeczeństwie. Wręcz przeciwnie — największa zmiana społeczna, jaka dokonała się w Europie, i która w niemałym stopniu przyczyniła się do
rozkwitu Oświecenia, czyli Reformacja, oparła się o ruch masowy, gdzie poziom analfabetyzmu wynosił ok. 90%. Jednak awangardą owego ruchu byli duchowni -
ludzie jak na owe czasy gruntownie wykształceni i mający autorytet społeczny. Istnieje pewna prawidłowość, że ilekroć mamy do czynienia z istotną zmianą
społeczną o charakterze lewicowym (postępowym), musi pojawić się grupa, w porównaniu do ogółu dobrze wykształcona, mająca wizję zmiany i odwagę jej
głoszenia, a także determinację realnego inicjowania zmian. Jako grupa nieliczna, stanowiąca awangardę intelektualną, siłą rzeczy ma charakter elitarny.
I tu zapewne tkwi źródło polskiej słabości w tworzeniu lewicy — nie mamy środowisk, które mogłyby taką elitę intelektualną stanowić. Nie mieliśmy ich także
w całej swej historii, wyjąwszy przełom XIX i XX w., gdy na fali pozytywizmu powstała szkoła lwowsko-warszawska, takie polskie Oświecenie, spóźnione wobec
dużej części Europy o jakieś 300 lat. Polska nie odrobiła lekcji europejskiego Oświecenia, ponieważ w obowiązującym wówczas u nas systemie kastowym elity
nie miały motywacji, aby poszerzać własne horyzonty, a równocześnie nie było w ich interesie, aby uwalniać potencjał społeczny — ok. 70% populacji
traktowano jako składnik prywatnych majątków. Ten sposób myślenia utrzymał się niestety jeszcze przez cały wiek XIX (okres kolejnych ogromnych zmian
społecznych w Europie), a widać, że przebija również obecnie spod cienkiej warstwy politycznie poprawnych deklaracji o demokracji i wolnościach. Dlatego
zniesienie niewolnictwa na ziemiach polskich zawdzięczamy zaborcom, a powszechny dostęp do edukacji i oświaty został przywieziony na sowieckich czołgach.
Nawet reforma rolna, zapoczątkowana w latach 20-tych została zawieszona i wdrożona, już dość brutalnie, dopiero po II w. św., pod strażą obcych bagnetów.
Pewnie dlatego te wstydliwe elementy polskiej historii są przemilczane, a często wręcz przekłamywane.
Kolejną cechą lewicy według Kołakowskiego, jest negacja. Tu jednak można się zastanawiać, czy faktycznie negacja jest zawsze tak konstruktywna, jak
widziałby to autor eseju. Moim zdaniem niekoniecznie — tak jak bunt dziecka może mieć charakter zwykłej przekory „na złość babci odmrożę sobie uszy", tak
bunt społeczny może mieć charakter negacji dla samej negacji. Czasem znów można w nim znaleźć analogię do zachowań kilkulatka, testującego zakres możliwych
ustępstw ze strony opiekunów (w tym przypadku decydentów politycznych). Sama negacja nie jest więc konstruktywna, z racji li tylko kwestionowania
rzeczywistości, jak twierdził Kołakowski. Dlatego jest intelektualnym nadużyciem określanie mianem lewicowego każdego protestu społecznego, czy środowiska
wyrażającego niezadowolenie z istniejącej sytuacji. Owszem, są to niewątpliwie ruchy / działania społeczne, czy obywatelskie, ale czy społeczeństwo jest w
swojej masie lewicowe? Tu zgadzam się z autorem eseju, że większość stanowią przeważnie konserwatyści i że ów konserwatyzm jest największym hamulcowym
przemian. Główną siłą spajającą społeczeństwo jest konformizm, który na poziomie indywidualnym pozwala zadowalać się małym sukcesem, byle był widoczny i
odczuwalny. Na tym bazują partie polityczne, które ową stagnację jak najbardziej rozciągają w czasie, bo brak zmian nie wymaga od nich wysiłku.
Nonkonformizm wymaga odwagi, już nie tylko w myśleniu, lecz także w działaniu, przede wszystkim w formułowaniu związków przyczynowo-skutkowych. Stąd
wymogiem negacji konstruktywnej jest postulat konkretnej zmiany, czyli określenie kierunku.
Zasada negacji przypisana lewicy stanowi o jej trwale opozycyjnym charakterze. Dlatego nie można mówić o lewicy przejmującej władzę. Sprawowanie władzy
jest z założenia (jak i nazwy) prawicowe, a optymalnym rozwiązaniem jest istnienie na scenie politycznej takich formacji, które realizują postulaty
lewicowe bądź starają się to robić. Nie może być jednak określana mianem lewicującej, a już tym bardziej lewicowej formacja, która stara się ograniczać
prawa obywatelskie, nawet jeśli włączyła w swój program postulaty tradycyjnie postrzegane, jako lewicowe — np. socjalne. Nie może też nią być ugrupowanie,
które wprowadza / utrzymuje zasadę sakralizacji jakiejkolwiek dziedziny życia, w tym również podejścia do własnej historii. Jak pisał Kołakowski „Lewica
jest postawą permanentnego rewizjonizmu wobec rzeczywistości…". W tym rozumieniu, ani kult jednostki, ani zakaz krytyki ustroju, ani przymus jednomyślności
nie był, nie jest i nie może być lewicowy.
Klasowość lewicowości jest o tyle nieaktualna, że od czasu likwidacji społeczeństw stanowych, a takim było jeszcze długo społeczeństwo kapitalistyczne,
mamy znacznie bardziej skomplikowane wzory struktur społecznych. Dawniej wspólnota interesów łączyła klasę / stan społeczny, dziś może łączyć w pewnym
zakresie poszczególne środowiska, niekiedy bardzo odległe światopoglądowo. Te interesy są często doraźne, stąd i sojusze zawierane są na krótko, a
konfiguracje układów zmieniają się w zależności od aktualnej sytuacji. Można powiedzieć, że dzisiejsze grupy protestu mają charakter grup marketingowych,
czy projektów celowych, rozwiązywanych z chwilą realizacji postulatów. Na gruncie polskim dochodzi niska umiejętność samoorganizacji społecznej — typowe
dla populacji, której większość przez stulecia nie była traktowana podmiotowo. Pewnie dlatego nasze grupy protestu rozpadają się czasem przed realizacją
postulatów, a niektóre wręcz zanim zdążą owe postulaty sformułować. W tym też jest widoczna słabość zaplecza intelektualnego i niedojrzałość emocjonalna
inicjatorów. Zdroworozsądkowe podejście nakazuje, aby myślenie poprzedzało mówienie, a mówienie działanie, bo zmiana tej kolejności może być niekiedy
tragiczna w skutkach.
Tak naprawdę właśnie owo rozproszenie środowisk jest kolejnym wyróżnikiem lewicy i jedną z przyczyn, dla której nie może ona przejąć władzy, stąd tylko z
rzadka staje się ruchem politycznym, mającym wpływ na radykalną zmianę stosunków społecznych. Jest wówczas w stanie doprowadzić do rewolucji, jednocześnie
ją (niestety) legitymizując, jednak masowość oraz doktrynerstwo są tak biegunowo różne od samej istoty lewicy, że bardzo szybko realną władzę przejmują
grupy skrajnie konserwatywne, wykorzystujące lewicowe idee jedynie, jako listek figowy. Najjaskrawszymi przykładami były rewolucje we Francji i w Rosji,
które przyniosły w zasadzie kosmetyczne zmiany, w największym stopniu w zakresie elit politycznych, symboli oraz retoryki. Przy tym koszt społeczny
rewolucji jest zawsze nieadekwatnie wysoki wobec potencjalnych korzyści, więc lepiej stawiać na ewolucję mentalności społecznej, opartą na edukacji.
Reasumując — lewica wywodzi się z konstruktywnej negacji, której przyświeca wizja realnej, korzystnej społecznie zmiany, początkowo przeważnie mającej
cechy utopii. Nie istnieje, jako konkretna formacja na scenie politycznej, a jedynie, jako emanacja idei oraz różnorodnych środowisk, rozproszonych w
społeczeństwie.
W sytuacji, gdy postulaty lewicowe stają się zasadą, są adaptowane przez prawicę, co według mnie jest naturalnym elementem ewolucji społecznej. Dlatego nie
zgadzam się z autorem eseju, jak również ze współczesnymi komentatorami, oburzającymi się na praktykę „zawłaszczania idei". Właściwie różnica polega na
celu ich głoszenia i wdrażania — dla środowiska lewicowego zmiana korzystna dla obywateli ma wartość autoteliczną (jest dobra sama w sobie), dla prawicy
jest korzystna, gdy pozwala wyciszyć społeczne protesty, zagrażające jej władzy. Czy jednak ma to znaczenie dla samego beneficjenta zmiany? Tylko o tyle, o
ile okaże się, że owa zmiana jest powierzchowna / nietrwała lub pozostaje jedynie w sferze deklaracji, czyli stanowi element demagogii. Z taką właśnie
demagogią mamy do czynienia od kilku lat i zdumiewa mnie, że nawet osoby deklarujące poglądy lewicowe, okazują się podatne na manipulację.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Leszek Kołakowski, „Sens ideowy pojęcia lewicy" z roku 1957, w „Pochwała niekonsekwencji. Pisma rozproszone sprzed roku 1968", Wydawnictwo Puls (Londyn), maj 2002. « Politologia (Publikacja: 14-07-2015 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9867 |
|