Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.445.005 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Prawdę trzeba wyrażać prostymi słowami.
« Czytelnia i książki  
Prokurator Judei [1]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Jan Sten

L. Aelius Lamia, syn znakomitego italskiego rodu, jeszcze w todze młodzieniaszków chadzał, gdy udał się na studia filozoficzne do szkół w Atenach. Zamieszkał następnie w Rzymie i w domu swym na Eskwilinie wiódł żywot wesoły w gronie rozpustnych rówieśników. Ale gdy oskarżono go o stosunek karygodny z Lepidą, żoną byłego konsula Sulpiciusa Quirinusa, i dowiedziono mu winy, Tiberius Caesar ukarał go wygnaniem. Lamia zaczynał wówczas dwudziesty czwarty rok życia. Przez osiemnaście lat swego wygnania przebywał w Syrii, Palestynie, Kapadocji i Armenii; dłuższy czas mieszkał w Antiochii, Cezarei, Jerozolimie. Gdy po śmierci Tiberiusa rządy państwa objął Gaius, Lamia uzyskał pozwolenie powrotu do Miasta; przywrócono mu nawet część jego majętności.

Nieszczęścia uczyniły go człowiekiem roztropnym. Unikał wszelkich stosunków z kobietami szlachetnego rodu, nie ubiegał się o urzędy, trzymał się z dala od zaszczytów i żył w ukryciu w domu swym na Eskwilinie. Spisywał to, co w swych dalekich podróżach widział był godnego uwagi. Mawiał, że w ten sposób z minionej swej niedoli ma rozrywkę dla chwili obecnej. Wśród spokojnych tych zajęć i wśród pilnych rozmyślań nad księgami Epikura zeszła nań starość. Starość ta zadziwiła go i zasmuciła nieco. Mając lat sześćdziesiąt dwa, trapiony uporczywym katarem, wybrał się do kąpieli morskich w Baiae. Wybrzeże to, niegdyś ulubione przez zimorodki, było licznie odwiedzane przez Rzymian bogatych i żądnych zabawy. Od tygodnia już Lamia żył sam, bez przyjaciela, wśród rozbawionego tłumu, gdy dnia pewnego, po obiedzie, uczuł się rzeźwiejszym i przyszła mu chętka wejść na wzgórza, które, obwieszone winogradem jak bachantki, ciągną się wzdłuż brzegów morza.

Doszedłszy na ich szczyt, Lamia usiadł pod cyprysem na skraju ścieżki i błądził wzrokiem po pięknej okolicy.. Na lewo aż do ruin Kumańskich rozciągały się puste i sine Pola Flegrejskie, na prawo Przylądek Mizeński spiczastą swą ostrogę zatapiał w Morze Tyrreńskie. U stóp jego, ku zachodowi, wzdłuż wdzięcznie wygiętych wybrzeży, bogate Baiae rozścielały swe ogrody, wille pełne posągów, portyki, tarasy marmurowe, schodzące aż do brzegów morza błękitnego, w którym pląsały delfiny. Przed nim, z drugiej strony zatoki, na wybrzeżu Kampanii, w zlocie zachodzącego słońca błyszczały świątynie, uwieńczone w oddali laurowymi gajami Pauzylippu; w głębi widnokręgu odrzynał się uśmiechnięty, zda się, Wezuwiusz. Lamia z fałdów togi wyjął zwitek zawierający „Rzecz o przyrodzie", rozciągnął się na ziemi i zaczął czytać. Ale po chwili krzyk niewolnika ostrzegł go, by wstał i usunął się przed lektyką, którą niesiono tą właśnie wąską ścieżką między winnicami. W lektyce odchylone były zasłony i Lamia, ujrzał spoczywającego na poduszkach starca ogromnej tuszy, który z czołem na ręce opartym, ponurym i dumnym, wzrokiem patrzał dokoła. Orli nos opadał mu ku wargom, wąskim i ściśniętym między potężnymi szczękami a wydatnym podbródkiem.

Od pierwszego spojrzenia Lamia pewnym był, że zna tego człowieka, ale przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć jego nazwiska.

Nagle z radością i zdziwieniem rzucił się ku lektyce.

- Pontius Pilatus! — zawołał. — Chwała niech będzie bogom, że dano mi widzieć cię znowu!

Starzec skinął na niewolników, by przystanęli, i uważnie jął się przyglądać człowiekowi, który go tak powitał.

— Pontiuszu, drogi mój łaskawco, czyż przez te lat dwadzieścia siwizna tak przyprószyła mi włosy, a zmarszczki twarz zorały, że nie poznajesz już przyjaciela swego, Aeliusa Lamii?

Na to imię Pontius Pilatus wysiadł z lektyki tak szybko, jak tylko mu na to pozwalał wiek i ociężała postawa. I po dwakroć ucałował Aeliusa Lamię.

— Zaiste, i mnie miło widzieć cię znowu. Niestety! przypominasz mi dawne czasy, gdym był prokuratorem Judei w prowincji syryjskiej. Trzydzieści lat minęło, odkąd ujrzałem cię po raz pierwszy. Było to w Cezarei, gdzie wiodłeś nudny swój żywot wygnańczy. Szczęśliwie udało mi się osłodzić ci go trochę, a ty, Lamio, z przyjaźni towarzyszyłeś mi do tej smutnej Jerozolimy, w której Żydzi poili mnie goryczą i wstrętem. Przez lat dziesięć byłeś gościem mym i towarzyszem; rozmawiając o Rzymie, pocieszaliśmy się wzajemnie, ty — w twych nieszczęściach, ja zaś — w mych zaszczytach.

Lamia uścisnął go znowu.

— Nie wszystko jeszcze wymieniłeś; Pontiuszu; nie wspominasz, żeś na moją korzyść użył wpływu swego u Heroda i że pozwalałeś mi hojnie czerpać z twego trzosa.

— Nie mówmy o tym — odrzekł Pontius — wszak za powrotem twym do Rzymu przez wyzwoleńca odesłałeś mi sumę, która z lichwą dług twój spłaciła.

— Pontiuszu, pieniędzmi nie wypłaciłem się z długów mej wdzięczności. Ale odpowiedz mi, czy bogowie spełnili twe życzenia? Czy zażywasz szczęścia, na któreś zasłużył? Mów mi o rodzinie twej, o stanie twych dóbr, o twym zdrowiu.

— Zamieszkałem na Sycylii, gdzie mam majątki ziemskie; uprawiam i sprzedaję zboże. Najstarsza córka moja, droga moja Pontia, owdowiawszy zamieszkała przy mnie i zarządza mym domem. Zachowałem, dzięki bogom, siłę umysłu, pamięć moja nie osłabła. Ale starość nie przychodzi nigdy bez korowodu kalectw i dolegliwości. Okrutnie trapi mnie podagra i przybyłem właśnie na Pola Flegrejskie, by szukać ulgi na to cierpienie. Ta ziemia rozpalona, z której nocą buchają płomienie, wydziela ostre pary siarczane, które podobno uśmierzają ból i powracają giętkość stawom. Tak przynajmniej zapewniają lekarze.

— Obyś, Pontiuszu, doświadczył tego na sobie! Ale mimo podagry i jej piekących ukąszeń wyglądasz ledwie na rówieśnika mego, choć w rzeczywistości jesteś dziesięć lat starszy ode mnie. Istotnie zachowałeś więcej sił, niż ja miałem ich kiedykolwiek; cieszę się, że cię tak dzielnym widzę. Dlaczegoż, drogi mój, przed czasem wyrzekłeś się urzędów publicznych? Czemu, złożywszy rządy Judei, usunąłeś się do dóbr twych na Sycylii, na dobrowolne wygnanie? Mów mi, coś robił od czasu, gdym przestał być świadkiem twych czynów! Gdym wyjeżdżał do Kapadocji w nadziei na dobry zysk z chowu koni i mułów, gotowałeś się był tłumić bunt Samarytańczyków. Nie widziałem cię odtąd. Jakżeż się powiodło twej wyprawie? Opowiadaj mi, mów. Wszystko, co się ciebie tyczy, i mnie też obchodzi.

Pontius Pilatus smutnie potrząsnął głową.

— Właściwa mi sumienność i poczucie obowiązku sprawiały, żem swój urząd publiczny zawsze pełnił nie tylko gorliwie, ale ze szczerym zamiłowaniem. Lecz nienawiść prześladowała mnie bez wytchnienia. Intrygi i oszczerstwa złamały żywot mój w pełnym rozkwicie i zmarniał owoc życia mego. Pytasz mnie o bunt Samarytańczyków. Siądźmy na tym wzgórku, odpowiem ci w kilku słowach. Te zdarzenia tak są przytomne mej pamięci, jak gdyby wczoraj się to działo.

Człowiek z ludu, mową wpływowy, jakich niemało bywa w Syrii, nakłonił Samarytańczyków, by zbrojnie zebrali się na górze Gazim, która w tym kraju uchodzi za miejsce święte. Obiecał on ukazać im na oczy naczynia święte, które za dawnych czasów Ewandra i Eneasza, praojca naszego, ukryć tam miał bohater głośny, a raczej bożek jakiś miejscowy, zwany Mojżeszem. Na to zapewnienie Samarytanie powstali. Zawiadomiono mię zawczasu, więc mogłem też ubiec ich; górę samą kazałem obsadzić oddziałami piechoty, a konnicę na czatach rozstawiłem w okolicy.

Te środki ostrożności były bardzo pilne. Już bowiem powstańcy oblegali gród Tyrathaba, położony u stóp góry Gazim. Rozproszyłem ich z łatwością i stłumiłem bunt w zarodku.. Następnie, by dać groźny przykład, a bez wielkich ofiar, wydałem katom przywódców ruchawki. Ty wiesz, Lamio, w jak ścisłej zależności trzymał mnie prokonsul Vitellius, który rządząc Syrią nie dla Rzymu, lecz przeciw Rzymowi, uważał, że prowincje państwa, jak dzierżawy, rozdaje się tetrarchom. Najznakomitsi Samarytanie przyszli mu do nóg wypłakać swą nienawiść ku mnie. Gdyby wierzyć im — ani im w głowach powstało wyłamywać się spod władzy cezara. Ja to wykrzesałem rzecz całą, a oni, by stawić opór tylko moim gwałtom, zebrali się dokoła Tyrathaby. Vitellius wysłuchał ich skarg, oddał zarząd Judei przyjacielowi swojemu Marcellusowi, a mnie kazał jechać do Rzymu i usprawiedliwić się przed cezarem. Z sercem ciężkim od żalu i urazy wsiadłem na okręt. Gdym przybijał do brzegów Italii, Tiberius, złamany wiekiem i rządami państwa, umarł był właśnie nagle na Przylądku Mizeńskim, którego róg widzisz stąd, jak wynurza się z mgły wieczornej. Żądałem sprawiedliwości od jego następcy, Caiusa. Nowy cezar miał umysł żywy i nieobcy mu był stan spraw w Syrii. Uważ tu wraz ze mną, Lamio, jak uparcie losy godziły na mą zgubę! Caius miał wtedy przy sobie w Rzymie Żyda Agrippę, towarzysza i przyjaciela lat dziecinnych, którego kochał jak oko w głowie. Otóż Agrippa sprzyjał Vitelliusowi, ponieważ Vitellius był nieprzyjacielem Antipy, którego nienawidził Agrippa. Cezar poszedł za podszeptami swego drogiego Azjaty i nawet nie chciał mnie wysłuchać. Znieść musiałem niezasłużoną niełaskę. Nakarmiony żółcią, połykając łzy, usunąłem się do dóbr mych na Sycylii, gdzie byłbym umarł z żalu, gdyby słodka moja Pontia nie przybyła pocieszyć ojca swego. Uprawiam zboże; u mnie wschodzą najładniejsze w całej prowincji kłosy. Dziś życie moje skończone, przyszłość rozstrzygnie między mną a Vitelliusem.

— Pontiuszu — odrzekł Lamia — jestem przekonany, żeś względem Samarytan postąpił zgodnie z prawością twego charakteru i jedynie dla dobra Rzymu. Ale czy w tej okoliczności nie dałeś zbytnio pola swej burzliwej odwadze, która unosiła cię zawsze? Pamiętasz, że w Judei, choć jako młodszy powinienem był być zapalczywszym od ciebie, często ja musiałem doradzać ci wyrozumiałość i łagodność.

— Łagodność względem Żydów! — zawołał Pontius Pilatus. — Chociaż żyłeś między nimi, nie znasz dobrze tych wrogów rodu ludzkiego! Są dumni i nikczemni zarazem, haniebne tchórzostwo łączy się u nich z niezwalczonym uporem; czy się ich kocha, czy nienawidzi, zarówno obrzydną. Duch mój wzrósł, Lamio, w zasadach boskiego Augusta. Gdym został prokuratorem Judei, na ziemi panował już majestat rzymskiego pokoju. Nie zdarzało się już, jak ongi za czasów naszych wojen domowych, by prokonsulowie bogacili się rabując poddane prowincje. Znałem swe obowiązki. Baczyłem pilnie, aby postępować zawsze rozumnie i umiarkowanie. Bogami się świadczę, żem się upierał tylko w łagodności. I na cóż zdały się te dobre chęci? Widziałeś, Lamio, jak z początku mych rządów wybuchnął bunt pierwszy. Czyż potrzeba przypominać ci, w jakich to było okolicznościach? Załoga Cezarei przyszła na zimowe leże do Jerozolimy, na godłach legionistów były wyobrażone wizerunki cezara. Widok ten dotknął jerozolimczyków, którzy nie uznają boskości cezara — a czyż nie zaszczytniej, skoro słuchać trzeba, słuchać boga, a nie zaś człowieka? Kapłani ludu przyszli przed moje siedzisko i z wyniosłą pokorą prosili, bym godła te zabrać kazał ze świętego miasta. Odmówiłem im przez poszanowanie dla boskości cezara i dla powagi państwa. Lud zgromadzony w przedsionku przyłączył się do kapłanów i zanosił groźne błagania. Nakazałem żołnierzom, by piki ustawili w kozły przed wieżą Antonia i uzbrojeni tylko w pręty, jak liktorzy, rozpędzili, harde tłumy. Ale nieczuli na razy Żydzi błagali mnie jeszcze, a najupartsi, kładąc się na ziemię, szyje pod ciosy wyciągali i umierali pod rózgami. Byłeś świadkiem mego upokorzenia, Lamio; na rozkaz Vitelliusa musiałem odesłać godła do Cezarei. Zaiste nie zasłużyłem na ten wstyd! Wobec bogów nieśmiertelnych przysięgam, że ani razu jednego za rządów swych nie uchybiłem sprawiedliwości i prawom! Lecz jestem stary, wrogowie moi i oszczercy nie żyją. Umrę nie pomszczony. Któż będzie bronił mej pamięci? Westchnął i umilkł. Lamia zaś odrzekł:


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Ratowanie dzieci oskarżonych o czary: perspektywa nigeryjska
Wyzwoliciele Ameryki Łacińskiej

 Zobacz komentarze (7)..   


« Czytelnia i książki   (Publikacja: 05-09-2009 Ostatnia zmiana: 06-09-2009)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Anatol France
Ur. 1844, zm. 1924. Powieściopisarz, poeta i krytyk francuski. Zapalony bibliofil i historyk, przedstawiciel postawy racjonalistycznej oraz sceptycznej. Przez jemu współczesnych porównywany do Voltaire'a. Autor licznych powieści satyryczno-heroikomicznych wzorowanych na XVII-wiecznych powiastkach filozoficznych i libertyńskich. Jeden z pierwszych obrońców Dreyfusa. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za 1921 rok. W 1922 r. Z uzasadnienia komisji noblowskiej, otrzymał ją za "błyskotliwe osiągnięcia literackie wyróżniające się wykwintnością stylu, głębokim humanizmem i prawdziwie galijskim temperamentem". Przez Josepha Conrada nazwany "księciem prozy". Humanizm France'a wywarł wpływ na takich pisarzy jak: Marcel Proust, Tomasz Mann, Aldous Huxley, Jean Paul Sartre czy André Gide. Watykan umieścił wszystkie dzieła France'a na Indeksie Ksiąg Zakazanych.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 5  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ziemia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6766 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365